Google Street View jako wizualne źródło historyczne

opublikowano: 2013-05-13 15:10
wolna licencja
poleć artykuł:
Nazwanie aplikacji Street View źródłem historycznym może zabrzmieć absurdalnie. Google uchwyciło jednak stan i wygląd świata zatrzymanego w czasie, zatem w przyszłości projekt ten może stać się obiektem zainteresowania historyków. Co może nam powiedzieć takie źródło i do czego się przydać?
REKLAMA
Najbardziej znaną i rozpowszechnioną usługą typu Street View jest ta udostępniana przez Google, jednak istnieje wiele innych platform i dostarczycieli, których spis znajdziemy na Wikipedii . Niektóre polskie miasta obejmuje na przykład usługa usługa firmy NORC .

Pod koniec kwietnia 2013 roku Google dokonało aktualizacji swojej usługi Street View, chwaląc się między innymi tym, że obejmuje ona już całą Polskę. Teraz dla zainteresowanych użytkowników sieci dostępne są nie tylko większe miasta i wybrane miejsca o szczególnym znaczeniu, lecz także większość dróg: krajowych, gminnych, a nawet wiejskich. O aplikacjach typu Street View mówi się z reguły w kategoriach krajoznawczo-rozrywkowej ciekawostki, można bowiem dzięki nim „przenieść się” do odległego od własnego miejsca pobytu miasta lub kraju, „stanąć” w wybranym punkcie, „rozejrzeć się” dookoła, a nawet wirtualnie „przespacerować się” po okolicy. Street View ma eliminować koszty turystyki i niedogodności podróży, oferując możliwość „zwiedzania” każdego miejsca na świecie w wybranym przez siebie momencie, przy wykorzystaniu dowolnego podłączonego do sieci urządzenia.

Usługi takie mogą mieć także bardziej pragmatyczne i codzienne zastosowania. Sam używam Google Street View głównie do „rozejrzenia się” po miejscach, do których mam dotrzeć, a więc tych istniejących całkiem blisko, najczęściej we tym samym mieście, choć w tych jego okolicach, w których nie bywam na co dzień. Znając pierwotnie tylko adres miejsca docelowego, mogę sprawdzić w Internecie, jak wygląda dany budynek, wejście na teren obiektu i prowadząca do niego trasa. Niewątpliwie Street View daje pod tym względem więcej możliwości niż zwykła mapa, choćby nawet satelitarna.

Zazwyczaj myślimy więc o Street View po prostu jako o usłudze pokazującej daną lokalizację. To, co jest prezentowane, funkcjonuje w tym przypadku jako bezczasowy, prawdziwy, esencjonalny obraz tego miejsca. Podglądając daną ulicę, komentujemy w myślach: „tak tam właśnie jest”. Poza raczej naturalnymi uproszczeniami potocznego myślenia, powyższe kategorie traktowania (czy może nawet przeżywania) usługi Street View narzucają też sami jej twórcy poprzez prowadzoną przez nich promocję. Umyka nam dość banalne, a jednak podstawowe spostrzeżenie: Google Street View przedstawia przeszłość. Nie prezentuje nam miast i ulic, tylko ich zdjęcia zrobione w określonym czasie.

Roboty drogowe przy placu Nankiera we Wrocławiu (dziś już zapewne ukończone)

Street View jako źródło lub materiał badawczy

Wniosek z powyższego stwierdzenia może zabrzmieć nieco absurdalnie, ale wygląda na to, że Google Street View da się traktować jako źródło historyczne. Aby rzecz uczynić jaśniejszą, zdefiniuję przedmiot tego artykułu z punktu widzenia badacza. Jest to mianowicie kolekcja niezliczonej ilości zdjęć przedstawiających wiele miast naszej planety oraz innych szczególnych miejsc, przy czym zdjęcia te nie pozostają rozproszonymi obrazami, lecz zostały zintegrowane w przestrzenny model przeszłego świata, po którym badacz może się dosyć dowolnie poruszać i koncentrować swoją uwagę na dowolnych aspektach uchwyconej w danym momencie rzeczywistości w jej wizualnej całkowitości.

REKLAMA
Jako wstęp do zagadnień historii wizualnej można potraktować następujące pozycje: Peter Burke, Naoczność. Materiały wizualne jako świadectwa historyczne , Kraków 2012; Piotr Sztompka, Socjologia wizualna. Fotografia jako metoda badawcza , Warszawa 2012; Dorota Skotarczak, Historia wizualna , Poznań 2012.

Wydaje mi się, że takie ujęcie sprawy rzuca na Street View inne światło, wskazujące możliwości wykraczające poza konsumpcję obrazów na odległość. Oczywiście dla współczesnych historyków Street View będzie relatywnie mało użyteczne, trzeba je więc określić jako źródło w stanie potencjalnym – przydatne raczej dla przyszłych badaczy przeszłości. Z kolei dla współczesnych uczonych z kręgu nauk społecznych i kulturowych, Street View będzie także wtórnym lub tylko pomocniczym materiałem, ponieważ będą oni naturalnie bardziej zainteresowani dostępną im w rzeczywistości przestrzenią. Nie chodzi także o to, że każdy użytkownik funkcji Street View staje się badaczem społecznym bądź historykiem. Aplikacja ta daje co prawda wgląd w przeszłość, ale historyczne badanie to już nieco inna sprawa i również w tym przypadku wymaga ono metodologii. Street View zostałoby na tej podstawie włączone do zbioru źródeł historii wizualnej, która, jako subdyscyplina historii, posiada już pewien solidny zestaw doświadczeń w interpretacji różnorodnych obrazów, w tym zdjęć.

Składające się na zasób Street View fotografie nie są jednak typowymi obrazami. Pod pewnymi względami można by je nazwać „rzadkim” źródłem (w opozycji do „gęstych”, choć brzmi to nieco niepoważnie). Historycy zazwyczaj zajmują się bowiem zdjęciami, na których „coś się dzieje”. Tymczasem kamery twórców Street View rejestrują po prostu wygląd ulic, jak gdyby pustą scenę historii. Sceptycy mogliby zauważyć, że wszystkie ulice wyglądają względnie podobnie i właściwie nie oferują niczego ciekawego. Należy jednak pamiętać, że sprawa przydatności źródła zależy w dużej mierze od badacza i stawianych przez niego pytań. Street View będzie więc raczej należało do domeny zainteresowań historyków codzienności, historyków społecznych, historyków kultury materialnej, czy też historyków lokalności.

Możliwości badawcze

Co właściwie interesującego z perspektywy historii można zobaczyć na Google Street View? Oto uzyskujemy tu wgląd w przestrzeń publiczną. Widzimy układ architektoniczny, fasady budynków, mosty, linie ulic, chodników, torów. Dostrzegamy takie elementy miejskiej rzeczywistości jak reklamy, znaki, szyldy, graffiti, plakaty. Możemy czasem zajrzeć w głąb parków, skwerów, placów, cmentarzy lub boisk. Przy odrobinie szczęścia zobaczymy pomniki, rzeźby, tablice pamiątkowe tudzież kapliczki. W pojedynczych przypadkach odnajdziemy zapewne także przydrożne znicze, dekoracje uliczne, wybite szyby, porzucone śmieci i inne przygodne fenomeny spotykane w pobliżach ulic.

REKLAMA

Jak dotąd wymieniłem tylko przykładowe rzeczy, a tymczasem przejawy życia, jakich możemy stać się świadkami, przeczesując świat zatrzymany w Street View, są zapewne co najmniej tak samo liczne. Obserwować możemy więc drzewa, lasy, kwiaty, trawniki, pola i nieużytki. W pobliżu ludzkich dróg zawsze obecne są zwierzęta, czy to te udomowione, czy też te miejskie lub dzikie, ale zbliżające się przecież do ludzkich osiedli. Następnym wymiarem życia na Street View jest ruch uliczny – zaciekawić nas może jego natężenie, marki samochodów, ilość rowerów, wzór malowania pojazdów komunikacji miejskiej, a czasem także widoczne z dróg łodzie lub pociągi.

Pies przy wiejskiej drodze w Lipkach Małych
Kilka linków do zestawień uznanych przez użytkowników Sieci za ciekawe zdjęć ze Street View:http://www.streetviewfun.com/top-100/ ;http://fun-google-street-view.tumblr.com/ ;http://awesomenator.com/fun/50-best-google-street-view-findings/

W końcu uwagę badacza mogą zwrócić sami ludzie i podejmowane przez nich działania. Z pewnością większość osób uchwyconych w kamerach Street View będzie po prostu pieszymi, jednak niewykluczone, że zdarzą się także żebracy, wypoczywający, jedzący, turyści lub biegacze. Część z nich utrwalona została w trakcie pracy, na przykład handlarze, budowlańcy, ogrodnicy, policjanci, kelnerzy. Na koniec pozostaje także obserwacja samej aparycji ludzi. Mimo że ich twarze są co do zasady ocenzurowane, to możemy dostrzec wiek, ubiór, uczesanie, posiadane w danym momencie atrybuty, a nawet ewentualne reakcje na zamontowaną na dachu samochodu kamerę zbierającą oglądane przez nas zdjęcia.

Młodzi ludzie siedzący na krawężniku machają do kamery w zaułku przy ul. Woskowej w Gorzowie
Strażnik miejski wypisuje mandat przed Cytadelą w Poznaniu

Mój przydługi przegląd dostępnych za pośrednictwem Street View przedstawień stanowi w gruncie rzeczy tylko skromny wybór możliwych informacji. Nie wątpię przy tym, że każda z nich mogłaby zainteresować określonych badaczy społecznych – także tych spoglądających na rzeczywistość z perspektywy historii. Bodaj najlepsze w usłudze Street View jest to, że pokazuje ona takie zasoby przeszłości, do których inne źródła najczęściej nie zapewniają dostępu lub dają jedynie szczątkowy i pośredni.

Niejeden historyk oddałby wiele, aby móc choć na chwilę przenieść się w przestrzeń badanych przez siebie miejscowości. Dla niektórych skarbem stają się pojedyncze opisy, obrazy lub fotografie, a tym bardziej oryginalne filmy, jeśli takie zostały nagrane. Zainteresowanie przestrzenią leży też u podstaw tworzenia makiet miejscowości, jak również – w ostatnich latach – wirtualnych modeli miast, do których należy zaliczyć także film „Warszawa 1935” (2013). Street View rejestruje na bieżąco właściwie wszystko to, czego historycy szukają w powyższych tradycyjnych źródłach i wtórnych wizualizacjach.

REKLAMA

„Totalność” Street View

Zalety Street View wynikają przede wszystkim z jego totalności i niewybiórczego podejścia do rejestracji teraźniejszości (oczywiście poza wyborem miejsca, określonych ulic oraz ograniczenia się do wizualizacji przestrzeni). Generalną ideą jest tutaj utrwalenie wyglądu danego miasta w mniej więcej tym samym czasie. Udział interpretacji rejestratora pozostaje bardzo niewielki w procesie archiwizacji. Kierowca po prostu jedzie przez miasto, a kamera robi co jakiś czas panoramiczną fotografię wszystkiego, co znajduje się wokoło niej. Zarejestrowane może więc zostać wszystko, a nawet taki jest właśnie cel.

Oczywiście historia stoi w swojej pełności w opozycji do prywatności. Powszechne udostępnienie fotografii wszystkiego i wszystkich, którym zdarzyło się być na trasie przejazdu kamery rejestrującej, nawet jeśli nie byli tego świadomi, od początku wywoływało kontrowersje. Twórcy Street View tłumaczą się przede wszystkim tym, że udostępniane obrazy przedstawiają tylko przestrzeń publiczną, a więc taką, do jakiej każdy może tak czy inaczej dotrzeć. Do standardu weszło już także zamazywanie twarzy i tablic rejestracyjnych samochodów, a na osobisty wniosek – także większych obszarów zdjęć.

Zamazany budynek przy skrzyżowaniu Wittelsbacherallee i Habsburgerallee we Frankfurcie nad Menem

Myśląc o Street View, odczuwam pewną fascynację rozmachem projektu, który daje posmak utopii (sfotografować i pokazać wszystko), a przy tym jest z powodzeniem realizowany i istnieje w praktyce. Totalność zamysłu przypomina typowo historyczne koncepcje, takie jak idea kroniki (rozumianej jako zapisywanie wszystkich wydarzeń, które dzieją się na bieżąco), monografii (zapis całości dziejów danego narodu, państwa, klasy, etc.) czy też archiwum (instytucja, która kolekcjonuje wszystkie dokumenty lub inne pamiątki przeszłości dotyczące danego przedmiotu). Do tego Street View podlega porównaniu z inicjatywami polegającymi na gromadzeniu obrazów z przeszłości, takimi jak choćby Narodowe Archiwum Cyfrowe oraz Archiwum Fotografii Ośrodka Karta.

Nawet traktowana jako zintegrowany obraz społecznej rzeczywistości w danym czasie, usługa Street View pozostanie zapewne jedynie ciekawostką, niezbyt użyteczną dla współczesnych historyków. Jednak w dłuższej perspektywie, a zwłaszcza w przypadku ewentualnych wydarzeń, które w znaczący sposób zmienią wygląd ulic (jako złożonych z budynków, rzeczy, ludzi, zwierząt i roślin systemów), usługa Street View może się okazać bezcennym (w szczególności bezcennie rozległym) źródłem historycznym, a w najgorszym przypadku wehikułem sentymentalnych powrotów do własnej przeszłości. Wszystko to może się wydarzyć, jeżeli dostawcy usługi Street View zdecydują się na archiwizację i udostępnianie przeszłych wersji aplikacji, bo nie ma wątpliwości, że jeśli samo przedsięwzięcie przetrwa próbę czasu, to zawartość wizualna aplikacji będzie z jakąś regularnością aktualizowana.

Zobacz też:

Redakcja: Roman Sidorski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Paweł Lewandowski
Magister, absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktorant Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Główne obszary badawcze: powojenna historia polskich ziem zachodnich, pamięć zbiorowa.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone