Zenon Kosidowski – „Gdy słońce było bogiem” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-05-02 09:43
wolna licencja
poleć artykuł:
Książkę Zenona Kosidowskiego, powracającą w drugim dziesięcioleciu XXI wieku, powitałem z przyjemnością. Choć wyobrażam sobie, że decyzja o jej wznowieniu była kontrowersyjna.
REKLAMA
Zenon Kosidowski
Gdy słońce było bogiem
nasza ocena:
6/10
cena:
39,99 zł
Wydawca:
Iskry
Rok wydania:
2012
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
388
Format:
235 x 150 mm
ISBN:
978-83-244-0215-1

Zenon Kosidowski, przedwojenny literat i radiowiec, po powrocie do Polski w 1951 roku odnalazł się jako pisarz książek historycznych. Chociaż „odnalazł się” to może określenie nieco oględne. Mówiąc ściśle, zrobił zawrotną karierę, a jego książki wydane zostały w ogromnych nakładach w Polsce i krajach bloku socjalistycznego. I nic dziwnego, miały one wszystko, co potrzebne było do sukcesu: wspaniałe pióro i narrację, zdolność oszołomienia czytelnika barwnymi postaciami i miejscami odległymi w czasie i przestrzeni, no i konieczną szczyptę materializmu historycznego. To wszystko sprawiło, że Kosidowski okazał się pionierem eseju popularnohistorycznego, zwłaszcza w zakresie starożytności. W nie najweselszych czasach gomułkowskich czytali go wszyscy, bo potrafił z łatwością przenieść w świat pełen barw i przygód, a zarazem świat historyczny. Jeszcze długo książki jego były lekturami w szkole. Można rzec, że wyobraźnia historyczna całych pokoleń posiada spory dług u pisarza.

Pierwszą tego typu pozycją w dorobku Kosidowskiego i zarazem zupełnym strzałem w dziesiątkę jest „Gdy słońce było bogiem” z 1956 roku. Nie jest to bynajmniej książka naukowa ani podręcznikowa. Jej przedmiot jest zróżnicowany – aż do frywolności. Cztery części poświęcone są kolejno odległym od siebie tematom: Mezopotamii, Egiptowi, Egei i Środkowej Ameryce. Ale temu wszystkiemu służy jeden wspólny cel – pokazać w plastyczny i potoczysty sposób, jak przed nowożytnym Europejczykiem objawiały się z wolna stare, zapomniane cywilizacje, przykryte kolejnymi warstwami kurzu i piasku. Praca ukazuje więc, w jaki sposób pewien zbiór określonych, martwych, materialnych wytworów odżywał pod pełnym fascynacji okiem odkrywców i archeologów.

Każda z części składa się z kilkunastu żywych i błyskotliwych opowieści o ludziach, którzy stanęli w obliczu nie tyle zwykłej chętki, ale wręcz poznawczego przymusu wniknięcia w minione wieki i w ślady ludzi, którzy wówczas żyli. Jest to podejście do historii bardzo pożądane dziś, gdy podręczniki są tak często zdepersonalizowane i zamknięte w obrębie kilku z góry postawionych wytycznych. Postaci, które pojawiają się na kartach książki – nieraz nie tylko zwykli badacze, ale i awanturnicy o żywotach pełnych przygód – bardzo rzadko są w podręczniku czymś więcej jak wysuszonym nazwiskiem. W „Gdy słońce było bogiem” ujawniana jest nie tylko historia, ale i proces odkrywania historii – nie tylko skostniały po selekcji naukowej wytwór poznawczy, ale i pełen namiętności opis, jak ten wytwór się urabiał. Dlatego tę książkę polecam zwłaszcza rodzicom, którzy chcą rozbudzić zainteresowanie historyczne u swych dzieci (w wieku okołogimnazjalnym). Bo tu ujawnia się w pełni i oszałamia istota historii jako nauki – pasja poznania.

REKLAMA

Dlatego też książka, którą przywracają czytelnikowi „Iskry” (i to w pięknej oprawie i edycji), zasługuje z punktu widzenia literackiego i „propedeutycznego” na mocne osiem punktów w skali dziesięciopunktowej. Ale z punktu widzenia akademicko-historycznego pozycja niniejsza leży i kwiczy (dlatego czuję się w obowiązku obniżyć ocenę). Jest anachroniczna, jej niektóre konstatacje są trudne do weryfikacji, z punktu widzenia stanu dzisiejszych badań książka jest chwilami naiwna i wprowadzająca w błąd. A hołdy oddawane radzieckim badaczom i krytyka archeologii burżuazyjnej budzi tylko rozbawienie. To są obciążenia czasu, których nie da się naprawić.

Ktoś mógłby zapytać, jaki jest sens wznawiać tę publikację, kiedy mamy inne, aktualniejsze i rzetelniejsze pozycje tego typu, na przykład Świderkównę czy nawet Krawczuka. Odpowiedziałbym: nie każdemu udaje się uniknąć nudziarstwa tak dobrze jak Kosidowskiemu – nawet wymienionym autorom. W tym zakresie jest on naprawdę biegły i, jak zauważa we wstępie do niniejszego wydania Zdzisław Skrok, znać tu dobre techniki autora radiowego: retardację, suspens etc. Ale przywrócenie czytelnikom Kosidowskiego ma też swój sens kulturoznawczy. Książka ta z upływem dziesięcioleci przestała być li tylko źródłem informacji i czytelniczej przyjemności, ale sama stała się obiektem refleksji i świadectwem swego okresu. Brawa więc i podziękowania dla „Iskier”!

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Kwiatkowski
Studiuje filozofię na MISH UW oraz prawo na WPiA UW (III rok). Interesuje się kulturą antyczną (literatura, tłumaczenia, historia, interpretacje) oraz literaturą i kulturą przedrozbiorową, a ponadto stosunkami kultura - władza w PRL, historią Kościoła w XX wieku i historią prawa w XX wieku.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone