Edward J. Drea - „Cesarska armia Japonii 1853–1945” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-03-17 11:17
wolna licencja
poleć artykuł:
_Banzai!_ to okrzyk, który przez pół wieku wprawiał w drżenie cały Daleki Wschód, a konkretnie tereny, gdzie zawitała armia spod sztandaru Wschodzącego Słońca. Okrzyk ten przestał rozbrzmiewać ostatecznie w 1945 r. A pomyśleć, że niemal sto lat wcześniej wystarczyły dwie parowe fregaty i dwa żaglowe slupy, aby dyktować warunki dumnym potomkom bogini Amaterasu…
REKLAMA
Edward J. Drea
Cesarska armia Japonii 1853–1945
nasza ocena:
9/10
cena:
50,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo UJ
Tłumaczenie:
Tomasz Tesznar
Rok wydania:
2012
Okładka:
miękka
Liczba stron:
416
Format:
B5
ISBN:
978-83-233-3378-4

Cóż takiego się zmieniło? Czy to tylko kwestia uzbrojenia?... Raczej wątpliwe. Sprzęt – choć istotny – jest skuteczny w rękach odpowiednich ludzi. Samo jego wprowadzenie na niewiele się zda – co udowodnili Chińczycy w XIX wieku, podczas tzw. „polityki samoumacniania”. Więc co stoi za fenomenem oddziałów Mikada? Na to pytanie (jak i wiele innych) próbuje odpowiedzieć Edward Drea w książce „Cesarska armia Japonii 1853–1945”.

Wielką zaletą tej pozycji jest rozbudowana bibliografia, oparta w przeważającej części na materiałach japońskich – tak źródłach, jak i opracowaniach. Podnosi to znacznie jej wartość naukową: oznacza, że Autor nie korzystał w nadmiarze z innych, „europejskich” dzieł, ale pokusił się o wysuwanie własnych wniosków oraz ciekawych spostrzeżeń. Innymi słowy – książka jest nie tylko obrazem japońskiej armii, ale również ciekawą próbą wyjaśnienia Czytelnikowi jej fenomenu, podłoża kulturowego oraz społecznego, a także swoistej specyfiki wyznawców legendarnego busido.

Za punkt wyjścia Drea przyjął nie moment objęcia władzy przez cesarza Mutsuhito oraz początek jego rządów (tzw. Era Meiji), ale ostateczne zetknięcie się ze wspomnianą eskadrą komodora Matthew Perry’ego w 1853 r. Możemy prześledzić pierwszy szok kulturowy i technologiczny oraz powolny upadek tradycyjnych formacji armii japońskiej. Późniejsze walki z szogunatem rodu Tokugawa oraz wzmacnianie imperialnej władzy to kolejny etap rozwoju oddziałów Mikada. Z tej części pracy możemy wywnioskować, że reformy były spowodowane nie tylko chęcią dogonienia białych mocarstw i uniknięcia losu cesarskich Chin, ale również – co zresztą nie powinno zaskakiwać – rywalizacją wielkich klanów samurajskich między sobą.

Możliwe, że to właśnie walka o wpływy w armii leżała u podłoża rebelii samurajów Saigo Takamoriego (pierwowzoru Katsumoto z „Ostatniego Samuraja”). Albowiem – niezależnie od europeizacji Japonii – ten, kto miał kontrolę nad armią, miał „ucho” Mikada i – a to niespodzianka – wpływ na politykę państwa. Co ciekawe, rebelianci nie dość, że używali zachodniej broni (do momentu wyczerpania amunicji), to wykazali się lepszą taktyką niż nowa armia cesarska. Skupiając się bardziej na opisie problemów obu stron niż samej kampanii, można pokusić się o stwierdzenie, że bunt – paradoksalnie – okazał się przydatny dla nowych sił zbrojnych. Pozwolił on bowiem odkryć słabości i podjąć pracę nad ich usunięciem. Podobnie jak wojna Batorego z Gdańskiem.

Ale ad rem. Drea ukazuje również dość ciekawy obraz przyspieszonej modernizacji. Proces, który powinien zająć całe pokolenia, trwał nie więcej niż pół wieku. Nie trzeba dodawać, że wielce pomocne były dwie zwycięskie wojny – z Chinami i carską Rosją – które pomogły zbudować autorytet armii.

REKLAMA

Dalszy rozwój wojska wiąże się również z powolnymi zmianami w strukturze najwyższego dowódca. Drea w ciekawy i plastyczny sposób ukazał, jak stary samurajski układ na szczytach armii zastępują jej wychowankowie. Jednak czy rzeczywiście stare ustąpiło przed nowym – tutaj nawet Autor pozostawia Czytelnikowi pole do własnych interpretacji.

Książka nie jest jednak pozbawiona pewnych słabości. Przede wszystkim, pomimo szumnie militarnego tytułu, jest w niej mało o samym wojsku. Zapoznajemy się co prawda z jego strukturą (ale pobieżnie), poborowymi, koncepcjami i systemem szkolenia, ale nie ma nic o uzbrojeniu czy dokładnym ordre de bataille – czyli tego, co my, fani wojska, lubimy najbardziej. Ale wybaczmy to Autorowi – książka najprawdopodobniej miała pokazywać pewien fenomen socjologiczny. Z jednej strony mamy zachodnioeuropejską armię, ale z drugiej – tkwi ona wciąż w starożytnej kulturze. Drea słusznie to podkreśla, komentując łatwość, z jaką po wojnie tę armię rozwiązano. Posuwa się nawet do stwierdzenia, że żołnierze Kraju Kwitnącej Wiśni mieli samobójstwo we krwi – dlatego tak łatwo zgodzili się na zakończenie swojej blisko 80-letniej egzystencji. Cóż, byli Japończykami bezapelacyjnie do samego końca – wojny i armii.

Te jakże celne uwagi oraz żywy język są z pewnością najlepszą zachętą do sięgnięcia po monografię cesarskiej armii Japonii. Możemy nawet wybaczyć tłumaczowi drobne potknięcia – Togo Heihachiro nie był kapitanem tylko komandorem. Rzeczownik captain w marynarce oznacza zupełnie co innego niż w innych siłach zbrojnych. No chyba, że w oryginale Togo tytułowano lieutenant – wtedy zwracam honor i przepraszam za „czepialstwo”.

Zobacz też:

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Staniszewski
Absolwent Wydział Historycznego UW, autor książki „Fort Pillow 1864”. Badacz zagadnień związanych z historią wojskowości, a w szczególności wpływu wojny na przemiany społecznych, gospodarczych i kulturowych - ze szczególnym uwzględnieniem konfliktów XIX wieku.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone