Michał Bruszewski, Maciej Szopa, Marek Kozubel – „Wojna rosyjsko-ukraińska. Pierwsza faza” – recenzja i ocena

opublikowano: 2024-02-26 08:04
wolna licencja
poleć artykuł:
Mija dziesięć lat od napaści Rosji na Ukrainę oraz dwa lata od rozpoczęcia pełnoskalowej wojny. Kwestii jakie narosły wokół konfliktu rosyjsko-ukraińskiego jest całe mnóstwo. Im dłużej trwają działania wojenne, tym coraz bardziej zapominamy o codziennych zbrodniach rosyjskich, jakie dokonywane są tuż za polską granicą. O genezie sporu między Moskwą a Kijowem, sytuacji na froncie i aspektach geopolitycznych wokół toczącej się wojny piszą Michał Bruszewski, Marek Kozubel i Maciej Szopa.
REKLAMA

Michał Bruszewski, Maciej Szopa, Marek Kozubel – „Wojna rosyjsko-ukraińska. Pierwsza faza” – recenzja i ocena

Michał Bruszewski, Maciej Szopa, Marek Kozubel
„Wojna rosyjsko-ukraińska. Pierwsza faza”
nasza ocena:
9/10
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka
Liczba stron:
320
Premiera:
24.01.2024
Format:
135x215 mm
ISBN:
978-83-11-17213-5
EAN:
9788311172135

Trzeba szczerze powiedzieć, że ten konflikt europejscy politycy dostrzegli dopiero 24 lutego 2022 roku, kiedy to bomby zaczęły spadać na terytorium całej Ukrainy. Zapewne jedną z przyczyn takiego podejścia ze strony zachodnich stolic była taka, że w ich optyce Krym, Donbas, Ługańsk położone są na końcu świata i dopóki wojna nie była widoczna u bram natowskich państw, to problem był w zasadzie mało istotny. Obecnie nie sposób udawać, że to, co dzieje się na wschodzie Europy jest normalnie. Trzech autorów doskonale oddaje to w książce „Wojna rosyjsko-ukraińska, która przedstawia okres inwazji od jej rozpoczęcia do 11 listopada 2022 roku.

Na początek zapoznajemy się z zarysem historii Ukrainy i jej próbami wybicia się na niepodległość w XX wieku. Elity ukraińskie podjęły wysiłki stworzenia własnej państwowości pod koniec I wojny światowej. Miały one postać krótkotrwałych bytów, jak Ukraińska Republika Ludowa czy Zachodnioukraińska Republika Ludowa – wyjaśnia Michał Bruszewski. Gdy przyjrzymy się historii Ukrainy w ostatnich stu latach, to mamy do czynienia z pasmem smutku, rozczarowań i ogromnego cierpienia ludności. Na przykład w konfliktów zbrojnych nad Dnieprem w latach 1917–1921, liczba ofiar cywilnych sięgnęła 2,3 mln osób. Zaś w czasie II wojny światowej zginęło na ziemiach dzisiejszej Ukrainy około 5 mln cywilów – przeczytamy w publikacji wydanej przez Bellonę. Oprócz przytaczanych w książce najważniejszych wydarzeń związanych z Ukrainą w okresie okupacji niemieckiej czy za czasów sowieckich – jedną z nich jest przypomnienie sprawy Krymu. Przyłączenia Półwyspu Krymskiego do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej podjął się w 1954 roku ówczesny gensek Związku Sowieckiego, Nikita Chruszczow.

Powodem tego były problemy gospodarcze Krymu, które nawarstwiły się po przesiedleniu Tatarów krymskich po 1944 roku. A nie, jak nadal wielu myśli, że Chruszczow zrobił to z powodu ukraińskiego pochodzenia – co oczywiście jest bzdurą, gdyż w rzeczywistości był on etnicznym Rosjaninem – podkreśla dziennikarz Defence24.pl. Zresztą sprawa Krymu przewija się przez całą książkę.

Kolejne strony opisują Ukrainę po upadku Związku Sowieckiego. Uzyskanie upragnionego i niezależnego państwa, nie przyniosło wolności, jakiej pragnęliby sami Ukraińcy. W 1991 roku nasz sąsiad, mimo potencjału gospodarczego, szybko stał się jedną z najbiedniejszych byłych republik sowieckich, obok Azerbejdżanu czy Gruzji. Do 2000 roku PKB Ukrainy stanowiło nieco ponad 40% z poziomu 1991 roku. A pierwszy wzrost PKB odnotowano tam dopiero w 2000 roku. Natomiast w 2021 roku PKB Ukrainy wyniosło zaledwie 164 mld dolarów, podczas gdy Polska, startująca po upadku Żelaznej Kurtyny z niższego pułapu, miała już wówczas około 660 mld dolarów. Wynikało to z faktu, że nie przeprowadzono tam żadnych reform gospodarczych, a rządy oparto na tzw. „czerwonych dyrektorach” – co szybko doprowadziło do kryzysu ekonomicznego i hiperinflacji. Innym problem w momencie uzyskania pełnej suwerenności było posiadanie arsenału atomowego, co czyniło Kijów, trzecim mocarstwem z największą liczbą głowic jądrowych. Władze ukraińskie zdawały sobie sprawę, że brak rezygnacji z posiadanej broni może spowodować izolację na arenie międzynarodowej. Toteż zdecydowano się na podpisanie memorandum budapesztańskiego, które „gwarantowało” Ukrainie bezpieczeństwo i integralność granic. Jak doskonale wiemy, okazało się to tragicznym błędem. Należy pamiętać o tym, że memorandum budapesztańskie podpisywano w czasie, gdy Zachód był wręcz owładnięty obsesją prowadzenia „ambitnej polityki z Rosją , co można tłumaczyć nadzieją polityków zachodnich na odwilż w relacjach z Moskwą po zimnej wojnie. Z tego powodu byli oni gotowi do przyjmowania optyki rosyjskiej w spojrzeniu na sąsiadów Federacji Rosyjskiej oraz innych państw byłego bloku wschodniego – zaznacza Marek Kozubel i Michał Bruszewski.

REKLAMA

Autorzy książki w interesujący sposób przypominają walki wewnętrzne, jakie przetaczały się na ukraińskich szczytach władzy. Mimo „pomarańczowej rewolucji” czy „rewolucji godności”, tamtejsi politycy prozachodni szybko skoczyli sobie do gardeł. Wykorzystywał to Wiktor Janukowycz, który modelowo osłabiał państwo na rzez Rosji. Ukraina wręcz tonęła w korupcji, zaś potencjał wojskowy był systematycznie osłabiany. W 2013 roku z ukraińskiej armii został cień. Kijów wydawał 1% PKB na obronność i coraz bardziej redukował armię. W pewnym momencie nastąpiło nawet wstrzymanie poboru.

Kolejne rozdziały lektury dotyczą ściśle wojny rosyjsko-ukraińskiej. Maciej Szopa dokonuje przeglądu armii skonfliktowanych państw – na lądzie, w wodzie czy też w powietrzu. Obala pojawiające się opinie na temat braku doświadczenia ukraińskiego wojska przed 24 lutym 2022 roku. Co najmniej 75% żołnierzy ukraińskich posiadało status Combat Ready z uwagi na zaangażowanie w Donbasie. Dla porównania, w 2014 roku taki status posiadało jedynie 6 tysięcy ukraińskich żołnierzy. Co się tyczy armii rosyjskiej, to po napaści na Gruzję w 2008 roku, zaczęła przechodzić modernizację. Jednak korupcja, brak kadr i rosyjskie zapóźnienie cywilizacyjne szybko pokazały, że nie o takie działania inwestycyjne chodziło – podkreśla Maciej Stopa. W chwili napaści na Ukrainę większość rosyjskiego uzbrojenia nadal pamiętała lata osiemdziesiąte, a nawet starsze – nie mówiąc już o sztuce i kulturze wojennej z czasów sowieckich. W legendy o „drugiej armii świata”, uwierzyli nie tylko sami Rosjanie, ale i pół świata – przeczytamy w „Wojnie rosyjsko-ukraińskiej”.

REKLAMA

Oprócz regularnych żołnierzy, w obydwu armiach służą ochotnicy i najemnicy. Na Ukrainie ochotników nazywa są „dobrowolcami” – wskazuje specjalista Defence24.pl, Maciej Szopa. Między 2014 a 2019 rokiem w walkach o Donbas, ukraińską stronę wspierało 2 tysiące cudzoziemców. Dziennikarz charakteryzuje takie grupy jak sławetny pułk „Azow”, białoruski pułk im. Konstantego Kalinowskiego, Legion Gruziński, Legion Wolnej Rosji czy też Rosyjski Korpus Ochotniczy. W 2022 roku prezydent Ukrainy zakomunikował, że do obrony ich państwa, zaciągnęło się około 16 tysięcy cudzoziemców m.in.: z Polski, Wielkiej Brytanii, Kanady, Meksyku, USA, Litwy, Słowacji, Belgii, Włoch. Jak łatwo się domyślić, po rosyjskiej stronie najemniczą armię stanowi znana „Grupa Wagnera” oraz oddziały separatystyczne z Ługańska i Donbasu.

Kluczowy punkt całej książki dotyczy rosyjskiego planu ataku na Ukrainę. Dr Marek Kozubel przytacza słowa ukraińskiego analityka Andrija Charuka, który zwrócił uwagę, że o charakterze rosyjskiej inwazji zdecydowały polityka i propaganda. Pod tym względem, podporządkowano wiele założeń strategicznych oraz operacyjnych. Spowodowało to kompletne wypaczenie obrazu Ukrainy, którą z jednej strony przedstawiano jako śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko dla Rosji, ale w skrajnych wypadkach również dla świata. Zaś z innej perspektywy opisywano Ukrainę jako państwo upadłe, zarządzane przez niekompetentnych polityków, z tchórzliwą armią, potrafiącą jedynie mordować cywilów – wylicza dr Kozubel, który rozprawia się z propagandowym hasłem „Kijów w trzy dni” – powtarzany wielokrotnie przez analityków, polityków, wojskowych. Wymienia przy tym główne założenia rosyjskiej propagandy: ludność cywilna w dużej mierze będzie bierna wobec najeźdźców, znaczna część Ukraińców nastawiona jest prorosyjsko, większość oddziałów ukraińskich podda się, a nawet przejdzie na stronę rosyjską itd. Jednak ku zdumieniu Rosjan, ich „specjalna operacja wojskowa”, przekształciła się w długą i wyniszczającą wojnę.

REKLAMA

Pasjonaci wojskowości, którzy sięgną po książkę trójki autorów będę zadowoleni czytając opisy walk nad Hostomelem, Irpieniem, pod Czernihowem, w bitwie o Charków, Mariupol, Bachmut, czy Wyspę Węży. Wrażenie robi przygotowane przez Michała Bruszewskiego studium dotyczące zbrodni wojennych dokonanych przez Rosjan. Z analiz wynika, że Rosjanie zniszczyli ok. 120 tysięcy cywilnych domów, dokonali 100 tys. aktów zbrodni, przez obozy filtracyjne, równe obozom koncentracyjnym, przewinęło się 1,5 miliona Ukraińców. Wielu mężczyzn, których podejrzewano o wojskową przeszłość – torturowano. Egzekucje w Buczy, w Borodiance czy w Ołeniwce oraz gwałty, kradzieże, porwania dzieci były na porządku dziennym. Nie ma wszelako żadnych wątpliwości, iż Rosja odpowiada za zbrodnie wojenne w Ukrainie. Pojawia się pytanie, czy zostaną one finalnie uznane za zbrodnie przeciwko ludzkości lub ludobójstwo – podsumowuje Michał Bruszewski.

8 października 2022 roku uważa się za symboliczną datę tej wojny. Wtedy Służba Bezpieczeństwa Ukrainy doprowadziła do wysadzenia elementu mostu Kerczeńskiego. Odpowiedzią Moskwy była kampania uderzająca w infrastrukturę krytyczną. Wcześniej była ona w miarę oszczędna – Rosjanie chcieli tego typu obiekty pozostawić w stanie „względnie nienaruszonym”, gdyż trudno byłoby je odbudować z powodu olbrzymich kosztów. Obecnie wiedząc, że do przejęcia Ukrainy nie dojdzie – Rosja walczy o wyniszczenie oraz jak największe osłabienia niepodległego państwa – konkluduje Maciej Szopa. Ponadto z wojskowego punktu widzenia, wojna w Ukrainie obnażyła tezy ekspertów, którzy wieszczyli kres konwencjonalnych starć oraz twierdzących, że broń pancerna jest przeżytkiem. Okazało się, że liczna armia wspierana z lądu jak i z powietrzna jest niezastępowalna. Udowodniono, że europejski przemysł obronny, w ogóle nie jest przygotowany do takich starć jak to ma miejsce na Ukrainie. Runął mit, że Rosja nie jest państwem agresywnym. Wręcz trzeba w końcu wykrzyczeć, że Rosja jest krajem groźnym, ale i również prymitywnym, przeważnie pozbawionym moralnych hamulców przeciwnikiem, który niepowodzenia wetuje sobie znęcaniem się nad cywilami oraz jeńcami – czytamy w końcowej fazie książki „Wojna rosyjsko-ukraińska”.

Chyba nikt nie ma złudzeń, że Moskwa będzie starała się uzyskać z tej wojny jak największe korzyści geopolityczne, a licząc na zmęczenie i znużenie Zachodu zechce wymusić rozmowy pokojowe na swoich warunkach – reasumuje celnie trójka współautorów. Pytanie tylko, co zrobi Zachód, aby raz na zawsze zahamować agresywną politykę Rosji? Bo na to, że moskiewski niedźwiedź przeprosi i podkuli ogon, nie co liczyć.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Michała Bruszewskiego, Macieja Szopy i Marka Kozubela „Wojna rosyjsko-ukraińska. Pierwsza faza” bezpośrednio pod tym linkiem!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Maciej Gach
Politolog, współpracownik Radia Gdańsk. Jego zainteresowania koncentrują się wokół funkcjonowania systemów politycznych i partyjnych w Europie oraz zagadnień związanych z najnowszą historią Polski po 1945 roku. Zapalony miłośnik biegania.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone