„Assassin’s Creed Odyssey” – recenzja i ocena gry

opublikowano: 2018-12-13 09:00
wolna licencja
poleć artykuł:
„Assassin’s Creed Odyssey” to kolejna część popularnego cyklu gier przenoszących gracza w różne historyczne realia. Tym razem odwiedzamy antyczną Grecję. Czy podroż do V wieku przed nasza erą wypadła wiarygodnie? I czy najnowszy Asasyn to helleński Wiedźmin?
REKLAMA
„Assassin’s Creed Odyssey”
nasza ocena:
9/10
Wydawca:
Ubisoft

Odyseja naszego bohatera (lub bohaterki) zaczyna się w 431 r. p.n.e. Ta data oczywiście jest nieprzypadkowa. To początek wojny peloponeskiej, krwawego konfliktu Aten i Sparty oraz ich sojuszników o dominacje w greckim świecie. Wojna jest tłem naszych przygód, a jako gracz możemy się w rożnym stopniu w nią zaangażować. Nasz bohater to misthios – grecki najemnik. Wcielamy się w fikcyjnego potomka Leonidasa: Kassandrę lub Alexiosa. Pierwszy raz w historii serii twórcy pozwalają nam na wybór postaci, którą będziemy kontrolować przez całą grę. I chociaż fabularnie wybór ten nie ma większego znaczenia, warto podkreślić, ze jako kanonicznego bohatera dla serii autorzy uznali Kassandrę.

Już na samym początku gry wcielamy się na chwilę w samego Leonidasa!

Zresztą i sam nieustraszony spartański władca, Leonidas, zalicza gościnny występ w grze, a szczątki jego włóczni są bardzo ważnym elementem fabularnym i używaną bronią. Tak jak w każdym Asasynie również w Odyssey występuje wątek współczesny, będący kontynuacja historii Laylii Hassan z „Assassin’s Creed Orgins”. Jednak jest on naprawdę niewielki. Tu należy się wyjaśnienie Czytelnikom, którzy po raz pierwszy stykają się z cyklem. Każda odsłona serii „Assassin’s Creed” to historia zbudowana na zasadzie opowieści szkatułkowej, w której gramy postaciami współczesnymi (występującymi na ekranie bardzo rzadko), a historyczny trzon rozgrywki (ponad 90% czasu gry) to fabularnie jedynie symulacja historycznych wydarzeń bazująca na pseudonaukowej teorii o pamięci DNA i odwiecznym konflikcie asasynów z templariuszami.

Historia czy mitologia?

Jak w grze przedstawiona została sama historia? W dużej mierze odpowiedzią na to pytanie jest sam tytuł – Odyseja. Tak jak historycy czytają dzieło Homera jako ważne źródło historyczne pokazujące obyczaje, wierzenia, charakter i świat dawnych Greków, tak samo gracze mogą podejść do „Assassin’s Creed Odyssey”. W grze występuje masa postaci historycznych, m.in. Herodot, Perykles, Sokrates, Arystofanes, Alcybiades, Kleon, czy Fidiasz. Ogromna cześć misji misji usnuta jest wokół mniej lub bardziej zbadanych elementów ich rzeczywistych biografii i historycznych wydarzeń. Czasem sama dokładność i przywiązanie twórców do detali zaczerpniętych z biografii sławnych Greków potrafi naprawdę pozytywnie zaskoczyć. Odwiedzamy również wiele historycznych miejsc, a na samej mapie świata możemy przeczytać ich krótkie opisy. Widać, że w pracach nad grą w dużej mierze zaangażowani byli historycy, historycy sztuki i archeolodzy. Z drugiej strony widać też wiele uproszczeń. Prawdziwe wydarzenia, między którymi w rzeczywistości są lata różnicy, dzieją się jedno po drugim. Poprzez nasze działania linia frontu przesuwa się niezgodnie z historią, a dodatkowo sama wojna toczy się raczej w tle. Na głównym planie jest historia naszego bohatera wpisana w ponadczasową spiskową teorię dziejów charakterystyczną dla serii. Ale tak naprawdę nie to jest w tej grze najważniejsze.

REKLAMA
W grze odwiedzamy także delficką wyrocznie

Najważniejsze jest oddanie klimatu życia w starożytnej Grecji, a raczej tego co wiemy o tym okresie. Czy w pojedynczych misjach, czy w rozmowach z niezależnymi postaciami na temat codziennych zwyczajów, religii albo filozofii i polityki, czy w odwzorowaniu architektury i przedstawionej przyrodzie – wszędzie czuć antyczną Helladę. W trakcie gry możemy też odwiedzić Pytię, wziąć udział w sympozjonie czy w Igrzyskach Olimpijskich oraz wielu innych tak typowych dla naszego wyobrażenia o starożytnej Grecji wydarzeniach i atrakcjach. Oczywiście wiele jest uproszczeń i nieścisłości. W końcu to tylko gra, a nie podręcznik akademicki. Ale grecki klimat aż wylewa się z ekranu.

Sam świat gry jest pięknie odwzorowany. Poruszamy się po nim pieszo, konno lub na naszej własnej trierze, która jest pewnego rodzaju mobilną bazą naszego bohatera. Ogromna mapa Grecji zaprojektowana jest w świetny sposób z uwzględnieniem wielości jej wysp, polis i charakterystycznych miejsc. Grafika naprawdę robi wrażenie, a świetna muzyka skomponowana i nagrana z udziałem zrekonstruowanych antycznych instrumentów znakomicie dopełnia przedstawiony świat. Warto też zwrócić uwagę na dialogi. O ile główne postacie mówią po angielsku, to w tle można usłyszeć greckie rozmowy, co świetnie buduje poczucie wczucia w świat gry. Podobnie świetne są szanty śpiewane przez grecki chór.

Świat gry robi naprawdę duże wrażenie

Helleński Wiedźmin?

Pod względem mechaniki wszyscy, którzy grali w ostatnią cześć Wiedźmina, poczują się jak w domu. W całym świecie znajdujemy wiele pobocznych misji i ciekawych miejsc. Prowadzimy także śledztwa podobne do tych z hitu CD Projekt RED. W odkrywaniu tajemnic gry pomaga nam orzeł, którego możemy wysłać na zwiady widząc świat znad jego skrzydeł i lecąc wszędzie gdzie tylko nasza dusza zapragnie. Ciekawy, i dodatkowo potęgujący uczucie immersji, jest także nowy sposób pokazywania celu misji, który możemy włączyć w głównym menu. Wtedy gra nie wskazuje celu bezpośrednio na mapie, a mówi nam gdzie on się znajduję odnosząc się do geograficznych punktów, określając, że cel znajduję się na przykład na wschód od danej zatoki, czy góry.

REKLAMA

W trakcie gry możemy natknąć się na mityczne stworzenia, takie jak cyklop, sfinks czy meduza (i pokonać je). Wiele osób uznaje to za znaczące odejście od realizmu gry. Warto jednak przypomnieć, że według fabuły, znajdujemy się tylko w symulacji, a nie zapisie prawdziwego świata. A taki zabieg pozwala wzbogacić opowieść o wątki mitologiczne, dodatkowo ubarwiające świat starożytnej Grecji. W tym kontekście nie dziwi tytuł gry i to, że już na początku gry trafiamy na Itakę, gdzie spotykamy potomkinie samego Odyseusza. Bo czy sam Homer nie mógłby opowiedzieć nam takiej historii?

W odkrywaniu sekretów starożytnej Grecji pomaga nam orzeł - Ikaros

Umiejętności naszego herosa rozwijamy wykupując je z trzech drzewek za punkty, które uzyskujemy osiągając kolejne poziomy doświadczenia. Co ciekawe tylko cześć umiejętności jest biernych. Cześć natomiast musimy przypisać do odpowiednich klawiszy, dzięki którym możemy je aktywować w trakcie walki. Jeśli chodzi o same starcia, to już w „Assassin’s Creed Origins” zrezygnowano z charakterystycznego dla pierwszych asasynów systemu walk i postawiono na mocno zręcznościowy tryb, przypominający częściowo to, co znamy z „Wiedźmina”. Dużą rolę odgrywają też ulepszenia naszych broni. Warto zwrócić uwagę na to, że odmiennie niż w poprzedniej części gry, nie kupujemy pełnych kompletów uzbrojenia, a osobno hełm czy napierśnik. Zniknęły też cztery rodzaje łuków – teraz za różne metody strzelania odpowiadają właściwe umiejętności. Wyraźnie widać, że pod względem mechaniki twórcy coraz bardziej zmierzają w stronę gier RPG. Podobnie sprawa ma się z prowadzeniem narracji. Wreszcie pojawiły się opcje dialogowe, dzięki którym nasza postać może w rożny sposób prowadzić rozmowę, a jej decyzje mają konsekwencje w świecie gry. To krok w dobrym kierunku.

Jak zaznaczałem wcześniej, wiele dobrych elementów rozgrywki zostało zapożyczonych z naszej polskiej dumy, czyli gry „Wiedźmin 3: Dziki Gon”. Jednak nie tylko przygody Geralta z Rivii były inspiracją dla systemów rozgrywki w nowym Asasynie. W grze widać na przykład miejscowy (chociaż bardzo uproszczony) odpowiednik systemu nemesis z gry „Shadow of Mordor”. Działa to w ten sposób, że w trakcie gry ścigają nas inni najemnicy, a pokonując ich pniemy się w górę drabinki. O każdym możemy się wcześniej czegoś dowiedzieć, co ułatwia nam walkę. Jeśli zostanie ona z jakiegoś powodu przerwana przed końcem, przy następnym spotkaniu przeciwnik będzie nas pamiętał. Bardzo dobrze udało się też przenieść własny system z pirackiej części asasyńskiej sagi, czyli „Assassin’s Creed IV: Black Flag”. Mam na myśli oczywiście cały system zarządzania statkiem i walk morskich. Zanim przystąpiłem do gry, szczerze wątpiłem w to, że greckie statki będą dawały taką samą przyjemność w walce jak XVIII-wieczne żaglowce. Jednak zdecydowanie się myliłem. Udało się.

REKLAMA
Jedną z podstawowych mechanik gry jest pływanie własną trierą i związane z tym bitwy morskie

Co można było zrobić lepiej?

Mimo wielu elementów mechaniki i pierwszego wprowadzenia serii w świat niejednoznacznych moralnie wyborów i przeplatających się wątków, w których nasze czyny mają realne konsekwencje to wciąż nie jest pełnoprawne RPG. Nasze wybory co prawda mają swoje konsekwencje, czasem bardzo tragiczne, ale zwykle są one iluzoryczne. A nawet mogą wydać się wepchnięte do gry na siłę. Coraz poważniejsze odejście od korzeni serii może też nie spodobać się wielu fanom pierwszych części cyklu. Chociaż dla mnie to akurat zdecydowany plus.

Nasze działania jako zmieniający strony konfliktu najemnik potrafią wybić z wczucia się w samą grę. Zdarza się, że kilka minut po zadaniu w którym pomagaliśmy Spartanom przechodzimy na drugą stronę linii frontu, gdzie nikt nie ma nam za złe, tego co robiliśmy dla przeciwników i jak brutalnie walczyliśmy z naszymi nowymi sojusznikami. Dodatkowo wiele pobocznych zadań to proste misje generowane automatycznie w losowych miejscach. Moim zdaniem to zupełnie niepotrzebne „zapchajdziury” rozmywające główny wątek fabularny i ciekawe misje poboczne. A skoro o głównym wątku fabularnym mowa – opowieść o starożytnym egipskim medżaju z poprzedniej części „Assassin’s Creed” wciągnęła mnie bardziej, niż odyseja greckiego najemnika. Wydała mi się pod względem fabuły i motywacji głównego bohatera bardziej pasująca do asasyńskiego cyklu. Ponadto wielokulturowy starożytny Egipt czasów Kleopatry był o wiele bardziej zróżnicowany i ekscytujący, niż niewątpliwie ciekawa, pełna różnych od siebie polis, ale wciąż w zasadzie jednolita Grecja.

W grze odwiedzamy też wiele pięknych i charakterystycznych dla greckiej historii miejsc

Podsumowanie i werdykt

„Assassin’s Creed Odyssey” to bez wątpienia jedna z lepszych gier wydana w 2018 roku. Gra świetnie oddaje klimat starożytnej Grecji, jej kultury, obyczajów i mitologii, dzięki czemu może sprawdzić się jako zachęta do poznania prawdziwej historii. Dlatego zdecydowanie warto w nią zagrać. Nawet jeśli poprzednie gry z serii (poza podobnym Origins) nie przypadły nam do gustu. Zwłaszcza ze względu na ewolucje w stronę prawdziwego RPG.

PS. W późniejszym czasie, jako dodatek ma się także ukazać specjalny tryb edukacyjny, dzięki któremu można będzie zwiedzić grecki świat przedstawiony w grze ze specjalnym komentarzem historycznym. Podobny tryb znalazł się również w „Assassin’s Creed Orgins” i stanowił świetne uzupełnienie gry, które może przydać się nawet nauczycielom historii jako ciekawe urozmaicenie prowadzonych lekcji.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Maciej Zaremba
Były redaktor naczelny Histmag.org (2017-2019). Absolwent historii i student politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się historią nowożytną Polski, zwłaszcza życiem codziennym, publicznym i wojskowym społeczeństwa szlacheckiego Rzeczypospolitej oraz stosunkami polsko-moskiewskimi w XVI i XVII wieku. Wielbiciel gier video i literatury fantasy. Uważa, że historię należy popularyzować za pomocą wszelkich dostępnych środków popkultury, takich jak filmy, seriale, muzyka czy gry.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone