Lena Muchina – „Dziennik czasu blokady” – recenzja i ocena

opublikowano: 2014-03-16 18:41
wolna licencja
poleć artykuł:
To książka o jedzeniu. O jego braku. O przedłużającym się niedojadaniu, które jest gorsze niż śmierć. O sile ducha, która musi zmierzyć się z siłą wojny. Wreszcie o życiu w mieście odciętym przez dwa i pół roku od świata – Leningradzie.
REKLAMA
Lena Machina
Dziennik czasu blokady. Zapiski nastolatki z oblężonego Leningradu
nasza ocena:
10/10
cena:
32,90 zł
Wydawca:
Świat Książki
Rok wydania:
2014
Okładka:
miękka
Liczba stron:
336
Format:
135x215 mm
ISBN:
978-83-7943-272-1

Lena Muchina miała 17 lat, kiedy na Leningrad spadły pierwsze niemieckie bomby. Najpierw była panika: oglądanie zawalonych domów, szacowanie strat, zbieganie po kilka razy dziennie do bunkra i odliczanie czasu do kolejnego ostrzału. Jednak z czasem życie w oblężonym mieście zaczęło wracać do normalności – oglądano spektakle teatralne, spotykano się w kawiarni. Tylko ludzie chodzili coraz szybciej, bo wtedy mniej plątały się nogi. Z głodu.

„Dziennik czasu blokady” to książka o dużej wartości historycznej. Wiele lat po wojnie przypadkiem odnalezione zostały zapiski, które pozwoliły odtworzyć życie w oblężonym Leningradzie z niezwykłą dokładnością. Notatki zostały przetłumaczone bardzo starannie – w wielu przypisach ściśle zaznaczono dopowiedziane fragmenty, daty zmienione na bardziej prawdopodobne i słowa, których nie udało się odczytać. Dodatkowo wiele przypisów rozwinięto, wzbogacając je o daty, nazwiska oraz kontekst społeczno-historyczny. Daje to czytelnikowi poczucie, że czyta nie zbeletryzowaną opowieść, ale prawdziwy pamiętnik młodej dziewczyny, która, będąc świadkiem opisanych wydarzeń, musiała dojrzeć szybciej niż powinna.

Niektóre pytania zadawane przez Lenę pozwalają pomyśleć o roli, jaką odegrały inne państwa w trakcie zmagań II wojny światowej, i o pomocy, której udzielały ofiarom toczonych działań – w bardzo naiwny zresztą, jak się wydaje, sposób. Skojarzenia ze słynnym zdaniem o chlebie i ciastkach, przypisywanym Marii Antoninie, nasuwają się niemal same:

Brakuje nam chleba. Trzeba dziękować Anglii, że coś nam przysyła. Kakao, czekolada, prawdziwa kawa, masło kokosowe, cukier – to wszystkie jest angielskie (…). Ale gdzie chleb, chleb, dlaczego nie przysyłają nam mąki?

Głód. Jedzenie staje się głównym wątkiem mniej więcej w połowie książki. Podczas lektury może powstać wrażenie, że notatki stają się monotonne i nieciekawe, ale zaraz potem pojawia się rumieniec wstydu. Nie chcesz czytać o głodzie, o tym, gdzie tym razem i ile udało się zdobyć jedzenia, a mimo to żołądek nadal jest pusty? O tym, gdzie wydawali jedzenie i ile kuponów na kasze odcinali za jednym razem? A może nie interesuje cię, drogi czytelniku, że można zrobić pyszną zupę z kleju stolarskiego, który jest wyrabiany z końskich kopyt? Z tej perspektywy zarzuty o monotonność są więc mocno niesprawiedliwe.

REKLAMA

W osobie Leny zawiera się obraz psychiki większości mieszkańców Leningradu. Dziewczyna w zasadzie nie żali się. Może tylko czasami czuć w jej głosie pobolewanie, najbardziej dojmujące po śmierci opiekunki i przybranej matki. Może czasem słychać krzyk rozpaczy: my tu wszyscy umrzemy! Ale nawet opisując, jak strasznym cierpieniem zarówno dla duszy, jak i ciała jest brak uczucia sytości, robi to jakby mimochodem, jakby to wszystko było przejściowe i następnego dnia sytuacja miała się zmienić na lepsze. Zresztą, do tej pory czytelnik nie zdaje sobie sprawy, że to nie głód jest najgorszym złem, które może spotkać Leningradczyka, ale właśnie niedojadanie. Zawieszenie między pragnieniem sytości a śmiercią głodową, przedłużająca się agonia, utrata panowania nad własnym ciałem, powolne opadanie z sił, a jednocześnie tląca się nieznośnie iskra życia. Lena pisze:

Zdumiewające, jak bardzo ludzie przywykli [do] tego, że ich życiu w każdej chwili grozi niebezpieczeństwo. Tak jakby nikt w ogóle nie zauważył ostrzału. Jeździły tramwaje, mknęły samochody, ludzie szli lub siedzieli spokojnie na ławkach. Każdy robił swoje, toteż Lenie było nawet trochę wstyd. Jeszcze pomyślą, że jakaś nienormalna, wlazła do okopu – więc poszła do domu.

Wraz z upływem czasu zmienia się też sama Lena. Ten proces bardzo dobrze omawia w przedmowie Siergiej Jarow. Początkowe wpisy pełne są patosu i dziewczęcej niedojrzałości. Z czasem zmieniają się nie tylko tematy poruszane przez Lenę, ale także jej styl pisania – wprowadza dialogi i literackie opisy. Ponadto na końcu dodaje narrację w trzeciej osobie, jakby chciała na wszystko spojrzeć z boku. A może prawda jest zbyt straszna, by traktować ją jak własną historię? Dziewczyna zauważa: Czuję się jeszcze nie całkiem dorosła, chociaż, rzecz jasna, nie jestem już dzieckiem.

Książka kończy się krótką notatką o losach Leny po zakończeniu wojny. Niestety, nie były szczęśliwe. Lecz czy życie osoby, która przeżyła koszmar wojny, może być jeszcze szczęśliwe?

Redakcja i korekta: Katarzyna Grabarczyk

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Weronika Surówka
absolwentka politologii ze specjalnością marketing polityczny. Interesuje ją wszystko, co związane jest z mediami społecznościowymi i e-commerce. Prowadzi sklep internetowy. Książki to jej druga (po kotach) miłość - lubi szczególnie dobre kryminały i powieści z historyczno-politycznym tłem. W wolnym czasie słucha Tiersena, wkuwa hiszpańskie słówka i podróżuje palcem po mapie. Miłośniczka białej herbaty, Orientu i afrykańskiego djembe.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone