Wielkopolska w nowym systemie politycznym

opublikowano: 2023-03-09 12:18
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Po zajęciu Poznania przez Armię Czerwoną na porządku dziennym były kradzieże zegarków, pierścionków i biżuterii. Wiele kobiet zostało zgwałconych. Jak wyglądała rzeczywistość Wielkopolski pod władzą sowiecką?
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” pod red. Konrada Białeckiego, Stanisława Jankowiaka i Rafała Reczka „Województwo poznańskie w latach 1945–1950”.

Gwardziści na Królowej Jadwigi w Poznaniu, 1945 rok (fot. Z. Szumowski)

Zajęcie Wielkopolski przez Armię Czerwoną otworzyło nowy rozdział w historii regionu. Władza w mieście znalazła się w rękach wojennej administracji radzieckiej. Propagandowo brzmiały wspomnienia na ten temat podkreślające, że „wkroczenie wojsk radzieckich do Poznania było wydarzeniem radosnym, niecierpliwie oczekiwanym. W mieście zapanował entuzjazm. Żołnierze radzieccy podbili od razu najbardziej chłodne serca. Nie zachowywali się wyniośle jak zdobywcy. Byli bezpośredni i swojscy”. Rzecz jasna wkroczenie wojsk radzieckich było wydarzeniem rzeczywiście szczerze i długo oczekiwanym, oznaczało bowiem koniec koszmarnej okupacji niemieckiej, szczególnie dotkliwej dla Polaków w Wielkopolsce, których, w zamyśle hitlerowców, w ciągu dziesięciu lat miało tu nie być, a sam region był skazany na zupełną germanizację. Na dodatek tutaj, z oczywistych względów, nie wytworzył się jeszcze negatywny obraz żołnierza radzieckiego. Tu wrogiem był przecież od wieków Niemiec. Perspektywa wkroczenia Armii Czerwonej nie budziła więc zbyt dużych emocji. Szybko się jednak okazało, że rzeczywistość odbiegała od wyobrażeń. Początkowa sympatia dla żołnierzy radzieckich i nadzieja znikały, ustępując miejsca niechęci, strachowi, czy wręcz nienawiści. Nie była to zmiana przypadkowa.

Najbardziej dobitnym tego przykładem jest raport kpt. Juliusza Bardacha, napisany 18 lutego 1945 r., a więc jeszcze w okresie walk o miasto. Bardach dotarł do Poznania w styczniu 1945 r. i w swym raporcie zawarł przyczyny ewolucji nastrojów Wielkopolan: „zachowanie poszczególnych oficerów Armii Czerwonej pozostawia dużo do życzenia. Fakt, że przez Poznań przechodzi linia frontu i że w wojsku jest nastrój, że mu wszystko wolno w stosunku do Niemców, sprawia, że niektóre mniej zdyscyplinowane jednostki, wobec braku Niemców, zachowują się wobec Polaków w sposób, który szkodzi sprawie przyjaźni polsko-radzieckiej i osłabia uczucie wdzięczności i sympatii, jaką ludność polska darzyła swoją wyzwolicielkę – Armię Czerwoną. Na porządku dziennym jest sprawa odbierania zegarków, pierścionków i biżuterii – po prostu na ulicy, lub w mieszkaniach i schronach. Takich wypadków mamy tysiące. Bardzo powszechne są również wypadki gwałtu dokonywane na Polkach – nieraz w obecności rodziców czy męża. Najczęściej jednak wojskowi, przeważnie młodzi oficerowie, uprowadzają kobiety do siebie […] i tam je zniewalają. […] na tle rabunków i gwałtów są również wypadki zabójstw osób cywilnych Polaków”. Równie dobitnie raportował na ten temat mjr Tadeusz Paszta – przysłany tu przez komunistyczny rząd w Lublinie i tworzący w Poznaniu struktury Milicji Obywatelskiej: „Szczególne trudności napotkaliśmy ze strony żołnierzy Armii Czerwonej, którzy zachowują się do miejscowej ludności nieodpowiednio. Fałszywa ich ocena, że Poznań to niemieckie miasto i wszystko, co w nim się znajduje, jest niemieckie, bezwzględne niszczenie wszelkiego inwentarza, grabieże w mieszkaniach prywatnych, gwałt na polskich kobietach”.

REKLAMA

[…]

Początkowo poważną bolączką był brak pracy. Zarząd Miejski nie analizował tego problemu, komendant MO szacował jednak bezrobocie na około 30 proc. (zdecydowanie wyższy był odsetek niezatrudnionych kobiet). Powodem tej sytuacji było zniszczenie zakładów przemysłowych, które tylko częściowo udało się uruchomić, szybko pojawił się też problem braku surowca. Jak pisał w raporcie komendant MO, niektóre zakłady „są już dzisiaj czynne i mogłyby z powodzeniem pracować, lecz brak surowców wpływa hamująco na ich rozwój i tak jako przykład podać można fabrykę makaronu, która znajduje się w terenie Komisariatu IX przy ul. Górczyńskiej. Została ona w tych dniach zwolniona przez wojska radzieckie, dla których dotychczas pracowała. Obecnie wykonuje ona ostatnie zamówienie dla wojsk radzieckich. Fabryka ta posiada zdolności produkowania siedmiu ton makaronu dziennie. Jak się okazuje, w najbliższym czasie fabryka ta stanie, ponieważ brak jest mąki”. Z kolei niskie zarobki powodowały, że „ludność uchyla się od pracy, oddając się wolnemu handlowi i paskarstwu, co w obecnych warunkach nie tylko że ma rację bytu, ale daje daleko lepsze korzyści niż praca uczciwa. Jeśli chodzi o zajęcia ludności, to można powiedzieć, że duża ilość pracuje w fabrykach i urzędach, a całe gros zajmuje się handlem – kupiectwem. Z tych ostatnich dominująca część zajmuje się wolnym handlem, nie posiadając na to zezwolenia – świadectw przemysłowych”. Stabilizacja gospodarcza nastąpiła w drugiej połowie 1945 r., liczba bezrobotnych znacząco spadła na skutek uruchomienia nowych zakładów przemysłowych, a Poznań i Wielkopolska stopniowo wracały do życia po koszmarze okupacji.

Początkowo mogło się wydawać, że nowa władza nie jest jednak bez szans na zyskanie zaufania. Konieczność kontynuowania walki z Niemcami przy zainicjowaniu przemian gospodarczych (reforma rolna czy przejmowanie kontroli nad przemysłem) mogła zyskiwać społeczne poparcie i przyciągać zwolenników. Dowodem jest szybko rosnąca liczba członków PPR, z ok. 1,5 tys. w lutym do 60 tys. w maju 1945 r. W tym jednak okresie rzadko pojawiały się deklaracje polityczne, za to nowa władza starała się rozpraszać niepokoje, podkreślając zwłaszcza swą otwartość światopoglądową. Miało to szczególną wymowę, gdyż w efekcie okupacji kwestie te nabrały szczególnego znaczenia. Oddajmy znów głos Bardachowi: „Poznań jest usposobiony religijnie i patriotycznie. Na religijność Poznania wpłynął fakt prześladowania przez hitlerowców Kościoła katolickiego i księży. Ludność często utożsamia katolicyzm z polskością, tak jak protestantyzm z niemczyzną. Na nabożeństwie dziękczynnym odprawionym w jedynym czynnym obecnie kościele na Łazarzu przez ks. biskupa Dymka było obecnych 8 tys. osób, które zapełniły kościół i plac przed kościołem”. Komuniści starali się podtrzymywać w mieszkańcach przekonanie, że nowa władza również w przyszłości zachowa ten szacunek dla Kościoła i religii. Religijną oprawę miały nawet uroczystości 1 maja, ale także świętowano oficjalnie 3 maja. Z okazji zakończenia wojny inicjowano msze dziękczynne, w których uczestniczyli nie tylko urzędnicy, wojskowi, ale i działacze PPR, często ze sztandarami partyjnymi. Z okazji Wszystkich Świętych komórkom partyjnym w terenie wydano polecenie uczestniczenia w nabożeństwach, a następnie w procesjach na cmentarze z partyjnymi sztandarami. O dobre stosunki z kurią dbała poznańska PPR. Uroczyście działacze tej partii przekazali bp. Dymkowi monstrancje i kielichy przywiezione przez członków partii ze Świebodzina. Poważne sumy z budżetu miasta przekazywano na odbudowę katedry czy innych zniszczonych kościołów, co zresztą budziło sprzeciw niektórych radnych, uznających, że w mieście są pilniejsze potrzeby, np. odbudowa mieszkań.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” pod red. Konrada Białeckiego, Stanisława Jankowiaka i Rafała Reczka „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” bezpośrednio pod tym linkiem!

red. nauk. Konrad Białecki, Stanisław Jankowiak, Rafał Reczek
„Województwo poznańskie w latach 1945–1950”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
572
ISBN:
978-83-8229-552-8
EAN:
9788382295528
REKLAMA
Sowieccy czołgiści w Poznaniu, 1945 rok (fot. Z. Szumowski)

Znaczące wpływy w Wielkopolsce miała Polska Partia Socjalistyczna, odbudowująca swe struktury po okresie okupacji. Ze względu na przedwojenne tradycje jej szeregi szybko rosły. Z podziemia wyszły także struktury Stronnictwa Ludowego, współpracującego początkowo z PPR. Sytuacja uległa radykalnej zmianie po przyjeździe do Poznania Stanisława Mikołajczyka (5–6 lipca 1945 r.). Został on owacyjnie przywitany przez Wielkopolan. Powszechnie wiązano z nim nadzieje na utrzymanie niezależności Polski od ZSRR. Te demonstracje świadczyły o podtrzymywaniu ducha niezależności i raczej nie można ich było uznawać za wyraz akceptacji nowej władzy. Nawiasem mówiąc, mogło się wydawać dziwne, że były premier rządu polskiego na uchodźstwie zdecydował się na rozmowy z komunistami i powrót z emigracji do kraju. Musiał sobie przecież zdawać sprawę, że jego możliwości niezależnego działania będą ograniczone, a wracając, uwiarygodnił zmiany dokonane w Polsce przez komunistów.

REKLAMA

Zadałem nawet takie pytanie jednemu z jego najbliższych współpracowników, Tadeuszowi Nowakowi. Ten odpowiedział mi, że oczywiście Mikołajczyk miał świadomość istniejących zagrożeń, ale miał także pewność co do tego, że przywódcy wielkich mocarstw nie zrobią wiele więcej dla Polski poza tym, co uzgodniono w Jałcie. W tych realiach szansa na wolne wybory była jedyną alternatywą, prezes stronnictwa nie widział jej bowiem w wybuchu III wojny światowej przeciwko ZSRR. Mikołajczyk przybył do Poznania w lipcu 1945 r. Zgotowano mu żywiołowe przyjęcie, do siedziby Wojewódzkiego Zarządu SL został wniesiony na rękach. Jak odnotował komendant wojewódzki MO w Poznaniu, „charakterystycznym momentem było domaganie się niektórych grup biorących udział w manifestacji (młodzież uniwersytecka i szkół średnich) wejścia pozostałej grupy emigracyjnej do Rządu Jedności Narodowej. Od tej chwili rozpoczął się liczebny wzrost oraz wpływ Stronnictwa Ludowego na życie tutejszego społeczeństwa”. W opinii MO „nagły wzrost członków należy tłumaczyć sympatią znacznej części ludowców do Mikołajczyka, który w mniemaniu ich ma dźwignąć masy chłopskie na wyżyny, jak i również przyczynić się do zdobycia większości głosów decydujących w nadaniu kierunku polityce zagranicznej i wewnętrznej”. 7 lipca odbyło się spotkanie Mikołajczyka z działaczami poznańskiego SL. Jak podkreślono w raporcie, „ujawniła się ich dążność do oderwania stronnictwa od sojuszu z pozostałymi partiami politycznymi w [województwie] poznańskim”. Wicepremier (i nie tylko on) miał oczywiście „opiekuna” z ramienia UB, który zrelacjonował przebieg i treść rozmów. Z oczywistych względów Mikołajczyk stanął na czele wielkopolskich struktur SL.

W skład nowego zarządu weszli wyłącznie przedwojenni działacze stronnictwa. Po powołaniu do życia przez Mikołajczyka Polskiego Stronnictwa Ludowego cała wielkopolska organizacja SL przeszła do tej partii. Jak stwierdził w raporcie komendant MO, „na wspólnym posiedzeniu w dniu 14 września 1945 r. Zarząd Wojewódzki Stronnictwa Ludowego w Poznaniu i Prezesi zarządów powiatowych stronnictwa ludowego województwa poznańskiego uchwalili jednogłośnie przystąpienie do Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” pod red. Konrada Białeckiego, Stanisława Jankowiaka i Rafała Reczka „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” bezpośrednio pod tym linkiem!

red. nauk. Konrad Białecki, Stanisław Jankowiak, Rafał Reczek
„Województwo poznańskie w latach 1945–1950”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
572
ISBN:
978-83-8229-552-8
EAN:
9788382295528
REKLAMA

W ten sposób bez uzyskania zgody większości członków starego stronnictwa oraz bez specjalnego zjazdu przedstawicieli Stronnictwa Ludowego na skali województwa Zarząd Wojewódzki przemianował ideologiczny kierunek i linię polityczną Stronnictwa Ludowego na Polskie Stronnictwo Ludowe. […] stwierdza się, że do nowego stronnictwa wstąpił element nauczycielski, adwokacki, kupiecki i bogaci mieszczanie, a więc element niemający nic wspólnego z masami chłopskimi. […] masy chłopskie przyjęły powstanie nowego stronnictwa z zadowoleniem bądź biernie. Bierność wynika raczej z nieuświadomienia szerokich mas chłopskich”. Szczątkowa organizacja SL przetrwała tylko dzięki wysiłkom PPR, dla której stanowiła element rozbijający jedność ruchu ludowego.

Władysław Gomułka w Warszawie w 1945 roku

Powołanie nowej partii zaskoczyło komunistów. Władysław Gomułka mógł tylko z żalem stwierdzić, że kiedy w Moskwie rozmawiano o utworzeniu rządu, to Mikołajczyk nie wspominał o stworzeniu własnej partii. Nie mogli jednak protestować, gdyż trudno było aktualnego wicepremiera TRJN od początku traktować w propagandzie jako wroga. Sytuacja była trudna, komplikowała bowiem komunistom sytuację. W kontrolowanych stronnictwach można było wypracować konsensus i bez poważniejszych perturbacji przeprowadzić wybory, spełniając w ten sposób warunki nałożone na Polskę przez „wielką trójkę”. Istnienie niezależnego stronnictwa drogę tę komplikowało. Początkowo podjęto próbę powrotu do wypracowanego modelu, wykluczającego walkę wyborczą. Mikołajczyk nie zgodził się jednak na układ, w którym liczba mandatów nie byłaby odbiciem rzeczywistych wpływów w społeczeństwie, ale rezultatem zakulisowych ustaleń partyjnych. Te bowiem skazywały PSL na opozycję wobec rządu stworzonego przez komunistów i ich koalicjantów. Dlatego też podjęto działania mające spolaryzować polską scenę polityczną. PPR skupiła, nie bez oporów zresztą, wokół siebie partie uznające jej „kierowniczą” rolę, spychając PSL i Stronnictwo Pracy do opozycji. Starała się też odwlec termin wyborów, by lepiej się do nich przygotować.

Innym pomysłem było ignorowanie żądań mocarstw i liczenie na wsparcie ZSRR. Na tym etapie takie postępowanie było jednak niemożliwe. Jak cierpliwie tłumaczył sytuację swym zbyt radykalnym kolegom Gomułka, z Zachodem należało się na tym etapie liczyć, gdyż rozstrzygającym argumentem były ogromne trudności gospodarcze i całkowita zależność zaopatrzenia polskiego rynku od dostaw UNRRA, pokrywających ponad połowę zapotrzebowania. Czas działał jednak na korzyść komunistów i ich sojuszników. Nadzieje na zmiany w kraju stopniowo malały, niweczone przez szalejący terror, organizowany przez polskie i rosyjskie struktury bezpieczeństwa. Kurczyły się nie tylko możliwości działalności opozycyjnej oddziałów partyzanckich, ale także legalnych stronnictw politycznych. W kontrolowanej przez PPR propagandzie starano się ukazywać działaczy ruchu ludowego jako zwolenników „reakcji”, powiązanych z „bandami leśnymi”, faktycznie niekiedy terroryzującymi mieszkańców. Samego wicepremiera prezentowano jako reprezentanta obcych mocodawców, starających się zatrzymać przemiany w Polsce, lub po prostu jako angielskiego czy amerykańskiego agenta. Patriotyzm i prawda zarezerwowane były tylko dla ugrupowań lewicowych, rzeczywiście, wedle propagandy, troszczących się o dobro Polski. Sytuacja Mikołajczyka nie była łatwa. W wielu sprawach nie mógł on wyrażać swoich poglądów, a w dużej części chciał i musiał prezentować zdanie podobne do komunistów. Tak było np. z kwestią przesunięcia granicy Polski na linię Odry i Nysy, czy też kwestią wysiedleń ludności niemieckiej z nowej Polski, ukazywanej jako akt sprawiedliwości dziejowej. Każde inne działanie mogło zostać uznane za „reakcyjne” i antypolskie. Tak było też z kwestią znieważenia przez studentów podczas wiecu na cześć Mikołajczyka sztandaru PPR czy transparentu z napisem „Niech żyje Prezydent Bierut”. W tej konfrontacji mieszkańcy Wielkopolski opowiedzieli się jednak zdecydowanie po stronie Mikołajczyka i opozycji. Było to na tyle oczywiste, że nawet rządzący komuniści w sfałszowanych wynikach Referendum Ludowego z 30 czerwca 1946 r. w Wielkopolsce podali wynik korzystny dla PSL.

REKLAMA

Niechęć do nowej władzy potęgowana była przez tworzone w Wielkopolsce struktury bezpieczeństwa. Przystępując do „politycznego oczyszczenia terenu”, funkcjonariusze UB dokonywali masowych aresztowań. W bardzo krótkim czasie opinia o nich utrwaliła się na tyle, że wzbudzali powszechny strach. Jak pisał w sprawozdaniu jeden ze starostów: „funkcjonariusze UB, w większości bardzo młodzi ludzie, którzy dotarli na teren Wielkopolski z terenów Polski Wschodniej, przystąpili energicznie do zwalczania wszelkiej opozycji, unicestwiając ją bezwzględnie. Wzbudzają też powszechny strach. Na widok ułaza z funkcjonariuszami bezpieczeństwa ludność miejscowa, jak za czasów krzyżackich, bierze bydło, niewielki dobytek i ucieka do lasu”.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” pod red. Konrada Białeckiego, Stanisława Jankowiaka i Rafała Reczka „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” bezpośrednio pod tym linkiem!

red. nauk. Konrad Białecki, Stanisław Jankowiak, Rafał Reczek
„Województwo poznańskie w latach 1945–1950”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
572
ISBN:
978-83-8229-552-8
EAN:
9788382295528
REKLAMA

Rosnąca niechęć do komunistów miała swe źródło w tradycji Wielkopolski, w której dominującą rolę odgrywała Narodowa Demokracja. Było to o tyle prostsze, że nowa władza nie bardzo rozumiała specyfikę regionu. O ile we wschodniej Polsce nacisk na przeprowadzenie reformy rolnej czy przejmowanie kontroli nad zakładami przemysłowymi przyniósł im wzrost poparcia, to w Wielkopolsce taka tendencja nie wystąpiła. Oczywiście wielkopolski rolnik z aprobatą słuchał o możliwości otrzymania ziemi, co pozwoliłoby na zwiększenie wielkości gospodarstwa. To było zadanie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Zasady reformy w żadnym razie jednak nie były dopasowane do rzeczywistości ekonomicznej regionu. Przydział 5-hektarowego gospodarstwa nie oznaczał bowiem zbudowania podstaw egzystencji chłopskiej rodziny. Nie było to atrakcyjne nawet dla pracowników dawnych majątków ziemskich. Taka działka, bo przecież nie gospodarstwo, była pogardliwie nazywana patyraką. Nie dawała szans na normalne życie. Reforma rolna ruszyła dopiero po zwiększeniu nadziału do 7 ha, a w praktyce urzędnicy przydzielali jeszcze więcej ziemi, gdyż było jej tu dużo, a chętnych do brania nie tak wielu. Poza tym nie występował na taką skalę głód ziemi.

Wizyta Stanisława Mikołajczyka w Poznaniu w 1945 roku

Tu jednak dała o sobie znać ideologia. Reforma rolna była, w zamyśle komunistów, przygotowaniem przyszłej kolektywizacji, a przydział dużego gospodarstwa powodował, że mogło to w przyszłości być trudne zadanie. Zamiast więc wczuć się w sytuację wielkopolskich chłopów, na zarządzenie centrali dokonywano rewizji nadziałów, zmniejszając wielkość nowo tworzonych gospodarstw do przepisowej normy. Nie rozumiano przy tym, że dla części dawnych pracowników majątków podjęcie pracy na własnym, niewielkim gospodarstwie było społeczną degradacją. Na dodatek ogołocona z inwentarza żywego i martwego wielkopolska wieś nie zachęcała do podjęcia indywidualnego gospodarowania. Postulowane przez parcelantów rozwiązania, by przynajmniej w pierwszym roku pozwolić im wspólnie gospodarować, bo tak potrafili i w aktualnej sytuacji byłoby to najlepszym rozwiązaniem, zostało odrzucone. Nowa władza musiała bowiem przekonać polskie społeczeństwo, że reforma jest trwałą zmianą własnościową, a polskiej wsi nie grozi kolektywizacja. Wydano więc zarządzenie nakazujące natychmiastowe podjęcie pracy na własnych gospodarstwach, mimo braku budynków, sprzętów i inwentarza. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W Wielkopolsce pojawiła się masowa fala zwrotów otrzymanej z reformy ziemi. Proces zwrotów trwał do 1948 r., osiągając na niektórych terenach 80 proc. przydziałów. Realizacja reformy miała przynieść znaczące poparcie społeczne, a przy okazji zantagonizować polską wieś, przeciwstawiając chłopów ziemianom. Zabieg ten nie do końca się powiódł. Przede wszystkim reforma nie była wyrazem radykalizmu wsi, gdyż nie udało się, nawet na wschodzie Polski, zachęcić chłopów, by sami podzielili „pańską” ziemię. Trzeba było realizować ją za pomocą brygad parcelacyjnych. Co warto podkreślić, działo się to na obszarach, gdzie od wieków chłopi marzyli o kawałku gruntu zapewniającego utrzymanie rodziny. Teraz jednak nie chcieli „kraść” cudzej własności, słusznie zakładając, że jeśli dziś można zabrać „panom”, to nic nie będzie stało na przeszkodzie, by jutro także oni stracili to, co otrzymali. Poza tym naruszało to świętą dla wsi zasadę poszanowania własności.

REKLAMA

W dokumentach programowych Polskiej Partii Robotniczej zapowiedziano też nacjonalizację podstawowych gałęzi gospodarki narodowej, choć równocześnie zapewniano, że będzie to dotyczyć tylko kluczowego przemysłu, natomiast średnie i małe przedsiębiorstwa przejdą wprawdzie pod tymczasowy zarząd państwowy, w miarę zaś stabilizowania sytuacji nastąpi przywracanie własności. Tu jednak tryb postępowania był inny. W pierwszym okresie poszczególne przedsiębiorstwa trafiały pod Tymczasowy Zarząd Państwowy. Było to efektem przejęcia tych zakładów przez Niemców podczas okupacji. Często też nie było na miejscu polskiego właściciela. Można więc uznać, że był to zabieg konieczny i celowy w ówczesnej sytuacji. Do swych domów wracali z wygnania robotnicy, którzy samorzutnie organizowali się i najpierw usuwali i naprawiali zniszczenia, a następnie sami uruchamiali produkcję. Kiedy jednak zaczęły się powroty właścicieli, komuniści zachęcali robotników do protestów przeciwko zwrotowi majątków. Hasła o ogromnym wysiłku robotników i oddawaniu ich krwawicy kapitalistom trafiały do części społeczeństwa. Na korzyść komunistów działały tu przedwojenne doświadczenia, wśród których najistotniejsze było utracenie pracy, a tym samym pozbawienie rodziny środków do życia i w konsekwencji nędza. Załogi protestowały więc przeciwko zwracaniu zakładów prywatnym właścicielom, a władza podkreślała w propagandzie, że wsłuchuje się w te głosy, i przejmując na rzecz Skarbu Państwa poszczególne zakłady, realizuje tylko wolę narodu. Wydana na początku 1946 r. ustawa o nacjonalizacji sankcjonowała w zasadzie dokonany wcześniej proces. Na tym etapie pojawiały się już w ustawach zapisy pozwalające dowolnie interpretować przepisy.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” pod red. Konrada Białeckiego, Stanisława Jankowiaka i Rafała Reczka „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” bezpośrednio pod tym linkiem!

red. nauk. Konrad Białecki, Stanisław Jankowiak, Rafał Reczek
„Województwo poznańskie w latach 1945–1950”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
572
ISBN:
978-83-8229-552-8
EAN:
9788382295528
REKLAMA

Upaństwowieniu podlegały według aktu tylko te zakłady, które zatrudniały powyżej pięćdziesięciu pracowników na jedną zmianę. Wyjątkiem były zakłady o „szczególnym znaczeniu dla gospodarki”, a tu ocena należała już do władz. Na tej zasadzie państwo przejmowało nawet małe przedsiębiorstwa czy zakłady rzemieślnicze. Trzeba jednak podkreślić, że w tym przypadku możliwe było odwołanie się od decyzji nacjonalizacyjnej i stosunkowo często zdarzały się przypadki wykreślania poszczególnych zakładów z listy upaństwowionych i zwrot dawnym właścicielom. W sposób szczególny wyróżniano początkowo Kościół katolicki, deklarując nie tylko zwrot skonfiskowanej przez okupanta własności, ale także wsparcie ze strony państwa. Wyrazem tej polityki było wyłączenie dóbr tzw. martwej ręki z reformy rolnej, i to bez względu na obszar, a ponadto przekazanie w użytkowanie Kościołowi poniemieckich nieruchomości kościelnych na Ziemiach Odzyskanych.

Mogło się wydawać, że dla nowej władzy punkt wyjścia nie był zły. Wpłynęły na to przede wszystkim zmiany, jakie dokonały się zarówno w strukturze społecznej, jak i w poglądach Polaków. Nie bez przyczyny komendant Armii Krajowej raportował do Londynu już w 1943 r., podkreślając, że społeczeństwo polskie odchyla się na lewo. Dodawał też, że żaden rząd nie ma co marzyć o powrocie do Polski bez zapowiedzi radykalnych reform. Można nawet stwierdzić, że rząd polski na uchodźstwie i struktury podziemne w kraju szły dalej w kreowaniu wizji przyszłej Polski, niż czynił to obóz komunistyczny, oskarżany przecież o chęć wprowadzenia w Polsce socjalizmu na wzór radziecki. W deklaracji Rady Jedności Narodowej czytamy wszakże nie tylko o reformie rolnej, w której parcelowane miały być wszystkie gospodarstwa powyżej 50 ha i na dodatek bez odszkodowania dla byłych właścicieli, o upaństwowieniu kluczowych przemysłów, ale nawet o gospodarce planowej, pełnym zatrudnieniu, i to zgodnie z posiadanymi kwalifikacjami, wprowadzeniu ubezpieczeń społecznych, bezpłatnego szkolnictwa na wszystkich szczeblach, wreszcie o takiej organizacji, by prace przykre i ciężkie rozkładały się swym ciężarem na wszystkich. Praca nie miała być towarem, a człowiek pracy miał uzyskać należną mu godność i wyzwolić się spod jarzma najemnictwa. Już same te sformułowania świadczą o ewolucji, żeby nie powiedzieć – rewolucji, jaka dokonała się w sposobie widzenia rzeczywistości.

REKLAMA
Plac Wiosny Ludów w Poznaniu w 1945 roku

Czas działał jednak na korzyść komunistów. Ich władza szybko krzepła, a możliwości działania opozycji, zarówno tej legalnej, jak i nielegalnej, szybko malały. Nie oznacza to oczywiście wzrostu poparcia dla komunistów. W tych warunkach trudno im było przekonać do siebie polskie społeczeństwo, co było warunkiem koniecznym dla utrzymania władzy. Rzecz jasna ich pozycja nie była zagrożona, jak bowiem powiedział do Mikołajczyka w Moskwie Gomułka: władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy. Kiedy okazało się, że nie będą w stanie kontrolować procesu odbudowy życia politycznego, wykluczone było szybkie zrealizowanie głównego postulatu konferencji jałtańskiej w sprawie polskiej, czyli szybkiego przeprowadzenia wyborów do sejmu ustawodawczego. Stworzone przez Mikołajczyka stronnictwo w dużym tempie się rozrastało, przekraczając liczbę członków wszystkich pozostałych ugrupowań. Dla polskiego społeczeństwa była to jedyna już nadzieja na zahamowanie procesu sowietyzacji Polski. Zdecydowana większość Polaków nie wierzyła bowiem w III wojnę światową, która miałaby przynieść Polsce prawdziwą wolność. Zresztą trudno byłoby sobie wyobrazić sytuację, w której po koszmarze okupacji niemieckiej można byłoby snuć plany kolejnej wojny, a tym bardziej jej oczekiwać. Polskie społeczeństwo poniosło już i tak zbyt duże straty, zagrażające dalszemu bytowi narodu. W stosunku do 1939 r. liczba obywateli polskich zmniejszyła się przecież o 11 mln. W nowej rzeczywistości brakowało rąk do pracy i zagospodarowania nowo przyłączonych terenów. Kolejna danina krwi mogłaby być ostatnią. Z tego faktu zdawali sobie sprawę racjonalnie myślący politycy. Tę świadomość miał nie tylko Mikołajczyk, ale i polscy politycy na emigracji.

Zdecydowana większość polskiego społeczeństwa nie porzuciła myśli o wolnej Polsce, ale jednocześnie nie była gotowa poświęcić zbyt wiele dla osiągnięcia tego celu. Wymagałoby to bowiem osobistego zaangażowania, co wiązało się z ryzykiem. Prawdziwe wyniki zwłaszcza Referendum Ludowego z 1946 r. świadczyły o takich właśnie poglądach, ponad 80 proc. głosujących poparło przecież Mikołajczyka. Nie znamy rzeczywistych wyników wyborów z 1947 r., trudno więc oceniać, czy blisko dwa lata po wojnie nastroje społeczne były takie same jak w połowie 1946 r. Do wszystkich niekorzystnych zjawisk związanych z wojną dochodziły nowe doświadczenia w rzeczywistości powojennej. Coraz powszechniejsze stawało się przekonanie, że żelazna kurtyna zapadła już ostatecznie i Polska pozostanie po tej jej stronie. Doświadczenia dwóch powojennych lat w przekonujący sposób udowadniały, że opór jest bezcelowy, może przynieść tylko kłopoty. Z drugiej strony prawdziwie patriotyczna była troska o odbudowę zniszczonego wojną kraju i własnej egzystencji. Naród nie żyje przecież w próżni, stąd indywidualne decyzje o włączeniu się w ten proces z przekonaniem, że robi się to dla Polski. Z takim też przekonaniem Piotr Zaremba pojechał z Poznania do Szczecina, by we współpracy z komunistą Leonardem Borkowiczem budować tam polskość, bo tak rozumieli polską rację stanu. Na tym etapie mogło się wydawać, że najgorsze już minęło. Nikt nie mógł przewidzieć, że najgorsze miało dopiero nadejść.

Zdecydowane zwalczanie opozycji politycznej doprowadziło do zaniku aktywności lokalnych ogniw nie tylko PSL czy SP, ale także pozostałych partii, z wyjątkiem PPR. Po wyjeździe Mikołajczyka nawet ruch ludowy przeszedł na pozycje współpracy z władzą. Zlikwidowano także podziemie zbrojne. Pokazywanie siły władzy zbiegło się w czasie z narastającą apatią społeczeństwa przekonanego, że dalszy opór jest niemożliwy. Na dodatek działał już efekt zmęczenia najpierw koszmarną okupacją, bez nadziei przeżycia do jutra, a następnie nerwowością pierwszych lat powojennych. Marzenie o świętym spokoju i normalnym życiu powoli utrwalało się w społecznej świadomości. Sprzyjało temu przekonanie, że najbliższa przyszłość przyniesie poprawę sytuacji we wszystkich dziedzinach. Nikt nie wyobrażał sobie, że nadciąga koszmar pełnego stalinizmu, w którym władza nie zadowoli się bierną akceptacją ze strony sterroryzowanego społeczeństwa. Nadchodził czas – jak to obrazowo wyraził po latach jeden z polskich pisarzy – „kiedy bito za letniość pochwał”.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” pod red. Konrada Białeckiego, Stanisława Jankowiaka i Rafała Reczka „Województwo poznańskie w latach 1945–1950” bezpośrednio pod tym linkiem!

red. nauk. Konrad Białecki, Stanisław Jankowiak, Rafał Reczek
„Województwo poznańskie w latach 1945–1950”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
572
ISBN:
978-83-8229-552-8
EAN:
9788382295528
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Stanisław Jankowiak
(Ur. 1958 w Gostyniu) historyk, profesor na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone