Elżbieta Szumiec-Zielińska – „Żywe Torpedy 1939” – recenzja i ocena

opublikowano: 2017-09-01 08:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Temat „polskich kamikadze” wraca co pewien czas niczym bumerang. Pomimo licznych publikacji i lat pracy, tej historii nadal nie wyjaśniono do końca. Czy omawiana praca stanowi przełom w badaniach?
REKLAMA
Elżbieta Szumiec-Zielińska
„Żywe Torpedy 1939”
nasza ocena:
7/10
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Demart
Rok wydania:
2016
Okładka:
twarda
Liczba stron:
260
ISBN:
978-83-791-2045-1

Pierwsza publikacja poświęcona polskim „żywym torpedom” mającym bronić Polskę przed niemiecką inwazją, pojawiła się już w 1999 r. Jednak większe i mniejsze wzmianki dotyczące kandydatów (i kandydatek) na wojskowych samobójców pojawiały się już wcześniej. Sprawa jest zresztą dosyć trudna do rozwikłania, jako że cała akcja udokumentowana została przede wszystkim na łamach ówczesnej prasy i przy ograniczonym jednoczesnym obiegu dokumentów urzędowych. Źródła pisane są więc (mimo pozornej mnogości) dosyć skąpe, a w chwili obecnej trudno już oczekiwać odnalezienia żyjących świadków tych wydarzeń. Z tego powodu stworzenie pracy wprowadzającej do obiegu nowe informacje jest sporym wyzwaniem.

„Żywe Torpedy 1939” – wspomnienie o ludziach

„Żywe torpedy” to książka skromnego formatu, licząca sobie 256 stron. Tekst właściwy zajmuje 223 z nich, bardzo bogato przetykany ilustracjami, przede wszystkim listami ochotników i ochotniczek zgłaszających się do tej niebezpiecznej służby. Bardzo ciekawą cechą tej publikacji jest umieszczenie w górnej części większości stron niewielkiej ramki, zawierającej informacje pochodzące z ówczesnej prasy. Dotycząc one czy to samych zgłoszeń, czy też relacji pomiędzy patriotycznie nastawionym społeczeństwem a ówczesnymi władzami. Wzmianki te obejmują okres od 3 maja do 3 września 1939 r.

Sama książka powstała w jednym celu. Cytując autorkę, „ta książka nie jest poświęcona broni, jaką miały być w założeniu żywe torpedy. To wspomnienie o ludziach wiedzionych szlachetną intencją oddania życia za wolność ojczyzny.” To postanowienie jest konsekwentnie realizowane na łamach książki. Brak tu dywagacji o kwestiach technicznych czy historii rozwoju miniaturowych pojazdów podwodnych. Czytelnik znajdzie w niej za to liczne cytaty z listów, 38 krótkich biogramów ochotników i ochotniczek, jak również listę 1521 znanych (choć niekiedy tylko z inicjałów) osób, które w różny sposób zgłosiły się do służby w charakterze „żywej torpedy”. Warościowym akcentem jest też zamieszczenie niewielkiego kilkustronicowego rozdzialiku dotyczącego ówczesnej krytyki samej idei. Wszystko to wskazuje na znaczny nakład pracy włożony przez autorkę – nie tylko w kwerendę źródłową w Centralnym Archiwum Wojskowym, ale i w zbiorach przedwojennej polskiej prasy.

Co nowego?

„Żywe torpedy” to praca ciekawa i wartościowa, ale nie przełomowa. Nad całą pracą unosi się pewien duch wtórności. Nie zarzucam tu Autorce niczego złego, z pewnością nie kopiowała ona ustaleń innych badaczy. Idzie natomiast o to, że baza źródłowa tego zagadnienia jest po prostu na tyle niewielka, że każdy autor podejmujący badania w tej dziedzinie musi – chcąc nie chcąc – powtórzyć w dużej mierze to, co zostało już opisane przez poprzedników. Owszem, w niektórych obszarach autorce udało się uzupełnić prace poprzedników czy naświetlić pewne zagadnienia z innego punktu widzenia, brak tu jednak elementów nowatorskich.

REKLAMA

Przy okazji warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Chodzi tu o przeprowadzanie kwerend w polskiej, bardzo zresztą obszernej, literaturze wspomnieniowej. Zupełnie przypadkiem natrafiłem na fragment dot. „żywych torped” w książce Pierwsza Pancerna, wydanej w 1959 roku. Nie jest to historia wnosząca wiele do opowieści o tym rodzaju broni, tym niemniej brakuje jej w każdej z wymienionych uprzednio prac, jak również w omawianej pozycji. Pozwala to mieć nadzieję, że być może, istnieją jeszcze inne książki czy artykuły, noszące zapewne tytuły nie kojarzące się z tematyką „żywych torped”, w których mogą znajdować się jeszcze cenne informacje. Warto o tym pamiętać i nie zamykać się w obrębie źródeł archiwalnych, czy też istniejącej literatury przedmiotu.

*

„Żywe torpedy” to dobra książka, choć nie wnosi wiele nowego do całości zagadnienia. Jej zaletą są liczne ilustracje, barwny język i opisanie poruszanej problematyki z czysto ludzkiej perspektywy. W całości brak jednak pewnej głębi i szczegółowości, co jednak da się wytłumaczyć czynnikami obiektywnymi. Jeżeli jednak ktoś zainteresuje się tą tematyką dopiero pod wpływem tej pracy, powinien jak najszybciej zapoznać się z pozostałymi publikacjami traktującymi o problematyce polskich „żywych torped”.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Łukasz Męczykowski
Doktor nauk humanistycznych, specjalizacja historia najnowsza powszechna. Absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Miłośnik narzędzi do rozbijania czołgów i brytyjskiej Home Guard. Z zawodu i powołania dręczyciel młodzieży szkolnej na różnych poziomach edukacji. Obecnie poszukuje śladów Polaków służących w Home Guard.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone