„Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami" - reż. Piotr Ratajczak – recenzja i ocena spektaklu

opublikowano: 2010-08-23 18:32
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Wiem, że recenzję można pisać z co najmniej kilku powodów: dla kasy, popularności, by poderwać dziewczynę lub polepszyć pozycję swojego nazwiska w internetowych wyszukiwarkach. O spektaklu, który widziałem na katowickim 12. Letnim Ogródku Teatralnym, muszę napisać z zupełnie innego powodu: ku przestrodze. Może to być też tekst autoterapeutyczny, za co z góry przepraszam.
REKLAMA
  • Jadwiga Grygierczyk
  • Tomasz Drabek
  • Rafał Sawicki
  • Dariusz Fodczuk
  • Magdalena Krauze
  • Tomasz Pisarek
  • Anna Zabawa
Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed namiTeatr Polski w Bielsku-BiałejReżyseria: Piotr RatajczakDramaturgia: Artur PałygaObsada:Premiera: 29 listopada 2009Ocena naszego recenzenta: ++3,5/10++(jak oceniamy książki i filmy?)

Playlista radia RMF pełna jest ostatnio hitów lat 80. Krakowska superstacja gra Roxette, Bryana Adamsa i wiele innych bohaterów pierwszych polskich wydań „Bravo”. Retro jest w modzie. W teatrze także. Dali temu wyraz twórcy spektaklu „Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami według Pałygi i Ratajczaka, czyli kilka klipów z młodości i PRL-u” w reżyserii Piotra Ratajczak, który na co dzień można oglądać w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej.

Dramaturg Artur Pałyga snuje opowieść o pokoleniowych doświadczeniach młodzieży czasów schyłkowego PRL-u. Jest Joy Division, są polskie podróbki dżinsów, wiersze Broniewskiego (skądinąd żałuję, że dziś Władysława Broniewskiego wyparła Wisława Szymborska), perfumy Być Może i wiele, wiele innych historii. Co prawda, w którymś momencie chronologia bierze w łeb, ale to nieważne. Na scenie jest śmiesznie, słychać piosenki Róż Europy, reżyser świetnie ogrywa niektóre sytuacyjne żarty, a niektóre dłużyzny nawet nie irytują. Spektakl opowiada historię młodych ludzi - poznajemy ich już w czasach podstawówki i śledzimy ich losy do końca liceum - którzy wychowali się w końcowej fazie komunizmu. Twórcy spektaklu pokazując zbiór ich pokoleniowych doświadczeń skupiają się na okropieństwach systemu totalitarnego państwa permanentnego ekonomicznego braku (kolejki, propaganda, przesłuchania SB), ale – niestety tylko przez część spektaklu – nie popadają w patos. Oglądamy także złośliwy i żartobliwy (ale nadzwyczaj prawdziwy) obraz działalności konspiracyjnej młodych opozycjonistów (dzisiejszych bohaterów, którzy ze stanu wojennego pamiętają tylko to, że nie było Teleranka), którzy między kółkiem matematycznym, a sprzątanie swojego pokoju próbują wysadzić wojewódzki gmach PZPR. Trzeba przyznać, że spektakl Ratajczaka to naprawdę śmieszna historia opowiedziana w duchu – może to stwierdzenie użyte trochę na wyrost, ale podsłuchałem je po spektaklu – Jana Klaty.

Niestety – wszystko, co istnieje – jak pisał zespół „Ankh” na okładkach swoich płyt – powstało na skutek walki dwóch przeciwstawnych sobie sił, które określamy mianem dobra i zła. Podobna filozofia przyświecała Dorocie Terakowskiej. Autorka „Poczwarki” zawsze z niepokojem przyjmowała sukcesy. Była przekonana, że za nimi pójdą porażki – „świat lubi się zerować”. Nie wiem, czy ta zasada sprawdza się w przypadku całego świata, ale niestety w przypadku spektaklu „Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami według Pałygi i Ratajczaka, czyli kilka klipów z młodości i PRL-u” sprawdza się w stu procetach.

Pozwolą Państwo, że odwołam się do osobistych doświadczeń. Jeszcze na studiach uczęszczałem na „Warsztat reżyserii teatralnej”, a na nim pewien reżyser, który zasłynął przede wszystkim tym, że był asystentem Petera Brooka, przekonywał nas do starych prawd. Między innymi do tej, że – pozwolą Państwo, że zacytuję w całości - „aktor jest do grania jak dupa jest do srania”. Potrzebowałem wielu lat, by zrozumieć tę podstawową zasadę, która rządzi teatram od czasów „Chmur” Arystofanesa.

Spektakl kończy niezwykły piętnastominutowy fragment, w którym aktorzy – we własnym imieniu – wspominają „własne” doświadczenia czasów PRL-u oraz dokonują – na poziomie intelektualnym serialu „W labiryncie” - porównania PRL ze współczesnymi czasami krwiożerczego kapitalizmu. Patos miesza się z kiczem, a wstyd z żenadą. Cały pieczołowicie budowy nastrój pęka, a twórcy spektaklu popadają w tanią publicystykę, która jeszcze kilka scen temu była dla nich przedmiotem druzgocącej krytyki.

Nie znam się najlepiej na świecie teatru, ale w świecie dziennikarstwa istnieje stara, dobra maksyma - „nie ma tekstu, który o połowe krótszy, nie byłby dwa razy lepszy”. Myślę, że gdyby ta zasada znana była twórcom z Teatru Polskiego w Bielsku swój spektakt skończyliby przed tym, gdy przemienił się on w dziwny byt publicystyczny lokujący się gdzieś między programem „Warto rozmawiać” a „Rozmowami w toku”.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Łukasz Grzesiczak
Łukasz Grzesiczak – rocznik 1981. Absolwent filozofii UJ, próbuje skończyć bohemistykę na UJ. Przygotowuje doktorat o Europie Środkowej w Instytucie Politologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Pracował jako piarowiec kultury, asystent senatora oraz wydawca on-line w portalu społecznościowym. Czechofil, dziennikarz, recenzent kulturalny – obecnie współpracuje m.in. z tygodnikiem „Przegląd”, czeskim magazynem „Listy”, „Nową Europą Wschodnią”, „Witryną czasopism” i portalem „polis.edu.pl”. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Newsweeku”, „GW”, „Dzienniku Zachodnim”, „Twórczości” i „Lampie”. Jego proza ukazywała się na łamach „Pograniczy”. Tłumaczy z języka czeskiego i słowackiego. Uwielbia kawę, domino, Milana Kunderę i The Clash. Bloguje na http://kostelec.blox.pl

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone