12-lecie Histmaga: Mówimy jak było, jest i będzie!

opublikowano: 2013-10-01 08:15
wolna licencja
poleć artykuł:
Okres młodzieńczej ekscytacji nasz portal ma już za sobą, teraz stajemy się bardziej profesjonalni – mówi Tomasz Leszkowicz, historyk i sekretarz redakcji Histmag.org. I z okazji 12-lecia tego jednego z najbardziej popularnych adresów historycznych w Internecie mówi „jak było”. A także „jak jest” i „jak będzie”.
REKLAMA
Tomasz Leszkowicz - członek redakcji Histmaga od 2006 r., związany z serwisem i forum jeszcze dłużej. Od września 2013 r. sekretarz redakcji portalu.

Jak na historyczny portal przystało, zajmijmy się przeszłością. 12 lat temu Histmag wystartował, pamiętasz początki tej inicjatywy? Już wtedy brałeś w niej udział?

Początki naszego portalu pamiętają w redakcji tak naprawdę Michał Świgoń, Romek Sidorski i być może jeden albo dwóch współpracujących z nami informatyków. Ja sam zacząłem współpracę z Histmagiem w 2003 roku. To było więc dwa lata po inauguracji portalu. Pamiętam, że Histmag był wtedy zupełnie inny. Był taki, jak wyglądał wtedy Internet.

Co przyciągnęło Cię do Histmaga?

Trafiłem w to miejsce, bo przy portalu działało takie małe forum miłośników gry Europa Universalis, prowadzonej przez Romka Sidorskiego. A później jakoś się to potoczyło. Pierwszym doświadczeniem był udział w turnieju historycznym, który był wtedy organizowany. Zająłem 7-8 miejsce, potem swojego wyniku już nie powtórzyłem. Zacząłem pisać na forum, z czasem zacząłem współpracować z redakcją.

Pamiętasz swój pierwszy tekst?

Nie... chyba nie. Pamiętam, że zaczynałem od robienia prostych notek na podstawie newsów z dużych portali internetowych. Część z nich zakwalifikowałaby się dziś do kategorii „od czapy” (śmiech). Próbuję przypomnieć sobie dawne teksty... no tak, w pamięci mam swoją pierwszą recenzję książki, którą dostałam jako egzemplarz recenzencki. To była książka profesora Materskiego o stosunkach polsko-sowieckich w dwudziestoleciu międzywojennym. Oceniłem ją pozytywnie. Byłem dumny z tego, że ktoś dał mi książkę do zrecenzowania.

Portal zajmował się początkowo także grami komputerowymi. Pytanie mocno na czasie: czemu obecnie nie przeczytamy na Histmagu niczego o GTA V?

Zaczynaliśmy od gier, to prawda. Były to jednak gry strategiczne i z historią w tle. Zresztą do wspomnianej Europa Universalis wracam do dziś. Zrezygnowaliśmy jednak z gier na portalu. Dlaczego? To była trochę choroba wieku młodzieńczego: każdy chciał o czymś pisać. O kulturze, polityce, historii, grach komputerowych. Stwierdziliśmy, że nie da się robić wszystkiego naraz i skupiliśmy się na historii. Chociaż bardzo możliwe, że już niedługo na Histmagu będzie więcej recenzji gier historycznych. Bardzo bym tego chciał, uważam, że są one doskonałym sposobem na promowanie historii.

A teraz już nieco bardziej poważnie: kiedy zdaliście sobie sprawę, że Histmag zaczyna być popularny?

Granic popularności było kilka. Pewnie każda z osób zaangażowana w nasz portal mogłaby różne takie punkty wyznaczać. Ja uważam, że około 2007 roku nagle staliśmy się takim bardziej istotnym miejscem w polskiej sieci. To był czas, kiedy mieliśmy dużo przekształceń. Zarejestrowaliśmy się jako tytuł prasowy, mieliśmy konkurs „50 dni dookoła Europy”, o którym powiedziano chyba nawet w ogólnopolskiej telewizji. Dużo się działo i poczuliśmy wtedy wiatr w żagle.

Jest jeszcze inna, często wymieniana granica popularności Histmaga. Mowa o okresie, gdy nasz magazyn zaczął być dołączany na płytkach CD Action. Można było czytać artykuły będąc offline. Do tej pory są ludzie, którzy wspominają Histmaga właśnie na tych płytach.

Dla mnie był jeszcze jeden taki moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że pisanie dla Histmaga jest czymś większym niż na przykład prowadzenie bloga. Kilka lat temu napisałem dla Histmaga recenzję książki, a rok później spotkałem jej autora, który dziękował mi za ten artykuł. Uświadomiłem sobie, że sporo osób nas czyta, że sporo osób nas zna.

Jak patrzysz na Histmaga teraz i porównujesz do portalu, który funkcjonował 12 lat temu, jaka zmiana uderza Cię najbardziej?

Chyba to, że dorośliśmy razem z portalem. Że wyszliśmy już z młodzieńczego entuzjazmu na zasadzie: „patrzcie, coś napisaliśmy, czytajcie nas!” Teraz jesteśmy dużo spokojniejsi i bardziej profesjonalni. Jak czytam obecne nasze teksty i te, które napisaliśmy kilka lat temu, widzę, że te współczesne są po prostu poważniejsze.

Pierwszy numer e-zinu Histmag - od tego czasu sporo się nauczyliśmy.

Jest w nich więcej historycznej wiedzy, czy znajomości dziennikarskiego rzemiosła?

Myślę, że dziennikarskiego rzemiosła. My właściwie zawsze mieliśmy do czynienia z dobrymi historykami. Ale brakowało nam niekiedy takiej dziennikarskiej iskry, by artykuły były w stanie popularyzować historię. Pamiętam stare teksty, które były nazywane niczym prace na studiach. Długie tytuły w stylu: „Przyczynek do...”, czy „W perspektywie...”. Tego już nie ma.

Dawnego Histmaga przyrównałbym trochę do gazetki szkolnej, gdzie uczniom wydaje się, że robią szalenie ważne rzeczy i przez to podchodzą do tego ekstatycznie. Obecny Histmag jest już inny - zaczęliśmy być coraz bardziej podobni do „profesjonalnych” mediów.

Kto właściwie czyta Histmaga? Młodzi ludzie? Doświadczeni historycy?

Czytają nas różne osoby. Piszą do nas ludzie po 50-tce, piszą do nas osoby na emeryturze, które nas bardzo chwalą. Zaryzykowałbym jednak tezę, że wielu naszych czytelników jest bardzo podobnych do nas, czyli do ludzi, którzy tworzą Histmaga. Są to osoby w wieku 20-30 lat, które w jakimś sensie dorastały z nami na Histmagu. Parę lat temu był to student historii, później doktorant, teraz są to osoby jeszcze starsze.

Najczęściej czytają nas mężczyźni, ale patrząc na nasze ankiety, kobiet na Histmagu też nie brakuje. Co ważne, naszym czytelnikiem nie zawsze jest student, czy absolwent historii. Na Histmaga zaglądają też inżynierowie, informatycy, osoby, które zajmują się biznesem.

Co jest największym sukcesem Histmaga?

Mimo różnych perturbacji i różnych sufitów, które ograniczały nasz rozwój, zawsze udawało nam się iść do przodu. Przez te 12 lat nie raz działaliśmy od kryzysu do kryzysu, ale zawsze uciekaliśmy do przodu i jakoś to szło.

O jakich kryzysach mówisz?

Histmag rodził się jako inicjatywa amatorska, jako przedsięwzięcie prowadzone przez licealistów i studentów. I prędzej czy później musiał przyjść moment, w którym człowiek musiał zająć się czymś „realnym”. Kiedyś problemem było, że redaktor ma za parę miesięcy maturę i nie może siedzieć tyle nad Histmagiem. Później, że musi pisać pracę magisterską, a potem, że wchodzi w dorosłe życie. Opowiadał kiedyś o tym Michał, wydawca Histmaga. W pewnym momencie on też się zastanawiał, co właściwie dalej robić z portalem. Zobaczył jednak, że to może być dla niego normalna praca, że można z tego normalnie żyć. No i że jeszcze robi się coś, co się lubi.

No właśnie, to teraz coś „seksownego” dla wielu: pieniądze. Rozumiem, że Histmag zarabia na siebie? W jaki sposób?

Histmag jest przedsiębiorstwem, zarabia na siebie w typowy sposób dla Internetu. Na reklamach i to z różnych źródeł. Bo coraz więcej różnorakich inicjatyw chce się u nas reklamować. Drugim źródłem dochodu jest nasz sklep, który od jakiegoś czasu prowadzimy wspólnie z księgarnią Odkrywcy z Łodzi. Można tutaj kupić książki, e-booki, koszulki, gadżety, finansujące naszą działalność.

Histmag to jednak nie tylko pracujący tutaj redaktorzy, ale też pokaźna liczba ludzi, którzy od czasu do czasu prezentują na portalu swoje artykuły. Kto może pisać dla Histmaga?

W porównaniu do wielu innych mediów u nas jest chyba łatwiej opublikować swój tekst. A co trzeba zrobić, by tekst się tu ukazał? Przede wszystkim trzeba mieć coś ciekawego do powiedzenia na temat historii. Wbrew pozorom nie jest to takie proste. To jest czasem problem również dla historyków, którzy chcieliby o czymś napisać, ale nie potrafią swoim tematem zaciekawić odbiorców. Tekst na naszym portalu powinien być ciekawy, nie może to być streszczony fragment podręcznika. Przez wakacje pracowałem z naszymi praktykantami, młodymi studentami historii. Starałem się im pokazać, że krótkie newsy, które pisali, muszą po pierwsze coś przekazywać, a po drugie interesować czytelnika. Cieszyłem się, gdy zaczynali „łapać” o co chodzi.

Większość tekstów, które dostajecie, nadaje się do publikacji? Jest przewaga dobrych tekstów?

Powiedziałbym, że nieznaczna większość to teksty, które decydujemy się publikować, bo spełniają nasze kryteria. Często oczywiście są one przez nas wcześniej poprawiane. Niekiedy zwracamy się do autora z sugestią, by coś w swoim tekście rozwinął, coś dodał.

Stawiamy też nacisk, by artykuł miał rzetelną bibliografię, by odwoływał się do w miarę szerokiej literatury. Zdarza się, że prosimy autorów, by coś jeszcze doczytali. Ale tak jak powiedziałem, większość tekstów jest jednak przez nas publikowana. Chociaż dyskutowaliśmy ostatnio z kolegą i zgodnie stwierdziliśmy, że dla Histmaga nadchodzi nowy czas - moment, w którym nie będzie już tak łatwo opublikować tutaj tekstu. Z prostego powodu: stajemy się coraz bardziej profesjonalni, musimy stale podnosić poprzeczkę.

Opowiedz trochę, jak to wszystko wygląda „od kuchni”. Histmag to profesjonalna redakcja z klasycznym podziałem obowiązków? Wpływa tekst od współpracownika i co dalej?

Jako redakcja staramy się wcześniej wymyślać tematy i szukać odpowiednich autorów wśród naszych współpracowników. Nadesłany tekst czyta zawsze któryś z redaktorów. Artykuł oceniany jest pod kątem rzetelności, sprawdzamy, czy jest ciekawy, czy o czymś mówi. Są sytuacje, że między autorem a redaktorem trwa wymiana maili, poprawki są wskazane.

Część tekstów przechodzi przez korektę, wszystko zależy jednak od tego, w jakim czasie materiał trzeba opublikować. Czasem artykuł musi pójść bardzo szybko, wtedy wszystko leży w rękach redaktora – to on musi jak najlepiej przygotować tekst do publikacji.

Oczywiście planujemy w taki sposób, by na dłuższy czas do przodu mieć już ustawione teksty na konkretne okazje. Dopasowane do rocznic, dopasowane do tego, co się będzie działo.

Muszę zapytać o jakąś pikantną anegdotę z życia redakcji...

Nie jest tajemnicą, że duża część naszych pomysłów rodzi się w czasie spotkań towarzyskich, wieczorem, przy piwie. Tak też było chociażby z hasłem, które później wykorzystaliśmy do naszych facebookowych memów. Właśnie przy piwie dyskutowaliśmy w dość żartobliwym tonie, w jaki to sposób można by się zainspirować youtubowymi materiałami, które tworzy Mariusz Max Kolonko. Mieliśmy różne pomysły: a to rozłożyć z tyłu jakieś teczki, zaprezentować jakiś księgozbiór. W końcu wymyśliliśmy, że jak Max Kolonko przekonuje wszystkich: „Mówię jak jest”, to u nas będzie: „Mówimy jak było”. I się przyjęło. Nie wiem, czy jest to wystarczająco pikantne...

Redakcja i jej sympatycy na zlocie na Mazurach w 2007 r. - były żagle, wspólna zabawa i więź, która pomaga nam istnieć.

Nie nam to oceniać, o tym zadecydują już czytelnicy. Pytanie z innej beczki: Ostatnio na polskim rynku medialnym pojawia się sporo gazet o tematyce historycznej. Jak na nie patrzysz? Jak na konkurencję dla Histmaga?

Trudno powiedzieć, czy można traktować te nowe projekty jak konkurencję. W pewnym sensie tak, konkurujemy przecież o uwagę czytelników, o reklamy. My jednak jesteśmy trochę innym medium: działamy w Internecie, nasze teksty są za darmo. Z kolei „druga strona” to miesięczniki, za które trzeba płacić chociażby te kilka złotych.

Ale jest jeszcze jedna różnica. Część tych miesięczników jest przedłużeniem dużych graczy medialnych. Magazyny te spełniają najczęściej dwie role. Jedne mają na celu popularyzację historii, w takiej bardzo „ciekawostkowej” formie, w stylu pop. Inne są bardziej „tożsamościowe” - skierowane do odbiorcy, który ma określony światopogląd, gusta polityczne, swoje wizje historyczne. I tak naprawdę pisma te utwierdzają czytelnika w jego przekonaniach...

Histmag tego nie robi? Inni piszą w stylu: „okopujemy się na naszych stanowiskach i nikt z okopów nie wychodzi”. A Histmag?

Myślę, że jesteśmy platformą, na której spotykają się ludzie o różnych światopoglądach. Wielu z nas postrzega, że tak się górnolotnie wyrażę, misję społeczną historyka następująco: ma on mówić prawdę i nie ma służyć politycznym narracjom. Pisząc o problemie staramy się pokazać argumenty z dwóch stron, mimo iż z którąś opcją się nie zgadzamy.

Mnie czasami bardzo śmieszy, kiedy z mocno konserwatywnego autora komentujący na Histmagu robią komunistę, a z umiarkowanego socjaldemokraty – faszystę. Wydaję mi się, że to dobrze świadczy o rzetelności Histmaga (śmiech).

Wiadomo, że aby się rozwijać, nie można stać w miejscu. Czym Histmag chce zaskakiwać swoich czytelników?

Mamy kilka projektów, realizowanych przez różne osoby z redakcji. Ja mogę opowiedzieć o tym, czym ja będę się zajmował. Naszym celem jest, by jeszcze bardziej aktywnie uczestniczyć w bieżących wydarzeniach. By jeszcze lepiej informować o tym, co dzieje się na świecie i oczywiście w Polsce, jeżeli chodzi o historię. Odkrycia, których dokonują historycy, bardzo rzadko trafiają do szerszego obiegu. A szkoda, bo z reguły są one bardzo ciekawe. O tym też będziemy pisać.

Chcemy lepiej obserwować toczący się w świecie mediów i polityki dyskurs na temat historii. Ja się bardzo interesuję polityką historyczną i ciekawi mnie, jak ona jest wykorzystywana i rozgrywana właśnie przez polityków. Moją osobistą ambicją jest, by Histmag dużo lepiej znał te zagadnienia, dużo lepiej o nich informował i dużo lepiej to komentował.

A kwestie techniczne? Chociażby szata graficzna portalu, nie jest zbyt archaiczna?

Nad zmianą layoutu cały czas pracujemy. Bardzo chcielibyśmy, aby portal funkcjonował i był ładny estetycznie. Trudno powiedzieć, jak to rozwiążemy. Nie mówimy jednak w tym względzie ostatniego słowa, nie wykluczamy zmian.

Dostajecie sygnały od czytelników, że na Histmagu trzeba coś poprawić? Jakieś propozycje pojawiają się szczególnie często?

Dużo czytelników zwraca uwagę, żeby lepiej wykorzystywać tak zwaną nową medialną stronę Internetu. Bo tak naprawdę forma tekstowa nie zawsze wystarcza. Jest chociażby zapotrzebowanie na wspomniane już przeze mnie facebookowe memy. Są też prośby o lepszą multimedialność portalu. Wsłuchujemy się w te głosy i bierzemy je pod uwagę.

Dziękuję za rozmowę

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Piotr Olejarczyk
Trójmiejski dziennikarz i pasjonat historii XIX i XX wieku. Ceni dokonania przedstawicieli austriackiej szkoły ekonomii. Ma polityczną słabość do retoryki Rona Paula, a kiedyś (znaną mu tylko z książek i archiwalnych nagrań) retoryką Ronalda Reagana i Margaret Thatcher. Zaczytuje się wszelkimi książkami o Powstaniu Warszawskim, polskim Państwie Podziemnym, XX-wiecznej Rosji (tej sowieckiej, jak i współczesnej), Ameryce i Japonii (też XIX-wiecznej). Muzycznie wciąż zauroczony Interpolem. Sportowo – od 20 lat ligą NBA, a właściwie jedną drużyną z Arizony.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone