Zofia Żeleńska - strażniczka spuścizny Boya

opublikowano: 2014-11-27 14:25
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Śmierć Tadeusza Boya-Żeleńskiego nie sprawiła, że przestał być obecny w życiu publicznym. Wynikające z tego obowiązki I nieprzyjemności spadły na jego bliskich. Jak sobie z tym radzili?
REKLAMA

Iza Żeleńska

Swastyka na krużgankach Wawelu, obchody III rocznicy działalności NSDAP w Generalnej Guberni, sierpień 1943 roku (fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. 2-5108, domena publiczna)

Jesienią 1944 roku Zofia, Staszek i jego narzeczona, Janina Sokołowska, dotarli do Krakowa. O tym, że miasto nadal jest stolicą Generalnego Gubernatorstwa, przypominały niemieckie obwieszczenia na murach i orły ze swastyką na budynkach rządowych, nazywane przez Polaków wronami. W Krakowie przygarnęła ich wdowa po Stanisławie Gabrielu Żeleńskim.

Obszerne mieszkanie Izy Żeleńskiej na drugim piętrze budynku przy al. Krasińskiego 23 przypominało Zofii dawne mieszkania krakowskie zapamiętane z dzieciństwa. Zbigniew Sroczyński, wnuk Izy, wspominał, że pełno było tam najróżniejszych bibelotów, talerzy, spodeczków, świeczników, wazonów, porcelanowych figurek i lamp stołowych. Na ścianach wisiały kolorowe tureckie dywaniki, a na nich obrazy: Malczewskiego, Kossaka, Tetmajera, portrety Żeleńskich i Madeyskich. Wszystkie pokoje były ciasno zastawione meblami, których wystarczyłoby na wyposażenie trzech innych mieszkań.

Iza, nazywana w rodzinie Izią – a później, kiedy pojawiły się wnuki, Bacinką – była kobietą pełną wdzięku, charyzmy i energii. W 1928 roku pole- ciała samolotem do Wenecji, podobno była pierwszą Polką, która przeleciała nad Alpami. Od 1915 roku samodzielnie prowadziła rodzinną firmę Krakowski Zakład Witrażów S.G. Żeleński, przetrwała ciężkie lata wojenne, rozbudowywała zakład, a od końca lat dwudziestych pomagał jej syn Adam. Jesienią 1944 roku zaaresztowało ich gestapo. Iza Żeleńska została zwolniona, ale Adam trafił do obozu koncentracyjnego w Flossenburgu, skąd wrócił latem 1945 roku.

Zofia

Lata okupacji, tygodnie spędzone w piwnicach walczącego miasta, dni upływające na niekończącej się wędrówce poważnie nadszarpnęły zdrowie Żeleńskich. Podobnie jak dziadek i matka, Staszek od kilku lat walczył z dolegliwościami płucnymi. Ratunku szukał w Zakopanem, dokąd udał się jesienią razem z Janiną Sokołowską. U Zofii wystąpiły problemy gastryczne, a rany i otarcia na stopach utrudniały chodzenie i przysparzały jej nowych problemów.

Tej smutnej jesieni 1944 roku wróciła tu, skąd wyjechała przed ponad dwudziestoma laty. Inaczej wyglądał tamten dzień, gdy opuszczała rodzinne miasto, zostawiała za sobą Kraków, była zakochana. I oto teraz, w najcięższym okresie swojego życia, wracała właśnie tutaj, aby leczyć rany. Bo chociaż otarcia na stopach nadal nie chciały się goić, nie one bolały najbardziej.

W żadnym innym miejscu, jak właśnie w Krakowie, nie mogła bardziej uświadomić sobie, że została sama. Ludzie, którzy byli jej bliscy, odchodzili jeden po drugim, nie było już ani Witkacego, ani Tadeusza, nie było domu, który razem stworzyli. Niewiele osób zostało z licznej niegdyś rodziny. Ojciec, Janek, Lizka, Maryna z mężem, Tadeusz, jego bracia – wszyscy zginęli tragicznie i niemal wszyscy od kuli.

Pałac na Wielopolu, przed wojną własność koncernu IKC, był ruiną. Trzydzieści lat po śmierci ojca z imponującego majątku Pareńskich nie zostało nic.

REKLAMA

Zaduszki

To były pierwsze i ostatnie obchody Wszystkich Świętych pod okupacją, które Zofia spędziła w rodzinnym mieście. Obowiązujące zarządzenia ograniczały czas przebywania na cmentarzach Rakowic i Salwatora do godziny siedemnastej, a za pozostawienie zapalonych lampek po godzinie szesnastej grożono karami. Od siedemnastej dwadzieścia pięć obowiązywało zaciemnienie miasta i mieszkań. W grobowcu Pareńskich na cmentarzu Rakowickim spoczywali: Adaś, Teodor, Franciszka, Stanisław, Eliza i Jan Pareńscy, Edward i Eliza Leszczyńscy oraz Maria Mühleisen.

Grobowiec Stanisława Pareńskiego na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie (fot. Mach240390 , na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Jeżeli tego listopadowego dnia Zofia miała nadzieję na odnalezienie po wojnie wspólnej mogiły Tadeusza, Maryny i Jana Greka, stało się to niemożliwe, z chwilą kiedy Niemcy przystąpili do zacierania śladów ludobójstwa. W lipcu 1943 roku powstała we Lwowie jednostka specjalna Sonderkommando 1005, określana również „brygadą śmierci”, utworzona z więźniów, przeważnie Żydów. Zadaniem oddziału było odkopywanie zbiorowych mogił, wyciąganie zwłok, przewożenie ich na teren obozu i palenie. Późnym wieczorem 8 października 1943 roku członkowie brygady odkopali ciała ofiar lipcowego mordu ze Wzgórz Wuleckich. „Gdy tylko podnieśliśmy pierwsze trupy, już leżały dwa złote zegarki kieszonkowe z łańcuszkami i złote pióro Watermana. Jedno wieczne pióro miało złotą obrączkę szerokości 1 cm z wybitym nazwiskiem właściciela” – zeznawał po wojnie Leon Weliczker, członek „brygady śmierci”.

Więźniowie wyciągnęli ciała hakami, przenieśli je do samochodów, dół oprószyli chlorkiem, zasypali, splantowali i obsiali nasionami. Następnego dnia w Lesie Krzywczyckim zapłonął stos z ponad dwóch tysięcy ciał wykopanych z okolicznych mogił, również tej ze Wzgórz Wuleckich. Członkowie „brygady śmierci” przesiali popiół przez sita, wydzielili złoto, zmielili kości w młynie, a proch rozsiali po okolicznych polach.

Kraków–Łódź

Mieszkanie Izy Żeleńskiej, choć przestronne i gościnne dla wojennych rozbitków, nie mogło być miejscem na stałe. Zofia doskonale zdawała sobie z tego sprawę i wygląda na to, że traktowała Kraków jako adres tymczasowy. Ale to właśnie tutaj, podobnie jak w 1918 roku, powitała koniec wojny, ten dzień, kiedy „ludzie szli szeroko środkiem jezdni, czuli się na powrót właścicielami samych siebie”. Była w Krakowie, kiedy z Weselem w reżyserii Jacka Woszczerowicza przyjechał z Lublina Teatr Wojska Polskiego. Dramat wystawiono 6 lutego 1945 roku w Teatrze im. Słowackiego i niejednemu przyszło na myśl, że wypowiedziane przez Poetę słowa A to Polska właśnie nigdy nie brzmiały tak przejmująco.

Powyższy fragment pochodzi z:

Monika Śliwińska
„Muzy Młodej Polski. Życie i świat Marii, Zofii i Elizy Pareńskich”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
416
Format:
165 x 235
ISBN:
978-83-244-0377-6

W pierwszych miesiącach 1945 roku zjeżdżali do Krakowa literaci, wdowy po pisarzach, artyści, tysiące wysiedleńców, a większość bez pieniędzy i bez dachu nad głową.

Dom Literatów, „czworaki literackie”, miał siedzibę przy Krupniczej 22, nieopodal miejsca, gdzie przed laty mieszkali Żeleńscy. Była to kamienica trzypiętrowa z dwiema oficynami. Dla literatów wypatrzyli ją i zdobyli Tadeusz Kwiatkowski i Kazimierz Czachowski. Na pierwszym piętrze mieściły się biuro zarządu i gabinet prezesa, genius loci, wokół którego tłoczyli się ludzie pióra.

REKLAMA

Ludwik Jerzy Kern:

Drzwi trzaskają, tłumek nie najlepiej odziany cierpliwie czeka, a w tłumku skromna kobiecina. Trwa to i trwa. Po jakimś czasie ktoś coś szepnął do ucha przelatującemu kolejny raz przez sekretariat Kwiatkowskiemu. Kwiatkowski charakterystycznym gestem puknął się pełną dłonią w czoło i, zginając się wpół, podszedł do tej kobieciny. Pocałował ją parę razy w rękę i uroczyście wprowadził poza kolejką do gabinetu prezesa. To była pani Boyowa-Żeleńska.

W zarządzie krakowskiego oddziału Związku Zawodowego Literatów Polskich znaleźli się między innymi: Tadeusz Breza, Witold Zechenter, Kazimierz Wyka, Stanisław Witold Balicki, pierwszym prezesem został Kazimierz Czachowski. W kamienicy zamieszkali literaci z rodzinami, a wśród nich: Kazimierz Brandys, Stanisław Dygat, Jerzy Andrzejewski, sędziwy Artur Górki, dawny adorator Zosi (czy to wszystko wydarzyło się naprawdę?) i Jadwiga Witkiewiczowa.

Zofia Żeleńska na szkicu Stanisława Wyspiańskiego

Ale to nie w Krakowie dostała swój pokój wdowa po Żeleńskim, lecz w Łodzi, drugim mieście, gdzie organizowało się życie kulturalne po wojnie. Bliżej stąd było do Warszawy, która w najbliższych latach miała zostać odbudowana. Do Łodzi ciągnęli ludzie pióra skuszeni pracą i mieszkaniami z bieżącą wodą, światłem i szybami w oknach. Wszyscy pragnęli normalności, choćby prowizorycznej. W Łodzi rozwijało się życie artystyczne i literackie, wznawiały działalność teatry, powstawały uczelnie, instytucje kulturalne, redakcje, wydawnictwa. Główną ulicą miasta, gdzie swoją siedzibę miał „Czytelnik”, spacerowali ludzie, których przed wojną widywano na ulicach Warszawy: Jan Kott, Ryszard Matuszewski, Jan Brzechwa, Zofia Nałkowska, Mira Zimińska. Przyjechali pisarze, którzy, tak jak Żeleński, przebywali we Lwowie: Jerzy Borejsza, twórca „Czytelnika”, Adam Ważyk, Leon Pasternak i Władysław Broniewski (to ich podpisy znalazły się na oświadczeniu pisarzy polskich z listopada 1939), Mieczysław Jastrun, który rozmawiał z Boyem we Lwowie na krótko przed aresztowaniem, i Adolf Rudnicki.

Łódzki oddział Związku Zawodowego Literatów Polskich zakwaterował Zofię Żeleńską w jednej z dwóch kamienic oddanych literatom. W mieszkaniu przy ulicy Żeromskiego 21/14 dostała pokój, do którego mogła się dostać, przechodząc przez inny, należący do Ludwika Świeżawskiego, poety i prozaika. Krępowało ją to ogromnie.

Janina i Jan Muszkowscy

Gościli dawniej na podwieczorkach u Boyów. Profesor Muszkowski, przed wojną dyrektor Biblioteki Ordynacji Krasińskich, razem z innymi naukowcami zakładał Uniwersytet Łódzki; był twórcą pierwszej w Polsce katedry bibliotekoznawstwa. Muszkowscy wyczekiwali córki, która od czterech i pół roku była więziona w obozie w Ravensbrück. W Grand Hotelu, gdzie zajmowali pokój, Zofia opiekowała się Janiną Muszkowską, ciężko chorą na anemię złośliwą. Tutaj któregoś majowego dnia zastała ją córka Muszkowskich, Joanna, która dotarła do Łodzi po kilkutygodniowej tułaczce, w pasiaku, z numerem obozowym i winklem na ramieniu.

REKLAMA

Joanna Muszkowska-Penson:

Zapukałam, a ona otworzyła drzwi. Widząc mnie, w tym pasiaku, potwornie wychudzoną, nie powiedziała nic, tylko położyła palec na ustach. Wprowadziła mnie do małego korytarzyka i poszła do mojej matki, zamykając za sobą drzwi pokoju. Zostałam sama w tym ciasnym przejściu. Po jakimś czasie, który wydał mi się ogromnie długi, wróciła i zabrała mnie do mamy.

To była chwila, której Zofia wyczekiwała przed czterema laty, pisząc: „Czekam ich ciągle, każdy powrót do domu to nadzieja listu, albo zobaczenia, zastania w domu, każdy dzwonek to myśl, że to może już”.

„Widzę ją w tym Grand Hotelu – dodaje Joanna Muszkowska-Penson.

– Wydawała mi się wtedy zmęczoną życiem starszą panią. Ale była piękna, miała bardzo subtelną urodę”.

Matka i syn

W Łodzi Staszek znalazł zatrudnienie w Teatrze Wojska Polskiego, jednak już w listopadzie 1945 roku wrócił do Warszawy i razem z Sokołowską za- mieszkał na Pradze. Zmartwiona Zofia pisała do syna:

Wobec tego, jak to wszystko tam wygląda, fatalnie się to zrobiło, że jesteście tam, nie tutaj. Cóż robić, może się okaże w przyszłości, że właśnie tak było dobrze. Wczoraj wieczór wichura była tu tak straszna, myślałam, że szyby wgniecie i myślałam, co się w taki wicher dzieje w Warszawie, jak muszą latać cegły, gzymsy, ściany. Maleństwo i proszę kochany uważajcie na siebie (…).

Żeleński zadecydował, że chorej matce lepiej będzie w przydzielonym mieszkaniu w Łodzi niż wśród gruzów Warszawy. Problemy zdrowotne Zofii z jesieni 1944 roku po kilkunastu miesiącach były tak samo dokuczliwe, bo trudno gojące się rany na stopach odnawiały się przy każdej następnej przypadkowej, choć cennej, parze butów. „Kupiłam korki do kapciów, ale dziś też mnie bolą nogi, może dlatego że jeszcze nie zagojone. Oby tylko znów coś się nie zrobiło na nowo”. „I te nieszczęsne buty moje. Czy kiedy do nich dojdę? Teraz, choćby były pieniądze, nie mogę za tem latać”.

Powyższy fragment pochodzi z:

Monika Śliwińska
„Muzy Młodej Polski. Życie i świat Marii, Zofii i Elizy Pareńskich”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
416
Format:
165 x 235
ISBN:
978-83-244-0377-6
Zofia Żeleńska na szkicu Stanisława Wyspiańskiego pt. Macierzyństwo ([ Zofia Żeleńska karmiąca ])

Dolegliwości żołądkowe, na które uskarżała się od końca wojny, wynikały prawdopodobnie z choroby wrzodowej. Łagodziła je, stosując dietę opartą na kaszkach i kleikach. „Boli mnie jeszcze ciągle, a przez to, że nie mogę tak leczyć się, jak trzeba by, musi pewnie trwać dłużej. Poczciwa Marysia załatwia mi bułki, daje śniadanie rano, tak że mogę często nie wychodzić”.

REKLAMA

W korespondencji z synem zwracają uwagę intymny ton listu i głęboka więź łącząca obydwoje. W późniejszych wspomnieniach Stanisława Żeleńskiego ojciec często nazywany był Boyem (pamiętamy o dziecięcym liście z Rabki, gdzie zwracał się do niego per „Tadziu”), ale Zofia zawsze była Matką, za którą nieodmiennie wstawiał się i upominał. To właśnie z nią, jak mówił, wiązały się jego najcieplejsze wspomnienia. „Skarpetki twoje wnet skończę, jeżeli Wiesio będzie, przez niego poszlę, żeby tylko były dobre i ciepłe. Czy buty ładne, czy tylko taka pociecha, że są?”. Dla Zofii czterdziestoletni Staszek był nadal tym samym Maleństwem.

„Nie niepokój się, gdyby znów dłużej nie było wiadomości, to będzie znaczyć, że staram się nie wychodzić, albo nie mogę. Gdyby zaś coś było naprawdę ważnego, wysłałabym wtedy na pewno wiadomość, więc – pas de nouvel- les – bonnes, nouvelles [brak wiadomości – dobre wiadomości]” – napisała do Staszka w połowie grudnia, ale list ten raczej go nie uspokoił. Po kilku dniach przyjechał do Łodzi i zabrał Zofię, mimo prowizorycznych warunków bytowych, w jakich mieszkali z Sokołowską. W papierach po Zofii przechowywanych w Muzeum Literatury w Warszawie zachował się odpis oświadczenia Ludwika Świeżawskiego z 20 grudnia 1945 roku informujący o zajęciu pokoju Zofii na czas jej nieobecności.

Pismo z łódzkiego oddziału Związku Zawodowego Literatów Polskich:

W związku z listem Pani z dnia 22 ub.m. upraszamy o powiadomienie, na jak długo opuściła Pani swoje mieszkanie przy ul. Żeromskiego nr 21 i czy mieszkanie to nie można byłoby chwilowo odstąpić któremuś z naszych kolegów literatów pozostającym bez mieszkania.

Do Łodzi Zofia już nie wróciła. Zamieszkała razem ze Staszkiem i z przyszłą synową na Pradze przy ulicy Wileńskiej 13. Staszek i Janina Sokołowska pracowali już w Teatrze Polskim. Wznawiały produkcję fabryki, powstawały wydawnictwa, drukarnie i punkty usługowe. Zrównana z ziemią lewobrzeżna Warszawa podnosiła się z gruzów.

Tamta strona Wisły

Jeszcze w Krakowie docierały do Zofii wieści o tym, że hitlerowcy ogniem równają miasto z ziemią. Jej reakcja na widok Warszawy po kilkunastomiesięcznej nieobecności musiała być podobna do tej, którą zapisała Romana Dalborowa:

Każdy w pierwszych dniach przybycia do stolicy szedł do swego mieszkania, potem szukał domu swych bliskich znajomych, a nieraz... grobów. Te włóczęgi po mieście były nieustającym cierpieniem. Pomimo wszystko, co się wiedziało i słyszało od innych, zobaczenie na własne oczy tej okropności było czymś wstrząsającym. Spotkałam dorosłych twardych mężczyzn, którym łzy rozpaczy kapały z oczu. To, co się widziało, było jednak czymś nieprawdopodobnym. Tego, jak wyglądała w tamtych czasach Warszawa, nie da się opisać żadnymi słowami. Ci, co patrzyli własnymi oczami, nie zapomną na pewno nigdy.
REKLAMA

Być może tylko, pod nieistniejącymi drzwiami spalonego domu, zostawiła karteczkę z nowym adresem po tamtej stronie Wisły.

Wstrząsające wrażenie z przyjazdu do stolicy musiało odbić się w liście Zofii do Marii Domańskiej, bo w lutym towarzyszka dziewczęcych zabaw na Wielopolu napisała:

Chciałabym, byś zamieszkała w Krakowie i nie pozostawała wśród tych szczątków Warszawy. Wydawało mi się dużą brawurą, gdy ktoś mówił, że nie boi się śmierci, teraz uważam to za zupełnie naturalne, że ludzie tęsknią za uwolnieniem się od życia, kiedy przepadło wszystko, co miało dla nas wartość.
Tablica pamiątkowa przy ul. Smolnej 11 w Warszawie (fot. Adrian Grycuk , na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Poland)

Tymczasem wszystko należało zorganizować od początku. W kwietniu 1947 roku Zofia kupiła w Okręgowym Urzędzie Likwidacyjnym: „jedno biurko jasne, jeden fotel kryty materiałem, jeden tapczan kryty materiałem, jedną szafę-biblioteczkę, jeden tapczan z materacem, jedno łóżko żelazne białe, jedną szafę 2-drzwiową, jeden stół okrągły ciemny, sześć krzeseł krytych skórą”.

Z dawnego mieszkania Boyów wojenną zawieruchę przetrwały trzy lub cztery obrazy Witkacego, przechowywane, a może odzyskane, przez profesora Lorentza, który zwrócił je właścicielce. W 1955 roku Jan Leszczyński podarował Zofii pastel Witkacego ze swojej kolekcji – „Dziękuję jeszcze raz bardzo za pastel Witkiewicza. Prześliczny, szalenie mi się podoba”. Mieszkanie na nowo wypełniało się książkami, głównie przedwojennymi wydaniami Biblioteki Boya. Skupowane skrupulatnie przez Zofię, stały się podstawą do kolejnych wznowień.

Tadeuszowa Żeleńska

Pierwsze rozmowy dotyczące wydania dwudziestu ośmiu utworów własnych Tadeusza Żeleńskiego Zofia przeprowadziła jeszcze w listopadzie 1944 roku w Krakowie. Przygotowana umowa ze Stefanem Kamińskim, właścicielem znanej księgarni wydawniczej przy ul. Karmelickiej 29, ostatecznie nie została podpisana. W Łodzi zawarła umowy z „Czytelnikiem”, Spółdzielnią Wydawniczą „Wiedza” i Spółdzielnią Wydawniczą „Książka”. W kolejnych latach sama lub wspólnie ze Staszkiem podpisała umowy z Państwowym Instytutem Wydawniczym, „Książką i Wiedzą”, której siedziba znajdowała się przy ulicy Smolnej 13, a także z Gebethnerem, Naszą Księgarnią, Zakładem Narodowym im. Ossolińskich, Instytutem Wydawniczym PAX, Wydawnictwem Literackim i Państwowym Wydawnictwem Naukowym. Otrzymywane z tytułu umów honoraria autorskie znacząco wpływały na stan domowego budżetu.

Powyższy fragment pochodzi z:

Monika Śliwińska
„Muzy Młodej Polski. Życie i świat Marii, Zofii i Elizy Pareńskich”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
416
Format:
165 x 235
ISBN:
978-83-244-0377-6

Wdowa po Tadeuszu Żeleńskim była twardym i bezkompromisowym negocjatorem, o czym świadczą sporządzone przez nią odpisy listów do wydawców. I tak, na przykład, do Mariana Gintera, księgarza z Łodzi, pisała:

Warunki nasze są następujące:

1/ 15% od ceny księgarskiej egzemplarza

2/ Jedną z korekt chcę robić sama

3/ Uwzględnienie interpunkcji takiej, jaką stosował ś.p. mąż mój, który do tego przywiązywał wielką wagę

4/ Egzemplarze autorskie p/g zwyczaju

Warunki płatności: zaliczka przy zawarciu umowy, w wysokości do ustalenia. Po wyjściu książki spłacenie należności ratami miesięcznymi, też w wysokości do ustalenia.

REKLAMA

Gdyby w ciągu dwu lat od podpisania umowy O duchu praw nie wyszło, prawa wracają do nas.

I kolejny list, napisany po tym, jak swoje warunki przedstawił Ginter:

List Szanownego Pana w sprawie Montesquieu’go otrzymałam. Nie mogę się zgodzić ani na wybór, ani na proponowane przez Sz. Pana warunki.

Łączę wyrazy poważania i kreślę się.

Do Spółdzielni Wydawniczej „Książka i Wiedza”:

Zwrócono się do mnie o zgodę na wydanie Myśli Pascala w tłumaczeniu mojego męża. Wobec tego proszę o zwrot praw autorskich. Mam nadzieję, że nie zechcą Panowie robić krzywdy mężowi, uniemożliwiając przez ewentualną odmowę wydanie całości Myśli w Jego pięknym przekładzie.

Równie stanowczo nakreślone są dwa listy do Zakładu Narodowego im. Ossolińskich:

11 sierpnia 1951

(...) Jeżeli chodzi o punt 4-ty, dlaczego zastosowali Panowie stawkę średnią, a nie najwyższą, która chyba Mężowi się należy? Kto w takim razie ma prawo do najwyższej stawki? Mam nadzieję, że Szanowni Panowie zechcą i ten punkt skorygować.

21 listopada 1951

(...) muszę zaznaczyć, że oburzają mnie stawki stosowane do męża, który jest przecież pozycją w naszej literaturze, podczas gdy tłumacze nie literaci, tłumaczący tyle tylko że poprawnie, dostają często najwyższe stawki. Sami Panowie przyznać chyba muszą, że oburzenie moje jest słuszne. Proszę mi wierzyć, że nie względy materialne, ale zakwalifikowanie męża powoduje to moje rozgoryczenie.

Konsekwentnie i nieustępliwie pilnowała, aby przekłady i utwory własne Boya były wydawane ściśle według przedwojennych egzemplarzy. Wydawnictwa zainteresowane wznowieniem książek Boya wypożyczały od niej wydania sprzed 1939 roku, których, mimo trudności w zakupie, stale przybywało. Po wojnie ktoś przywiózł jej rękopis Turcareta Lesage’a, którego Tadeusz tłumaczył we Lwowie. Jan Leszczyński podarował jej przedwojenny egzemplarz Prousta, którego obydwoje z Tadeuszem tak cenili. Wzruszające są słowa, jakimi dziękowała w liście za ten cenny prezent:

Tak bardzo ucieszył mnie Proust i tak jestem Panu wdzięczna, ale jak Panu tą wdzięczność okazać, jak się wywdzięczyć? Tutaj zupełnie już straciłam nadzieję na skompletowanie go, tak trudno i mało książek teraz krąży, myślę o książkach Tadeusza czy przekładach.

A potem fragment, który tak wiele mówi nie o Prouście, ale o niej, Zofii:

Tyle z Proustem wspomnień, długo dość trwało drukowanie, więc i dużo przy tym przeżyć. Gdyby te czasy mogły wrócić, życie moje miało jakiś sens, byłam pożyteczna, potrzebna.

I słowa, które starannie zamazała piórem:

a przedewszystkiem żył Tadeusz.

Zofia, Wanda, Irena

Wanda Ładniewska-Blankenheimowa spotkała się z Zofią, zanim na dobre wyjechała z Polski do Francji, a jej droga do Warszawy była długa.

REKLAMA

Po lipcowej tragedii Blankenheimowie przedostali się do Zakopanego, gdzie wkrótce aresztowało ich gestapo, trafili do obozu w Oświęcimiu. Wyprowadzona w marszu śmierci Wanda dotarła do Niemiec, a stamtąd po wojnie, już jako wdowa, wróciła do Krakowa. Przywiozła Zofii jedyny w Polsce, ocalony przez przyjaciół ze Lwowa, egzemplarz antologii Młoda Polska (ten z dedykacją), który stał się podstawą nowych wznowień.

Irena Krzywicka na portrecie autorstwa Witkaceg

Po wojnie los zetknął Zofię z inną kobietą Boya. Z Ireną Krzywicką spotkały się na wieczorze poświęconym pamięci Żeleńskiego zorganizowanym przez Związek Literatów Polskich. „W obecności wdowy i syna zdała szczegółową relację ze stosunków łączących ją z Boyem” – czytamy w powojennej biografii Krzywickiej.

Losy tych dwóch kobiet na przestrzeni lat splatały się ze sobą wielokrotnie. Kiedy w lutym 1943 roku niespodziewanie zmarł piętnastoletni Piotruś, syn Ireny, Zofia wyruszyła na przedmieścia Warszawy, gdzie Krzywicka ukrywała się wraz rodziną, aby wesprzeć bliską obłędu, udręczoną matkę.

Zastanawiające, że Krzywicka, która w swoich Wyznaniach gorszycielki nie pominęła niczego na temat relacji wiążących ją z ludźmi międzywojnia, zaledwie w kilku skąpych i oględnych słowach wspomniała o swoim pobycie u Zofii. „W ogóle nie wychodziliśmy z mieszkania” – napisała krótko, a już całkowitym milczeniem obeszła szczegóły wspólnego bytowania pod jednym dachem.

Zanim jednak ukazały się Wyznania gorszycielki, chętnie i mniej powściągliwie wypowiadała się o Zofii na łamach londyńskich „Wiadomości”:

Jak wspomniałam, małżeństwo Boyów, już po paru latach pożycia, przestało mieć charakter zmysłowy. Ale byli inni, których, nie przerywając sojuszu życiowego i duchowego z mężem – kochała. Los znęcał się nad nią dalej. Rudolfa Starzewskiego, redaktora „Czasu” (Dziennikarza z Wesela), znaleziono z rewolwerem w ręku i przestrzeloną skronią, Witkacy zaś otruł się i przeciął sobie żyły, kiedy bolszewicy, w porozumieniu z Hitlerem, wkroczyli do Polski. Ta kobieta, stanowiąca uosobienie wdzięku i uroku, była jakby napiętnowana nieszczęściem i wiał od niej niepojęty na pozór smutek.

Ze statusem Zofii u boku męża rozprawiła się krótko i bezceremonialnie, stawiając Żeleńskich w sytuacji arcyniezręcznej, której trudno dać wiarę, znając delikatność i takt obydwojga we wzajemnych relacjach:

Sam czuł się w sklepach, w kwiaciarniach, w światku drobiazgów damskich jak pijane dziecko we mgle. Toteż trafiał zwykle kulą w płot. W rezultacie, kiedy do- stawałam w późniejszych latach od niego jakiś okropny, wyczupirzony wiecheć, wiedziałam, że kupił go on sam, kiedy zaś przychodził przepiękny gustowny kosz, wiedziałam, że kupiła go pani Fusia.

Na łamach tej samej gazety w 1972 roku Władysław Żeleński odniósł się do małżeństwa Boyów tymi słowy:

Wiele spraw z tym związanych przedstawiało się zgoła inaczej, niż to opisano w nie- dawnych artykułach na łamach «Wiadomości», nie podejmuję jednak tego tematu.

Powyższy fragment pochodzi z:

Monika Śliwińska
„Muzy Młodej Polski. Życie i świat Marii, Zofii i Elizy Pareńskich”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
416
Format:
165 x 235
ISBN:
978-83-244-0377-6
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Monika Śliwińska
Monika Śliwińska (ur. 1978) – dziennikarka i redaktorka, od 2009 roku związana z nowymi mediami. Pracuje w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie. Redaguje stronę o życiu i twórczości Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Autorka książki Muzy Młodej Polski (2014), uhonorowanej Nagrodą Klio przez Porozumienie Wydawców Książki Historycznej. 

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone