Bartosz T. Wieliński – „Źli Niemcy. Zbrodniarze, geniusze, fanatycy, wizjonerzy” – recenzja i ocena

opublikowano: 2014-12-13 20:34
wolna licencja
poleć artykuł:
Jak do tego doszło, że naród poetów i filozofów wydał w dwudziestym wieku na świat tylu zbrodniarzy? Czy w ogóle można być złym z natury, czy jest to cecha nabyta? To pytania tyleż trudne, co wiecznie aktualne. To, że zło nie przestaje fascynować, potwierdza chociażby książka Bartosza T. Wielińskiego _Źli Niemcy_.
REKLAMA
Bartosz T. Wieliński
Źli Niemcy. Zbrodniarze, geniusze, fanatycy, wizjonerzy
nasza ocena:
7/10
cena:
39,99 zł
Wydawca:
Agora
Rok wydania:
2014
Okładka:
twarda
Liczba stron:
320
ISBN:
9788326813580

Przeczytaj fragment tej książki

Jak sam autor przyznaje, książka Źli Niemcy zrodziła się właśnie z fascynacji ludźmi, którzy „pogubili się w zaułkach XX-wiecznej historii”. Zawiera szesnaście życiorysów postaci mniej lub bardziej znanych, czasem mających wpływ na losy setek tysięcy osób, a czasem pozbawionych możliwości decydowania o samych sobie. Proszę jednak nie myśleć, że Źli Niemcy to koszyk, do którego wrzucono wszystkie zgniłe jabłka i podetknięto czytelnikowi pod nos, żeby przekonał się, jakich to zwyrodnialców ma za sąsiadów. Tytułowy przymiotnik użyty został zupełnie na wyrost, a między prezentowanymi życiorysami nie można stawiać znaku równości.

Wśród mniej znanych osób scharakteryzowanych w publikacji znaleźć można chociażby Fritza Habera, wybitnego chemika i noblistę, któremu sławę i ogromne pieniądze przyniosło opracowanie metody uzyskiwania azotu na przemysłową skalę. Dlaczego jednak wysłannik komisji Noblowskiej musiał sporo się natrudzić, zanim odnalazł profesora, żyjącego pod zmienionym nazwiskiem w Szwajcarii?

Zdecydowanie bardziej znanymi osobami są chociażby feldmarszałek Friedrich Paulus czy Wernher von Braun. Czy można określić ich mianem złych? Przecież niemiecki naukowiec po wojnie stał się ojcem amerykańskiego programu podboju kosmosu, a John Kennedy nie widział nic zdrożnego we wspólnej fotografii z byłym esesmanem. Innym ciekawym fragmentem książki jest ten mówiący o Ottonie Skorzenym: bynajmniej nie dlatego, że ujawnia jakieś nowe fakty na temat słynnego wybawiciela Mussoliniego, ale wybrane przez autora wątki świetnie obrazują relatywizm wielkiej polityki i wyższość racji stanu nad poczuciem sprawiedliwości.

Z drugiej strony, na kartkach książki znajdujemy ludzi na wskroś złych, absolutnie nieznajdujących u czytającego ani krztyny zrozumienia, jak chociażby Amon Göth. Ten sadystyczny komendant KL Płaszów, znany szerzej chociażby z filmu Lista Schindlera, w czasie likwidacji krakowskiego getta rozbijał o bruk głowy kilkuletnich dzieci. Jednak tego typu dogłębnie zepsuci bohaterowie stanowią mniejszość – w przeciwieństwie do wspomnianego, większość z przytoczonych życiorysów składa się z wielu odcieni szarości, a losy opisywanych postaci potrafią być nieraz zdumiewająco wręcz złożone. Za przykład mógłby posłużyć amoralny karierowicz i ulubiony dyrygent Heinricha Himmlera, Herbert von Karajan, któremu członkostwo w NSDAP nie przeszkodziło po wojnie w biciu rekordów sprzedaży swoich nagrań.

Nie sposób choćby wymienić wszystkich złych Niemców opisanych w książce, warto jednak wspomnieć o jeszcze dwóch. Absolutnie najbardziej interesującą w całej książce była dla mnie postać Johanna Reichharta, kata z dziada pradziada, który w czasie dwudziestu dwóch lat pełnienia państwowego urzędu wykonał trzy tysiące sto sześćdziesiąt pięć wyroków, będąc przy tym na zmianę wytykanym palcami i poklepywanym po plecach. Wydaje mi się, że to zarówno najmniej znana, jak i najtragiczniejsza postać w całej książce, a jego historia zwraca uwagę na to, jak dramatyczny wpływ miało niekiedy życie rodziców na życie (lub śmierć) ich dzieci. Historię, w której Gerd Heidemann wchodzi w posiadanie dzienników Hitlera, uważam zaś za jedną z najbardziej zdumiewających wśród. Śmiało mogłaby posłużyć za scenariusz filmowy, gdyby nie to, że wydaje się zbyt mało prawdopodobna. Najdziwniejsze, że opisane oszustwo (a co gorsza nieudolne próby jego zweryfikowania) rzeczywiście miały miejsce.

REKLAMA

Źli Niemcy są książką na wskroś dziennikarską, bardziej reporterską niż historyczną – choć to w żadnej mierze nie jest wartościujący epitet. Mamy tutaj do czynienia ze zbiorem faktów historycznych, cytatów i gdzieniegdzie skromnych, czasem wręcz jednozdaniowych, komentarzy osób w jakiś sposób związanych z tematem. Absolutnie brak tutaj autora i jego opinii. Ogranicza się on do podania nam niemal wyłącznie materiału faktograficznego i pozostawia czytelnika z tą wiedzą samemu sobie, oddaje mu ją pod rozwagę.

Oczywiście przy całej swojej surowości, poszczególne rozdziały nie są ubranymi w zdania pojedyncze osiami czasu, wręcz przeciwnie. Powiedziałbym raczej, że stanowią esencję i treść życia danego człowieka. Tutaj również daje znać o sobie dziennikarskie rzemiosło autora, nieodparcie przywodząc na myśl karmiący się emocjami czytelnika reportaż. Nawet forma, wraz z leadami i śródtytułami, jest czysto prasowa.

Po skończonej lekturze zastanowiłem się chwilę nad ideą przyświecającą autorowi piszącemu tę książkę. Pomijając wspólną narodowość, bezowocnie szukałem wspólnego mianownika dla przedstawionych historii. Postanowiłem więc sprawdzić, jak sam autor komentował w mediach publikację. Deklaruje on, że postanowił opowiedzieć historię Niemiec przez pryzmat złych ludzi. Mimowolnie nasuwa mi się skojarzenie z terminem (z którym notabene zetknąłem się na łamach tego portalu) „koperyzacji historii”, w który to trend zdaje się wpisywać również Bartosz Wieliński. Oczywiście przykładając do książki właściwą jej miarę, można uznać, że dostarcza godziwej rozrywki z nutą refleksji, a chyba takie założenie miała spełniać.

Nie przeczę, że książka napisana została świetnym stylem, w sposób niepozostawiający miejsca na nudę. W mojej opinii jest to jednak opowieść raczej o ludziach niż historii narodu – w rzeczywistości otrzymujemy zbiór szesnastu artykułów prasowych w twardej okładce. Polecić mógłbym ją lubiącym sensacyjne życiorysy i niebanalne, niejednoznaczne postaci. Poruszone w niej zagadnienia nie należą wprawdzie do najłatwiejszych, jednak ciężar gatunkowy książki został złagodzony przez lekkie pióro autora. A lektura bez wątpienia dostarczy kilku refleksji na najzupełniej różne tematy – bo to właśnie wielowątkowość pracy jest moim zdaniem jej największym walorem, jak również (w tym wypadku rozumiana pozytywnie) pobieżność, które przy uważnej lekturze przysporzą garści przemyśleń na temat natury ludzi i świata.

Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Szymon Koziatek
Student Mechaniki i Budowy Maszyn na Politechnice Śląskiej, a wcześniej - archeologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się historią powstania i działalności wojskowych oraz policyjnych sił specjalnych, a także okresem walki Polaków o niepodległość w XX wieku. Miłośnik zabytkowych samochodów i powieści Johna le Carré.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone