Sympatyczniejsza twarz Jerzego Urbana? Od wroga władzy do piewcy stanu wojennego...

opublikowano: 2013-08-02 15:04
wolna licencja
poleć artykuł:
3 sierpnia Jerzy Urban będzie obchodził 80. urodziny. Wszyscy znają go jako rzecznika rządu schyłkowego PRL, jednego z głównych propagandzistów stanu wojennego oraz redaktora naczelnego skandalizującego, postkomunistycznego i antyklerykalnego tygodnika „Nie”. W niechęci do niego rzadko pamięta się, że był on jednym z bardziej niepokornych dziennikarzy w historii prasy PRL.
REKLAMA

Dwugłos o Urbanie? Czytaj artykuł Przemysława Mrówki Jerzy Urban - wirtuoz niegodziwości

Jerzy Urban urodził się w inteligenckiej, zasymilowanej rodzinie żydowskiej mieszkającej w Łodzi. Jego ojciec Jan, działacz PPS, pracował w lokalnym dzienniku pepeesowskim „Głos Poranny”. Po 1939 r. rodzina znalazła się na ziemiach zajętych przez ZSRR. To właśnie wtedy rodzina, przez pomyłkę urzędnika, zmienia nazwisko z „Urbach” na „Urban”. Przyszły rzecznik prasowy rządu spędził okupację we Lwowie, jego ojciec zaś ostatecznie trafił do 1 Armii WP, gdzie był redaktorem wojskowej gazetki, członkiem Krajowej Rady Narodowej, pracownikiem resortu informacji i propagandy PKWN a po wojnie redaktorem kilku tytułów reaktywowanych w końcu lat 40. (m.in. socjalistycznego „Robotnika”).

Jego syn dzieciństwo spędza w Łodzi, gdzie w 1948 r. zapisuje się do Związku Młodzieży Polskiej, wsiąkając w komunizm. Szybko staje się związkowym aktywistą, organizującym działalność i zaniedbującym naukę. Jak wspomina, potrafił przez kilka dni nie spać, przygotowując swoją organizację na pochód pierwszomajowy. Przed maturą trafia jednak do Warszawy, gdzie jego zetempowski zapał słabnie. Udaje mu się zdać maturę i podjąć studia dziennikarskie, z których zostaje wyrzucony po dwóch latach (potem jeszcze nieskutecznie studiuje prawo).

Po maturze zaczyna jednak prawdziwą pracę – zostaje dziennikarzem prasy zetempowskiej. Zaczyna w redakcji „Nowej Wsi”, czyli tygodnika skierowanego do młodzieży wiejskiej. Stalinizm nie jest dobrym czasem dla twórczej pracy w dziennikarstwie, Urban zajmuje się głównie odpisywaniem na listy czytelników, cała gazeta zaś głównie typowym „socdziennikarstwem”. Młody redaktor spędza raczej czas w knajpach i kawiarniach, gdzie powoli oswaja się z życiem towarzyskim stolicy.

Zmiana przyszła po śmierci Stalina, wraz z przejściem do tygodnika „Po prostu”, będącego gazetą ZMP skierowaną do młodych inteligentów. W tym czasie kierownictwo zespołu objął Eligiusz Lasota, któremu udało się przekształcić nudne, zalegające na parapetach w akademikach czasopismo w żywy, dobrze redagowany i chętnie czytany tytuł. Wśród dziennikarzy tworzących pismo znaleźli się m.in. Jerzy Ambroziewicz, Stefan Bratkowski, Włodzimierz Godek, Walery Namiotkiewicz, Jan Olszewski czy Ryszard Turski. Część z nich pojawi się na prasowym niebie tylko przez chwilę, inni zrobią kariery, często trudne do przewidzenia. Przykładem może być tu Jan Olszewski i Walery Namiotkiewicz, którzy wspólnie (wraz z Jerzym Ambroziewiczem) napisali ważny dla powojennej pamięci tekst Na spotkanie ludziom z AK, wzywający do przywrócenia weteranów Armii Krajowej do oficjalnego życia oraz uhonorowania ich wysiłków wojennych. Olszewski trafił później do opozycji, a po 1989 r. został premierem prawicowego rządu, Namiotkiewicz zaś stał się sekretarzem Gomułki i szarą eminencją Komitetu Centralnego PZPR lat. 60.

REKLAMA
Winieta tygodnika „Po prostu”.

„Po prostu” pisze reportaże interwencyjne o życiu młodzieży i wielkich zakładach pracy, poruszając m.in. problem tzw. chuliganów (słynny reportaż uczestniczący Stanisława Manturzewskiego [W zaklętym kręgu drętwej mowy]). Na łamach tygodnika swoje teksty zamieszcza m.in. Leszek Kołakowski, Paweł Jasienica, Zygmunt Bauman, Leopold Tyrmand czy Marek Hłasko, którego teksty wpływają na odwilż w kulturze. Dziennikarze młodzieżowego tygodnika (który szybko odciął się od ZMP-owskich zależności) zabierają też głos w wielkiej debacie nt. wizji ustroju socjalistycznego i demokracji. Droga od krytyki pojedynczych błędów do wielkiej dyskusji o socjalizmie była długa (rozpoczęto ją tak naprawdę na przełomie 1954/1955 r.), jednak wpływ pisma na odwilż postalinowską był ogromny, o czym świadczy jego ogromna wówczas opiniotwórczość.

Dwudziestokilkuletni Jerzy Urban jest w „Po prostu” kierownikiem działu krajowego i znajduje się w środku tego wielkie fermentu. Co więcej – kreuje go, zarówno jako redaktor, jak i autor. W opublikowanym w 1956 r. tekście Wyznania nawróconego cynika pisze:

Pamiętam, było to w okresie pionierskiego zaciągu do przemysłu i górnictwa. Pod Warszawą znajdował się ośrodek, w którym mieszkały dziewczęta z zaciągu pracującego w tamtejszej fabryce. Działy się tam rzeczy straszne – brud, głód, nędza, choroby, prostytucja, brak opieki, zbiorowe ataki histerii, próby samobójstwa. Napisać mi o tym nie pozwolono w imię „celów wyższych”. (Zniechęci się młodzież do zaciągu). […] Później objeżdżałem zielonogórskie PGR-y. Młodzież żyła nie jak ludzie, lecz jak bydło. Gdzieś tam w barłogu umierała z choroby i głodu dziewczyna, którą wyrzucono z pracy za to, że miała gruźlicę. Napisać mi o tym nie dano. Znów w imię „wyższych celów”.
REKLAMA

Urban krytykował młodzież za jej apatię i nieideowość, tak jak większość publicystów odwilży wroga widział jednak w stalinowskiej organizacji, która nie potrafiła poruszyć młodzieży, czyli w ZMP. Młode pokolenie w swojej masie nie jest ani „wdechowe” ani bohaterskie. Jest zetempowskie i nijakie – pisał.

Ci młodzi ludzie w październiku 1956 r. stali się motorem przemian, które doprowadziły do władzy Władysława Gomułkę i głęboko przekształciły system komunistyczny w Polsce, przypieczętowując jego głęboką destalinizację. „Po prostu” jest liderem tych przemian, a jego dziennikarze obok swojego rzemiosła stają się też liderami opinii w środowiskach studenckich i młodej inteligencji oraz przywódcami rodzącego się ruchu społecznego, objawiającego się w tworzeniu klubów dyskusyjnych w całej Polsce. Redakcja w większości popiera wówczas postulaty wejścia w tzw. drugą fazę Października – jeszcze większą demokratyzację, odcięcie się od „starego”, powiększenie wpływów samorządów i rad robotniczych czy wreszcie większą pluralizację polityczną. W styczniu 1957 r. Urban razem z Mieczysławem Górskim pisze artykuł pt. Wyjąć konserwę z puszki, w którym analizuje sytuację polityczną, zwłaszcza postawę przeciwników zmian:

Obecnie konserwa reprezentuje już wspólny pogląd, iż następuje proces oddawania władzy przez partię, że idziemy ku anarchii, zaprzepaszczamy socjalizm itd. Wnioski te zaś wynikają z nieprzewartościowania pojęć, z kultywowania starych, skompromitowanych poglądów na treść pojęcia socjalizmu, na rolę i funkcję partii, na system sprawowania władzy itd. Najgłośniejsze jest tu hasło, iż reakcja sięga po władzę, a to wespół z prasą, literatami i inteligentami w ogóle. […]

I dalej:

Cóż to praktycznie znaczy konserwa partyjna? Jest cała skala postaw związana z działaniem na rzecz restauracji elementów stalinizmu i zależności kraju. Zjawisko to nie jest jednorodne. W skład konserwy wchodzą ludzie pragnący świadomie odwrócić bieg dziejów i wymazać z historii październik wraz z tym wszystkim, co go poprzedzało. Niby to wcielać w życie „linię VIII Plenum”, ale przy pomocy arsenału pojęć i metod stalinowskich.

Konserwę stanowią też jednak ludzie, którzy w ogóle pozbawieni są zdolności szerszego pojmowania zjawisk politycznych i idą na lep haseł przystosowanych przez tych pierwszych do poziomu ich mentalności. Haseł personalnej odpowiedzialności politycznej rzeczników postępu partii za starą działalność stalinowskiego systemu lub też stare hasła dla lumpów: bić Żyda bo on jest winien. Ta ostatnia grupa najliczniejsza, głośna, i najlepiej dostrzegalna, przy pomocy przysłowiowych rozróbek tworzy sytuację torującą drogę „świadomej konserwie” - i to zarówno drogę do różnych funkcji jak i drogę do oddziaływania na ludzi.

REKLAMA
(Władysław Gomułka przemawiający na wiecu w Warszawie, 24 października 1956 r.) Władysław Gomułka przemawiający na Placu Defilad w Warszawie, 24 października 1956 r.

Niestety, Władysław Gomułka, którego Urban i jemu podobni podziwiają w Październiku, już po kilku miesiącach stawia na „konserwę”. Pierwszym krokiem, który był wymierzony w oskarżane o anarchię „Po prostu”, było założenie tygodnika „Polityka”, mającego status organu Komitetu Centralnego i zwalczającego linię „młodych gniewnych”. Urban polemizuje z czasopismem redagowanym przez Stefana Żółkiewskiego. W połowie 1957 r. przychodzi cios ostateczny – Biuro Prasy KC nie godzi się na wznowienie działalności „Po prostu” po wakacjach i zamyka pismo. W Warszawie wybuchają zamieszki w obronie tygodnika, w których masowy udział biorą studenci. Zespół „Po prostu” (a wkrótce kilku innych pism, m.in. „Sztandaru Młodych”) zostaje rozgoniony.

Urban dostaje swój pierwszy zakaz pracy w zawodzie dziennikarskim, pilnie strzeżony przez Biuro Prasy KC, powołane do zlikwidowania „tendencji październikowych” w mediach i kierowane przez bliskiego współpracownika Gomułki Artura Starewicza. Były „poprościak” łapie dorywcze „fuchy”, pracuje w reklamie radiowej, pisuje teksty podpisywane innymi nazwiskami. Z niebytu wyciąga go w 1961 r. Mieczysław Rakowski, redaktor naczelny „Polityki” i jedna z ważniejszych osób ówczesnego świata dziennikarskiego, proponując Urbanowi posadę w swoim tygodniku. Były październikowy rewolucjonista przyjmuje tę pracę, przechodząc do pisma, z którym jeszcze parę lat wcześniej walczył.

Sama „Polityka” jest już też jednak inna niż w 1957 r. Rakowski, który zastąpił Żółkiewskiego, zaczyna robić z partyjnego tygodnika gazetę nowoczesną, z pewną modernizacyjną ambicją, skierowaną do inteligencji (również technicznej), oraz do tych sił wewnątrz partii, które można było uznać za technokratyczne. W „bandzie Rakowskiego” znajdą się w latach 60. jedni z najlepszych dziennikarzy tamtego okresu, m.in. Michał Radgowski, Dariusz Fikus, Andrzej Krzysztof Wróblewski, Daniel Passent, Ryszard Kapusciński czy Hanna Krall. A także Jerzy Urban, kierownik działu krajowego, wzięty reporter i felietonista, który całkowicie utożsamia się z linią pisma, będącego jednocześnie systemowym i krytycznym.

REKLAMA

Chociaż jest już bardziej umiarkowany niż w rewolucyjnych latach 50., swoim zmysłem obserwacji i złośliwością kąsa różne absurdy rzeczywistości lat 60. W 1963 r. zostaje za to ukarany, gdy publikuje tekst pt. Jego totalność dr Marcinkowski, w którym wyśmiewa krakowskiego lekarza i członka Miejskiej Rady Narodowej Włodzimierza Marcinkowskiego, zaangażowanego w działalność antyalkoholową, którą chciał prowadzić z wykorzystaniem radykalnych metod, m.in. organizowania obozów pracy dla pijaków czy sterylizacji. Urban pisał:

Wie wszakże, że nie z człowiekiem ma tu do czynienia, tylko z substancją pijackości emanujacą z publicystów zorganizowanych, jak powiada, w „zmowę pięknoduchów”. Substancja ta wyzwala „zgniły humanitaryzm” oraz „filantropię”, przez co nie wiedzieć, dlaczego doktor rozumie mięczakowatość, zgubną tolerancję i brak zrozumienia dla idei zapewnienia narodowi krzepy, trzeźwości, zdrowia moralnego i dobrobytu, do czego droga wiedzie poprzez: abstynencję, więzienia, kastrację, a tu i ówdzie stryczek. Pijak bowiem, przestępca i zgniły intelektualista – to jedno. Hydrę zetrze się z powierzchni ziemi represją. A za pieniądze wydawane na wódkę naród automatycznie kupi sobie dobrobyt.

Sprawę wykorzystał dawny kolega Urbana Walery Namiotkiewicz, który doniósł Gomułce na krnąbrnego dziennikarza, nazywając formę jego artykułu „gangsterską”, samego zaś Marcinkowskiego, dodatkowo zadeklarowanego antyklerykała, za pokrzywdzonego tym atakiem. Sprawa prawdopodobnie miała szerszy wymiar i była atakiem na Mieczysława Rakowskiego jako patrona publicysty. O ile naczelny „Polityki” wybronił się przed tym ciosem, o tyle Urban dostał kolejny zakaz pracy.

Znowu łapie jakieś pozadziennikarskie „fuchy”, pisuje też pod pseudonimami w „Polityce” („Wanda Borkowicz”) i Kulisach („Kibic”). Po pewnym czasie, dzięki różnym zabiegom w Komitecie Centralnym, Zenon Kliszko będący prawą ręką Gomułki pozwala mu podjąć pracę pod warunkiem nieujawniania się. Zaczyna więc pisać w „Życiu Gospodarczym”, gdzie używa pseudonimu, trwale już z nim związanego – Jan Rem.

REKLAMA
Opozycyjna ulotka na temat Jerzego Urbana (aut. Stiopa; Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

Legalnie do „Polityki” wraca w końcu 1968 r. Tam też pracuje do 1980 r., publikując wciąż w „Kulisach” i „Szpilkach”. Kieruje działem krajowym, współpracując z wieloma zdolnymi dziennikarzami. Nawet niechętni mu później koledzy (np. Michał Radgowski, wieloletni zastępca Rakowskiego) przyznają, że robił to doskonale. Jest uczestnikiem wszystkich doświadczeń zespołu „Polityki” – schyłkowej epoki gomułkowskiej, nadziei związanych z Edwardem Gierkiem, optymizmu początku lat 70. i później coraz większego zawodu „technokratami”. Wreszcie - powolnego rozłamu w samej redakcji w końcu dekady. To właśnie Urban zaproponował zgłoszenie do dorocznej nagrody „Drożdży” Janusza Rolickiego zajmującego kierowniczą funkcję w Telewizji, co doprowadziło do wycofania się z funkcji wspomnianego Radgowskiego.

Jerzy Urban, mimo krytycyzmu do rządów Gierka, nie związał się z opozycją demokratyczną, która narodziła się w drugiej połowie lat 70. Po początkowym zainteresowaniu „Solidarnością” zaczyna ją coraz bardziej krytykować, przez co traci kontakt ze swoimi redakcyjnymi kolegami i na przełomie 1980 i 1981 r. rozstaje się z „Polityką”. Szuka innej pracy, w końcu zostaje przy Rakowskim, a wraz z nim trafia do rządu Wojciecha Jaruzelskiego, jako jego rzecznik.

Dalszy życiorys Urbana jest znany dużo lepiej, do tego punktu jest jednak zaskakujący. Jak stało się, że Urban „krytyczny” stał się Urbanem „proreżimowym”? Trudno na to dziś jednoznacznie odpowiedzieć, sam zaś bohater tego tekstu obok dużej inteligencji i przenikliwości posiada też skłonność do ogromnej autokreacji. We wrześniu 1971 r. na naradzie w KC ówczesny szef Biura Prasy Wiesław Bek mówił (atakując „Szpilki”):

Jednocześnie redakcja uważa za stosowne rozpowszechniać wszystko, co tylko napisze w swoich felietonach J. Urban, nawet tak rażąco społecznie szkodliwe i cyniczne elaboraty jak np. „Bandyto mój słodki, kochany” […] W ostatnim felietonie, niedopuszczonym słusznie do druku przez Urząd Kontroli, J. Urban dokonuje przewrotnych i cynicznych odkryć politycznych, dzieląc „trupy polityczne na żywe i martwe”, a także oznajmiając wszem i wobec z zadowoleniem, iż „naprawdę można żyć, póki się nie zdechnie, jeśli starczy rozsądku, by życiorys komponować z bardziej urozmaiconych wartości niż władza i doktryna”. Trudno o bardziej wymowną propagandę bezideowości, maskowaną nieudolnie zaadresowaniem tych „złotych myśli” rzekomo do rozczarowanych byłych polityków i działaczy.

10 lat później autor tych „cynicznych” i „bezideowych” tekstów stał się jedną z bardziej znienawidzonych twarzy propagandy schyłkowego PRL. Życiorys nieoczywisty, choć przez to ciekawy – jak i historia Polski Ludowej.

Bibliografia:

  • Ćwikliński Przemysław, Gadzinowski Piotr, Jajakobyły. Spowiedź życia Jerzego Urbana, Polska Oficyna Wydawnicza „BGW”, Warszawa 1992;
  • Zadania prasy, radia i telewizji w kampanii przedzjazdowej, Archiwum Akt Nowych, KC PZPR, Biuro Prasy, 237/XIX-160, k. 18-46;
  • Rafalska Dominika, Między marzeniami a rzeczywistością. Tygodnik „Po prostu” wobec głównych problemów społecznych i politycznych Polski w latach 1955-1957, Neriton, Warszawa 2008;
  • Urban Jerzy, Jerzy Urban o swoim życiu rozmawia z Martą Stremecką, Czerwone i Czarne, Warszawa 2013;
  • Władyka Wiesław, Na czołówce. Prasa w Październiku 1956 roku, PWN, Warszawa-Łódź 1989;
  • Władyka Wiesław, „Polityka” i jej ludzie, „Polityka”, Warszawa 2007.

Dziękuję Michałowi Przeperskiemu za udostępnienie materiałów dot. artykułu Jego totalność dr Marcinkowski.

Zobacz też:

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone