Andrzej Szyjewski – „Mitologia australijska jako nośnik tożsamości” – recenzja i ocena

opublikowano: 2015-08-13 04:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Andrzej Szyjewski to autor znany bardzo dobrze każdemu, kto zajmuje się problematyką religii, zwłaszcza podchodząc do niej z antropologicznej perspektywy. Ma on na swoim koncie książki, które można by chyba określić już mianem klasycznych. „Mitologia australijska jako nośnik tożsamości” to pozycja, dzięki której świat doznań religijnych, dla wielu zupełnie niezrozumiały, może rozjaśnić się i nabrać sensu.
REKLAMA
Andrzej Szyjewski
„Mitologia australijska jako nośnik tożsamości”
nasza ocena:
9/10
cena:
52 zł
Wydawca:
Nomos
Okładka:
Broszurowa
Liczba stron:
364
Format:
B5
ISBN:
978-83-7688-187-4

Szyjewski jest przede wszystkim teoretykiem czyli – jakby powiedzieli złośliwi - „antropologiem gabinetowym”, czego dobrym świadectwem jest jego najnowsza książka. Cechuje go duża erudycja i znajomość tematu. I choćby z tego względu trudno z nim polemizować, nie kompromitując się jednocześnie własną niewiedzą. Jego oczytanie może przytłaczać. Swobodnie porusza się on między różnymi tekstami, nie odbiegając jednak od wiodącego tematu. Wszystko to sprawia, że czytelnik może nieraz być oczarowany jego tokiem myślenia, czego konsekwencją może być zbyt łatwowierne przyjmowanie tez, które nam przedstawia, zwłaszcza, że robi to w sposób niezwykle sugestywny. W takiej sytuacji pozostaje nam tylko uwierzyć i zdać się na autorytet naukowca, na którym również sam Szyjewski musi się opierać. W przeciwnym razie nie napisałby ani słowa o mitologii Australijczyków, nie ruszając się w tym celu z domu. Ten łańcuch ufających w siebie autorytetów jest, w moim przekonaniu, nieco zbyt długi, co może powodować, że efekt końcowy niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Skoro jednak nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić, możemy po prostu cieszyć się lekturą, która bez wątpienia warta jest tego, aby po nią sięgnąć.

Punktem wyjścia tej książki jest problem tożsamości Australijczyków. Chodzi oczywiście o autochtonów, a nie o białych, których przybycie zaburzyło dotychczasową homeostazę, opierającą się na wspólnych mitach i rytach religijnych ludności pierwotnej. Szyjewski przedstawia ten problem i referuje dyskusję, która wokół niego narosła. Przy okazji poznajemy wiele ciekawych faktów z najnowszej historii Australii, wynikających ze zderzenia dwóch niewspółmiernych względem siebie rzeczywistości: autochtonów i białych, co świetnie obrazuje film Wernera Herzoga pt. „Tam, gdzie śnią zielone mrówki”.

Zasadniczo problem polega na tym, że rdzenni Australijczycy są w niepojęty dla nas sposób związani ze swoim terytorium. Nie żyją oni w świecie fizycznym, ale mitycznym. Wszystko ma dla nich jakieś symboliczne znaczenie. Za każdą rzeczą, elementem krajobrazu, kamieniem, górą, jeziorem i rzeką itd., kryje się jakaś opowieść, stanowiąca jednocześnie o ich tożsamości. Kluczową rolę odgrywa tu idea Czasu Snu, stanowiąca fundament mitologii australijskiej. My, przedstawiciele cywilizacji europejskiej, jeśli w ogóle jeszcze wierzymy w mity, to widzimy w nich coś, co było „dawno, dawno temu”, kiedyś tam na samym początku wszechświata, gdy jeszcze nie było ludzi lub dopiero powstawali, Australijczycy wierzą, że Czas Snu jest „tu i teraz”, wciąż na nowo przez nich przeżywany i odtwarzany. Nikogo nie powinno więc dziwić, że wszelka zmiana w mitycznie kreowanym krajobrazie, pociąga za sobą różne dramaty w indywidualnej i zbiorowej tożsamości rdzennej ludności Australii. Choć nie jest to dobry sposób na uzyskiwanie wiedzy, to trzeba przyznać, że dzięki tym dramatom mamy lepszy wgląd w istotę tamtejszej religijności. Gdyby nie to, wiele spraw byłoby dla nas wciąż tajemnicą. Oczywiście jest to zaleta tylko z naszego (europocentrycznego) punktu widzenia. Dla Australijczyka jest to kolejny dramat, który musi powodować kryzys jego tożsamości.

REKLAMA

Australijska religijność jest bowiem oparta na wtajemniczaniu i rytuałach inicjacyjnych, których zdrada jest profanacją. Świętość i sekret są dlań tożsame. Jeśli Australijczyk chciałby dochować im wierności, nie mógłby nawet się bronić. Jeśli zaś chce ją bronić przed ingerencją białych, nie może milczeć, lecz musi wejść z nimi w dialog, który skutkuje wyjawieniem pewnych świętych sekretów. Nie ma więc dobrego rozwiązania tego konfliktu. Albo pozwoli się profanować świętość obcym, albo samemu się ją sprofanuje. I tak źle, i tak niedobrze.

Szyjewski nie poprzestaje na analizach tego problemu, ale zagłębia się w australijski kosmos znaczeń i symboli, które dla laika są niezrozumiałe. Pokazuje jednak ich logiczną spójność, symbolicznie zbliżając nas nieco do krainy na antypodach. Zestawia i porównuje idee religijne rdzennych Australijczyków z tym, które obecne są w innych społecznościach znajdujących się na podobnym poziomie cywilizacyjnym. W takim postępowaniu wybrzmiewa ewolucjonistyczna orientacja autora. Jest to jednak ewolucjonizm na nowo przemyślany, nie zaś ten frazerowski, od którego antropologia jako nauka rozpoczynała swój żywot. Dzięki temu podejściu możemy zobaczyć religijność Australijczyków w nieco szerszym kontekście. I to jest zawsze wzbogacające, nawet jeśli porównania i analogie są metodologicznie wątpliwym narzędziem poznania. Znajdziemy tam również wiele analiz psychoanalitycznych, strukturalnych i symbolicznych, co samo w sobie stanowi mieszankę wybuchową i pociągającą zarazem.

„Mitologia australijska jako nośnik tożsamości” to bez wątpienia książka, po którą warto sięgnąć. Jest to pozycja wyjątkowa na polskim rynku wydawniczym, wypełniająca istotną lukę w piśmiennictwie dotyczącym problemu religijności społeczeństw pierwotnych. Jak przyznaje sam autor, została ona w dużej mierze oparta na już wcześniej publikowanych artykułach. Nie jest to jednak jej wada, gdyż teksty te zebrane razem i wzbogacone o kolejne stanowią nową jakość, z którą każdy, kto interesuje się tym tematem powinien się zapoznać. Zdecydowanie książka ta jest warta polecenia.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Marcin Smerda
Skończył filozofię na UMCS w Lublinie. Studiował także socjologię i religioznawstwo. Obecnie robi doktorat na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, w którym zajmuje się problemem fotografii jako obiektu numinotycznego. Interesuje się przede wszystkim filozofią współczesną, zwłaszcza francuską, a także antropologią wizualną. W wolnych chwilach pisze opowiadania i bawi się w krytyka sztuki.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone