Władysław Pytlasiński – rzeźnik, zapaśnik, aktor

opublikowano: 2014-01-13, 08:50
wszelkie prawa zastrzeżone
Był synem rzeźnika i siłę mięśni miał w genach. Panuje zupełna zgoda co do tego, że to jemu zawdzięcza swój rozwój narodzone dopiero w Dwudziestoleciu polskie zapaśnictwo amatorskie. A jego profesjonalna sława sportowa miała skalę światową.
reklama
Władysław Pytlasiński (domena publiczna)

Historycznie rzecz biorąc, zapasów nikt nie musiał wymyślać, są niejako przyrodzoną potrzebą gatunku ludzkiego, rodziły się spontanicznie od zarania dziejów. Egipskie malowidła jaskiniowe poświadczają, że mocowano się już pięć tysięcy lat przed naszą erą. I niekoniecznie musiało to mieć charakter konfrontacyjny, bywało na przykład ćwiczeniem, częścią kondycyjnej zaprawy żołnierskiej.

W Europie zapasy w ramy sportowe ujęli starożytni Grecy, i to już od pierwszych igrzysk w Olimpii. Co więcej, to właśnie pojedynek zapaśniczy koronował pentatlon (pięciobój) i wyłaniał triumfatora całych zawodów. A najsławniejszym, niepokonanym przez wiele lat zapaśnikiem Hellady był niejaki Milon z Krotonu, który podobno pięścią uśmiercał byka.

Pytlasiński aż tak mocarny nie był. Jego atuty to szybkość, refleks, techniczna maestria, no i wielkie serce do walki. To dlatego niewielu rywali mogło mu sprostać. Zwyciężał dużo silniejszych od siebie, jak choćby Vossa, który zatrzymywał wóz ciągnięty przez dwa perszerony. Na ponad 800 walk wygrał 794. Miał w kolekcji około czterystu rozmaitych nagród, w tym sporo ze złota. Kiedy Polska się odrodziła, przekazał je Skarbowi Państwa, za co dostał Krzyż Zasługi, także złoty.

Apogeum jego kariery to przełom XIX i XX stulecia. Był dwukrotnym zawodowym mistrzem świata, a pierwszy tytuł wywalczył podczas turnieju w Paryżu. Startowała tam cała ówczesna czołówka, między innymi mistrzowie świata – Francuz Paul Pons, ukraiński olbrzym Iwan Poddubny, Estończycy Georg Lurich i Georg Hackenschmidt oraz „Straszliwy Turek” Kara Achmed. To z nim właśnie „Pytlas” spotkał się w finale i już w ósmej minucie przygwoździł go do areny, zarabiając 10 tysięcy franków.

Pytlasiński był asem tak zwanej walki francuskiej, opartej zasadniczo na klasycznym stylu grecko-rzymskim, ale z elementami stylu wolnego. Nie zawsze walki kończyły się efektownie, powaleniem przeciwnika na łopatki, wygraną zapewniało też osiągnięcie przewagi technicznej. Zdarzały się dyskwalifikacje za brutalność i niedozwolone chwyty. Niekiedy sędziowie orzekali remis, co było oczywiście dobrą podstawą do zwabiania publiczności na emocjonujący rewanż.

Odmian walk zapaśniczych istniało zresztą wiele – styl niemiecki, szwajcarski, szkocki, turecki, a w USA pasjonowano się catch as catch can, czyli wolnoamerykanką. Drugi mistrzowski laur zdobył Pytlasiński w Bazylei w lokalnym stylu wolnoszwajcarskim.

Tablica pamięci Władysława Pytlasińskiego (fot. Mateusz Opasiński; Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

Prawie wszystkie europejskie stolice miały specjalne budowle widowiskowe, w których aranżowano też walki zapaśnicze. W Paryżu był to otwarty w 1852 roku Jardin d’Hiver, w Petersburgu i w Londynie cyrki włoskiej rodziny Ciniselli, w Moskwie Omona, gdzie Pytlasiński występował z ważącym 140 kilogramów „Ursusem”, czyli Piotrem Jankowskim, jako rzekomo braterski tandem zapaśniczy.

W Warszawie takim przybytkiem był murowany, kilkupiętrowy cyrk braci Staniewskich przy ulicy Ordynackiej (we wrześniu rozbiły go doszczętnie niemieckie bomby). Pytlasiński również w nim walczył, a kiedy w wieku 43 lat zszedł z areny, zasiadał tam w jury turniejów walki francuskiej.

Odbywało się to z wielką pompą, orkiestra grała Marsz Gladiatorów, a obwieszeni medalami oraz innymi trofeami zawodnicy wkraczali na arenę po czerwonym dywanie. Szczególną atrakcją były zmagania nie na czas, lecz „do rozstrzygnięcia”, między innymi Poddubnego z Garkowienką. Lopek Krukowski zapamiętał, że na jednym z takich turniejów Pytlasiński gromko zapowiadał niespodziewane jakoby zgłoszenie się w ostatniej chwili zawodnika w Czarnej Masce, którą zdejmie, jeżeli zostanie pokonany. A że zawody były kilkudniowe, a Czarna Maska miał prawo przegrać dopiero na samym ich końcu, antreprenerzy walk zapaśniczych nie musieli się martwić o frekwencję.

reklama

Jednym z następców Pytlasińskiego i ulubieńcem stołecznej widowni był posągowy jak Herkules Teodor Sztekker, mistrz Europy, dwukrotny mistrz świata (i potrójnego nelsona). Jeszcze wiele lat później, już w następnym ustroju, Jarema Stempowski śpiewał:

A jak walczył na arenie Garkowienko z Czarną Maską,

To na takie przedstawienie zasuwało całe miasto.

Ale Sztekker kładł każdego, bo jak kogo wziął w nelsona,

Mokra plama była z niego, każdy pękał, niech ja skonam!

Pytlasiński miał na arenie renomę dżentelmena, nie uciekał się do brudnych sztuczek, nie wdawał się w bójki, walczył czysto. Nie wyróżniał się przy tym nadzwyczajnymi warunkami fizycznymi. Przy wzroście 185 centymetrów ważył w zenicie kariery 105 kilogramów.

Wielu polskich atletów przewyższało go znacznie w tej mierze. „Polski mastodont” Leon Pinecki miał ponad dwa metry i ważył 128 kilogramów przy rozpiętości ramion 245 centymetrów (!). Wilniuk Władysław Talun, przy wzroście 219 centymetrów, ważył 130 kilogramów i kiedyś, rozzłoszczony na kowala, u którego pracował, wrzucił do jeziora trzystukilowe kowadło. Wypatrzył go Zbyszko Cyganiewicz (sam zresztą wylansowany przez Pytlasa), podszkolił i zabrał ze sobą do Stanów, gdzie Talun robił furorę w wolnoamerykance.

Zarówno bracia Cyganiewicze (oprócz Zbyszka był także Władysław, zwany „Zbyszko II”), jak ich siostrzeniec Karol Nowina-Szczerbiński („Zbyszko III”) – wszyscy trzej znakomici atleci – a także Pytlasiński, występując za granicą w okresie zaborów, zawsze podkreślali swoją narodowość, mimo że w oczach świata uchodzili za poddanych rosyjskich bądź austriackich. Wszyscy bardzo wiele uczynili dla propagandy polskości. Na ich występach poza ojczyzną gromadziły się liczne grupy dopingujących ich polonusów. Popularność Pytlasińskiego w Polsce międzywojennej miała z tego względu dodatkowe podłoże patriotyczne.

Grób Władysława Pytlasińskiego na warszawskich Powązkach (fot. Lukasz2; Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

Pytlas był zresztą nie tylko zawodnikiem, ale i pionierem zapaśnictwa polskiego. Założoną przez siebie szkołę atletyczną w Odessie przeniósł do Łodzi. Później podobną szkołę założył w Warszawie. To z jego inicjatywy powstało Polskie Towarzystwo Atletyczne, które stało się członkiem Międzynarodowej Federacji Zapaśniczej (IAWF). Głównie dzięki niemu w 1925 roku odbyły się w Warszawie pierwsze amatorskie mistrzostwa Polski w zapasach.

Napisał też broszurę Tajniki walki zapaśniczej, przeznaczoną dla adeptów tego sportu, w której wyjaśniał, jak należy przysposobić do jego uprawiania mięśnie, stawy, nerwy, serce i płuca. Sam zawodowiec, twierdził, że powinno się wychowywać przede wszystkim sportowców-amatorów, bo to leży w najlepiej rozumianym interesie społeczeństwa. Niemniej w połowie lat trzydziestych zapaśnictwo w Polsce, gdzie indziej zresztą też, przejadło się jak gdyby publiczności i zaczęło ustępować miejsca boksowi. Po latach jednak nastąpiło odrodzenie, a od 1957 roku rozgrywane są w różnych miastach Polski międzynarodowe zawody zapaśnicze imienia Władysława Pytlasińskiego.

Miewał również Pytlas, za sprawą swej fizyczności, przygodne flirty ze sztuką. W Kijowie zagrał Ursusa w operowej inscenizacji Quo vadis, w Petersburgu miał epizod w operetce jako Atlas, w Polsce natomiast zagrał w dwóch filmach. Był tytułowym Bartkiem Słowikiem w Bartku zwycięzcy (1923) Edwarda Puchalskiego, nakręconym według noweli Sienkiewicza, a w Panu Tadeuszu (1928) Ryszarda Ordyńskiego wcielił się w Macieja z zaścianka Dobrzyńskich, ochrzczonego Kropicielem od wielkiej maczugi, którą zwał Kropidełkiem.

Niestety, oba filmy były jeszcze nieme i Pytlasiński nie mógł swej gry podeprzeć silnym jak on sam głosem.

Powyższy tekst pochodzi z książki Jerzego Chociłowskiego pt. „Talia niezwykłych postaci II RP”:

Jerzy Chociłowski
„Talia niezwykłych postaci II RP”
cena:
44,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Liczba stron:
352
Format:
160 x 230 mm
ISBN:
978-83-64185-09-0
reklama
Komentarze
o autorze
Jerzy Chociłowski
Absolwent Wydziału Prawa UW, dziennikarz, publicysta, tłumacz (m.in. „Wyznania chińskiej kurtyzany”, „Kwiaty śliwy w złotym wazonie”), autor reportaży (m.in. „Okruchy Azji”).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone