Total War: Arena – pierwsze wrażenia z rozgrywki!

opublikowano: 2018-04-29 12:21
wolna licencja
poleć artykuł:
Total War: Arena to próba pożenienia klasyki gier strategicznych z popularnymi w ostatnim czasie wieloosobowymi grami typu MOBA. Szalony pomysł? Tymczasem ktoś to zrobił. Zobaczcie, co z tego wyszło!
REKLAMA

Czym jest Total War: Arena?

Na początku tytułem wyjaśnienia: trudno nazwać recenzją tekst o grze, która wciąż jest na etapie publicznych beta testów. Ponieważ gra wydaje się ciekawa, już teraz zdecydowaliśmy się podzielić z Wami naszymi pierwszymi wrażeniami z rozgrywki.

Seria Total War gościła na naszych łamach już parokrotnie, a i miłośnicy gier strategicznych na pewno znają ją skądinąd. Wystarczy więc tytułem krótkiej prezentacji wspomnieć, że mówimy o jednym z Matuzalemów na rynku. Od 18 lat firma Creative Assembly wydaje kolejne edycje swego sztandarowego produktu. Sztandarowego, bo nie jedynego. Parokrotnie CA robiło już pewne eksperymenty, wypuszczając gry odmienne od schematu głównego nurtu Totalnych Wojen. W 2013 zapowiedziano kolejny tytuł „spin-offowy”: Total War: Arena. Przez pięć lat niewiele się o nim mówiło, a jeśli już, to raczej w minorowej tonacji, wieszcząc kolejnego gniota. W końcu gra ujrzała światło dzienne w wersji beta. I jak teraz wygląda?

W dużym skrócie to World of Tanks. I jakkolwiek brzmi to kuriozalnie, jest to prawda. Deweloperzy zaproponowali nam grę MOBA (Multiplayer Online Battle Arena), a więc gatunek skrajnie od strategii odległy, do którego sztandarowych przedstawicieli należą League of Legends czy Dota. Gatunek pokrewny z innymi popularnymi grami multiplayer takimi jak World of Tanks czy World of Warships właśnie. Są to więc gry nastawione na szybką i raczej intensywną akcję. Piszę „raczej”, bo sam grywam w World of Warships i zapewniam, że z tą intensywnością to różnie bywa… Biorąc pod uwagę, że ostateczna wersja gry powstała we współpracy ze sławną (lub osławioną, jak kto woli) stajnią Wargaming, czyli twórcami wspomnianych „czołgowych gier”, podobieństwa przestają dziwić.

Total War: Arena – pierwsze wrażenia z gry

Jak więc wygląda mariaż MOBA i Total War? Po włączeniu gry trafiamy do tzw. „limbo”. Tam wybieramy spośród czterech frakcji (Kartagina, Grecja, Rzym, Barbarzyńcy) pasującego nam dowódcę oraz trzy kilkudzięcioosobowe jednostki. Następnie klikamy klawisz startu, który przenosi nas do właściwej poczekalni. Rychło naszym oczom ukazuje się mapa, na której będziemy walczyć wraz z dziewięcioma sojusznikami. Wybieramy lokację, na której znajdą się nasze jednostki w momencie rozpoczęcia bitwy. Zegar kończy odliczanie i… trafiamy na dobrze nam znaną mapę z Total Warów. Może zdolności jest trochę mniej, może formacje inaczej działają, niż w klasycznych odsłonach, ale to jest właśnie to, co z nich znamy. Z tą różnicą, że dowodzimy nie całą armią, a jej 10%.

REKLAMA

Uczciwie powiem, że na początku podszedłem do całej koncepcji mocno sceptycznie. Zainstalowałem gierkę, bez przekonania wybrałem domyślnego generała i jednostki, a następnie kliknąłem co konieczne. I po kwadransie znowu. I potem jeszcze raz. I jeszcze jedną bitwę, i jeszcze jedną… Gra niesamowicie wciąga. Rzecz oczywista, wymusza kooperację między graczami, zaś doświadczenie takich gier uczy, że miast na losowych współgraczy z internetu, lepiej liczyć na litość Urzędu Skarbowego. Ale jeśli znajdziemy chętnych do gry wśród naszych znajomych, zamienimy się w istną machinę wojenną.

Jest miodnie. Rozgrywka jest dobrze zbalansowana pomiędzy aspektem taktycznym a arcade’owym, jest miejsce na próby eksperymentowania z taktyką, ale także na brutalne oparcie się na masach wojska. Po każdej bitwie dostajemy trochę waluty i punktów doświadczenia, które przeznaczamy na ulepszanie naszych wojsk i dowódcy, co robimy w systemie będącym kalką innych gier Wargamingu, jednak umiejscowienie w realiach starożytnych dodaje bardziej sympatycznego sznytu.

Jeśli chodzi o kwestie merytoryczne, takie jak wygląd jednostek i ich wierność realiom historycznym, to na razie trudno powiedzieć coś konkretnego. To w końcu beta, a nie ostateczna wersja gry. W tej chwili mamy do czynienia z całkiem wiernym odwzorowaniem jednostek historycznych, choć w oczy kłuje całkowite ich ujednolicenie. Wcale nie jest jednak powiedziane, że tak pozostanie. Uwagę zwraca też sporo więcej tekstu, niż w innych MOBA. Każda jednostka i dowódca mają swoje obszerne opisy historyczne, zaś gdy wczytuje się mapa bitwy, w zależności od jej rodzaju dostajemy też mały opis tego, jak wyglądała bitwa pod Termopilami, czym był Wał Hadriana albo kim były Sabinki. Całkiem dobrze dobrane są też kwestie mówione żołnierzy i dowódców. Kynane przedstawiająca się jako „Krew Aleksandra!” lub Arminiusz odgrażający się „Nie jestem już niewolnikiem Rzymu!” całkiem zgrabnie podnoszą poziom immersji.

Od bety do finalnego produktu droga jest daleka, nie przesądzam więc, czy gra będzie na pewno dobra. Ale myślę, że warto mieć ją na uwadze i spróbować w nią zagrać. W końcu, jak przy innych grach free-to-pay, próbna rozgrywka nic nas nie kosztuje.

POLECAMY

Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!

Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!

Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone