Stanisław Brzozowski - „Płomienie” – recenzja i ocena

opublikowano: 2011-10-19 06:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Kolejne wznowienie powieści Stanisława Brzozowskiego przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej, tym razem w nowej edycji. Rzecz mocna i warta dyskusji.
REKLAMA
Stanisław Brzozowski
Płomienie
Wydawca:
Krytyka Polityczna
Okładka:
Twarda
Liczba stron:
584
Ilustracje:
Wilhelm Sasnal
ISBN:
978-83-62467-11-2

„Płomienie” czytać można na kilka sposobów. Po pierwsze, można na tę książę spojrzeć jak na sprawnie napisaną powieść historyczną, przez spełnienie reguł gatunkowych wręcz bliską, o ironio, tak krytykowanemu przez Brzozowskiego mistrzowi Sienkiewiczowi. Akcja toczy się wartko, trup ściele gęsto, sceneria jest atrakcyjna (Rosja, Włochy, Paryż), a język podniosły. Co chwila pojawia się – choćby epizodycznie – postać autentyczna, a to Nieczajew, a to Hryniewiecki… O ile z Sienkiewiczem łączy Brzozowskiego gatunek, to styl nasuwa skojarzenie z Żeromskim, czy raczej z tym, co czasem określane jest jako „młodopolszczyzna”. Jeżeli ktoś źle wspomina lekturę „Ludzi bezdomnych” lub poezji Tetmajera, to raczej wątpliwe, by zdołał przebrnąć przez „Płomienie”. Najpewniej utknie już na opisie obrony Komuny Paryskiej i zwrotach takich jak Paryż, święte miasto ludzkości (s. 244). Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak przyznać, że Brzozowskiemu nie jest obce specyficzne poczucie humoru, które objawia się w tak niespodziewanych miejscach, jak choćby w opisie aresztowania głównego bohatera przez agenta ochrany:

Patrzył on na mnie błagalnymi oczami.
  • Niech pan pozwoli, żebym ja pana złapał. Pana i tak wezmą, ale niech to ja – mnie chcą ze służby wypędzić. Ja mam astmę, dzieci mają skrofuły. Niech pan pozwoli, żebym ja… Dzieci modlić się będą.

I podniósł moją rękę do ust.

Drugi sposób lektury to ten, jaki w przedmowie do „Płomieni” proponuje Sławomir Sierakowski: próba odczytania Brzozowskiego jako politycznego komentarza do współczesności. W pewnym sensie powieść sama się o takie potraktowanie prosi, gdyż niektóre problemy poruszane przez autora „Idei” pozostają wręcz tabloidowo aktualne (np. wątek molestowania seksualnego dzieci przez kler katolicki), a zjadliwe zdania o Polsce, Polakach, Rosji czy Europie nadal brzmią boleśnie trafnie. Do takich należy choćby spostrzeżenie, iż rzadko można spotkać tak idealne wprost egzemplarze filisterii i ciasnoty moralnej, jak wśród luminarzów europejskiego socjalizmu. Z drugiej strony, wiele kwestii przedstawionych jest dwuznacznie, wymyka się łatwemu zaszufladkowaniu. Na przykład siłę tłumu i spontanicznego zrywu o charakterze masowym Brzozowski opisuje miejscami z takim podziwem, którego nie powstydziłby się przeciętny piewca faszyzmu. Kiedy indziej natomiast jego diagnoza nie pozostawia złudzeń: ta masa, która spontanicznie wymierza sprawiedliwość gwałcicielom w sutannach, jest w stanie rozerwać na strzępy miejscowego filantropa, ujmującego się za wykluczonymi społecznie.

REKLAMA

Trzeci sposób odczytania „Płomieni” to potraktowanie powieści z nieco chłodniejszą głową, jako ważnego źródła do badań nad historią idei przełomu XIX i XX wieku, wartego uwagi z dwóch przynajmniej powodów. Powieść napisana została jako polemika z „Biesami” Dostojewskiego. Wymowę ideologiczną „Biesów” streszcza przyjęte przez Dostojewskiego motto, będące cytatem z Ewangelii wg św. Łukasza, w którym mowa jest o złych duchach, które na polecenie Jezusa opuszczają człowieka i ogarniają stado świń, zmuszając je do samobójczego biegu (Łk 8, 32-36). Idee zachodnie jako biesy, które zginąć muszą wraz z opętanymi przezeń świniami (rewolucjonistami), by Rosja pozostała czysta – oto, w totalnym skrócie, pogląd Dostojewskiego. Brzozowski bierze rewolucjonistów i Narodną Wolę w obronę. Nie tylko poprzez ukazanie heroizmu spiskowców, lecz także przez wskazanie, iż krytyka Dostojewskiego była w gruncie rzeczy płaska, że idee narodników bronią się swym autentyzmem, świeżością, uniwersalizmem. Brzozowski dyskutuje z Dostojewskim bez antyrosyjskich fobii i uprzedzeń, bez odwzajemniania złośliwości, jakie pod adresem Polaków kierował autor „Braci Karamazow”. Zamiast tego skupia się wyłącznie na meritum, na ideach – i dzięki temu polemizuje z nim jak równy z równym.

Prócz Dostojewskiego w „Płomieniach” widać próbę analizy i krytyki innych myślicieli XIX wieku. „Przepracowywanie” przez Brzozowskiego idei przybiera różne formy. Może być to dyskusja między bohaterami powieści o myślicielach poprzedniej epoki (spory dotyczą np. Hercena i Bakunina), może być to stylizowany monolog (tak jest w przypadku Nieczajewa, dokonującego czegoś w rodzaju autoprezentacji), a także stylizowany dialog. Przykładem tego ostatniego jest jeden z najciekawszych fragmentów powieści, czyli dyskusja między Konstantinem Pobiedonoscewem, konserwatywnym „złym duchem Rosji”, oberprokuratorem Świętego Synodu, a Włodzimierzem Worobjewem, czyli Włodzimierzem Sołowjowem – wielkim rosyjskim myślicielem religijnym, prekursorem myśli ekumenicznej. Brzozowski nawiązuje w powieści do okresu, gdy Sołowjow pracował nad swoimi „Wykładami o Bogoczłowieczeństwie” (nb. pierwsze polskie wydanie wszystkich „Wykładów…” doczekało się publikacji… parę miesięcy temu) i występował z prelekcjami w Petersburgu. Dyskusja Worobjow-Pobiedonoscew to synteza dwóch stanowisk dotyczących chrześcijaństwa, Rosji, teokracji, nakreślona i podsumowana zwięźle:

  • Pan nie wierzy w Rosję – rzekł Pobiedonoscew

Z trzecim zaproponowanym sposobem lektury „Płomieni” wiąże się jednak następujący problem: wydawnictwo zupełnie nie zadbało o przypisy lub choćby krótki komentarz historyczny do tekstu. Rzecz co prawda wydana jest starannie, w twardej oprawie, widać pomysł interpretacyjny – sama forma książki (ilustracje Sasnala!) zmusza do przemyślenia niektórych stwierdzeń Brzozowskiego. Ale takiej kompletnej rezygnacji z aparatu krytycznego trudno nie uznać za pewną formę walkoweru. Można zrozumieć, że Wydawnictwo „Krytyki Politycznej” nie ma ambicji bycia konkurencją dla Ossolineum, ale czy to jednak nie szkoda, że szersza publiczność będzie czytać „Płomienie” jedynie jako opowieść o grupie narwańców, której udaje się wreszcie zabić cara?

Redakcja: Michał Przeperski

Korekta: Mateusz Witkowski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Aleksandra Konarzewska
Studentka Philosophy of Being, Cognition and Value w Instytucie Filozofii UW. Zajmuje się historią idei, z naciskiem na wiek XIX i XX. Lubi czerwone wino, ładnie wydane książki (mniejsza o treść) i włoskie wyroby papiernicze.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone