[Polityka historyczna] Politycy, historycy i pamięć zbiorowa

opublikowano: 2015-08-01 18:39
wolna licencja
poleć artykuł:
Zwykle przez politykę pamięci (określaną najczęściej mianem „polityki historycznej”) rozumie się celowe działania urzędników i polityków, które mają zmienić lub podtrzymać wizerunek kraju na arenie międzynarodowej i/lub zmienić świadomość historyczną społeczeństwa. Jest to jednak bardzo wąskie rozumienie tej polityki.
REKLAMA

Zobacz wszystkie głosy opublikowane w dyskusji nt. polskiej polityki historycznej

W książce „Polska polityka pamięci. Esej socjologiczny” (2008) zaproponowałem trzy definicje, od najszerszej, wedle której za politykę pamięci można uznać wszelkie działania – świadome i nieświadome, intencjonalne i przypadkowe – które prowadzą do ugruntowania i wzmocnienia pamięci zbiorowej lub też do jej zmiany (politykę pamięci w tym sensie prowadzą wszyscy obywatele: publikując wspomnienia dziadków, pisząc listy do gazet, zamieszczając wypowiedzi na forach internetowych, nosząc T-shirty z hasłami i znakami nawiązującymi do cenionych postaci i wydarzeń, itd.), po najwęższą („państwową polityką pamięci”), ograniczającą politykę historyczną tylko do działań, które mają publiczną formalną legitymizację. Wspominam o tym, aby pokazać, że polityka pamięci – tak jak się ją powszechnie rozumie – obejmuje jedynie wąskie spektrum działań, które służą codziennemu kształtowaniu pamięci zbiorowej, a przez to odtwarzaniu takiej specyficznej „wspólnoty wyobrażonej” (koncepcja Benedicta Andersona), jaką jest naród. Nawet znaczące nakłady finansowe oraz zgodne zaangażowanie wszystkich organów państwa nie są w stanie szybko zmienić stanu społecznej świadomości, czy to w kraju, czy za granicą. Państwowa polityka pamięci jest w zasadzie bliska pojęciu propagandy. A z historii wiemy, jak ograniczone efekty wywiera ona w krótkim czasie, jeśli nie zakorzeni się w społecznych emocjach, postawach i wiedzy.

Pamięć zbiorowa wspomaga „wspólnotę wyobrażoną” jaką jest naród. Na zdjęciu: Powązki Wojskowe, dziewczynka z polską flagą siedząc na ramionach ojca obserwuje przebieg obchodów upamiętniających 66. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego (fot. B. Międzybrodzki).

Prezydent RP – mający silną legitymację demokratyczną, a zarazem bardzo ograniczone prerogatywy konstytucyjne – jest bez wątpienia ważnym aktorem polityki pamięci. Jego publiczne słowo waży o wiele więcej niż wypowiedź premiera, a nawet – w pewnych przypadkach – sejmowa uchwała. Tyle tylko, że nawet najsprawniejszy polityk na tym urzędzie nie jest w stanie zarządzać systemową państwową polityką pamięci. Chyba, że będzie miał po swojej stronie w pełni usłużny gabinet. Przemówienia okolicznościowe, honorowe patronaty, a nawet odmowa podpisania ustaw są tylko puchem, który nie przeważy codziennej pracy tysięcy „analityków symbolicznych”, prowadzących mniej lub bardziej autonomiczną politykę pamięci w muzeach, szkołach czy masowych mediach. Prezydent na tym polu jest raczej maszyną memetyczną niż polityczną. I dobrze, jeśli potrafi z tej ograniczonej siły właściwie skorzystać.

REKLAMA

Można wiele napisać o tym, jak powinna wyglądać polska polityka pamięci. Tyle tylko, że przez ćwierć wieku obserwowaliśmy, co w praktyce politycy i zależni od nich urzędnicy robią. Również Prawo i Sprawiedliwość – której Andrzej Duda jest prominentnym politykiem – dało przykład „ofensywy” na tym polu, kreśląc projekt „IV Rzeczypospolitej”, a później starając się go zrealizować. Nie sądzę, aby kadencja nowego prezydenta wiele zmieniła w tym zakresie. Można oczekiwać promocji bardzo specyficznej wizji historii Polski, która wyklucza wiele wspólnot pamięci i pomija niewygodne tematy.

Oczywiście, każdy naród ma prawo do dumy. Gdy ma ona właściwe ramy symboliczne może mieć bardzo pozytywny efekt, ułatwiając mobilizowanie ludzi do prospołecznych działań. Gorzej, gdy duma zamienia się w wyniosłość. Wtedy bardzo często mamy do czynienia z dyskryminacją tych mniejszościowych wspólnot pamięci, które nie mieszczą się w oficjalnej wykładni dziejów państwa i narodu. Każda państwowa polityka pamięci ucieka się niejednokrotnie do przemocy. Zarówno bezpośredniej, polegającej np. na administracyjnej decyzji – wbrew opinii mieszkańców – o zmianie nazw ulic lub usunięciu pomników i innych symboli nieakceptowanych przez elity władzy, reprezentujące dominującą wspólnotę pamięci, jak i „miękkiej” przemocy symbolicznej, narzucając poprzez swe działanie nowy „horyzont oczywistości”. Przemoc symboliczna naturalizuje kategorie poznawcze, które sprawiają, że zdominowany nie może nazwać swojej podległości i się przeciw niej zbuntować. Jego miejsce w społeczeństwie wydaje mu się „oczywiste” i bezdyskusyjne. Zmiana pamięci społecznej sprawia, że ludzie postrzegają rzeczywistość społeczną zgodnie ze schematami sprzyjającymi grupie dominującej, sami wykluczają się z rywalizacji o dobra rzadkie, np. o władzę. Polityka pamięci zatem to gra o wysoką stawkę.

Polski dyskurs publiczny na temat przyszłości nieustannie wyklucza tych, którzy nie mieszczą się w wąskich ramach pamięci Kongresówki i Generalnego Gubernatorstwa. Wystarczy przypomnieć cynicznie rozgrywanie „dziadków z Wehrmachtu”, wypieranie pamięci o zbrodniach Polaków wobec ludności rodzimej na Ziemiach Zachodnich i Północnych czy wobec ludności prawosławnej (w tym zwłaszcza Białorusinów). Jednocześnie pamięć zbiorowa jest dziurawa, jak ser szwajcarski. W tym roku obchodzimy stulecie bieżeństwa – ucieczki, wysiedleń i ewakuacji ludności z zachodnich guberni Cesarstwa Rosyjskiego. Dotknęło to prawie 3 miliony osób, w większości prawosławnych Białorusinów i Ukraińców. To ważna składowa pamięci rodzinnej wielu polskich obywateli. Kto o tym słyszał? Dominująca narracja często lekceważy też wydarzenia, które doskonale wpisują się w romantyczną, heroiczną wizję dziejów Polski, ale miały miejsce „na peryferiach” – jak choćby powstania śląskie.

REKLAMA
Bieżeńcy - uchodźcy z ziem Imperium Rosyjskiej z 1915 r. (domena publiczna).

Oczywiście, można powiedzieć, że to złe postawienie sprawy. Dziś w stosunkach międzynarodowych „polityczne rytuały pokuty” odgrywają ogromną rolę, status ofiary jest ceniony i wykorzystywany, dyskusja o przeszłych zbrodniach płynnie przechodzi w domaganie się wypłacenia odszkodowań. USA, które mają znacznie więcej na sumieniu, niż Polska, bez mrugnięcia okiem pouczają innych o tym, jak należy żyć. W tym sensie Realpolitik nie pozwala nam uciec od polityki pamięci i dziejowego samochwalstwa. Ale zasadnicze pytanie brzmi – jaką wspólnotę polityczną chcemy tworzyć, w jakim kraju chcemy żyć? Polityka pamięci ma bowiem dwa ostrza – zewnętrzne, na potrzeby dyplomacji, oraz wewnętrzne.

Akcja: „Jaka powinna być polska polityka historyczna?”

6 sierpnia zostanie zaprzysiężony nowy Prezydent RP – Andrzej Duda. W związku z tym, że to Prezydent jest jednym z głównych prowadzących polską politykę historyczną, otwieramy dyskusję nad tym, jak powinna ona wyglądać. Jakie metody stosować? Jakie wątki i postacie podkreślać? Będziemy o to pytać ekspertów, zaś naszych Czytelników zapraszamy do nadsyłania własnych opinii i głosów na adres [email protected] (temat maila: „Polska polityka historyczna”).Polecamy lekturę tekstów opublikowanych w ramach dyskusji .

Narracja o przeszłości jest ważna ze względu na współczesność i przyszłość. Konstruując w jej trakcie tradycję dokonujemy wyboru potwierdzającego i wzmacniającego nasze normy i wartości. Dlatego, jak zauważył Jerzy Szacki, „nie władza umarłych nad żywymi, lecz żywych nad umarłymi jest właściwym przedmiotem badań nad tradycją”. Upamiętniając bohaterów i ich czyny wskazujemy na pożądane wzory osobowe i sposoby zbiorowego działania. Jaka lekcja ma zatem płynąć z nieustannego wychwalania przegranych powstań i straceńczych akcji militarnych? Czy dzisiaj także bezsensowna z punktu widzenia strategii danina krwi będzie wymagana od obywateli Rzeczypospolitej? Upamiętnianie powstańców warszawskich jest ważne i godne pochwały. Ale nie bezrefleksyjna akceptacja dla tego czynu zbrojnego – źle przygotowanego, prowadzonego z lekceważeniem dla życia cywili (co poświadczają liczne opracowania). Tymczasem powstanie zamienione w narodowy fantazmat prowokuje niektórych do snucia niebezpiecznych marzeń na jawie o kolejnych polskich miastach-redutach i współczesnych powstańcach.

REKLAMA

Newralgicznym obszarem polityki pamięci jest szkolnictwo powszechne. Obok przekazów rodzinnych i kultury popularnej to najważniejszy obszar kształtowania pamięci zbiorowej i narodowej tożsamości. Poświęcono temu wiele naukowych opracowań, w tym szczegółowych analiz treści podręczników czy podstawy programowej. Nauczanie historii w polskich szkołach wymaga sanacji, co pokazują choćby raporty Instytutu Badań Edukacyjnych. Jednak szkolna edukacja nie może zamienić się w narodowe samochwalstwo. Zaangażowanie polityków na tym polu często prowadzi do opłakanych skutków. Mądre reformy powinny być dziełem profesjonalistów, których urzędnicy i politycy powinni wspierać. W gruncie rzeczy, to właśnie wsparcie historyków i edukatorów powinno być – poza specyficzną dziedziną dyplomacji – głównym zadaniem racjonalnej polityki pamięci.

Muzea stanowią ważny element edukacji i polityki pamięci. Na zdjęciu: Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie (fot. mamik / fotopolska.eu; Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

Dobrym przykładem jest „public history”, rozwinięta zwłaszcza w USA i Kanadzie, która obejmuje różne rodzaje aktywności, podejmowane zazwyczaj przez historyków, wykraczające poza profesjonalne, akademickie pole. Składa się na nią działalność muzealna i wystawiennicza, ochrona dziedzictwa kulturowego, popularnonaukowe wykłady i warsztaty, rekonstrukcje historyczne, gromadzenie pamiątek i relacji świadków („oral history”), itd. Public history powinna rozwinąć się także w Polsce. Politycy powinni wspierać popularyzatorów, historyków i lokalnych animatorów kultury, a nie ich zastępować, narzucając swoją ideologiczną wizję przeszłości kraju.

Mądra polityka pamięci polega na stworzeniu takiej sfery publicznej, w której różne wizje przeszłości mogą wybrzmieć. Przypominanie dokonań polskich polityków, dowódców, naukowców czy poetów nie może zagłuszać tych, którzy wskazują na ciemne karty historii. Poczuwając się do dumy narodowej musimy bowiem być jednocześnie gotowi do poczucia wstydu i winy. To transakcja wiązana. Ten wielogłos ma ogromne znaczenie dla kształtowania społeczeństwa obywatelskiego, inkluzji mniejszościowych wspólnot pamięci i tworzenia projektów na przyszłość. Pozwoli on także w praktyce na urzeczywistnienie wizji narodu zawartej w preambule do Konstytucji – złożonego z „wszystkich obywateli Rzeczypospolitej”, a nie tylko etnicznych Polaków. W tym sensie jest miejsce, w którym spotkać się mogą narodowi mitotwórcy, tworzący na co dzień dzieła kultury popularnej i profesjonalni historycy, którzy pokazują, że narracji o przeszłości nie da się sprowadzić do kiczowatej, hollywoodzkiej opowieści o wielkim nieskalanym narodzie. Jeśli pozwolimy politykom na samodzielne prowadzenie polityki pamięci, bez oglądania się na profesjonalnych badaczy przeszłości i lokalnych popularyzatorów, to grozi nam panowanie medialnego „rytualnego chaosu” i wykorzystywanie przeszłości do cynicznych politycznych gier. Jak na obrazku Mleczki, przedstawiającym plenarne obrady Sejmu, gdy jeden z posłów mówi: „Uczcijmy coś minutą ciszy, bo się nigdy nie zamkną”.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

Akcja: „Jaka powinna być polska polityka historyczna?”

6 sierpnia zostanie zaprzysiężony nowy Prezydent RP – Andrzej Duda. W związku z tym, że to Prezydent jest jednym z głównych prowadzących polską politykę historyczną, otwieramy dyskusję nad tym, jak powinna ona wyglądać. Jakie metody stosować? Jakie wątki i postacie podkreślać? Będziemy o to pytać ekspertów, zaś naszych Czytelników zapraszamy do nadsyłania własnych opinii i głosów na adres [email protected] (temat maila: „Polska polityka historyczna”).Polecamy lekturę tekstów opublikowanych w ramach dyskusji .
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Lech M. Nijakowski
Doktor habilitowany, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Stały doradca Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych Sejmu RP (od 2001 r.). Członek redakcji „Studiów Socjologicznych”, „Przeglądu Humanistycznego”, „Studiów Socjologiczno-Politycznych. Serii Nowej” oraz „Zdania”. Członek Rady Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie” (od 2008 r.). Ostatnio ukazała się jego książka Rozkosz zemsty. Socjologia historyczna mobilizacji ludobójczej (2013).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone