Rozmowy o historii (4). „Muzeum powinno mieć swój przekaz” – rozmowa z Piotrem Majewskim

opublikowano: 2011-02-23 07:39
wolna licencja
poleć artykuł:
Co to jest muzeum narracyjne? Jak opowiadać o wojnie? Czy wkład Polski w walkę z III Rzeszą jest doceniany? O powstającym w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej opowiada Histmag.org wicedyrektor placówki, dr hab. Piotr Maciej Majewski.
REKLAMA

Tomasz Leszkowicz: Co Polska może jeszcze powiedzieć światu o drugiej wojnie światowej?

Dr hab. Piotr Maciej Majewski (ur. 1972) – historyk dziejów najnowszych. Wykładowca w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego (tam magisterium 1996, doktorat 2000, habilitacja 2008). Specjalizuje się w historii Czechosłowacji, przymusowych migracjach ludności w XX wieku oraz polityce zagranicznej PRL. Autor m.in. książek Edvard Beneš i kwestia niemiecka w Czechach (Warszawa 2001), Nierozegrana kampania: Możliwości obrony Czechosłowacji jesienią 1938 roku (Warszawa 2004) oraz Niemcy sudeccy: historia pewnego nacjonalizmu (Warszawa 2008). Od 1 września 2008 r. doradca Prezesa Rady Ministrów w zespole Pełnomocnika Prezesa Rady Ministrów ds. Muzeum II Wojny Światowej, kierowanym przez prof. dr. hab. Pawła Machcewicza. Od 1 czerwca 2009 r. zastępca dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku (fot. B. Międzybrodzki).

Piotr Majewski: Trudno jest dać na to pytanie jednoznaczną odpowiedź. Będzie ona na pewno zależała od tego, kogo wybieramy jako tak zwany „target”. Jeżeli myślimy o zawodowych historykach XX wieku czy drugiej wojny światowej, to do dodania mamy zapewne niewiele.

T.L.: A jeśli chodzi o szerszy krąg odbiorców?

P.M.: Na pewno możemy ukazać specyfikę nie tylko naszego kraju, ale całej Europy Środkowej. Można zwrócić uwagę na kilka rzeczy, które na ogół umykają, nie istnieją lub słabo istnieją w świadomości innych narodów. Po pierwsze: sama wojna zaczyna się pierwszego września. To jest jednym z najważniejszych przekazów planowanego muzeum. Po drugie: już od pierwszego września ta wojna jest prowadzona przez stronę niemiecką w sposób zbrodniczy. Należy pokazać, że nie był to rycerski konflikt jak z poprzednich epok, że od początku niosła ona za sobą te wszystkie elementy, który rozwinęły się na większą skalę już po ataku Niemiec na Związek Radziecki (mordowanie jeńców, ataki na cywilów na drogach, bombardowanie miast, które były zupełnie niebronione itp.). Rzecz druga: Europa Środkowo-Wschodnia doświadczyła podwójnej okupacji. Oprócz niemieckiej była też ta radziecka, krótsza, ale z wielu względów bardzo istotna. I po trzecie: okupacja niemiecka wyglądała inaczej w tej części kontynentu, również na terenach Związku Radzieckiego. Inaczej zarówno w wymiarze politycznym jak i egzystencjalnym – ludziom było po prostu ciężej, reżim był dużo bardziej brutalny. I wreszcie ostatnia sprawa: 1945 rok nie przynosi tutaj prawdziwego wyzwolenia. Przynosi wyzwolenie, ale nie przynosi wolności. Są to szerokie założenia, nie wiadomo jednak, czy to wszystko uda się przekazać w sposób przekonujący.

T.L.: Ale czy nie jest też trochę tak, że przypominamy nasze wielkie osiągnięcia, mitologizujemy je i jesteśmy źli na Zachód, że są one niedoceniane? Przykładem może być bitwa o Monte Cassino – dla nas wielki triumf sam w sobie, dla Anglików czy Francuzów część większej operacji...

P.M.: Trzeba tu oddzielić nasze polskie kompleksy, które wszyscy znamy, którym wszyscy jakoś ulegamy i które nas jakoś ukształtowały, od wiedzy na temat drugiej wojny światowej. Musimy też odejść od modelu interpretowania historii jako rankingu osiągnięć. Myślę, że wbrew naszym obawom, skutkującym takimi kompleksami, udział Polski jest wśród historyków zachodnich doceniany. Nie jest to jednak postrzegane w kategoriach wkładu militarnego w zwycięstwo nad Niemcami, gdyż – nawet wliczając kampanię wrześniową – nie da się go porównać od strony choćby materialnej z tym, czego dokonał Związek Radziecki czy Stany Zjednoczone. Były to państwa innej wielkości, co skutkowało też innym zaangażowaniem militarnym. Natomiast wydaje mi się, że znaczenie Polski nie sprowadza się tylko i wyłącznie do żołnierzy, którzy polegli czy którzy brali udział w działaniach militarnych. Polska zresztą nie wygląda w tym zestawieniu tak źle, jej zaangażowanie jest nieco wyższe niż wielkość państwa. Jest to tym istotniejsze, że została wyeliminowana z walki na samym początku wojny. Kontynuowała ją, ale było to pewne novum.

REKLAMA

T.L.: Jeśli nie wkład militarny, to co?

P.M.: Jeśli weźmiemy pod uwagę fenomen Polskiego Państwa Podziemnego, to jest to właśnie coś, na co chcielibyśmy zwrócić uwagę zwiedzających – pod okupacją niemiecką (a w pierwszym okresie również pod okupacją sowiecką), pomimo straszliwej brutalności odradza się społeczeństwo obywatelskie z bardzo zróżnicowanymi strukturami, organizacjami i bardzo bogatym życiem kulturalnym i politycznym.

T.L.: Jak Pan sądzi: czy muzeum powinno być bardziej ciekawe, interesujące i wciągające widza czy edukacyjne? W myśl ideału powinno być oczywiście i takie i takie, ale czy jest to możliwe?

P.M.: Myślę, że nie da się tego tak do końca oddzielić. Jeżeli muzeum nie będzie ciekawe, nie będzie też spełniało swoich funkcji edukacyjnych. Są różne koncepcje muzeów. To, o którym teraz rozmawiamy, jest tworzone według stosunkowo świeżej koncepcji muzeum narracyjnego, które poprzez odpowiednio dobrane eksponaty, ale również materiały ikonograficzne czy filmy chce opowiedzieć pewną historię. Prawzorem dla tego typu placówek było Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie. Tego typu muzea pełnią bardzo istotną rolę edukacyjną, w niektórych przypadkach można mówić wręcz o ich formacyjnej czy tożsamościowej roli.

T.L.: Na przykład?

P.M.: Yad Vashem w Jerozolimie to placówka, która kształtuje współczesny patriotyzm i poczucie tożsamości narodowej Izraela. Podobne aspiracje ma, jak się wydaje, Muzeum Powstania Warszawskiego. Przykładem z nieodległej zagranicy jest Dom Terroru w Budapeszcie, który też proponuje pewną interpretację historii. Myślę, że rola edukacyjna, nawet przy założeniu, że prowadzi się tutaj pewną grę estetyczną ze zwiedzającym, jest bardzo duża.

REKLAMA

T.L.: Istnieje też pewien paradoks, zauważalny na przykład w dyskusji o Muzeum Powstania Warszawskiego: wychodzące z niego dzieci są zachwycone, ale często nie są świadome, że Powstanie było klęską.

P.M.: Nie chciałbym tutaj krytykować Muzeum Powstania Warszawskiego. Mogę tylko powiedzieć, że każde muzeum powinno mieć jakiś przekaz główny, który powinien decydować o tym, co jest pokazywane w środku. Właściwie każda sala i każdy obiekt powinny nieść jakiś przekaz. Od tych, którzy takie muzeum projektują, zarówno ze strony scenograficznej, estetycznej i merytorycznej zależy, jaki przekaz wybiorą i jak go wyeksponują.

T.L.: Jaki więc będzie przekaz Muzeum II Wojny Światowej?

P.M.: Przyjęliśmy dwa główne założenia. Po pierwsze: druga wojna światowa była bezprecedensową katastrofą w dziejach nowoczesnej Europy, stanowiła epokę nowego barbarzyństwa, była zerwaniem pewnej tradycji, pewnego rozwoju cywilizacyjnego, który kształtował się co najmniej od końca XVIII w. Po drugie, w okresie tego strasznego barbarzyństwa byli ludzie, którzy potrafili zachowywać się bohatersko czy też po prostu przyzwoicie i niekoniecznie musiało się to przejawiać w formie walki. Równie ważną cnotą, którą ludzie okazywali w czasie wojny, była wewnętrzna niezgoda na narzucone warunki, która przejawiała się cywilnym bądź militarnym ruchem oporu. Krótko mówiąc, chcielibyśmy, by nasz zwiedzający nie wyszedł z przekonaniem, że druga wojna światowa była tylko przygodą, pełną fajnie wyglądających facetów w mundurach, którzy sobie powalczyli i wrócili szczęśliwi do domu. Chcielibyśmy, żeby za tym przekazem stały fakty, które będziemy pokazywać.

Logo Muzeum II Wojny Światowej autorstwa Andrzeja Pągowskiego.

T.L.: Właśnie, pokazywanie wojny jako ekscytującego doświadczenia jest oczywistym zaciemnianiem jej prawdziwego obrazu. W jaki więc sposób należy opowiadać o wojnie?

REKLAMA

P.M.: To jasne, że wojna nie była fajną przygodą i zabawą. Trudno tutaj jednak walczyć z całym światem, kinem akcji czy grami przygodowymi. Ten obraz jest tak kształtowany, ale mimo wszystko rola muzealników powinna polegać na pokazaniu, że jednak tak nie było. Nasz problem jest inny. Kiedy z drugiej wojny światowej wyabstrahuje się różne zjawiska, które wtedy się pojawiały, to nastąpi tak duże nagromadzenie potworności, że istnieje obawa, czy przeciętny zwiedzający to wytrzyma. Oczywiście, istnieją gorsze miejsca, takie jak Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, gdzie zwiedzający konfrontują się z miejscem zbrodni i przedmiotami należącymi do ofiar czy wręcz ich włosami. To jest zdecydowanie bardziej traumatyczne doświadczenie. Zastanawiamy się więc, w jaki sposób pokazać to wszystko, co chcemy powiedzieć o drugiej wojnie światowej, unikając epatowania drastycznością i brutalnością. To nie jest możliwe we wszystkich punktach, są miejsca tej ekspozycji, które muszą szokować i będą szokować, ale chcielibyśmy, żeby to muzeum nie zamieniło się w ekspozycję Madame Tussaud pt. The Chamber of Horrors.

T.L.: Muzeum wystosowało apel do posiadaczy pamiątek z prośbą o użyczenie ich na potrzeby ekspozycji. Czy twórcy placówki liczą na to, że apel ten odniesie skutek i uda się uzyskać jakieś ciekawe eksponaty?

P.M.: Bardzo na to liczymy – nasze doświadczenia wskazują, że ludzie nadal w domach mają niesamowite rzeczy i wiele osób jest skłonnych się nimi podzielić lub przekazać je do muzeum. Znajdujemy się w momencie, w którym odchodzi pokolenie ludzi, którzy wojnę pamiętali w sposób świadomy i jakoś w niej uczestniczyli. Te osoby często nie wiedzą, co mają zrobić z pamiątkami, trafiają one na strych, do kosza albo na Allegro. Ludzie często je sprzedają lub wyrzucają, nie wiedząc, jaka jest ich wartość. Muzeum takie pamiątki chętnie przygarnie.

T.L.: W jaki jeszcze sposób planuje się zdobyć ciekawe eksponaty?

P.M.: Działamy kilkutorowo. Staramy się też sami trafiać do osób, które mogą nimi dysponować, na ogół z dobrym skutkiem. W ograniczonym zakresie kupujemy eksponaty, staramy się również uzyskać je od innych muzeów, w drodze wymiany, darowizny czy też długoterminowej pożyczki. Patrzymy na przebieg tworzenia kolekcji z umiarkowanym optymizmem.

T.L.: Kiedy będzie można spodziewać się otwarcia muzeum?

P.M.: Zaplanowane jest na 1 września 2014 r. i robimy wszystko, by tej daty dotrzymać. Niedawno rząd uchwalił wieloletni plan rozwoju, finansowania, a przede wszystkim budowy muzeum. W międzyczasie będziemy starać się dopracować koncepcje ekspozycji głównej i oczywiście zbierać eksponaty.

Korekta: Agnieszka Kowalska

Autorem zdjęcia jest Bartłomiej Międzybrodzki, licencja znajdująca się pod artykułem obejmuje również fotografie.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone