Kunst und Propaganda

opublikowano: 2007-04-25 16:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Hasło _Na Berlin!_ mobilizowało naszych przodków do odwetu na najeźdźcach. Dziś jeździmy _do Berlina_. Do pracy, uczyć się, bawić i podziwiać sztukę. Na Berlin? Do Berlina!
REKLAMA

Kiedy przemierzałam w słoneczny lutowy dzień ulice Berlina, mój wegetariański nos zaatakował zapach tradycyjnego niemieckiego wursta grillowanego. Odwróciłam twarz z obrzydzeniem i wpadłam na równie tradycyjny niemiecki plakat propagandowy. „Kunst und Propaganda” – sztuka i zarazem historia! Oto, czego mi trzeba! Co jak co, ale Berlin ze swymi dziejami jest idealnym miejscem do oglądania totalitarnej manipulacji.

Wystawa „Kunst und Propaganda” została przygotowana przez Niemieckie Muzeum Historyczne. Gmach ten znajduje się w połowie drogi między Bramą Brandenburską a nie mniej symbolicznym Alexander Platz z jego wieżą telewizyjną.

Przekroczywszy próg muzeum, znalazłam się w magicznym świecie. Kameralne, stonowane światło, ścianki działowe pokryte tapetą sprawiały wrażenie przytulnych pokoi. Kontrast z monumentalnymi rzeźbami i ciosanymi postaciami na obrazach był niezwykły. Takie zestawienie uświadamia, jak bardzo sztuka totalitarna była wszechobecna. Służyła nie tylko propagandzie wiecowej, olimpijskiej, zewnętrznej, ale wkraczała w każdą dziedzinę życia zwyczajnych ludzi. Wszak władca totalny był wszędzie, na ścianach, znaczkach, kartkach pocztowych, zegarkach, ozdobnych naczyniach, a w wersji podziemnej zapewne również na papierze toaletowym.

Demokracja nie wyklucza propagandy

Kompozycja wystawy początkowo wzbudziła moje zdumienie, pojawiła się na niej bowiem również sztuka propagandowa USA! Temat ten jest w Polsce mało znany, a jeśli już, to z epatujących patriotyzmem filmów hollywoodzkich. Tylko czasem docierają do nas kolorowe i optymistyczne plakaty sławiące pokojową misję USA i Nowy Ład. Rzeczywiście, sztuka amerykańska wyróżnia się przy europejskich totalitaryzmach właśnie pewną słodyczą, lekkością i radością. Bohaterowie nie są tak monumentalni, boscy i nieobecni, lecz bardziej ziemscy, zajęci sobą nawzajem oraz pracą dla kraju. Bo to właśnie „WORK TO KEEP FREE”, jak głosi jeden z plakatów. Ciekawym rozwiązaniem w cytowanej pracy jest wykorzystanie symboli charakterystycznych dla propagandy europejskiej — np. młota, który w wydaniu amerykańskim rzuca na ścianę cień palącej się pochodni. Nie ma tu żadnych znaków państwowych. Zamiast tego wykorzystano ogólnoludzki symbol wolności i pokoju, którym jest ogień olimpijski. Interesujące jest zestawienie dwóch światów, które, używając podobnych lub tych samych symboli, budowały dwie różne rzeczywistości. Dzięki zastosowaniu przez kuratorów wystawy podziału tematycznego, a dopiero w jego obrębie chronologicznego i geograficznego, łatwiej te podobieństwa i różnice uchwycić.

A propaganda nie wyklucza sztuki

Amerykańska propaganda jest ciepła i pokojowa, również kiedy przedstawia przemysł zbrojeniowy. Włosi, nawet nawołując do wojny, nie zapominają, iż są narodem artystów. W Rzeszy panował kult ciała i czystości rasowej. Przerażenie budzą przykłady typów człowieka aryjskiego zamieszczone w podręczniku dla selekcjonerów. ZSRR bije po oczach kultem pracy i wykonaną normą 200%, która wydaje się mieć zastosowanie również w przypadku postaci: monumentalnych, kanciastych, na wyrost.

REKLAMA

Przy wszelkich atakach ideologicznych wymierzonych w Leni Riefenstahl, pokazany na wystawie film Olimpia potwierdza wielkość i nowatorstwo jej sztuki. To nie jest tylko propaganda! Wraz z koleżanką w żaden sposób niezwiązaną ze sztuką i historią stałyśmy urzeczone pięknem postaci prężących ciała na kształt greckich herosów. Dynamicznych, harmonijnych, silnych — po prostu pięknych. Czy przypadkiem stałyśmy się ofiarami pozagrobowej propagandy Adolfa Hitlera?

Podobne nowatorstwo widoczne jest również w pracach wielbiących Mussoliniego i wizję jego państwa faszystowskiego. W przeciwieństwie do Niemiec, które odrzucały sztukę zdegenerowaną, we Włoszech propaganda przemawia językiem futuryzmu lub konstruktywizmu. Z drugiej strony świecki czy wręcz ateistyczny charakter państwa nie wykluczał tradycyjnych elementów zapożyczonych ze sztuki sakralnej. Zarówno w przedstawieniach władcy, jak i w kompozycjach malarskich — za przykład może posłużyć mająca formę tryptyku Synteza faszysty Aleksandro Bruschettiego.

Rozczulenie wzbudziła we mnie wycieczka w przeszłość za sprawą reprodukcji nieistniejącego już pomnika Robotnik i Kołchoźnica. Pamiętam, że jako dziecko wydawałam pomruk niezadowolenia (Ojej, znowu ruski film), widząc czołówkę Mosfilmu. Tymczasem w rzeczywistości kompozycja ta prezentuje się interesująco i o dziwo lekko. Przedstawia kult pięknego ciała, co stanowi wyjątek wśród kwadratowej, ciężko ciosanej rzeźby okresu stalinowskiego.

Pomimo różnic estetycznych w każdym z czterech państw przesłanie jest jedno: wielkość, potęga, samowystarczalność kraju i niekwestionowana pozycja jego władcy. I taki też charakter miała mieć sztuka w państwie totalitarnym — monumentalny!

A Polska?

Kilka lat temu Teatr Narodowy zorganizował znakomitą wystawę radzieckiego plakatu. Ekspozycja obejmowała zarówno dzieła polityczne, zwykłe plakaty informacyjne, jak i reklamę. Rysy postaci na malowanych plakatach świetnie odzwierciedlały przemianę człowieka rosyjskiego w radzieckiego oraz stalinowskiego.

Z chęcią zobaczyłabym w Polsce ekspozycję wzorowaną na berlińskiej. Nawet poświęconą naszemu skromnemu podwórku. Mamy znakomite kroniki filmowe, zasoby plakatowe powojennego Ministerstwa Informacji i Propagandy. Mniej wiemy o metodach pozyskiwania ideologicznych wyznawców przez partie polityczne w okresie międzywojennym.

Turyści z Zachodu zachwycają się nie tylko warszawską Starówką, lecz również Marszałkowską Dzielnicą Mieszkaniową, Pałacem Kultury i blokowiskami à la Kieślowski. Może więc warto pogodzić się wreszcie z historią, a przynajmniej z jej estetyczną formą? I jak przystało na kapitalistów robić na tym kasę?

Na razie pozostaje nam obejrzeć wystawę berlińską. A naprawdę warto, chociażby dla prac amerykańskich, które po raz pierwszy zostały pokazane w Europie. Tych, do których hasło Na Berlin! nie przemawia, zachęcam do obejrzenia wirtualnej ekspozycji na stronach Deutsches Historisches Museum.

Berlińska wystawa czynna jest do 29 kwietnia. Tymczasem, za przykładem berlińczyków, w warszawskim Muzeum Woli przy ul. Srebrnej otworzono właśnie wystawę plakatu propagandowego z czasów PRL. Ponad 120 prac wybitnych polskich artystów można oglądać do końca kwietnia.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Anna Nowakowska-Wierzchoś
Doktor historii, archiwistka. Autorka książki Wanda Gertz. Opowieść o kobiecie żołnierzu (Kraków 2009) oraz artykułów naukowych i popularnych poświęconych aktywności społecznej i politycznej Polek w kraju i na emigracji w XX w., a także edycji tekstów źródłowych. W 2014 r. obroniła w IH PAN doktorat pt. „Konopniczanki”. Związek Kobiet Polskich we Francji im. Marii Konopnickiej w latach 1944-1950.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone