„Wesele” Wyspiańskiego, czyli koniec pewnej przyjaźni

opublikowano: 2017-09-15 10:10
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
„Wesele” Stanisława Wyspiańskiego jest do dziś jednym z najważniejszych utworów w dziejach kultury narodowej. Pozostaje jednocześnie świadectwem charakteru autora, który potrafił być bezlitosny dla swych najbliższych.
REKLAMA

„Wesele” Wyspiańskiego to najbardziej znanego dzieło tego wyjątkowego twórcy. Jak jednak układało się życie tego młodopolskiego artysty?

„Czas”, wydanie niedzielne:

Przed przepełnioną widownią odegrano wczoraj dramat pod tyt.: Wesele. Niepospolity malarz i poeta, Wyspiański, przedstawił utwór, jeden z najoryginalniejszych w literaturze polskiej ostatnich dziesiątków lat. Obszerniejsze sprawozdanie odkładamy do najbliższego felietonu. Wystawa i gra artystów zasługuje na pełne uznanie. Autorowi wręczono wieńce, a publiczność – rzecz rzadka – po trzecim akcie pozostała dłuższą chwilę na sali, aby zgotować autorowi gorącą owacyę.

Niedziela jest dniem uregulowanym przez tradycje i zwyczaje. Wieczorem przyjmują w domach Estreicherowie, Ulanowscy i Żeleńscy. W niedzielę 17 marca nic nie przebiega tak jak zazwyczaj. Dzień jest pogodny i nikt nie czeka wieczora. Od rana wszyscy odwiedzają się wszędzie.

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, miejsce premiery Wesela (fot. Jakub Hałun; Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International )

Wyspiański odwiedza Kotarbińskich, po południu gości u Pareńskich. Towarzystwo zebrane na Wielopolu winszuje mu sukcesu. Karol Frycz powie po latach: „Siedzieliśmy przy sobie. Czułem dla Wyspiańskiego wielki, głęboki respekt”.

W domu Rydlów powodów do goryczy jest wiele. Aleksandra Czechówna wylicza winnych:

Lecz Pareńska urządziła biedną Rydlową jeszcze lepiej. Ponieważ odgrywa ona między poetami rolę nowoczesnej Aspazyi, nie wiem doprawdy czem usprawiedliwioną, […] otóż i Wyspiański czytał jej tę sztukę. Kiedy miano ją przedstawiać, Rydlowa pytała jej się o zdanie, czy ją tam coś nie dotknie i czy może na nią bezpiecznie iść. Ponieważ Pareńska zapewniła ją, że tam nic dla nich ubliżającego nie ma, a przytem ponieważ rachowała na przyjaźń Wyspiańskiego, wybrała się, mówiąc między nami, najniepotrzebniej na premierę, i tym sposobem sprawiwszy ze siebie i z Hani drugie dla publiczności widowisko, sama o mało że tego przedstawienia chorobą nie przypłaciła, spędziwszy kilka nocy zupełnie bezsennych, i dostawszy nerwowego płaczu, od którego w żaden sposób powstrzymać się nie mogła.

Maria Estreicherówna zapamiętała Lucjana Rydla na sobotniej prapremierze. Był blady, ale nie szczędził uznania. Głośno wołał: „Wspaniałe, wspaniałe!”. W niedzielę, po wizycie w domu, Lucjan Rydel nie kryje wzburzenia. Ktoś spotkał go na Plantach, Wyspiańskiemu chce „pyski obić” za żonę i Haneczkę.

Tadeusz Boy-Żeleński: „Każdy w Krakowie wiedział, kto jest Gospodarz, kto Poeta-żurawiec, kto Dziennikarz, kto Pan Młody, i w czyim stylu jest pijaństwo «Nosa»”. Aleksandra Czechówna wie, w czyim stylu. W pamiętniku pisze krótko: „pijak Przybyszewski”.

REKLAMA
Tadeusz Boy-Żeleński

Elita towarzyska Krakowa ogląda dramat Wyspiańskiego dopiero na trzecim przedstawieniu. „Głos Narodu” relacjonuje: „Trzykrotnie musiano podnosić kurtynę Siemiradzkiego, autora jednak nie było już w teatrze. Zapadała już żelazna kurtyna. Mimo tego znaczna część publiczności została jeszcze w miejscach i owacja trwała w dalszym ciągu, tak iż musiano znowu podnieść kurtynę, aby artyści imieniem własnem i poety mogli podziękować za oklaski”.

Tego dnia przypadają imieniny Józefa Kotarbińskiego. Aktorzy wręczają dyrektorowi złoty zegarek.

Ignacy Maciejowski do Maryli Wolskiej: „Wszystkie dzienniki piszą i każdy inaczej – a wszystkie chwalą. Dobry ton stańczykowski oświadcza, że nic nie rozumie, a «Czas» w numerach 65, 66, 67 i 68 (w czterech numerach wieczorowego wydania) w felietonach bardzo dokładnie wyjaśnia całą sztukę”.

Pierwsze recenzje drukują dzienniki opozycyjne.

„Głos Narodu”: „Dzieło Wyspiańskiego jest nie tylko literackiem, ale politycznem, polskiem wydarzeniem dnia. Dawno już scena polska nie była tak polską, jak w sobotni wieczór, dawno już żaden poeta nie umiał tak «strzelać brzmiącemi słowy do serca współbraci», jak Wyspiański w [Weselu]”. Dalej: „Że sztuki słuchano nie z taką powagą i z takim pietyzmem, jaki się jej należy, winna przede wszystkiem pogłoska, która mówiła, że sztuka jest odbiciem życia znanych w mieście osób, że jest satyrą, krytyką, ironją…”. Rozwija tę myśl Kazimierz Bartoszewicz, ukryty pod pseudonimem Fotel nr 24, w obszernej recenzji prapremiery zamieszczonej w tym samym numerze. Przejaskrawienie postaci Pana Młodego jest koniecznym zabiegiem dla uwypuklenia idei dramatu – pisze. „Ale ta postać jest zarazem wielką krzywdą i wielką niesprawiedliwością dla człowieka, na którego zbyt wyraźnie wskazuje i niejako oskarża, a którego słusznie może dotknąć w jego najświętszych uczuciach narodowych i osobistych. Jesteśmy pewni, że p. Wyspiański porwany swojem szlachetnem natchnieniem, nie myślał o tem, nie wiedział, że rzeczy tak wyjdą, jak wyszły, wiemy także zresztą, że łączy go z poetą Zaczarowanego koła związek serdecznej przyjaźni od lat dziecinnych”.

Co się wydarzyło? – pyta „Naprzód”. – „Ach! To tylko p. Rydel ślub brał w Bronowicach, ten ślub, który tak cieszył wszystkie kumoszki krakowskie, a tak się nie podobał hr. Tarnowskiemu”. Po pierwszej recenzji uznającej Wesele za ważny dokument epoki „Naprzód” idzie dalej: Wyspiański w swoim dramacie obnaża nieudolność klas wyższych, karmiących się frazesami. „Czy go zrozumieli mali poeci, filozofowie i dziennikarze, ci blagierzy, chłopomani, frazesowicze, obłudni moraliści, bijący brawo?”.

REKLAMA
Plakat do prapremiery Wesela (1901) (domena publiczna)

Władysław Prokesch, recenzent „Nowej Reformy”, ma dla Wyspiańskiego ten sam zwrot, którym zwykł opisywać jego obrazy: wybitny indywidualista. Recenzja jest pochlebna. Nad dramatem, w którym pobrzmiewają echa przeszłości, unosi się „idea zbratania się stanów, wiodąca ku ostatecznemu wielkiemu celowi wskrzeszenia świetlanej przeszłości”. Utwór Wyspiańskiego nie tłumaczy się jasno, zauważa Władysław Prokesch. Może dlatego końcową scenę, chocholi taniec interpretuje tymi słowy: „Rozlegają się dźwięki wesołego oberka i w jednej chwili pełen grozy nastrojowy obraz poprzedni zmienia się w wesołą, barwną sceneryę weselną. Ponura wizya poety rozpryskuje się jak bańka mydlana, i jakby na ironię zmienia się w rzeczywisty, realny obraz życia”. Ten niefortunny zwrot, świadczący o trudnościach w interpretacji utworu, będzie wytykany Prokeschowi przez dziesięciolecia.

We wtorek 19 marca „Czas” rozpoczyna druk obszernej recenzji dramatu napisanej przez Rudolfa Starzewskiego. Pierwsza część wychodzi w tym samym dniu, co artykuł Władysława Prokescha, a jednak w otoczeniu mówi się o milczeniu i zwłoce dziennika konserwatystów. „Naprzód” napisze o „areopagu augurów” cenzurujących recenzję od niedzieli do wtorku. Recenzja Rudolfa Starzewskiego publikowana przez tydzień w pięciu wydaniach dziennika, pokłosie rozmów z Wyspiańskim, pozostanie na długie lata kluczem do interpretacji Wesela .

Już nawet nie jest to skandal towarzyski, ale rzecz narodowa. W sporze o wartość ideologiczną dramatu konserwatywny „Czas” dotąd trzymał się na uboczu. Po publikacjach pism opozycyjnych włącza się do dyskusji.

„Naprzód”, 21 marca, czwartek:

Spisek stańczyków przeciwko sztuce

[…] Koterya stańczykowska posunęła się jednak dalej. Usiłuje ująć w swe kleszcze p. Wyspiańskiego, zrujnować go bojkotem i za wszelką cenę pozbyć się go z Krakowa. Zwróciła się więc do dyrektora teatru z kategorycznem żądaniem, aby Wesele usunął z repertuaru. Na przedstawienie p. Kotarbińskiego (pozostającego niestety w zależności od tej kliki), że Wesele jest sztuką kasową i przez usunięcie jej z repertuaru poniesie ciężką stratę materyalną, ofiarowano mu podobno pewne odszkodowanie. P. Kotarbiński musiał ustąpić i Wesele nie ukaże się już na scenie krakowskiej. Nie dość na tem. Po mieście rozpuszczają pogłoski, że p. Wyspiański jest nerwowo chorym. Nasyłają mu jakieś baby, które radzą mu, «ze względu na stan zdrowia», zaprzestać pisania i wyjechać za granicę, do Włoch, a nawet – wedle pogłosek – ofiarowywują mu na ten cel pieniądze. Nie mamy żadnego pełnomocnictwa do obrony p. Wyspiańskiego, jako człowieka prywatnego; nie prosił nas o to i nie myślimy mu się z obroną narzucać. Być bardzo nawet może, że p. Wyspiański dla świętego spokoju usłucha rad spiskowców stańczykowskich”.
REKLAMA

„Czas”, 21 marca, wydanie popołudniowe:

Wesele Wyspiańskiego

Tutejszy organ socyalistyczny doniósł wczoraj, w artykule zatytułowanym efektownie: Spisek stańczyków przeciwko sztuce, a przepełnionym najniedorzeczniejszemi plotkami, jakoby «koterya stańczykowska zażądała od dyrektora teatru, aby Wesele usunął z repertuaru». P. Kotarbiński – pisze dalej «Naprzód» – musiał ustąpić, i Wesele nie ukaże się już na scenie krakowskiej. Nie wspominalibyśmy wcale o tych równie zuchwałych, jak śmiesznych kłamstwach, gdyby plotki «Naprzodu» nie przedostały się do dzienników lwowskich. Skoro jednak «Dziennik Polski» uczuł potrzebę powtórzenia doniesień organu p. Daszyńskiego, w formie kategorycznej, zwróciliśmy się do p. Kotarbińskiego z zapytaniem, co mogło dać powód do podobnych wymysłów. P. Kotarbiński oświadczył nam stanowczo, że z żadnej strony, w żadnej formie, pośrednio ani bezpośrednio, nie wydano od niego cofnięcia Wesela z repertuaru; a najlepszem zaprzeczeniem pogłoski jest fakt, że niepospolity dramat p. Wyspiańskiego będzie grany w piątek i w przyszłym tygodniu”.

Tekst jest fragmentem książki Moniki Śliwińskiej „Wyspiański. Dopóki starczy życia”:

Monika Śliwińska
„Wyspiański. Dopóki starczy życia”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
516
Format:
165 x 235
ISBN:
978-83-244-0487-2
EAN:
9788324404872

Piątek 22 marca, czwarte przedstawienie Wesela.

Jeśli wierzyć prasie, teatr liczący ponad 900 miejsc był wypełniony po brzegi. Jeśli wierzyć raportom kasowym, sprzedano 382 bilety. Tego wieczoru Wyspiański otrzymuje dwa olbrzymie wieńce. Pierwszy jest złożony z biletów wizytowych, drugi jest ozdobiony cyfrą 44. Z widowni sypią się kwiaty.

Socjalistyczny „Naprzód” i tym razem nie ma wątpliwości: publiczność przybyła tłumnie do teatru, aby zaprotestować przeciwko „zakulisowym rządom inkwizycyi stańczykowskiej”.

Stanisław Wyspiański Autoportret (1902)

O narastającym rozdźwięku w relacjach Wyspiańskiego z Lucjanem Rydlem pisze Stanisław Estreicher. „W miarę jak dojrzewali, zarysowywały się między nimi różnice coraz to głębsze. Wyspiański zaczął to sobie uświadamiać coraz wyraźniej, a zwłaszcza od r. 1900, w którym Rydel zaczął z zapałem pisać popularne Betleem na wzór szopki krakowskiej, a Wyspiański nadaremnie go namawiał do zaniechania tej «propagandy»”.

REKLAMA

Marceli Nałęcz-Dobrowolski: „Zachowanie się Wyspiańskiego wobec dawniejszego przyjaciela, zresztą bez jakiejkolwiek widocznej przyczyny, pogarszające się z dnia na dzień, nie przerodziło się w zupełną obojętność, dzięki jedynie wyrozumiałości, niezrażonemu optymizmowi i prostej linji charakteru Rydla. Brutalność Wyspiańskiego do Rydla i jego rodziny była dla ostatniego tem boleśniejsza, że wiedział on, jak jego matka opiekowała się Wyspiańskim w chwilach dla niego ciężkich, jak moralną i materjalną ostoją był dom jej dla poety, zwłaszcza wówczas, gdy wrócił z Paryża bez środków do życia, podcięty nieufnem przyjęciem ziomków”.

Nieznana jest dzisiaj treść listu Lucjana Rydla wysłanego w marcu 1901 roku do Wyspiańskiego. O korespondencji dotyczącej Wesela wspominają krótko znajomi obu artystów.

Wawel, widok współczesny (fot. J. Skalska).

Henryk Opieński pisze w kwietniu w liście do narzeczonej: „Lutek rzeczywiście się obraził, jak pisał w liście, głównie o to, że jego żona nigdy «psia jucha» nie mówi i że Haneczka nigdy by nie powiedziała, że miałaby ochotę pocałować drużbę-chłopa”. O tym, jak drażliwa dla rodziny Rydlów była scena 7 aktu III, może świadczyć fakt, że na siódmym przedstawieniu, 15 kwietnia, dialog Pana Młodego i Haneczki został opuszczony. Zaprotestował przeciw temu Wyspiański w liście do sekretarza teatru Hipolita Wójcickiego: „Również żądam przywrócenia w akcie trzecim sceny pana Zawierskiego z panią Czechowską, która nie wiem jakiem prawem jest usunięta, – kto to zarządził i dla czyjej wygody?”.

Konflikt między przyjaciółmi próbuje złagodzić Wanda Siemaszkowa, aktorka ze sztuk Wyspiańskiego i Lucjana Rydla. Na prośbę Wyspiańskiego pisze do Lucjana Rydla:

Ja «Młynarka» dziecię Twoje – Twoja przynależność, którą jednak na krakow[skiej] scenie ociupeńkę zawdzięczasz niżej podpisanej, jest znaną i uznaną wariatką. Przeto nie bierz mi Pan za złe, że wtrącam swoje «trzy gorsze», wkładam palec, narażając się na pewne przycięcie […]. Ale boli mnie to i przykrym mi jest nad wyraz, że Pan, Panie Lucjanie, pono ma jakieś do Naszego Wieszcza żale. O ile plotki mnie doszły, idzie Panu o Pańską Ukochaną Żonę. Niesłusznie jest Panu cokolwiek przykro. Wyspiański na próbach oświadczył, że nikt nie jest w sztuce; że to są pierwiastki ludzi widzianych, ale to nie są ludzie. I tak jest, Panie Lucjanie. Na dowód, że na myśl nikomu nie przyszło porównać Jagę z Wesela z Żoną Pana, przytaczam zdania kolegów i znajomych, którzy znając Żonę Pana tylko ze słyszenia mówili: «co opowiadali, że Wysp. wziął na scenę ludzi z wesela Rydla – np. Rydlowa nic niepodobna – bo w naturze podobno słodka, spokojna i bardzo taktowna». Ale Panie Drogi, wszyscy rozumieją i Pan chyba to przyzna, że między żywiołowymi kobietami ludu naszego, takie jak Żona Pana należą do wyjątków, a wyjątkami na scenie się typu nie przedstawia. Wysp. prosił, aby nikt nie był nawet zbliżony zewnętrznie, ani charakteryzacją, ani sposobem mówienia domniemanych osób, aby tym sposobem uniknąć porównań.
REKLAMA

Według Wandy Siemaszkowej Lucjan Rydel odpowiedział jej obszernym listem, w którym „życzy Wyspiańskiemu «największych triumfów Wieszcza, a gdy umrze, najwspanialszego pogrzebu z rozkołysanym dzwonem Zygmunta, ale o zgodzie słyszeć nie chce»”.

Lucjan Rydel (rys. St. Wyspiański)

Rozgoryczenie osobiste na tle wizerunku własnego i żony Lucjan Rydel oddziela od wartości literackiej i ideowej Wesela. To zresztą istotny rys jego natury, wolnej od pielęgnowania urazy. Relacje z Wyspiańskim, chłodniejsze, dalekie od dawnej zażyłości, nie zostaną całkowicie zerwane.

W maju 1901 roku Aleksandra Czechówna zanotuje w pamiętniku:

Trudno ażeby ktoś dotknął kogoś boleśniej jak jego Wyspiański. – Byłoby rzeczą zupełnie ludzką i naturalną, aby on, mając żal do swojego dawnego przyjaciela, chciał obniżyć wartość tego utworu. Tymczasem Lucio postępuje inaczej, Wesele stawia bardzo wysoko, może go nawet i przecenia, a kiedy ja podnosiłam moje zarzuty, odpowiedział mi na to – To trudno proszę pani. Kiedy koń się znarowi i ciągnąć nie chce, trzeba go czasem ciąć do krwi. Wyspiański tak nas ciął do krwi i zarzutu z tego robić mu nie można.

Kiedy w maju, na fali ogromnej popularności Wesela, Józef Kotarbiński wystawi Warszawiankę, Lucjan Rydel zrecenzuje przedstawienie tymi słowy: „[Warszawianka] jest jedną z najpiękniejszych, najczystszych pereł naszej literatury dramatycznej. Dał po niej Wyspiański dzieła większe i głębsze jeszcze, ale i ona świeci odrębnym urokiem swoim, który nie zbladł i zawsze sprawia porywające wrażenie. Ten mały dramacik jest jednym wielkim krzykiem serca i szczerem dziełem niepospolitego talentu”.

Listy.

Sobota 23 marca. Do Józefa Kotarbińskiego:

REKLAMA
Wielce Szanowny Panie Dyrektorze!

Jak to dobrze mieć kochającą żonę. Żona moja zgniewała się rachunkiem nadesłanym z teatralnej kancellaryi kasjera i żona moja nie pozwoliła mi nadal przyjmować procentu od przedstawienia Wesela. Jestem więc zmuszony do postawienia następujących żądań. Za każde przedstawienie począwszy od premiery po 100 zł reńskich za wieczór. […] Ponieważ żądania mojéj żony są słuszne, więc z całą przyjemnością uczę się od niej zdrowego rozsądku i naturalnej praktycznej poezji.

z wysokiem poważaniem

dla kochanego Dyrektora

Stanisław Wyspiański”.

Józef Kotarbiński przypomina o standardowej tantiemie dla „pierwszorzędnych autorów dramatycznych”. Takich autorów Wyspiański wokół siebie nie widzi.

23 marca:

Być może że pierwszorzędni autorowie dramatyczni oryginalni polscy pobierają taką właśnie tantiemę 10%. Muszę jednak przypomnieć, że nie ma wcale takich pierwszorzędnych autorów polskich dramatycznych, – których bym ja się ośmielił uznać w ogóle za dramatycznych autorów. To zaś co pp. Tetmajer Kazimierz i L. Rydel pobierali z teatru, nie może mnie nic obchodzić; przecież Zaczarowane koło i Zawisza Czarny są to dzieła nic niewarte, jako dzieła dramatyczne”

Kazimierz Czapelski, dyrektor administracyjny Teatru Miejskiego, i Eustachy Kotarbiński, kasjer, piszą do Wyspiańskiego:

Szanowny Panie,

Dochodzą mnie pogłoski, iż Pan ma jakoweś pretensje do administracji teatru. Przypuszczam, że to plotki, gdyby jednak tak nie było, ponieważ kwestia ta mnie dotyczy, służę wszelkiemi możliwemi informacjami od godz. 6-ej wieczorem w kancelarii teatru. Sądzę, iż informacje te będą wystarczające i rozwieją nawet powątpiewania. Oczekuję w każdym razie zaprzeczającej pogłoskom odpowiedzi Pańskiej, w przeciwnym wypadku musiałbym zrobić użytek z przysługujących mi praw

z szacunkiem

Kazimierz Czapelski

Ponieważ kwestia powyższa i mnie osobiście dotyczy, przeto przyłączając się do całej treści powyższego, upraszam również o wyjaśnienie

Eustachy Kotarbiński”.

Tekst jest fragmentem książki Moniki Śliwińskiej „Wyspiański. Dopóki starczy życia”:

Monika Śliwińska
„Wyspiański. Dopóki starczy życia”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
516
Format:
165 x 235
ISBN:
978-83-244-0487-2
EAN:
9788324404872

Wyspiański pisze do Kazimierza Czapelskiego i Eustachego Kotarbińskiego:

Szanowni Panowie!

Nie rozumiem czego Szan. Panowie chcecie ode mnie. Korzystajcie w całej pełni z przysługujących wam praw – o pogłoskach żadnych nie wiem ani żadnych nie rozpuszczam, a nie mogę być odpowiedzialnym za to, co kto gdzie mówi, za to, co kto pisze. –

W ostatnich czasach przekonałem się że dzienniki piszą wszystko

co się im podoba, a ludzie od początku świata pletli też co się im

podoba.

O cóż panom właściwie chodzi???!!!

Z wysokiem poważaniem

Stanisław Wyspiański.

REKLAMA
Kazimierz Kamiński jako Stańczyk w prapremierze Wesela Stanisława Wyspiańskiego (fot. atelier "Zofia", domena publiczna)

Napięcie nerwowe nie opuszcza Wyspiańskiego w tych dniach. Nie powstrzymuje łez, kiedy Ignacy Maciejowski opowiada mu swoją nowelę. Treścią jest tęsknota za krajem. O Weselu Sewer pisze do Maryli Wolskiej: „Jest to rzecz jak zwykle zmanierowana (manierą samego Wyspiańskiego), urągająca, zdaje się, umyślnie wszelkim prawidłom sztuki dramatycznej […]. A jednak mimo tych wad i tej piły, za co chciałoby się go bić, całość sztuki robi głębokie, wspaniałe, przejmujące wrażenie. Ludzie wysoko wykształceni są głęboko wzruszeni i porwani… Cały Kraków mówi o tej sztuce!...”. Maria Maciejowska dopisuje: „byle tylko miał zdrowie, bo wygląda jak z tamtego świata”.

Wesele wychodzi drukiem na przełomie kwietnia i maja. Rachunek z drukarni Uniwersytetu Jagiellońskiego, wystawiony 29 maja, wymienia 2050 egzemplarzy. Nakład rozchodzi się błyskawicznie. Krakowianie sięgają po wcześniejsze dramaty Wyspiańskiego, które dotąd zalegały na półkach księgarskich. Świadczy o tym dodruk tysiąca egzemplarzy Warszawianki . Jeszcze w tym samym roku prawa do dwóch kolejnych wydań Wesela zakupi lwowski księgarz Alfred Altenberg. Za każde wydanie Wyspiański otrzyma honorarium w wysokości 3500 albo 4000 koron.

Józef Filipowski, kierownik drukarni Uniwersytetu Jagiellońskiego, wspomina: „Transakcja z Altenbergiem momentalnie postawiła go na nogi. Nie należy jednak przypuszczać, aby całą sumę 4000 k. otrzymał Wyspiański do rąk. Altenbergowską gotówkę złożyłem do Kasy Oszczędności przy Towarzystwie Wzajemnych Ubezpieczeń Św. Floriana, skąd Wyspiański mógł ją czerpać w dowolnych ratach”.

Julian Nowak wspomina: „Wielkie powodzenie Wesela sprawiło mu dużą satysfakcję, ale gdyśmy o tym rozmawiali, zauważył z odcieniem dobrodusznej złośliwości; «O, teraz to mnie już nikt na wesele nie zaprosi!»”.

Mimo utrzymującego się obrzęku gardła, wiosną 1901 roku Wyspiański czuje się lepiej. Częściej opuszcza mieszkanie. Odwiedza Pareńskich i Henryka Opieńskiego. Ten ostatni o wizycie Wyspiańskiego pisze w liście do narzeczonej: „W humorze jest zresztą dobrym, planów mnóstwo”.

Powodów do radości jest więcej, choć otoczenie jeszcze o tym nie wie. Teosia spodziewa się dziecka.

Widok od strony Błoń na wiejskie zabudowania dawnej gminy Zwierzyniec ok. 1900 r. W tle dominujący nad zwierzynieckim przedmieściem Kopiec Kościuszki (fot. MHK).

Tekst jest fragmentem książki Moniki Śliwińskiej „Wyspiański. Dopóki starczy życia”:

Monika Śliwińska
„Wyspiański. Dopóki starczy życia”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
516
Format:
165 x 235
ISBN:
978-83-244-0487-2
EAN:
9788324404872
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Monika Śliwińska
Monika Śliwińska (ur. 1978) – dziennikarka i redaktorka, od 2009 roku związana z nowymi mediami. Pracuje w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie. Redaguje stronę o życiu i twórczości Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Autorka książki Muzy Młodej Polski (2014), uhonorowanej Nagrodą Klio przez Porozumienie Wydawców Książki Historycznej. 

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone