Opłakany remis, czyli historia walk Teb i Sparty o dominację

opublikowano: 2021-07-28 06:01
wolna licencja
poleć artykuł:
Javier Moro na kartach książki „Szkarłatne sari” stwierdził kiedyś: „Sukces ma wielu ojców, klęska jest sierotą”. Cytat ten idealnie opisuje rozrachunek po wojnie Teb i koalicji spartańskiej, zakończonej bitwą pod Mantineją w 362 r. p.n.e., kiedy starły się ze sobą armie dwóch tytanów greckiej sztuki wojennej — tebańskiego wodza Epaminondasa i króla Sparty Agesilaosa II. Czy jednak którakolwiek ze stron zasługiwała na miano zwycięzcy?
REKLAMA
Śmierć Epaminondasa, aut. Bartolomeo Pinelli, domena publiczna

Po wojnach zwanych „peloponeskimi”, a więc serii konfliktów w latach 451-446 oraz 431-404 p.n.e., Sparta stała się hegemonem, siłą trzymającą w ryzach niemal całą Helladę. Jej władza, oparta na potędze militarnej, nie była jednak umacniana rozważną polityką na miarę imperium, przez co było tylko kwestią czasu, kiedy wpadnie w kłopoty. Pierwszym, istotnym znakiem, źle rokującym dla przyszłości hegemonii, był upadek sojuszu Sparty i Persji. Lacedemon wysyłając 13 tysięcy hoplitów jako wsparcie dla Cyrusa Młodszego, został podstępnie wciągnięty w tamtejszą wojnę domową, gdyż nadesłane siły zamiast do pacyfikacji Pizydii, zostały obrócone przeciwko królowi Artakserksesowi II. Pomimo zwycięstwa pod Kunaksą w 401 r. p.n.e., bunt zakończył się klęską i 10 tysięcy najemników zmuszone zostało do forsownego marszu w kierunku Morza Czarnego, który to uwiecznił Xenofont w swoim dziele Anabasis. Wojna w której wzięli udział Grecy, (jak można się było tego spodziewać) negatywnie odbiła się na funkcjonowaniu poleis w Azji Mniejszej, które zawsze były newralgicznym punktem polityki grecko-perskiej. Sparta wówczas zdecydowała się wesprzeć zbrojnie zagrożone miasta, na których ratunek wyruszył król Agesilaos II i jego 13-tysięczna armia. Przyszły dowódca w czasie bitwy pod Mantineją odniósł niewątpliwy sukces pokonując wojska satrapy Tissafernesa i stał się poważnym zagrożeniem dla Persji. Imperium Perskie, będące od dłuższego czasu kolejnym graczem także na greckiej arenie politycznej, miało jednak solidny argument w postaci pieniądza. Trafił on do kieszeni rodzącej się w Helladzie koalicji antyspartańskiej, tworząc tym samym zagrożenie na tyłach triumfującego wodza.

Świt Teb

Król wraz ze swoimi siłami musiał powrócić do Grecji i stawić czoła nowemu przeciwnikowi. Rozpoczął się konflikt znany jako „wojna koryncka”, trwający od 395 do 387 r. p.n.e. Na czele koalicji stanęły Teby — niedoszły sojusznik Sparty w wojnach peloponeskich — oraz Ateny, a więc polis mające największe powody do wrogości wobec Lacedemonu. Wojna była stosunkowo krótka, ale bardzo uciążliwa dla obydwu stron. Duży wpływ miała tu opinia Persji, która z początku wspierała opozycję, ostatecznie jednak przeszła do obozu spartańskiego. Agesilaos jako wódz zdecydowanie skorzystał na tym konflikcie, ugruntowując swoją opinię sprawnego dowódcy, a wręcz wirtuoza operowania grecką falangą. Jego największym sukcesem była bitwa pod Koroneją, w czasie której pokonał przeważające siły koalicji, między innymi dzięki sprawnemu dowodzeniu tą zwartą formacją piechoty. Wojna zakończyła się tzw. „pokojem królewskim” w 387 r. p.n.e., który na dobrą sprawę ugruntował silną pozycję Sparty. Przeciwnicy imperium lacedemońskiego zyskali jednak przekonanie, że może i jest to twardy oraz ciężki posąg, ale przy odpowiednim nakładzie sił można nim zachwiać, a może nawet go przewrócić.

REKLAMA

Teby po wojnach peloponeskich niewątpliwie aspirowały do roli zwierzchnika oligarchicznego Związku Beockiego. Rozwiązanie tego sojuszu na mocy pokoju po wojnie korynckiej, wedle którego miasta miały zachować autonomię, (co należy rozumieć jako: „nie łączyć się w większe organizmy”), wbrew pozorom to ułatwiło. Tebańczycy mieli bardzo dużo do zarzucenia Sparcie, która ingerowała w sprawy Beotów, nie szanując władztwa swoich sprzymierzeńców na własnych terenach. Fiasko pokoju królewskiego, który pozostawił po stronie koalicjantów wiele goryczy, ugruntowało nienawiść do Lacedemonu. Nie brakowało jednak, tak jak i w przypadku wielu innych wydarzeń w historii, ludzi widzących polityczne perspektywy w ścisłej współpracy z hegemonem. Uczucia nienawiści i skrajnej akceptacji, bytujące obok siebie, wywierają niesamowite napięcie, które sprawa, że eskalacja w postaci przemocy jest tylko kwestią czasu. Iskrą rzuconą na proch okazało się sprowadzenie do miasta niewielkiego, spartańskiego garnizonu, który zatrzymał się w nim po prośbie ze strony jednego z prospartańskich polityków. Fala oburzenia, która przetoczyła się po Helladzie, momentalnie obróciła się przeciwko prowodyrom zamieszania i padli oni ofiarą uprzednio wygnanych tebańskich spiskowców, prowadzonych przez Pelopidasa. Przewrót polityczny w 379 r. p.n.e. otworzył nowy rozdział w historii polis. Teby pod wodzą energicznego polityka Pelopidasa w pierwszej kolejności przystąpiły do budowania swojego kapitału politycznego i nie tracąc czasu na pertraktacje, siłą zmusiły miasta Beocji do ponownego połączenia się w ramach Związku, tym razem jednak pod ich zwierzchnictwem. Wzrost siły Teb i ich ewidentny stosunek do Sparty poskutkował łatwym do przewidzenia rezultatem.

Ruiny Teb, fot. J. Matthew Harrington, na licencji CC BY-SA 3.0

Wojna rozpoczęła się od nasilających się napadów Spartan, którzy cyklicznie wkraczali do Beocji. Starcie obydwu sił na początku przypominało walkę bokserską, w której jeden z zawodników wymierza zamaszyste ciosy, mające posłać oponenta od razu na deski, ale nie dochodzą one do przeciwnika, który robi uniki, albo wchodzi ciągle do klinczu. Tebańczycy unikali starć i starali się niwelować przewagę Spartan, jak wówczas, gdy wybudowali umocnienia polowe, dzięki którym zatrzymali wojska Lacedemończyków idące wprost na miasto. Siła ataków jednak sukcesywnie wzrastała i tego typu pasywna taktyka mogła się w końcu okazać niewystarczająca, zwłaszcza, że Spartanie w 378 i 376 roku atakowali już przynajmniej kilkunastotysięcznymi siłami. Rok 371 p.n.e. był niewątpliwie przełomowy. Wtedy to podjęta została próba rozejmu między Lacedemonem i Tebańczykami, najwyraźniej zmęczonymi nie przynoszącą większych rozstrzygnięć wojną. Jak się rychło okazało, próba zupełnie daremna.

REKLAMA

Spartanie kontra Tebańczycy

W aby porównać siły Sparty i Teb, najlepiej będzie skupić się na najbardziej charakterystycznych elementach obydwu wojsk. Hoplici spartańscy, a więc trzon wojsk lacedemońskich, od mniej więcej połowy V w. p.n.e. nie przypominali już wyglądem klasycznego hoplity, opancerzonego od stóp do głów, z hełmem korynckim na głowie, który zwieńczał pokaźny grzebień. Spartanie zaczęli przekładać nad pancerz prostą, bordową tunikę, lub nawet całkowitą nagość, a hełmy zasłaniające twarz odrzucili na rzecz spiczastych typu pilos, wyglądem przypominających modną wówczas, wełnianą czapkę. Włócznia i tarcza pozostały w zasadzie bez zmian, przeobrażeniom uległy za to miecze. Bardzo popularny xiphos o liściowatym ostrzu, sięgającym 60 cm długości, wedle nowych, spartańskich preferencji, uległ skróceniu o połowę, przez co zaczął przypominać sztylet. Ciekawą kwestią jest także aparycja. Spartanie, pomimo iż moda ta już dawno opuściła Helladę, lubowali się w długich, karbowanych włosach i brodach, które nadawały im nieco „dzikiego”wyglądu. Jakie były powody tak nietypowej prezencji spartańskiego hoplity? Bardzo trudno jest odnaleźć jedną, konkretną odpowiedź. Być może ważną przesłanką jest niska cena tak skąpego wyposażenia. By wystawić hoplitę równorzędnego do pozostałych w zasadzie wystarczyło, by miał tarczę, prosty „czapkowaty” hełm, włócznię i mały miecz. Za tymi zmianami mogła też kryć się swoista „heroiczna” filozofia spartańskiego wojownika, który nie potrzebuje pancerza, by być odpornym na ciosy, nie musi się nikomu podobać chodząc „zarośniętym”, a miecz po jaki sięgnie w razie utraty włóczni jest tak krótki, że zadając nim ciosy będzie patrzył swojemu wrogowi prosto w oczy.

Tebańscy hoplici wkraczając w konflikt ze Spartą również w przemożnym stopniu mieli na sobie jedynie tuniki, bądź byli całkowicie nadzy. W ich przypadku wynikało to jednak w szczególności z beockiego kultu, który roztaczany był wokół nagiego ciała. Na ich uzbrojeniu również popularny był hełm pilos, nie nosili jednak długich włosów i bród, a ich miecze utrzymały swoją wcześniejszą długość. Ciekawym elementem wyróżniającym było także to, że w przeciwieństwie od Spartan i większości wojowników tamtego okresu nosili buty. Uzbrojenie tebańczyków zaczęło się zmieniać dopiero u kresu lat 60-tych IV w. p.n.e., kiedy zaczęto w dużej ilości używać ciężkich kirysów torsowych, wykonanych z brązu. Na niekorzyść Tebańczyków i ich sojuszników była z pewnością przewaga psychologiczna Spartan, którzy stojąc na czele wspierających ich sił podnosili ich morale. Wiara w potęgę lądową Lacedemonu była tak silna, że stawanie po jego stronie było postrzegane za wręcz równoznaczne ze zwycięstwem, a po przeciwnej stroni — za poważne ryzyko druzgocącej porażki. Tebańczycy jednakże zaznali już przecież walk ze Spartanami, których udawało się powstrzymywać bez większej, krwawej rozprawy, a poza tym mieli czas, by oswoić się z wrogiem i nabrać doświadczenia. Posiadali także dwa atuty w postaci nowej formacji, jaką był Hieros lochos, czyli „Święty Zastęp” - powołany przez Pelopidasa, elitarny 300-osobowy oddział hoplitów, przygotowywany do walki na najniebezpieczniejszych odcinkach oraz pomysłowego wodza, jakim był Epaminondas.

REKLAMA
Perskie monety z okresu ok. 505-480 p.n.e., fot. CNG, na licencji CC BY-SA 3.0

Nokaut pod Leuktrami

W 371 r. p.n.e., odbyły się wspomniane nieudane pertraktacje pokojowe, a szansa na pokój została zniweczona. Konflikt spartańsko-tebański nabrał już takiej siły, że tylko kwestią czasu było, kiedy do Beocji wyruszy następna armia spartańska, próbująca siłą zmusić Teby do porzucenia mocarstwowych zakusów. W istocie tak też się wydarzyło. Wkrótce Spartanie zaatakowali. Na czele wojsk lacedemońskich, liczących ok. 11 tysięcy ludzi, stanął król Kleombrotos. Początkowo udało się zaskoczyć Tebańczyków i zająć fortecę Kreusis, jednak pochód Spartan skutecznie został zatrzymany pod Leuktrami, gdzie beotarchowie — wodzowie Związku Beockiego, dzięki charyzmie Epaminondasa zdecydowali się wydać najeźdźcom otwartą bitwę. Siły Teb były mniejsze i nie przekraczały 9 tysięcy ludzi, jednak zastosowana przez Epaminondasa taktyka zapewniła im zwycięstwo. O wygranej zadecydowała nowatorska metoda walki, opierająca się o uderzenie ukośnie uszykowanych oddziałów falangi, idącej tzw. „eszelonem”, czyli w ułożeniu schodkowym. W tradycji greckiej sztuki wojennej utarło się, że ciężka piechota zderzała się ze sobą liniami uszykowanymi zwyczajowo w 8 do 16 szeregów, gdzie na przód sforowało najczęściej prawe skrzydło uformowane z najlepszych wojowników. Ze względu na ciasne uszykowanie i praktykę ukrywania się za tarczą towarzysza stojącego po prawej stronie, walczące falangi miały tendencję do przesuwania się w tym właśnie kierunku. Finalnie jedna ze stron ulegała rozbiciu na mocniej atakowanym skrzydle, lub traciła spójność formacji, przez co jej linia ulegała złamaniu, a następnie zmiażdżeniu atakiem od frontu i flanki. Epaminondas postanowił wykorzystać tą tradycję i skontrować ją swoją koncepcją. Idąca eszelonowo falanga prowadzona była przez ugrupowany na lewym skrzydle Święty Zastęp pod dowództwem Pelopidasa, wspierany dodatkowymi oddziałami hoplitów, przez co głębokość całego skrzydła wzrosła do 50 szeregów. Najlepiej wyszkoleni Spartanie stojący na prawym skrzydle, którzy zwyczajowo uderzali na słabsze, lewe skrzydło przeciwnika, zostali zaskoczeni potężnym uderzeniem skoncentrowanych sił Pelopidasa, które doprowadziło do złamania formacji Lacedemończyków i zwycięstwa w bitwie. Ku zaskoczeniu całego świata greckiego, cios zadany pod Leuktrami był tak silny, że obalił „spartański posąg”.

REKLAMA

Preludium do ostatecznego starcia

Po klęsce Sparty pod Leuktrami Peloponez zapłonął od wewnętrznych tarć i pogrążył się w chaosie. W wyniku rewolucji demokratycznych i odbudowania, rozbitej wcześniej na 5 wiosek, Mantinei, poleis w północnej części półwyspu połączyły się w Ligę Arkadyjską. Natomiast w południowej części Peloponezu, na gruzach zrujnowanego Ithome powstała nowa, niepodległa polis, która przyjęła nazwę od macierzystego regionu, tj. Messene. Powstanie nowego miasta-państwa wraz z niepodległymi wioskami i połączenie północnych poleis w Związek Arkadyjski oznaczało rozpad hegemonii Sparty nie tylko nad Helladą, ale nad samym Peloponezem. Oczywiście, nie pozostała ona bierna wobec następujących po sobie wydarzeń i próbowała ratować swoją pozycję interwencjami zbrojnymi. Na te próby, często za prośbą zagrożonych miast, Tebańczycy odpowiadali swoimi wyprawami. Za sprawą trzech takich operacji w 370, 369 i 367 r. p.n.e., udało się zabezpieczyć stabilizację nowego, antyspartańskiego układu sił na Peloponezie i doprowadzić do upadku Związku Peloponeskiego, który został rozwiązany w 367 r. p.n.e. Sparta została przyparta do muru i tym samym zmuszona do desperackich działań.

Polecamy e-book Kacpra Nowaka – „Konkwista. W imię Boga, złota i Hiszpanii”

Kacper Nowak
„Konkwista. W imię Boga, złota i Hiszpanii”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
242
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-42-6
Spotkanie Agesilaosa z perskim Satrapą, aut. Edmund Ollier, domena publiczna

Determinacja Lacedemończyków opłaciła się. Sparta odzyskała część utraconych wpływów, a na dodatek wytworzyła się sprzyjająca atmosfera do dalszej odbudowy dawnej potęgi. Peloponez popadł w kolejne podziały i lokalne wojny, przez co siła koalicji antyspartańskiej utraciła dawne rozmiary. Co więcej, Związek Arkadyjski, przekonany o swoich możliwościach, nie działał lojalnie w stosunku do Teb. Sytuacja Związku Beockiego również dawała nadzieję, gdyż stał on wówczas w rozkroku między ekspansją na północ w kierunku Tesalii, a polityką ingerencji w sprawy Peloponeskie. Nie mogli im też pomóc Ateńczycy, którzy od bitwy pod Leuktrami skupili się na własnym interesie, traktując wrogo dominację Teb. Spartanie nie mieli jednak dość siły, by w pojedynkę i w krótkim czasie odzyskać chociaż panowanie nad samym Peloponezem. Zostali zmuszeni do zwrócenia się o wsparcie do Persji. Teby oraz Ateny widząc, że Sparta szuka rozwiązania, które może doprowadzić do realnego wzrostu jej siły, przezornie również wystąpiły z misją dyplomatyczną do Wielkiego Króla. Persowie nie zaufali, jak się wkrótce okazało, ani Ateńczykom, ani Spartanom. Postawili na Teby, których przedstawicielem był Pelopidas. Król przychylając się do jego prośby zatwierdził pomysł, który był nieco zmienioną wersją pokoju po wojnie korynckiej, w którym rolę Sparty odgrywałyby teraz Teby. Świat grecki jednak był już wówczas politycznie zbyt skomplikowany, by po prostu zatwierdzać jego stabilizację i propozycja Persów została całkowicie odrzucona przez władze poszczególnych poleis.

REKLAMA

Bez szans na formalny pokój, z odradzająca się na południu Spartą, Teby zdecydowały się, by zabezpieczyć swoją dominację na Peloponezie kolejną, czwartą wyprawą, która miała spacyfikować Spartan. Na jej czele w 362 r. p.n.e. wyruszył triumfator spod Leuktr — Epaminondas. Tym razem jednak wojska Lacedemońskie były dowodzone przez znanego nam już pogromcę Persów i zwycięzcę bitwy pod Koroneją, Agesilaosa II.

Wznowienie działań wojennych i przygotowania do bitwy

Casus belli wyprawy Epaminondasa był spór o wykorzystanie skarbca Olimpu, który podzielił miasta północy Peloponezu na dwa obozy — prospartański, wiedziony przez Mantinejczyków, wkrótce wspartych także przez Ateny i protebański, którego jądrem była Tegea. Epaminondas uczynił z tego miasta swoją kwaterę główną i punkt wypadowy. Początkowo próbował wykorzystać element zaskoczenia i zaatakować Spartę. O manewrze tym został jednak poinformowany Agesilaos, przez co wojska Epaminondasa, już zmierzające w stronę stolicy nieprzejednanego wroga, musiały nagle zawrócić. W drodze powrotnej tebański wódz próbował zająć Mantineję, jednak i tam jego wojska zostały wykryte, a idąca w awangardzie jazda tebańska i tesalska odparta przez konnicę ateńską. Nieudany atak na niedawno odrodzone miasto postawił wojska Epaminondasa w niekorzystnej sytuacji. Droga na północ, która biegła między dwoma górami, została zablokowana przez Mantinejczyków oraz wojska spartańskie wraz z sojusznikami, jacy niebawem dotarli pod miasto. Epaminondas chciał je zaatakować, a jedyna dobra droga została obsadzona przez armie nieprzyjaciela. Bitwa była nieunikniona.

Posąg Epaminondasa, domena publiczna

Na siły Epaminondasa składało się ok.: 26 tysięcy hoplitów, 3 tysiące jazdy i 4 tysiące lekkozbrojnych peltastów. Wojska koalicji spartańskiej pod Mantineją były nieco mniejsze. Drogę blokowało ok. 20 tysięcy hoplitów, 2 tysiące jazdy i tysiąc lekkiej piechoty. Co jest bardzo istotne, jedna i druga armia, które zbiorczo można określić tebańską i spartańską, nie były monolitami. Po obydwu stronach stały pokaźne kontyngenty miast sojuszniczych i najemnicy. Tebańczycy zastosowali przy tym bardzo ciekawy wybieg. Epaminondas przed zbliżającą się walką nakazał arkadyjskim hoplitom namalowanie na tarczach maczugi Heraklesa, symbolu Teb. Był to być może fortel, mający sprawić wrażenie, że Tebańczyków przybyło jeszcze więcej. Jego armia rozstawiona była w linii bojowej, której centrum stanowiła ciężka piechota, na skrzydłach natomiast zgromadzone były oddziały jazdy i lekkozbrojnych. W ten sam sposób uszykowali się Spartanie i ich sojusznicy, którzy murem hoplickiej falangi zablokowali przejście między górami, a na ich zboczach usadowili jazdę wraz z lekką piechotą. Epaminondasowi, dwa razy nie udało się zaskoczyć przeciwnika, postanowił jednak spróbować tego po raz trzeci.

REKLAMA

Krótkie starcie tytanów

Początkowo, Epaminondas rozpoczął działania mające uśpić czujność Agesilaosa. Rozciągnięte siły wojsk tebańskich zostały skierowane nie w stronę linii przeciwnika, a gór znajdujących się na przeciw Tegei, zupełnie jakby nie zależało im na ataku, a raczej zalegnięciu obozem. Wojownicy zamiast przygotowywać się do walki, trwali w zasadzie w bezruchu z odłożoną bronią, sprawiając wrażenie, że w najbliższym czasie nie zdecydują się na atak. Wojska koalicji spartańskiej dały wiarę manewrom Epaminondasa i w ich szeregach zapanowało zupełne rozluźnienie. Marazm po stronie przeciwnika pozwolił, niepostrzeżenie przerzucić część sił na lewe skrzydło, wydatnie je wzmacniając. Tebański wódz przygotował w ten sposób „pięść uderzeniową”, która wcześniej zadecydowała o wielkim zwycięstwie pod Leuktrami. Masa hoplitów została dodatkowo wzmocniona oddziałami jazdy i lekkozbrojnymi, którzy mieli za zadanie zająć konnicę przeciwnika na jego prawym skrzydle, podczas gdy ciężkozbrojni przebijaliby się przez piechotę. Agesilaos na swoim lewym skrzydle umieścił ateńską jazdę, która mogłaby się okazać szczególnie niebezpieczna, gdy walka rozgorzeje na dobre. Epaminondas odpowiedział na to przygotowaniem swojego prawego skrzydła, złożonego z pozostałej części jazdy, która wsparta została niewielkimi siłami piechoty. Prawe skrzydło miało za zadanie odwracać uwagę Ateńczyków i sprawiać wrażenie, że jeśli ruszą oni na pomoc walczącym, linia wojsk spartańskich zostanie zaatakowana od tyłu.

REKLAMA

Gdy siły armii tebańskiej zostały rozstawione na ustalonych pozycjach, Epaminondas niespodziewanie „rzucił karty na stół”. Poderwał wszystkie siły i ruszył szykiem eszelonowym w kierunku linii przeciwnika, która wskutek zaskoczenia popadła w kompletny chaos. Potężne, tebańskie natarcie uderzając w nieprzygotowaną, spartańską falangę prawego skrzydła, doprowadziło do jej całkowitego rozbicia. Podobny los spotkał konnicę, która została przegnana ze wzgórz przez jazdę uformowaną z Tesalów i Tebańczyków. Druzgocący efekt uderzenia tebańskiego eszelonu wywołał popłoch w całej armii, która w przemożnej większości od razu rzuciła się do ucieczki. Wtedy los bitwy nagle zawisł na włosku. Epaminondas, stojąc na czele kolumny uderzeniowej, która znosiła kolejno oddziały jeszcze stawiające jakiś opór, został śmiertelnie ugodzony mieczem. Działania ofensywne Tebańczyków uległy nagłemu załamaniu. Ze względu na brak kompetentnego następcy, zdecydowano się zatrzymać walkę i wycofać siły, pomimo, że wojska koalicji spartańskiej uciekały w popłochu.

Agesilaos na służbie u faraona, aut. Edmund Ollier, domena publiczna

Koniec wojny i niejasny wynik

Z bitwy pod Mantineją wycofały się obydwie armie i obydwie fetowały ją jako zwycięskie starcie. Co ciekawe, atmosfera dwóch triumfujących armii doprowadziła nawet do porozumienia, w myśl którego obydwie strony, wedle zwyczaju przysługującemu zwycięzcy, wydały sobie wzajemnie ciała poległych. Taktycznie wygrana bezdyskusyjnie leżała po stronie Teb, jednak przez śmierć Epaminondasa nie została ona spożytkowana. Wojna pomiędzy koalicjami Teb i Sparty została zatrzymana i na dobrą sprawę nie wniosła nic. Tebańczycy co prawda zdusili nieco zakusy Sparty, która i tak nie była wówczas w najlepszej kondycji, ale nie doprowadzili do uspokojenia konfliktów, które w dalszym ciągu rozdzierały Peloponez, nie mówiąc już o przejęciu nad nim kontroli. Stracili także wybitnego dowódcę, bez którego nie mogli już czuć się tak pewnie. Z drugiej strony, Sparta oprócz de facto powstrzymania dalszych działań wojsk Epaminondasa, pozostała dalej zbyt słaba, by zdominować Peloponez i marzyć o odzyskaniu hegemonii nad Helladą. Co więcej, rok po bitwie mantinejskiej, zwaśnione poleis zawarły ze sobą pokój, który nie dotyczył Sparty, spychając ją do roli swoistej persona non grata. Zakończyła się także chwalebna kariera Agesilaosa, który na drodze agresji w dalszym ciągu próbował ratować reputacje Lacedemonu. Brakowało mu jednak pieniędzy na prowadzenie wojen, a rozwiązania problemu nie przyniósł ucisk fiskalny, w którym pokładał swoje nadzieje. Na domiar złego, ostatecznie porzucił Spartę i najął się na służbę u egipskiego faraona jako dowódca najemników, przez co okrył się hańbą pośród Lacedemończyków. Można powiedzieć, iż był to symboliczny koniec jego samego jako wielkiego wodza Spartan i nadziei na powrót dawnej siły.

Zmagania Sparty i Teb o hegemonię nad Helladą nie zakończyły się zwycięstwem żadnej ze stron, gdyż ostatecznie nie osiągnęły one swoich strategicznych celów. Teby co prawda utrzymały hegemonię, ale zorientowaną wokół ziem centralnej Grecji, gdyż ingerencje na jej pozostałych terenach okazały się bezowocne. Sparta natomiast oparła się próbom zniszczenia, jednakże powrót dawnej potęgi pozostał jedynie w sferze marzeń, bez widoku na ich spełnienie. Podziały i relatywna słabość każdego z graczy na arenie walk o władzę nad Grecją stworzyły za to idealne pole manewru dla rodzącej się, nowej potęgi, jaką była wówczas Macedonia, rządzona przez ambitnego króla Filipa II. Ten ostatecznie pobił wojska tebańsko- ateńskie pod Cheroneją w 338 r. p.n.e. i zajął pozycję hegemona Hellady.

Bibliografia:

  • Bravo B., Węcowski M., Wipszycka E., Wolicki A., Historia starożytnych Greków, t. II, Warszawa 2009
  • Plutarch, Żywot Agesilaosa, [dostęp 12. 07. 2021] http://www.perseus.tufts.edu/hopper/text?doc=Perseus%3Atext%3A2008.01.0004
  • Plutarch, Żywot Pelopidasa, [dostęp 12. 07. 2021] http://www.perseus.tufts.edu/hopper/text?doc=Perseus%3Atext%3A2008.01.0054
  • Sekunda N., Elite series, The Ancient Greeks, Oxford 1986
  • Sekunda N., Warrior series, Greek Hoplite 480-323 BC, Oxford 2000
  • Warry J., Armie Świata Antycznego, przeł. Wajs H., Warszawa 1995
  • Xenofont, Hellenika [dostęp 12. 07. 2021]http://www.perseus.tufts.edu/hopper/text?doc=Perseus%3Atext%3A1999.01.0206

Redakcja: Mateusz Balcerkiewicz

Polecamy e-book Damiana Dobrosielskiego – „Kobieta w świecie Azteków”

Damian Dobrosielski
„Kobieta w świecie Azteków”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
62
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-25-9
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Maksymilian Krasoń
Magister historii, absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Specjalizuje się w historii wojskowości, a w szczególności dziejach sztuki wojennej i historiografii wojskowej. W czasie wolnym spełnia się w malowaniu ilustracji historycznych i grze w zespole metalowym.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone