Bronisław Komorowski, Jan Skórzyński – „Zwykły polski los” - recenzja i ocena

opublikowano: 2015-03-06 11:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Ledwie media poinformowały o tym, że ukaże się wywiad-rzeka z Bronisławem Komorowskim, a już rozpętała się mała burza. Zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy prezydenta doszli do wniosku, że może on przedstawić głowę państwa w niekorzystnym świetle. Ile w tym prawdy?
REKLAMA
Jan Skórzyński, Bronisław Komorowski
„Zwykły polski los”
nasza ocena:
5/10
cena:
39,00 zł
Wydawca:
Biblioteka Więzi
Rok wydania:
2015
Okładka:
twarda
Liczba stron:
216
Format:
235 x 175
ISBN:
978-83-626-1073-0

Wywiad-rzeka z Bronisławem Komorowskim miał swoją premierę 5 marca. Już na wstępie zaznaczę, że nie będę znacząco wychodził z chóru krytyków – zgadzam się z tym, że publikacja książki nie była najszczęśliwszym pomysłem.

Zacznijmy jednak na samym początku od kwestii technicznych. Wywiad przeprowadził Jan Skórzyński, znany historyk i publicysta, autor książek poświęconych opozycji demokratycznej w PRL. Całość została wydana w twardej oprawie i na grubym papierze. Ma to swoje znaczenie, ponieważ dzięki temu książka sprawia wrażenie, że jest obszerniejsza niż w rzeczywistości. Sam wywiad liczy raptem 160 stron i bez większego wysiłku można przeczytać go w ciągu dwóch wieczorów.

W treści wywiadu rola Jana Skórzyńskiego ogranicza się naprawdę do minimum. Jest to jedno z największych zdziwień jakie czeka na czytelnika, bowiem od tak uznanego historyka można było oczekiwać nie tylko większej przenikliwości, ale i dbałości o szczegóły. Tak zaskakująco bierna rola odgrywana przez Skórzyńskiego momentami razi, nawet na tle innych wywiadów-rzek, jakie ukazały się w ostatnich latach na polskim rynku. W konsekwencji, zamierzona rozmowa przypomina wręcz wykład Komorowskiego, dla zachowania pozorów podzielony pytaniami tak, aby przypominać rozmowę.

Co zatem spotka czytelnika, który zdecyduje się wydać trzydzieści dziewięć złotych? Otrzyma do rąk niespieszną opowieść Bronisława Komorowskiego, o dziaduniu i babuni (tak w oryginale), o ojcu w Armii Krajowej, o jego kurtce, o opozycji i stanie wojennym, o przedstawieniach „Dziadów” w obozie dla internowanych. Wszystko przypomina – proszę mi wybaczyć to porównanie – opowieść wujka na imieninach u cioci. Opowiadana historia jest pełna anegdot, ślizga się po ważnych tematach, eksponuje natomiast te, które są miłe dla mówiącego. Na swój sposób jest nawet sympatyczne, wiem że nie brakuje osób lubujących się w tego typu historiach lekkich i przyjemnych. Przyznam jednak, że sam się do nich nie zaliczam. Podoba mi się to tym mniej, gdy taką książkę przedstawia urzędujący prezydent walczący o reelekcję w zbliżających się wyborach. Tego typu pozycję można by wydać po odejściu z urzędu, jak pewnego rodzaju podsumowanie kariery, wskazanie w jaki sposób doszło się do urzędu etc.

Kiedy brałem do ręki wywiad Skórzyńskiego miałem nadzieję, że otrzymam do rąk coś zbliżonego do wywiadu Michała Królikowskiego z arcybiskupem Henrykiem Hoserem ([Bóg jest większy]), albo którejś z autobiograficznych książek Jacka Kuronia. Są to pozycje, dzięki którym łatwiej jest zrozumieć postawę danego człowieka, będę mógł się z nią zgodzić albo nie. Zabrakło mi choćby bliższych informacji o lekturach prezydenta. Wymienia on tylko zdawkowo Żeromskiego, Miłosza czy Mickiewicza. Wspomina zresztą, że nie tylko czytał i że w czasach opozycyjnych przedrukowywał pracując w podziemnej Bibliotece Historycznej i Literackiej. Ale czy lektury te wpłynęły na światopogląd Komorowskiego? Czy się z nimi zgadzał, czy nie? Czy jego dzisiejsza postawa polegająca na próbach bycia mentorem narodu, rozjemcą sporów wynika z tego co czytał czy nie?

REKLAMA

Podobne wątpliwości powstają przy lekturze fragmentu poświęconego harcerstwu, szczególnie jeżeli zestawi się go ze wspomnieniami Kuronia. Czytając, że Komorowski piastową funkcje kierowniczą, miałem nadzieje, że dowiem się czego to doświadczenie go nauczyło, tak jak można do znaleźć u Jacka Kuronia. Tymczasem w Zwykłym polskim losie wszystko jest bardzo ogólnikowe, pobieżne. Jest to tym dziwniejsze, że właśnie w tym rozdziale pojawiają się fragmenty, które idealnie potwierdzałby linię polityczną Komorowskiego. Otóż pisze on, że w harcerstwie spotkały się dzieci zarówno warszawskiej inteligencji jak i pracowników UB i że w drużynie różnice zanikły, a ostatecznie „resortowe dzieci” nawróciły się na antykomunizm. Aż prosi się aby powiedzieć, że właśnie wtedy Bronisław Komorowski zrozumiał, że takie rzeczy są możliwe i zrozumiał, że „zgoda buduje”. Nie zostało to jednak wykorzystane.

Wywiad nie skłania do żadnych głębszych reflksji. Wyraźnie widać, że próbowano w nim zawrzeć hasło prezydentury: „Nasz Prezydent”. Kiedy czytałem Zwykły polski los przypomniałem sobie kabaretowy spot Szymona Majewskiego żartujący z Komorowskiego. W finalnej scenie kabareciarz mówił „Kiedy ktoś się mnie pyta konkretnie kim jestem? Odpowiadam konkretnie: tym kim chcecie bym był”. Niestety, to właśnie wynika z tej książki. Prezydent jest gotów dać Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Raz powie ciepłe słowo o prawicy i podkreśli swój katolicyzm, kiedy indziej wykona wyraźny ukłon w stronę lewicy, to znowu przedstawi siebie jako idealnego wyborcę centrum. Jednym słowem: wszystkim wszystko. Bo z książki wynika, że Bronisław Komorowski był i rewolucjonistą i spiskowcem i statecznym człowiekiem, sprawnym państwowcem i opozycjonistą. Ma pochodzenie staropolskie, poakowskie i katolickie, ale wśród jego przyjaciół nie brakuje przedstawicieli lewicy. Zresztą sam tytuł: Zwykły polski los, ma wskazać, że jest on typowym Polakiem. Ale moim zdanie jest to klasyczny przykład myślenia życzeniowego. Ze swoim ziemiańsko-patriotycznym pochodzeniem Komorowski słabo sprawdza się jako kandydat na „typowego Polaka”. Całkiem nieźle natomiast oddaje sposób w jaki Polacy chcą widzieć swoje korzenie i swoją historię.

REKLAMA
Jan Skórzyński, Bronisław Komorowski
„Zwykły polski los”
nasza ocena:
5/10
cena:
39,00 zł
Wydawca:
Biblioteka Więzi
Rok wydania:
2015
Okładka:
twarda
Liczba stron:
216
Format:
235 x 175
ISBN:
978-83-626-1073-0

Gdyby _ Zwykły polski los_ ograniczył się do zaprezentowania Komorowskiego jako dziedzica tradycji ziemiańskich i patriotycznych, książka nie wywołałaby żadnych kontrowersji. Ani by nie pomogła, ani nie zaszkodziła Komorowskiemu. Niestety, pojawiają się w nim pewne fragmenty które, delikatnie mówiąc, nie stawiają prezydenta w pozytywnym świetle. Przytoczę cały fragment, aby każdy mógł wyrobić sobie własne zdanie:

Przykład Tupamaros skłaniał nas do myśli o akcji bardziej bezpośredniej, bojowej. Stało się to realne, gdy jednemu z kolegów z grupy wolskiej udało się kupić od jakiegoś złodzieja autentyczny pistolet. Zaplanowaliśmy więc przeprowadzenie zamachu na milicjanta w rocznice Grudnia’70. Nie zrealizowaliśmy pomysłu tylko dlatego, że pistolet był bez amunicji, a kaliber miał nietypowy. Wypatrzyliśmy już odpowiednie miejsce u zbiegu ulicy Okopowej i Młynarskiej, gdzie chodził milicyjny patrol. Ja miałem wykonać zamach, zostawić na miejscu kartkę z informacją, że to jest odwet za zamordowanie robotników podczas rewolucji grudniowej, a potem porzucić broń w wybranym grobowca na cmentarz ewangelickim i opłotkami uciec na Koło (s. 56).

Sam zupełnie nie rozumiem dlaczego urzędujący prezydent tak bezpośrednio przyznaje się do pomysłów tego rodzaju. Każdy wie, że młodzi ludzie, miewają szalone pomysły. Ale czy naprawdę jest się tu czym chwalić? Koniec końców chciał zabić przypadkowego człowieka i chyba nie warto się tym chwalić. Szczególnie, ze fragment ten pojawia się niejako znienacka i jak dla mnie jego pojawienie nie jest uargumentowane. Dla mnie był on wręcz nieco doczepiony na siłę. Całość opowieści Komorowski kwituje tak:

Pamiętam moje zdziwienie, gdy wcześniej, w reakcji na mój dumny meldunek o kupieniu pistoletu, Antoni, nasz Che Guevara, zerwał z nami kontakt… (s.57)

Antoni to oczywiście Antoni Macierewicz, na temat którego pada zresztą w Zwykłym polskim losie wiele ciepłych słów. Dla części czytelników, nie zdających sobie spraw z wspólnych rodowodów polityków poróżnionych dziś głębokim konfliktem, może być to sporym zaskoczeniem. Przez lata bowiem Macierewicz i Komorowski blisko ze sobą współpracowali. Zaskakującym jest, że w książce polityka związanego z Platformą, ani razu nie pada nazwisko Tusk, Olechowski, Płażyński, choćby mimochodem. Natomiast jest bardzo dużo i dobrze o polityku który kojarzy się z krytyką Komorowskiego – Macierewiczu. Mniej więcej tyle samo co o Tadeuszu Mazowieckim. Można tylko spekulować jakie są powody takiego stanu rzeczy. Otwarcie się na prawicę, puszczenie oka do dawnych kolegów?

REKLAMA

Drugim, wydaje mi się że bardzo szkodliwym, wynurzeniem jest fragment poświęcony tłumieniu protestu KPN w Katowicach w 1989 roku, gdy Komorowski nasłał milicjantów na protestujących działaczy niepodległościowych. Jak sam przyznaje, najpierw próbował pertraktować, ale metody te nie dały oczekiwanego efektu. Wówczas do protestujących poszedł Adam Słomka, aby kontynuować próby załagodzenia sytuacji, ale Komorowski postanowił sięgnąć po inne metody:

Ja tam nie poszedłem. Siadłem do telefonu i proszę połączenie z komendantem wojewódzki MO. Zgłasza się generał. „Dzień dobry, tu mówi Bronisław Komorowski, dyrektor gabinetu ministra Halla” – mówię. „A wiem, pan dyrektor miał przyjechać”. „No właśnie, już przyjechałem. Negocjacji nie przyniosły spodziewanego efektu, proszę do tej i tej godziny usunąć okupujących budynek”. A po drugiej stronie słuchawki słychać trzęsącą się galaretę: „Panie dyrektorze, tu jest Śląsk, tu był «Wujek», oni nas kilofami zamordują”. Ja mu na to: „Proszę pana, ja jestem tu od polityki, a pan od utrzymywania porządku, proszę wykonać”. „Nie, nie mogę. Proszę o polecenie na piśmie od szefa URM”. (s. 157-158)

Koniec końców, obchodząc szefa MSW Czesława Kiszczaka, Komorowskiemu udało się spacyfikować protest. Sam nie kandyduję na urząd prezydenta, ale gdybym się na to zdecydował, raczej nie byłbym dumny z udziału w tłumieniu protestów organizacji niepodległościowej.

Podsumowując, muszę stwierdzić, że rozmowa Jana Skórzyńskiego z Bronisławem Komorowskim jest, przynajmniej, dla mnie pozycją niepełną. Kiedy czytałem wspomniane już książki Jacka Kuronia i Henryka Hosera, czułem, że mam do czynienia z ludźmi z krwi i kości, którzy wskazują skąd wzięły się ich poglądy. Tego mi w Zwykłym polskim losie zabrakło. Miałem też nadzieję, że dowiem się jakie były kulisy stylu jego prezydentury. Liczyłem na wyjaśnienia, konkretne fragmenty z życia, które będą argumentami na rzecz takiego, a nie innego stanowiska. Zamiast tego przeczytałem zbiór anegdot o PRL z solidną domieszką historii rodzinnych. Uzyskałem szereg dowodów na to, że Bronisław Komorowski był sympatycznym człowiekiem. Ale nie dowiedziałem się właściwie niczego o Komorowskim-polityku.

Trudno mi odgadnąć jaki był cel tej publikacji, natomiast trochę szkoda mi Bronisława Komorowskiemu, któremu książka ta może rzeczywiście zaszkodzić. W teorii książka miała przybliżyć sylwetkę prezydenta. Tymczasem po zakończonej lekturze cały czas nie wiem, kim on naprawdę jest i jakie ma poglądy.

Redakcja: Michał Przeperski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Paweł Rzewuski
Absolwent filozofii i historii Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant na Wydziale Filozofii i Socjologii UW. Publikował w „Uważam Rze Historia”, „Newsweek Historia”, „Pamięć.pl”, „Rzeczpospolitej”, „Teologii Politycznej co Miesiąc”, „Filozofuj”, „Do Rzeczy” oraz „Plus Minus”. Tajny współpracownik kwartalnika „F. Lux” i portalu Rebelya.pl. Wielki fan twórczości Bacha oraz wielbiciel Jacka Kaczmarskiego i Iron Maiden.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone