Igor Ostachowicz – „Noc Żywych Żydów” – recenzja i ocena

opublikowano: 2012-07-24 07:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Nareszcie znalazł się ktoś, kto w groteskowy sposób obala nasze narodowe mity, wyśmiewa polskie przywary i efektownie pozbawia historię ciężkiego i przytłaczającego martyrologicznego wydźwięku. Proszę państwa oto Igor Ostachowicz i jego Bulwersująca i Kontrowersyjna „Noc Żywych Żydów”!
REKLAMA
Igor Ostachowicz
„Noc Żywych Żydów”
cena:
34,90 zł
Wydawca:
WAB
Rok wydania:
2012
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
254
Format:
12,3 x 19,5 cm

Gdyby nie to, że Ostachowicz jest ważnym doradcą premiera Tuska (o czym zresztą nie wiedziałabym gdyby nie ta publikacja), pomyślałabym, że ten człowiek na pewno spadł z księżyca i nie ma pojęcia, że wyśmiewanie takich tematów jak II wojna światowa, naziści i, uwaga!, Żydzi to w naszym kraju świętokradztwo, hańba i bluźnierstwo. A karą jest wieczne potępienie. Ostachowicz musiał to jednak wiedzieć i się nie przestraszyć skoro zdecydował się opublikować „Noc Żywych Żydów” - powieść barwną, zabawną i dosadną.

Bohaterem książki jest trzydziestoletni glazurnik z wyższym wykształceniem i bardzo sceptycznym podejściem do świata i ludzi. Ignorant i egocentryk, podchodzący ze sporym dystansem do siebie, swojej anorektycznej dziewczyny oraz do wszelkich wymysłów współczesności. Jego światopogląd, jak zresztą i całe życie, zostaną zmienione gdy okaże się, że w jego piwnicy (a rzecz dzieje się głównie na warszawskim Muranowie) mieszkają Żydzi. Niby umarli, ale jednak żywi. I, co gorsza, w większości mściwi i sfrustrowani: nudą, brakiem słońca, rozpadaniem się i ciągłą wilgocią. Głównym powodem ich frustracji jest jednak jedna noc w roku, gdy na kilkanaście godzin ponownie ożywają na poważnie. Z sinoszarych stają się różowi, złachmanione ciuchy też z jakiegoś magicznego powodu przemieniają się w nowe ubrania, znikają braki w uzębieniu i oczodołach. Większość z nich nie potrafi jednak cieszyć się tym „darem” i z goryczą zamyka się w swoich trumnach i podmiejskich kanałach.

Glazurnik, po serii różnych dziwnych zdarzeń, zaprzyjaźnia się ostatecznie z Żydami-Umarlakami, a szczególnie z najmłodszymi członkami tej społeczności – przede wszystkim z Rachel, która każe mówić do siebie Rejczel i jest córką byłego powstańca obydwu powstań (w getcie i warszawskiego). Dziewczynka jest stale nieszczęśliwa, a glazurnik i jego dziewczyna próbują małą rozweselić na wiele sposobów: zabierają ją na zakupy do „Arkadii”, organizują babskie wieczorki, a nawet zachęcają do zapalenia jointa. Uśmiech umożliwiłby jej w końcu pójście do nieba, do którego nie przyjmuje się niestety ludzi nieszczęśliwych. Jest to zresztą głównym powodem tego, że w podziemiach miasta jest wciąż tak wielu Żydów: Pod Warszawą zostali tylko ci, z którymi coś jest nie tak, najwięcej jest tych w szoku. Nie potrafią się pozbierać, niektórzy obrażeni na Boga nie chcą zrobić ani kroku dalej, różnie, niektórzy boją się, żeby, o zgrozo, wszystkiego nie zrozumieć, albo jeszcze gorzej, że będą musieli wybaczyć. Są i tacy, co pracowali w policji i w Sonderkommando, ci mają jeszcze inne powody, wszyscy tak czy owak utknęli.

REKLAMA

Przed wydaniem książki kontrowersje wzbudził fakt, że doradca premiera Najjaśniejszej Rzeczpospolitej w swojej powieści nie dość, że wyśmiewa polską historię. W dodatku czyni to wulgarnym językiem, opisując różne incydenty na tle seksualnym: zdradę, seks oralny, gwałt homoseksualny (na umarło-żywym oficerze SS), orgię w piekle (przypominającym zresztą Auschwitz), masturbację. Dużo jest tu wacków jak płonących żagwi, rozgrzanych do czerwoności metalowych świdrów, pełnych wzwodów itp., które wywołały oburzenie i zgorszenie niejednego recenzenta. Szkoda, że niektórym ta ilość wacków i rozmaitego seksu rozmyła obraz książki – jej przesłanie, które w gruncie rzeczy jest dość proste: wyśmiać naszą polsko-dresiarską rzeczywistość, w której bycie gejem albo Żydem jest nie do przełknięcia (Jaka obelga jest najstraszniejsza? Kryptokomuniści? Kryptogeje? Mam. KRYPTO-ŻYDZI!). Autor próbuje rozprawić się z narodowym mitem Polaków-bohaterów i Polaków-ofiar, zadrwić z mentalności polskiego chama: ksenofoba, homofoba, antysemity i seksisty.

Trochę mi to wszystko przypomina Masłowską, trochę Chutnik, a ostatnie sceny „Nocy...” – kadry z filmu Tarantino „Bękarty wojny”. Podobny język, styl, intencja. Masłowska i Chutnik zostały za swoje książki nagrodzone (Nike i nagrodą Polityki), Ostachowicz pewnie już na zawsze zostanie doradcą premiera, który nie wiadomo dlaczego napisał wulgarną książkę (jakby doprawdy nie miał nic lepszego do roboty!). Podoba mi się, że w polskiej kulturze pomału dochodzi do przełomu: polscy twórcy co raz częściej sięgają do tematów tabu, o których pisać i mówić można było do tej pory tylko w jeden sposób. Może w końcu dojrzewamy i łapiemy dystans do naszej historii? Dowodem jest nie tylko ta książka, ale również sztuka teatralna, która swoją premierę miała niemalże w tym samym czasie co „Noc Żywych Żydów” - mianowicie „Muranooo” Sylwii Chutnik. Duchy polsko-żydowskie nieśmiało wychodzą z piwnic, z szaf, z kanałów, czają się za rogiem... Ciekawe jak to się dalej potoczy?

Redakcja: Michał Przeperski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Anna Augustowska
Absolwentka judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Obecnie studentka Instytutu Historycznego na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się szeroko pojmowaną kulturą jidysz oraz herstorią. Z urodzenia lublinianka, z sentymentu krakowianka, a z zamiłowania warszawianka. Feministka.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone