Joanna Kubicka – „Na przełomie. Pozytywiści warszawscy i pomoc własna” – recenzja i ocena

opublikowano: 2017-09-15 16:45
wolna licencja
poleć artykuł:
O warszawskich pozytywistach wiemy już chyba wszystko. Ale czy rzeczywiście?
REKLAMA
Joanna Kubicka
„Na przełomie. Pozytywiści warszawscy i pomoc własna”
nasza ocena:
9/10
cena:
36,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego
Rok wydania:
2016
Okładka:
Miękka
Liczba stron:
312
Format:
135 x 205 mm
ISBN:
9788323524823

Przed laty postawiono tezę o niskiej pozycji miast i mieszczaństwa w hierarchii wartości Polaków. Dowodów na to, że szlachecki dworek i ułańska fantazja znajdują w duszach rodaków znacznie większe uznanie niż mieszczańska stabilizacja życiowa czy kupieckie wyrachowanie nie potrzeba szukać zbyt wiele. Sporo do tych dyskusji wnosi książką Joanny Kubickiej o polskiej recepcji idei Self-Help rozpropagowanej na Zachodzie przez angielskiego pisarza Samuela Smilesa.

„Na przełomie. Pozytywiści warszawscy i pomoc własna” – moda i praktyka

Self-Help Smilesa, rażąca naiwnością książka opublikowana pierwszy raz w 1859 roku, stanowiła swoisty katechizm cnót wiktoriańskiego mieszczaństwa. Książka, złożona z biografii setek znamienitych osób z różnych sfer, miała wyrabiać w mieszczańskim czytelniku przekonanie, że pilne przestrzeganie cnót właściwych dla tej warstwy społecznej – sumienności, pracowitości, skromności itd. – stanowi podstawę szczęśliwego i racjonalnego życia. Za sprawą Smilesa samopomoc społeczna stała się mottem wszystkich europejskich kooperatyw, stowarzyszeń społecznych i innych aktywności, które w liberalnej dziewiętnastowiecznej Europie niezaprzeczalnie przyczyniły się do złagodzenia negatywnych konsekwencji kapitalizmu – z kwestią robotniczą i powiązaną z nią kwestią mieszkaniową na czele.

Self-Help było też pierwszą książką, której przekładu podjęło się środowisko skupione wokół „Przeglądu Tygodniowego”, sztandarowego organu „młodej prasy” po upadku powstania styczniowego. Ci wychowankowie Szkoły Głównej, przyszli pozytywiści warszawscy, poszukujący źródeł utrzymania poprzez publikowanie tekstów na rozmaite tematy w tygodniku Wiślickiego, byli radykalnymi rzecznikami modernizacji Polski i zerwania z jej szlachecką, wstecznicką ideologią romantyczną.

REKLAMA

Co nowego?

Właściwie mogłoby się wydawać, że o tej generacji wiemy już wszystko. Tymczasem Kubickiej udało się, w oparciu o powszechnie znane fakty, napisać wciągającą i pod wieloma względami nowatorską narrację. To tym ważniejsze, że właśnie ta generacja i dokonywane przez nią wybory ideowe, na następne kilkadziesiąt lat zawładnęły polskim życiem intelektualnym. Tym co budzi szczególne uznanie, jest podkreślenie roli miejskości w kształtowaniu ich postaw. Jak przekonuje Kubicka, to Warszawa z jej wielkomiejskim życiem i redakcjami sprawiała, iż szlacheccy synowie, często już wysadzeni z siodła, decydowali się na kariery dziennikarzy czy literatów, przyłączając się do rodzącej się formacji ideowej pozytywizmu. I w zasadzie nie są to myśli odkrywcze, jednak… Czyżby Autorka zdała się sugerować, że rodząca się liberalna inteligencja polska od swego zarania miała o wiele więcej cech mieszczaństwa aniżeli jakiejś wyjątkowej sfery, funkcjonującej niejako w oderwaniu od innych warstw i klas, jak chciałaby ich upatrywać klasyczna historiografia poświęcona klasie umysłowej Królestwa?

Jeśli tak, to pojawia się pytanie czemu tworzona przez tę grupę polska kultura drugiej połowy XIX wieku nie pokochała mieszczańskich ideałów. Czy był to – jak chce Jerzy Jedlicki – obronny odruch o nacjonalistycznym zabarwieniu (pamiętajmy o strukturze narodowościowej Królestwa)? Czy też może inteligencja od samego początku stanowiła warstwę, dla której zajęcie w społeczeństwie pozycji równej zachodniemu mieszczaństwu stanowiło podświadome, pożądane marzenie, formą zbliżenia się do realizacji którego była urastająca do rangi mitu potrzeba zaangażowania w duchu Smilesa? Czy warszawskich, a później także między innymi łódzkich albo kieleckich społeczników sprzed ponad 100 lat, którzy zakładali w swoich ośrodkach gazety, stowarzyszenia i – po 1905 roku – polskie szkoły, należy stawiać w jednym wywodzie genealogicznym z dzisiejszymi ruchami miejskimi na równi z przypisywanymi im dotychczas, pozytywistycznymi przesłankami?

*

Jak to dobrze, że wciąż powstają książki, które skłaniają do tego typu fundamentalnych pytań.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Śmiechowski
Historyk, doktor nauk humanistycznych, absolwent Uniwersytetu Łódzkiego. Autor opracowania „Z perspektywy stolicy. Łódź okiem warszawskich tygodników społeczno-kulturalnych 1881-1905 (Łódź 2012)”. Członek Stowarzyszenia Fabrykancka.pl, gdzie zajmuje się promowaniem walki o zachowanie i renowację łódzkich zabytków. Interesuje się historią Łodzi, dziejami prasy oraz architekturą i procesami urbanizacyjnymi.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone