Moskwa 1612: decydujące starcie

opublikowano: 2023-11-14 14:21
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
3 września 1612 roku doszło do decydujących walk na przedmieściach Moskwy. Operacja wojsk hetmana Chodkiewicza nie powiodła się. Niestety Polacy nie byli w stanie wykorzystać dziejowej okazji…
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Tomasza Bohuna „Moskwa 1612”.

Starcie księcia pożarskiego z hetmanem Chodkiewiczem pod Moskwą

Wczesnym rankiem 3 września piechota węgierska opanowała cerkiew św. Grzegorza na Jandowie i najbliższą okolicę. Jak zapamiętał jeden ze świadków: „(...) wyszedłszy z miasta, przez rzekę Moskwę przy (świątyni – T.B.] męczennika chrystusowego Grigorija ostrog zajęli i znaki swoje na cerkwi postawili”.

Kozacy, stanowiący załogę w świątyni, po krótkim oporze ulegli przeciwnikowi: można przypuścić, że większości udało się uciec do swoich obozów. Poranna strzelanina, do której niewątpliwie doszło, komendy i krzyki walczących oraz ogólny harmider postawiły na nogi wszystkich, którzy tego dnia spodziewali się starcia.

Można przypuszczać, że wojska Pożarskiego oczekiwały wroga na stanowiskach – pierwsza linia obrony jego oddziałów rozciągała się w bramie Kałuskiej i wale Skorodomu. Resztę sił przeznaczonych tego dnia do walki dowódca drugiego pospolitego ruszenia ustawił w Skorodomie, przy Krymskim brodzie. Anonimowy autor Nowego latopisu zapamiętał: „Kniaź Dmitriej Michaiłowicz ze swojej strony stanął nad rzeką Moskwą, u Ilii Proroka Powszechnego, a wojewodów, którzy z nim przyszli z Jarosławla postawił tam gdzie był drewniany gród, na wale”. Trudno powiedzieć, czy książę Pożarski zaangażował do bitwy tego dnia wszystkich wojewodów, ale jeśli tak, to z wymienionych już dowódców oddziałów pierwszego pospolitego ruszenia urząd wojewody pełnili tylko Wasyl Turenin – wojewoda kaszyrski od czasów cara Szujskiego, Artemij Izmaiłow – wojewoda włodzimierski, wreszcie bratanek głównodowodzącego książę Dymitr Piotrowicz Pożarski, o przydomku „Łopata” – wojewoda w dalekiej Samarze. Zapewne to nie jedyni wojewodowie w szeregach Pożarskiego, ale dostępny materiał źródłowy tylko w takim stopniu uchyla rąbka tajemnicy. Nie można też wykluczyć, że wraz z wojewodami do walki z Chodkiewiczem stanęli i inni dostojnicy, np. Fiodor Lewaszew, Michaił Samsonow Dymitriew. Niewątpliwie do jazdy dworiańskiej gromadnie dołączyli strzelcy, którzy z wału mieli zasypać wroga deszczem ołowiu z piszczeli. O skali wysiłku militarnego podjętego przez księcia Pożarskiego niech zaświadczą słowa tych, którzy przyglądali się wydarzeniom. Autor Nowego latopisu: „A przeciw hetmana posłał [książę Pożarski – T.B.] sotni wiele”; oraz mnich z klasztoru św. Trójcy i Siergieja Radoneżskiego, Awraamij Palicyn: „Ruszyły się pułki przeciw hetmanowi, a strzelcy i kozacy wszyscy stali na wale (...)”. Książę Pożarski, podobnie jak 1 września, pewno osobiście stanął na czele oddziałów broniących na wale dostępu na Zamoskworieczie.

Kozacy księcia Trubeckiego, podobnie jak żołnierze z obozu Pożarskiego, zalegli na wale Skorodomu; mieli bronić bramy Sierpuchowskiej i jej okolic, aż do położonej nieco na wschód bramy Kołomieńskiej. Co prawda, autor Nowego latopisu wspomina, jakoby Trubecki ze swoimi mołojcami zasadził się na przeciwnika „(...) stanąwszy od rzeki Moskwy, od Łużników”. Szkopuł w tym, że wskazane miejsce to okolice klasztoru Nowodziewiczego, który wówczas leżał poza miastem (dzisiaj znajduje się tam stadion piłkarski im. Włodzimierza Lenina, nazywany „Łużnikami”). Z tego względu wykluczone, aby Trubecki tam ustawił swoich żołnierzy. Wątpliwości rozwiewa też zapis w pamiętniku Budziłły: „(...) bo też Moskwa miała swoje dwoje wojska, jedno od Pożarskiego, które od swego obozu do pana hetmana następowało, drugie Trubeckiego, które czyniło od swego taboru do pana hetmana”.

REKLAMA

Pozycje obrony moskiewskiej rozciągały się wzdłuż wału Skorodomu na długości około 1800–2000 metrów.

Wobec takiego ustawienia oddziałów Pożarskiego hetman litewski podzielił swoje oddziały następująco: na lewym skrzydle – naprzeciwko sił drugiego pospolitego ruszenia – stanęła część jego pułku pod jego dowództwem. Przy nim znaleźli się także rotmistrz Wasiczyński i książę Korecki ze swoimi ludźmi, a także oddziałek sformowany z ochotników przez nieznanego nam bliżej rotmistrza Wieliczyńskiego. Chodkiewicz miał tutaj wszystkie chorągwie husarskie swojego pułku (Grzegorza Hlebowicza, Samuela Wołłowicza, Albrychta Władysława Radziwiłła, Tomasza Dąbrowy, Janusza Kiszki, Platemberga, Mikołaja Korfa), wraz z kozacką Wasiczyńskiego i husarską księcia Koreckiego oraz ochotnikami było to jakieś 800 ludzi.

W centrum stanął Aleksander Zborowski i piechurzy, którym udało się wyjść cało z rzezi przed dwoma dniami, i których Chodkiewicz nie posłał na Kreml. Było to 150 husarzy i jakieś 200–300 (być może więcej, nie znamy wszak strat jakie poniosła piechota w pierwszym boju) piechoty polskiej i niemieckiej.

Wypędzenie Polaków z Kremla (mal. Ernst Lissner)

Na lewym skrzydle wiódł do boju oddziały Stanisław Koniecpolski: dysponował zapewne pozostałymi chorągwiami z pułku hetmana (swoją, Czarowicza, Okołowicza i Bohdana) i husarią Jakuba Bobowskiego – w sumie 400 żołnierzami jazdy. Ponadto Chodkiewicz przydzielił mu 4000 Kozaków pod komendą atamana zaporoskiego Matwieja Seraja (czyżby Chwostowiec i Nalewajko zostali ranni w pierwszym boju?). Pomiędzy oddziałami Zborowskiego i Koniecpolskiego został zapewne ustawiony tabor złożony z 400 wozów. Świadczyć o tym mogą słowa Budziłły, który napisał, że hetman przystąpił do walki, „(...) obóz wszystek ścisnąwszy”. A opisując przebijanie się oddziałów przez Zamoskworieczie dodał: „Tamta zaś druga część wojska pana hetmanowa swemu też nie przepuścili, bo przy taborzech idąc, parli tę Moskwę z pola”. Można też zakładać, że piechota i Kozacy Seraja, idąc do walki, znajdowali się w pobliżu taboru.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Bohuna „Moskwa 1612” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Bohun
„Moskwa 1612”
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
284
Premiera:
20.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17116-9
EAN:
9788311171169
REKLAMA

Przebijanie się przez hetmana na Zamoskworieczie wraz z taborem sformowanym z wszystkich wozów dowodziłoby, że walki 1 września znacznie osłabiły jego siły. 3 września, nie mając oddziałów do obrony obozu, postanowił go nie zakładać, tylko z całym dobytkiem przebijać się na Kreml.

Około godziny 6.00 rozpoczęły się walki: „Świtem poniedziałkowym, pułki zaczęły się ścierać: była z obu stron wielkość nieprzeliczona ludzi” – zapamiętał Palicyn. Chodkiewicz, przystępując do walki skoro świt, chciał rozstrzygnąć bitwę jeszcze za dnia. Można więc założyć, że przyczyn swojej porażki 1 września, upatrywał w zaskoczeniu swoich rot przez wroga, który zaatakował je w zapadających ciemnościach.

Od początku walki na lewym skrzydle doszło do gwałtownych starć jazdy hetmana ze strzelcami i spieszoną jazdą dworiańską. Pożarski znów osobiście uczestniczył w walce, igrając z losem. 1 września szczęście mu sprzyjało, jednak dwa dni później już nieco mniej. Wspominany już przez nas Bożko Bałyka napisał: „(...) i wparli byli nasi w Moskwę dobrze, Pożarskiego kniazia postrzelili w rękę”. Nie jest wykluczone, że właśnie wtedy – wraz z kontuzją wodza – zaczęło się sypać prawe skrzydło obrony moskiewskiej. Pod nieustannym naciskiem ze strony jazdy Chodkiewicza musiało dojść do bezładnej ucieczki Moskwicinów. Autor Nowego latopisu tak opisał ową sytuację: „(...) etman, widząc przeciw sobie mocne stanie Moskiewskich ludzi, nastąpił na nich wszystkimi ludźmi, sotnie i pułki wszystkie zmieszawszy, wdeptał w rzekę Moskwę”.

Tak samo zapamiętał to Budziłło: „Wojska pana hetmanowego, obróciwszy się do Pożarskiego, ścierali się długo; na ostatek Moskwę wsparli i w rzekę nagnawszy, pole otrzymali”. Palicyn zaś wyraźnie opowiada o panice w szeregach moskiewskich: „Bezbożne lutry, polscy i litewscy ludzie, nagle, wściekłym rwaniem, nastąpili na moskiewskie żołnierstwo. (...) pułki obróciwszy się plecami, rzuciły się do ucieczki; tak samo i piesi, wszyscy rów porzucili”.

Nie ulega wątpliwości, że przeciwnik został zepchnięty na północny zachód i zmuszony do wycofania się przez krymski bród za rzekę.

Do strzeżenia tej przeprawy przed oddziałami Pożarskiego hetman litewski wydzielił oddział złożony z kilkudziesięciu jezdnych i piechurów, z resztą zaś jazdy przemieścił się w okolice bramy Sierpuchowskiej. Tutaj do chwili odwrotu oddziałów Pożarskiego, toczyły się uporczywe walki. Jak zauważył autor Nowego latopisu, odwrót wojsk drugiego pospolitego ruszenia za rzekę zachwiał wiarą Kozaków w zwycięstwo. Wobec odsłonięcia prawego skrzydła osamotniony Trubecki zdecydował się na wycofanie swoich Kozaków w kierunku obozów: „Ledwo sam kniaź Dymitr [Trubecki – T.B.] z pułkiem swoim stał przeciw nich. Kniaź Dymitr Trubecki i kozacy wszyscy poszli w tabory” – czytamy w Nowym latopisie. Niewykluczone, że mołojcy samowolnie, widząc ucieczkę oddziałów Pożarskiego, ruszyli do swoich kwater. Około godziny 12.00 wał w okolicach bramy Sierpuchowskiej opanowały oddziały Zborowskiego i Koniecpolskiego. Wtedy też wprowadzono tabor w obręb Skorodomu.

REKLAMA

Kilkadziesiąt minut później kolumna wozów dotarła do cerkwi św. Katarzyny (świątynia ta już nie istnieje, wznosiła się w okolicy, gdzie dziś znajduje się cerkiew Opieki Przenajświętszej Bogarodzicy – między Bolszą Ordynką a Szczetininskim Piereułkiem). Niewykluczone, że oddziały hetmana litewskiego natrafiły tam na opór przeciwnika. Do tego epizodu pasuje fragment relacji Budziłły: „Pan hetman, widząc, iż inaczej być nie mogło, kazawszy się połowicy wojska spieszyć, a resolute przy piechocie ręczną bronią do nich skoczyć. Gdy się na to dobrze przygotowawszy, skoczyli Kozacy z piechotą, z szablami mężnie, strzelcy moskiewscy nie mogąc strzymać, pierzchać poczęli, naszy, których zastali, siekli”. Jeśli Budziłło miał na myśli walki o cerkiew św. Katarzyny, to jego wspomnienie o strzelcach dotyczy tych spod sztandaru Trubeckiego (choć było ich niewielu). Po zabezpieczeniu okolicy hetman litewski nakazał postój. Utwierdzają nas w tym słowa mnicha Palicyna: „(...) postawiwszy obóz swój przy cerkwi świętej męczennicy chrystusowej Jekateriny i wał napełniwszy pieszymi ludźmi, zza wału stany podciągnął do siebie, zapasy swoje wprowadził i tam postawił [Chodkiewicz – T.B.]”. Oddziały hetmana litewskiego dzieliło wtedy od Kremla około 1800 metrów.

Tak zwany zygmuntowski plan Moskwy z 1610 roku

Krajobraz, który hetman litewski miał zapewne okazję objąć wzrokiem z wieży cerkwi św. Katarzyny lub z wybudowanego w jej okolicy ostrożka, był przygnębiający: jak okiem sięgnąć zgliszcza, Bolsza Ordynka poprzecinana rowami i wałami. Może miał lunetę, jeśli tak, to zapewne dojrzał przez nią zastępy żołnierzy garnizonu, którzy wpatrywali się z murów w Zamoskworieczie. Jego wzrok zatrzymał się być może na leżącej na lewo od Bolszej Ordynki cerkwi św. Klemensa i pobliskiego ostrożka, który jeżył się pośrodku jedynej drogi do celu. Nie było możliwości ominięcia tych przeszkód, należało je zdobyć.

Do wykonania tego zadania hetman litewski zorganizował oddział złożony z piechoty Grajewskiego i nieznanej nam liczby Kozaków Seraja. Nadzór nad tą akcją powierzył Aleksandrowi Zborowskiemu. Bój o cerkiew św. Klemensa, przewija się we wszystkich źródłach, które opisują walki z 3 września. Prześledźmy je. Palicyn sugeruje, że Kozacy stacjonujący w cerkwi i ostrożku samowolnie opuścili stanowiska, gdy w pobliżu zobaczyli swoich towarzyszy uciekających z wału Skorodomu. Wyolbrzymione wieści o klęsce oddziałów Pożarskiego (być może mówiono też o rzekomej śmierci księcia) i wprowadzeniu taboru na Kreml wywołały popłoch wśród obrońców cerkwi św. Klemensa. Mnich z klasztoru Troicko-Siergiejewskiego wspomina, że opuszczone przez nich pozycje zajęła część oddziału piechoty Niewiarowskiego z cerkwi św. Grzegorza na Jandowie. Zesłał jednak Bóg szybko opamiętanie na Kozaków: „(...) którzy od Klemensa świętego z ostrożka wybiegli, obróciwszy i spojrzawszy na ostrog świętego Klemensa, widząc na cerkwi litewskie znaki i zapasów dużo w ostrog wprowadzonych (...) powrócili i zgodnie przystąpili do ostrogu: wziąwszy go, litewskich ludzi przedali ostrzu miecza i zapasy ich pojmali”. Według Palicyna niedobitki piechoty Niewiarowskiego uciekły częściowo do cerkwi św. Grzegorza na Jandowie, częściowo do obozu Chodkiewicza przy cerkwi św. Katarzyny. Na marginesie, dość enigmatycznie brzmi wzmianka o jakichś zapasach (wozy z prowiantem?), które mieliby wprowadzić do cerkwi św. Klemensa piechurzy Niewiarowskiego. Chodkiewicz wysłał ich przecież tylko z zadaniem zajęcia cerkwi św. Grzegorza na Jandowie i raczej jest wątpliwe, aby obarczył ich jakimiś zapasami. Pewno mnich Palicyn pomylił się. Mało prawdopodobne, aby jakieś wozy wprowadzili do cerkwi św. Klemensa piechurzy Grajewskiego i Zborowski z Kozakami, Bolsza Ordynka była przecież nieprzejezdna.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Bohuna „Moskwa 1612” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Bohun
„Moskwa 1612”
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
284
Premiera:
20.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17116-9
EAN:
9788311171169
REKLAMA

Autor Nowego latopisu, nie wdając się w szczegóły, zanotował: „Ostrożek, który był u Klemensa, rzymskiego papieża, siedzieli w nim Kozacy, litewscy ludzie wzięli go i posadzili swoich litewskich ludzi”.

Do zrozumienia przebiegu walk o cerkiew św. Klemensa i ostrożek zbliżają nas relacje kupca kijowskiego Bożko Bałyki i Budziłły (obaj obserwowali je z murów Kremla). Pierwszy zanotował: „(...) a Moskwa, która zaparła się przy cerkwi świętego Klemensa i w ostrożku na samej drodze, i nasi ich tam dostali i kilka dzialec [działek – T.B.] odebrali, i była tam wielka bitwa (...)”. Budziłło zaś: „Po tym, iż jeszcze gródek na przeszkodzie był, posłał pan hetman pana Grajewskiego z piechotą, a pan Zborowski z swej własnej intencyjej przywiódł kozaki do niego i dobyli go, Moskwę w nim wysiekli”.

W świetle tych doniesień cała sytuacja wyglądała następująco: po zajęciu cerkwi św. Katarzyny i podciągnięciu w jej okolice taboru hetman litewski zorientował się, że Kozacy Trubeckiego tłumnie opuścili stanowiska obronne, aż do cerkwi św. Klemensa, która teraz stanowiła ich jedyny punkt oporu na Zamoskworiecziu. Chodkiewicz postanowił więc wykorzystać zamieszanie w szeregach wroga: opanowanie cerkwi miało przypieczętować przewagę oddziałów hetmana litewskiego na Zamoskworiecziu i dać czas na przeprowadzenie niezbędnych prac inżynieryjnych w celu udrożnienia Bolszej Ordynki.

REKLAMA

Do ataku na cerkiew św. Klemensa wódz litewski desygnował polską piechotę Grajewskiego, których wzmocnił Zborowski, skrzykując Kozaków zaporoskich z obstawy taboru. Szturm na cerkiew zaobserwowali piechurzy Niewiarowskiego stacjonujący w cerkwi św. Grzegorza na Jandowie, szybko przebyli około 750 metrów, które dzieliło obydwie świątynie, i dali skuteczne wsparcie od północy. Kozacy ze stanicy Siergieja Łonskiego, którzy prawdopodobnie bronili cerkwi św. Klemensa i pobliskiego ostrożka, ulegli przewadze przeciwnika. Wbrew relacji Budziłły i Bałyki bój o te punkty nie trwał zbyt długo i nie spowodował wśród mołojców atamana Łonskiego wielkich strat.

Dymitr Pożarski

Można przypuszczać, że łatwy sukces spowodował ich niefrasobliwość. Budziłło zapamiętał, że po zajęciu cerkwi św. Klemensa „(...) ale iż nasi go, nie osadziwszy zaraz, Moskwa widząc to znowu osadziła swymi, przyszedszy”. Trudno powiedzieć, co się wtedy stało. Wygląda na to, że Zborowski i Grajewski, widząc, że przeciwnik ustępuje na całej linii, pozostawili zbyt skromną obsadę na dopiero co zdobytym terenie. Nie docenili jednak Kozaków Łonskiego, którzy, według relacji mnicha Palicyna, „(...) obróciwszy i spojrzawszy na ostrog świętego Klemensa, widząc na cerkwi litewskie znaki i zapasów dużo w ostrog wprowadzonych (...) powrócili i zgodnie przystąpili do ostrogu (...)”.

Tym razem rozgorzał krwawy bój. Wymieniony przez nas Iwaszko Konstantinow w piśmie do cara napisał o swoim bracie, śmiertelnie ranionym w tej walce: „(...) mój hosudar, braciszek szedł ze znakiem, Miszka Konstantinow; i w tę porę, hosudar, z cerkwi pany ranili tego znamienszczyka, mojego braciszka rodzonego, z samopału dwoma kulkami w bok powyżej brzucha, i od tej rany wciąż leżał, gnił i umarł (...)”.

Obrońcy szybko ulegali Kozakom, którzy nie brali jeńców; mnich Palicyn zapamiętał, że uciekających „(...) Kozacy gonili i zabijali, sami dziwiąc się, ile siły dał im Bóg”. Niestety, nie mamy informacji, jak liczny był oddział, którym Zborowski i Grajewski obsadzili cerkiew św. Klemensa i ostrożek. Jedno nie ulega wątpliwości, że tylko nielicznym udało się ujść z życiem z krwawej łaźni, którą urządzili im mołojcy.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Bohuna „Moskwa 1612” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Bohun
„Moskwa 1612”
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
284
Premiera:
20.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17116-9
EAN:
9788311171169
REKLAMA

Przez jakiś czas utrata cerkwi św. Klemensa nie zaprzątała uwagi hetmana litewskiego, Chodkiewicz nie podjął bowiem próby ponownego jej opanowania. Nieznane są przyczyny bezczynności litewskiego wodza. Być może nikt nie uszedł z pogromu albo, co bardziej prawdopodobne, hetman litewski, dowiedziawszy się o tej stracie, zaplanował ponowne opanowanie cerkwi św. Klemensa, kiedy w stronę Kremla ruszy tabor. Nie wydaje się możliwe, aby uwadze Chodkiewicza i jego żołnierzy uszedł fakt wybuchu ponownych walk o cerkiew i położony w poprzek Bolszej Ordynki ostrożek, i ich niepomyślny wynik.

Kiedy Grajewski i Zborowski podążyli zdobywać cerkiew św. Klemensa, hetman litewski zarządził działania zmierzające do udrożnienia najbliższego odcinka Bolszej Ordynki. Biskup przemyski Paweł Piasecki, który co prawda nie był wtedy pod Moskwą, ale informacje zaczerpnął z miarodajnego źródła, tak przedstawił tę chwilę: „(...) żołnierze posiłkowi, myśląc, że wszelkie niebezpieczeństwo przeszło, przysiedli na chwilę dla zasilenia się lekkim pokarmem, mając zaraz po przekąsce wprowadzić do zamku 400 wozów naładowanych żywnością (...)”. A Budziłło relacjonuje: „Gdy po tej pracy pan hetman chocia by rad ptakiem się wprowadził z żywnością, ale że rowy gęste, które Moskwa poczyniła, i doły gęste, i pieczyska przeszkadzali, odpoczywali sobie [żołnierze – T.B.] rozkazawszy kupcom rowy równać”. Gdyby nikt im nie przeszkadzał, zapewne szybko uporaliby się z pracami w terenie. Tymczasem przeciwnik, który wydawało się, że nie jest już w stanie przeszkodzić dostarczeniu zaopatrzenia dla garnizonu, zaczął zwierać szeregi. Spójrzmy, jak do tego doszło. Gdy Kozacy gremialnie (z wyjątkiem mołojców atamana Łonskiego) uciekli do swoich obozów, książę Pożarski i Kuźma Minin przerazili się nie na żarty: wyparcie ich oddziałów za rzekę otwierało Chodkiewiczowi drogę na Kreml. Jedyną szansą było teraz wykorzystanie zaabsorbowania hetmana udrażnianiem Bolszej Ordynki. Trzeba było zaatakować wroga jeszcze w okolicach cerkwi św. Katarzyny. Do tego jednak potrzebni byli Kozacy Trubeckiego.

Aby namówić ich do jeszcze jednego wysiłku, Pożarski postanowił wykorzystać autorytet mnicha Awraamija Palicyna, który był ogromnie popularny. Książę wezwał swojego brata, kniazia Łopatę, i nakazał mu zaprosić czcigodnego Awraamija do obozu. Wybór nie był przypadkowy: władze klasztoru Troicko-Siergiejewskiego tradycyjnie utrzymywały dobre kontakty z Kozakami dońskimi. Nawet podczas zawieruchy smuty dobra klasztorne uchroniły się od grabieży właśnie dzięki przychylności Kozaków. Dodajmy także, że w 1608 r., gdy klasztor oblegały wojska Jana Piotra Sapiehy i Aleksandra Lisowskiego, Kozacy aktywnie wzięli udział w jego obronie.

REKLAMA

Presja księcia Łopaty-Pożarskiego musiała być duża, mnich Palicyn oderwał się bowiem od celebrowania nabożeństwa za pomyślność walk, odbywającego się w cerkwi św. Ilii Proroka, i niezwłocznie przybył do obozu drugiego pospolitego ruszenia. „(...) widząc płaczącego kniazia Dymitra i Koźmę Minina i wielu dworian; i przekonawszy starca [Awraamija – T.B.], posłali go z wieloma dworianami w stany kozacze z tym, aby przekonał ich, aby ich wrogom nie oddali, i wziąwszy Boga na pomoc, śmiało i bez zwłoki szli przeciw nim i z zapasami ich do grodu nie przepuścili”.

Hetman Jan Karol Chodkiewicz

Palicyn podążył niezwłocznie na drugą stronę Moskwy i stanął przed niełatwym zadaniem. Dotarłszy do cerkwi św. Klemensa: „(...) i widząc tu pobitych wielu ludzi litewskich i Kozaków, stojących z bronią w dłoni, zaczął błagać ich ze łzami. I pierwsze, chwaląc ich w te słowa, jako od nich zaczęła się dobra sprawa, stojących silnie za prawdziwą prawosławną chrześcijańską wiarę i ran wielość odniesionych, i głód, i nagość cierpiących (...) «Czy teraz, bracia – rzecze – całe te wysiłki rozpoczęte jednym czasem zaprzepaścić chcecie?»”.

Jednak zaklinania mnicha najwyraźniej nie poruszyły Kozaków atamana Łonskiego: powód był prosty – ich morale było wysokie i to nie ich powinien zagrzewać do walki czcigodny przybysz. Pewno gdyby mieli wsparcie swoich towarzyszy, już dawno ruszyliby na wroga, a tak stali bezczynnie... Poradzili więc, „(...) aby jechał do innych Kozaków, w domostwa ich i tam błagał i przekonywał do pójścia na przeciwnika, sami obiecując się raczej umrzeć, a bez zwyciężenia wrogów swoich nie powracać”. Na brzegu Moskwy, naprzeciwko Zajauzia: „Ledwo przyszedł starzec w pobliże Moskwy rzeki, naprzeciw cerkwi świętego męczennika chrystusowego Nikity [spostrzegł – T.B.] przy rzece mnogość Kozaków idących do obozów swoich (...)”.

Mnich podobnymi słowami zaczął odwoływać się do ich sumień i najwyraźniej dopiął swego: „(...) wprowadzeni w bojaźń Bożą, wszyscy wnet puścili się w bój przeciw wrogom, nie doszedłszy do obozów swoich, jeden drugiego zagrzewając: «Spieszmy się, bracia, oddać życie w imię Boże i za prawosławną, chrześcijańską wiarę»”.

Na Zajauziu, przy cerkwi św. Nikity: „Inni Kozacy, stojący za rzeką przy cerkwi świętego męczennika chrystusowego Nikity, widząc jak to ich bracia szybko wracają na pole bitwy, nie poczekawszy na mnicha, do niego rzuciwszy się przez rzekę: jedni wpław, drudzy idąc po ławach [prawdopodobnie po prowizorycznym moście – T.B.] (...). I z radością szybko poszli do boju, wzywając na pomoc Boga i cudotwórcę Siergieja [patrona klasztoru Troicko-Siergiejewskiego – T.B.], wymachując znakiem: «Siergijew, Siergijew!»”. Tak łatwo przekonując spotkanych dotąd Kozaków, Palicyn nie spodziewał się upadku morale w obozach za rzeką. A tutaj sytuacja nie przedstawiała się najlepiej.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Bohuna „Moskwa 1612” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Bohun
„Moskwa 1612”
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
284
Premiera:
20.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17116-9
EAN:
9788311171169
REKLAMA

Na Zajauziu, w obozach kozackich: „Ledwo przyszedł mnich w kozackie obozy, i tutaj zobaczył ich mnogość: owych pijących, a innych grających”. Tutaj nakłonienie Kozaków do walki okazało się prawdziwą sztuką. Ostatecznie jednak, dzięki poparciu swoich próśb pieniędzmi, udało się mu skłonić ich do powrotu na pole bitwy. Wnioskujemy tak z zapisu w Nowym latopisie: „(...) i poszedłszy w tabory do kozaków, błagał ich [Palicyn – T.B.] i obiecał im bogaty klasztorny skarb”. W rezultacie Kozacy, nawet ci, którzy zadekowali się na najgłębszych tyłach, także ruszyli do walki z okrzykiem „Siergijew, Siergijew!”.

W tym czasie coś ruszyło się także w obozie drugiego pospolitego ruszenia. Do księcia Pożarskiego, który z powodu postrzału ręki nie był zdolny do poprowadzenia swoich oddziałów do walki, przybył Kuźma Minin. „Kiedy dzień skłaniał się ku wieczorowi, Bóg przemienił bezradność w waleczność: Kuźma Minin przyszedł do kniazia Dymitra Michajłowicza i poprosił o ludzi. A kniaź Dymitr odrzekł mu: «bierz kogo chcesz». On wziąwszy rochmistrza Chmielewskiego i trzy sotnie dworiaństwa, przeszedłszy przez rzekę Moskwę, stanął przy Krymskim dworze” – zapisał autor Nowego latopisu. Jak pamiętamy, Chodkiewicz pozostawił tam oddziałek jazdy i piechoty (nie znamy jego liczebności), który miał uniemożliwić wrogowi ponowne przeprawienie się na Zamoskworieczie przez Krymski bród. Pojawienie się dworian z Mininem i Piotrem (Balcerem) Chmielewskim na czele (który od początku brał udział w walkach, ale Nowy latopis wspomina po raz pierwszy o jego udziale w bitwie właśnie po południu 3 września) najwyraźniej zaskoczyło litewskich kawalerzystów i piechurów. Wygląda też na to, że sotnie dworiańskie (około 200–300 ludzi) swoją liczebnością kilkakrotnie przewyższały przeciwnika. Żołnierze hetmana litewskiego nie stawili oporu Moskwicinom i rzucili się do ucieczki w kierunku swojego obozu przy cerkwi św. Katarzyny; najpierw jazda, a za jej niechlubnym przykładem piechurzy: „(...) uciekłszy do taborów Chatkiejewych [taborów Chodkiewicza – T.B.], rota rotę poganiając. A piechota, widząc to, z jam i rozpadlin poszła w ścisku do taborów”.

Zwycięstwo, które tak jak dwa dni wcześniej było w zasięgu hetmana litewskiego, zaczęło wymykać się mu z rąk. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że przeciwnik został rozgromiony i nie przeszkodzi wojsku Chodkiewicza w przewiezieniu prowiantu na Kreml. Teraz zaś okazało się, że ci sami dworianie i Kozacy, których bez większych trudności udało się wyprzeć za rzekę Moskwę, ponownie stają do boju. Wódz litewski, mimo że zrobił wszystko co mógł, nie był w stanie odwrócić nadciągającej katastrofy. Rzeczywistość przedstawiała się następująco: Chodkiewicz nie dysponował już żadnym atutem, a około godziny 17.00, a więc wtedy, gdy na Zamoskworieczie zaczęły ściągać oddziały z obozów Trubeckiego i Pożarskiego, tabor hetmana litewskiego wciąż tkwił przy cerkwi św. Katarzyny, na terenie trudnym do obrony. Można by zarzucić hetmanowi litewskiemu, że nie pozostawił znaczniejszych liczebnie sił przy krymskim brodzie albo że – przedwcześnie uznając swój tryumf – zlekceważył Kozaków Trubeckiego. Analizując wypadki, wydaje się jednak, że pierwszy zarzut jest nieprawdziwy: skoro przy Krymskim brodzie pozostawił tak nieliczny oddział, to zapewne zmusiły go do tego okoliczności. Innymi słowy doszedł do wniosku, że pozostawienie większości swoich sił w okolicy taboru przy cerkwi św. Katarzyny, w rejonie ważniejszym strategicznie, będzie pożyteczniejszym rozwiązaniem niż dzielenie słabych sił w sytuacji, kiedy przeciwnik nie mógł zaatakować go z dwóch kierunków naraz (wzdłuż Bolszej Ordynki i Krymskiego brodu). Zresztą nie było czego dzielić: po stratach poniesionych 1 września, wysłaniu piechurów Niewiarowskiego do opanowania cerkwi św. Grzegorza na Jandowie Chodkiewicz miał bardzo mało piechoty. Wobec tego eskortowaniem taboru wzdłuż Bolszej Ordynki mieli się zająć pozostali piechurzy, Kozacy i chorągwie jazdy. Wódz litewski od strony obozu drugiego pospolitego ruszenia pozostawił tylu żołnierzy, ilu mógł.

REKLAMA
Kuźma Minin i Dymitr Pożarski (mal. Michaił Scotti)

Inna sprawa, czy Chodkiewicz właściwie ocenił Kozaków Trubeckiego. Być może nie wziął pod uwagę informacji o ich wzrastającym morale, i był to błąd brzemienny w skutki. Powrót Kozaków Trubeckiego i dworian prowadzonych przez Minina i Chmielewskiego kompletnie zaskoczył oddziały Chodkiewicza.

Być może około godziny 17.00 kupcy i ich czeladź już prawie zakończyli udrażnianie Bolszej Ordynki. Jeśli tak, to Kozacy Trubeckiego rozpoczęli swój atak w ostatniej chwili. Prawdopodobnie nie był on skoordynowany z akcją Minina i Chmielewskiego, którzy usłyszawszy kanonadę i odgłosy walki na Zamoskworiecziu, ruszyli na pomoc Kozakom.

Walki rozgorzały na nowo najpierw w okolicy sadów carskich położonych vis-à-vis Kremla. Tutaj przeciwko Kozakom hetman litewski wysłał jazdę. Budziłło tak opisał walki w tym rejonie: „Tymczasem Moskwa wszystką mocą swoją, co mogło być we wszystkich taborach, wybiwszy na głowę, spieszywszy się do sadów, na te pogorzeliska, mocno poczęli na tabor hetmański nacierać”. Nieco informacji o tym boju znajdujemy też w liście esauła Fiedki Patrikiejewa do cara Michaiła Romanowa: „(...) za rzeką Moskwą w sadach z ludźmi litewskimi [starliśmy się – T.B.] i ja w tym boju byłem i pode mną ubili [ranili – tak wynikałoby z dalszego ciągu jego opowieści – T.B.] gniadego wałacha”. Zresztą najwyraźniej tego dnia szczęście mu nie dopisywało: w walce wręcz został bowiem ściągnięty z konia i raniony. Miary jego nieszczęść dopełniła strata gniadego wałacha, którego „Litwa wzięli”.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Bohuna „Moskwa 1612” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Bohun
„Moskwa 1612”
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
284
Premiera:
20.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17116-9
EAN:
9788311171169

Kozakom, którzy związali walką przeciwnika w sadach carskich, chodziło o osłabienie obrony taboru przy cerkwi św. Katarzyny, inna ich grupa uderzyła bowiem od strony Bolszej Ordynki. W Nowym latopisie czytamy: „Przybywszym wszystkim Kozakom do obozu przy męczennicy chrystusowej Katarzyny był bój wielki (...) surowo i krwawo napadli Kozacy na wojsko litewskie; owi bosi, inni nadzy, trzymając tylko broń w rękach swoich, zabijali ich niemiłosiernie”.

O walkach w sadach carskich i przy cerkwi św. Katarzyny pisze także biskup Piasecki: „(...) aliści zebrani z rozsypki Moskale nagle wielkiemi kupami uderzyli na owe wozy, którym jazda żadnej pomocy dać nie mogła w miejscu zawalonem gruzami i pełnem przekopów, gdzie na urwistem porzeczu ukryta cała piechota moskiewska przepadającego na ratunek żołnierza konnego gęstym gradem pocisków obsypywała”. Można z tego wnioskować, że Chodkiewicz, nie mogąc użyć jazdy w pobliżu swojego taboru przy cerkwi św. Katarzyny, wysłał ją tam, gdzie mogła okazać się przydatna, tzn. bliżej pozycji wroga, od strony sadów carskich.

Prawdopodobnie Chodkiewicz chciał jak najdłużej powstrzymywać Kozaków nacierających od strony sadów licząc, że Zaporożcy i piechurzy przy taborze dadzą sobie radę z przeciwnikiem nacierającym wzdłuż Bolszej Ordynki. Tutaj jednak Kozacy Trubeckiego „(...) obóz litewskich ludzi rozerwali i zapasy pojmali, i w ostrogu litewskich ludzi pobili wszystkich”. Podobnie jak w walkach o cerkiew św. Klemensa Moskwicini nie cackali się z przeciwnikiem: zapewne załogę cerkwi św. Katarzyny i pobliskiego ostrogu wyrżnęli w pień. Zaporożcy zaś, widząc rzeź swoich i wdzierających się do taboru wrogów, zaczęli wycofywać się w stronę wału Skorodomu.

Właściwie był to koniec. Jedyne, co Chodkiewicz mógł jeszcze zrobić, to wyprowadzić tych, co ocaleli z pogromu. Dlatego też, widząc, że obrona taboru i cerkwi św. Katarzyny nie istnieje, oraz, jak napisał Budziłło, „(…) patrząc też na swoją małość ludzi i dosyć rannych mając i pomordowanych, bijąc się z nieprzyjacielem cały dzień (...)”, nakazał pod osłoną chorągwi jazdy wyprowadzić tyle wozów, ile się da. Co prawda, Kozacy zaporoscy czmychnęli, ale pozostała jeszcze czeladź i kupcy. Trudno powiedzieć, ile wozów udało się hetmanowi litewskiemu wyprowadzić poza wał Skorodomu. Chyba niewiele, bowiem moskiewscy kronikarze tych wydarzeń zapamiętali, że cały prowiant, który oddziały Chodkiewicza miały wwieźć na Kreml, wpadł w ręce Kozaków i dworian Trubeckiego. Autor Nowego latopisu tak opisał tę sytuację: „(H)etman, porzuciwszy kosze i namioty, uciekł z taborów. Wojewodowie i zbrojni ludzie, stojąc na wale drewnianego grodu, kosze i namioty wszystkie zajęli”. Z kolei mnich Palicyn wspomina: „Na nich [żołnierzy Chodkiewicza – T.B.] pospieszyli wojewodowie z mnogością konnych i była wrogom wielka zguba, i stany ich zostały rozgrabione (...). Prawosławni, gnawszy za nimi, wielu wybili, powróciwszy z wielkim zwycięstwem, wzięli wszystkie zapasy ich i broń, i całą ich własność wziąwszy wprowadzili do swoich obozów”. Co prawda, Arsienij Jełłasoński napisał, że „wielcy bojarzy i kniaziowie, i wszyscy ich ruscy żołnierze i Kozacy, zajęli cały wojenny bagaż Polaków: konie, powozy, armaty, broń i całe dobro, wino i masło, które oni przyprowadzili z Polski w posiłek żołnierzom będącym w Moskwie”, jednak lwia część łupu przypadła zapewne Kozakom Trubeckiego. Przyczyny były oczywiste: to oni zajęli tabor Chodkiewicza, dworianie Pożarskiego nie wzięli udziału w szturmie i ograniczyli się do wyparcia oddziałów hetmana litewskiego poza obręb Skorodomu. Można przypuszczać, że dowódca drugiego pospolitego ruszenia zakazał swoim podkomendnym udziału w grabieniu obozu Chodkiewicza. Być może nieliczni złamali zakaz Pożarskiego, ale oddanie taboru na łup Kozaków Trubeckiego było ceną za ich udział z popołudniowych walkach.

Straż hetmańska (mal. Wacław Pawliszak)

Ostatecznie wódz litewski „(...) sam ze swymi ludźmi Moskwę na sobie trzymał aż za godzinę; a po tym, gdy wyszli na przestrzenią, ludzie też swoje pan hetman wywiódł”. Wielu żołnierzy Pożarskiego rwało się do pogoni, ale książę zakazał ścigania wroga poza obręb Skorodomu. Autor Nowego latopisu zanotował: „(...) ludzie chcieli się bić. Dowódcy ich nie puścili za wał, mówiąc, że nie bywają dwie radości na jeden dzień, a to, co się zdarzyło, stało się z pomocą Bożą”.

Choć około godziny 18.00 było już po wszystkim, jednak kanonada nie ucichła. Teraz jednak Kozacy i strzelcy Trubeckiego strzelali na wiwat z okazji zwycięstwa: „(...) i trwało strzelanie dwie godziny, takie jakiego wcześniej nie słyszano. (...) Ogień i dym był tak wielki jakby od pożaru (...)”.

Gdy Kozacy upajali się sukcesem, dowódcy i dworiaństwo z obozu drugiego pospolitego ruszenia tłumnie ściągnęli do cerkwi św. Ilii Proroka na dziękczynne nabożeństwo.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Bohuna „Moskwa 1612” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Bohun
„Moskwa 1612”
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
284
Premiera:
20.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17116-9
EAN:
9788311171169

Tego dnia hetmanowi litewskiemu udało się wprawdzie uniknąć tak dużych strat jak w walkach przed dwoma dniami, nie było to dla niego jednak żadną pociechą. Sięgnijmy jeszcze raz do relacji Trubeckiego i Pożarskiego dla wojewody jareńskiego Fiodora Janowa z 3 września: „(...) wielu z nich pobiliśmy i żywych wzięliśmy, i znaki i litawry pojmaliśmy, i zabiliśmy ich ponad 500 ludzi (...)”. Niestety, nie wspomnieli, jak dużymi stratami okupili swój sukces. Można przypuszczać, że były niewiele mniejsze od strat po stronie hetmana litewskiego.

Łącznie 1 i 3 września straty Chodkiewicza wyniosły około 1500 zabitych, rannych i wziętych do niewoli (w większości z chorągwi piechoty i sotni Kozaków zaporoskich) oraz cały tabor z prowiantem. Była to klęska.

Niektórzy współcześni opisywanym wydarzeniom, zastanawiając się nad przyczynami klęski wojsk hetmana litewskiego w walkach 3 września, wskazywali na pasywność oddziałów garnizonu moskiewskiego, których dowódca Mikołaj Struś, nie zważając na to, w jakich tarapatach znaleźli się żołnierze Chodkiewicza i po co przybyli pod Moskwę, miał celowo nie udzielić im pomocy. Na przykład biskup Piasecki w związku z tym zanotował: „Obwiniano wprawdzie Strusia (...), że podobno zajrząc chwały Chodkiewiczowi, nie uczynił wtenczas wycieczki, będąc zamożny w piechotę”. Dodajmy, że jednoznacznie nie przesądził on winy Strusia. Bez wątpliwości natomiast rolę ówczesnego dowódcy garnizonu moskiewskiego przedstawił Wacław Kobierzycki, który kilkadziesiąt lat później w Historii Władysława Wazy zawarł zasłyszane opinie i swoje przemyślenia na temat klęski hetmana litewskiego. Według niego to właśnie zawiść Strusia wobec Chodkiewicza – nota bene związanego z wszechwładnym klanem Potockich, nie darzących hetmana litewskiego sympatią – była przyczyną klęski w walkach 3 września.

Być może jednak dowódca garnizonu moskiewskiego nie udzielił pomocy Chodkiewiczowi jedynie z powodu ograniczonych możliwości. Jeśli oddziały garnizonu poszły w sukurs hetmanowi litewskiemu 1 września – i nie były to działania samowolne, bez wiedzy Strusia – zapewne uczyniłyby to ponownie 3 września. Możemy przypuszczać, że straty jakie ponieśli żołnierze garnizonu, idąc z pomocą atakującemu od zachodu Chodkiewiczowi, znacznie nadwerężyły ich siły. Hetman, wiedząc o skromnych możliwościach Strusia, przestał liczyć na jego pomoc i chcąc wziąć wroga w dwa ognie, wysłał do opanowania cerkwi św. Grzegorza na Jandowie swoich piechurów. Stanowi to logiczne wytłumaczenie pasywności oddziałów garnizonu w walkach 3 września.

Wieczorem oddziały Chodkiewicza ściągnęły w okolicę klasztoru Dońskiego. Hetman litewski nie widział już szansy na pomoc garnizonowi Kremla: nie miał już bowiem ani piechoty, ani prowiantu, a w wyniku walk w oddziałach było bardzo wielu rannych. 4 września spędził jeszcze w tej okolicy, a następnego dnia wczesnym rankiem pociągnął w okolice klasztoru Nowodziewiczego i wznoszących się ponad nim Gór Worobiowych. Na górze Pokłonnej założył obóz.

Hetman Jan Karol Chodkiewicz

7 września do obozującego wciąż na górze Pokłonnej Chodkiewicza dotarł posłaniec z listem od Budziłły i jego towarzyszy: „Panowie Bracia! Patrząc na mężne serca Wasz Mościów w czynieniu z tym nieprzyjacielem, podnosiliśmy głosy nasze do Pana Boga o błogosławieństwo Wasz Mościom i byliśmy pewni wyswobodzenia naszego i dostąpienia pociechy z Wasz Mościami równo tych robót naszych, lecz że los nieszczęścia nas zatrzymał jeszcze w smętku, nie traciemy jednak serca zupełną nadzieję w miłosierdziu Pańskim mając, że przez ręce Wasz Mościów tego nieprzyjaciela starłszy tej pociechy naszej, na którą czekamy, od nas nie oddali, ale wzbudzi też serca mężne Wasz Mościów, że Wasz Mościowie wspomniawszy na nas oblężeńców tak przez nieprzyjaciela, jako i od głodu, żeśmy się bracia Wasz Mościów nie czekając terminu od Jego Mości pana hetmana nam położonego, którego o czym dotrzymać nie mamy, przynajmniej zdrowia nasze choć nadtargane i okaleczone wyprowadzić będziecie raczyli, o co uniżenie prosiemy, jako swych Miłościwych panów braci. Za co nie tylko sami, ale i domowi przyjaciele nasi powinni będą Wasz Mościom służyć. Oddajemy się zatym łasce Wasz Mościów naszych Miłościwych Panów”.

Wymowa tego listu – choć przybranego w słowa stateczne – była dramatycznie jednoznaczna: mimo ciężkiej sytuacji wszyscy na Kremlu i w Kitajgrodzie wierzyli, że to jeszcze nie koniec, że Chodkiewicz ich nie opuści. Istotnie pozostała jeszcze iskierka nadziei, trafili bowiem na wybornego dowódcę i porządnego człowieka. Zapewne kiedy hetman litewski spoglądał z Pokłonnej na Moskwę, zaprzątała go jedna myśl: jak pomóc oblężonym. Jeszcze tego samego dnia posłaniec ów, który doręczył Chodkiewiczowi list Budziłły, powrócił na Kreml z odpowiedzią hetmana litewskiego. Nie pozostawiała ona wątpliwości – zapewnił, że w ciągu trzech tygodni pojawi się z kolejną odsieczą i posiłkami.

Nie zwlekając, 7 września oddziały hetmana litewskiego ruszyły w kierunku Możajska i dalej do Smoleńska. Budziłło zapamiętał żal, jaki ogarnął żołnierzy garnizonu na widok odchodzących spod Moskwy wojsk Chodkiewicza: „Gdy pan hetman, nie mogąc oblężeńców ratować, dla szkody swej, którą miał w ludziach, i zgoła ich już ledwo 400 jezdnych mając. (...) Tu na każdego baczenia przypuszczam, jaki żal ci oblężeńcy mieli, patrząc na niedostatki i głód swój. (...) Jednak cierpliwi słudzy dla pana swego wszystkiego się tego podjęli”. Chorąży mozyrski przesadził, pisząc, że Chodkiewiczowi pozostało tylko 400 kawalerzystów. Co prawda, wojska hetmana litewskiego poniosły ciężkie straty, ale zdecydowana ich większość była udziałem piechoty i Kozaków.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Bohuna „Moskwa 1612” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Bohun
„Moskwa 1612”
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
284
Premiera:
20.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17116-9
EAN:
9788311171169
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Bohun
Historyk, redaktor „Mówią wieki”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone