Erik Larson – „Tragedia Lusitanii” – recenzja i ocena

opublikowano: 2016-05-10 08:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Do lektury tej książki zachęca sam George R. R. Martin. Czemuż to poczytny autor fantastyki zachęca do sięgnięcia po literaturę faktu?
REKLAMA
Erik Larson
„Tragedia Lusitanii”
cena:
Tłumaczenie:
Monika Wyrwas-Wiśniewska
Okładka:
twarda
Liczba stron:
480
Format:
143 x 205 mm
ISBN:
978-83-7999-574-5

Pierwsze kilka kartek udowodniło mi jednak, że Tragedia Lusitanii, najnowsza książka Erika Larsona to niebywale wciągająca lektura. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, przez kolejne rozdziały płynąłem nie wolniej niż wspomniany parowiec po atlantyckich falach. Autor Pieśni lodu i ognia miał rację: lektura przypomina dobrą powieść.

Pisarstwo uprawiane przez dziennikarzy, bywa nierzadko surowe i pozbawione głębi. Ludzie prasy często do tego stopnia skupiają się na przedmiocie swego zainteresowania, że pozostaje on niejako zawieszony w próżni. W omawianym przypadku jest zupełnie inaczej. Autorowi udało się w sposób realistyczny, bardzo szczegółowy i sprawiający wrażenie autentyczności, odwzorować świat roku 1915. Tragedia Lusitanii przypomina kilkupoziomowy epicki utwór, zogniskowany wokół ostatniego rejsu parowca. Ale daję głowę, że gros czytelników zdziwi się jak wiele różnych nitek prowadzi do tego jednego kłębka.

Charakterystyczne dla książki jest indywidualne podejście do pojawiających się postaci. Zwraca uwagę zwłaszcza olbrzymia liczba przytoczonych wypowiedzi pasażerów, członków załogi, świadków. To zdecydowanie jeden z największych atutów tej książki. Oddaje żywe emocje i sugestywne obrazy wprost z tamtych czasów. Z drugiej strony, ten bardzo emocjonalny i personalny charakter nieco pozbawia dzieło kronikarskiej wiarygodności. Sam autor wspomina o tym, iż ma świadomość, że spisane po latach wspomnienia świadków, nacechowane silnymi emocjami, mogły zostać nieco wypaczone. Nie takie jednak było założenie, aby z zegarkiem w ręku relacjonować co działo się na pokładzie.

Wspomniana wielopoziomowość zapewnia bardzo szerokie pole widzenia na wydarzenia związane z zatonięciem Lusitanii. Zanim, wraz z Erikiem Larsonem, wsiądziemy na pokład najszybszego z ówczesnych transatlantyków, dowiadujemy się co nieco o kapitanie, jego wcześniejszej służbie i przygodach oraz poznajemy niektórych pasażerów. Pamiętać trzeba, że wśród tak ogromnej ilości zaokrętowanych osób trafiały się najróżniejsze postaci.

Miejscami można by posądzić autora o przesadę, gdy np. przytacza informacje na temat zwyczajów dotyczących noszenia kapeluszy słomkowych przez mężczyzn w Nowym Jorku, albo o tym, co można było przeczytać danego dnia w prasie, czy też jakiej rozrywce oddawali się kabinowi boye w przededniu wyjścia w morze. Wszystkie te pojedyncze szczególiki budują jednak klimat opowieści i bardzo przemawiają do wyobraźni. do tego stopnia, że momentami trudno zaprzątać sobie głowę chronologią zdarzeń, gdy czujemy jak wraz z innymi pasażerami lądujemy w lodowatej wodzie. Chcę podkreślić, że uważny i dostatecznie skupiony czytelnik będzie w stanie znakomicie się odnaleźć w gąszczu zdarzeń. Warto w tym miejscu docenić ogrom pracy wykonanej przez autora w poszukiwaniu źródeł tych wszystkich ciekawostek. Statki takie jak Lusitania, nie były wszak jednie środkami transportu, ale czymś w rodzaju miasta na wodzie, gdzie odprawiano msze w kilku obrządkach, gdzie działały zakłady fryzjerskie, kawiarnie, restauracje, a w każdej większej gazecie funkcjonowała instytucja dziennikarza portowego, który zajmował się wyłącznie tematyką okrętową.

REKLAMA

Kolejną wyraźną cechą narracji Erika Larsona jest ograniczenie własnych komentarzy do minimum i powstrzymywanie się od formułowania tez czy zawiłych wniosków. Tam gdzie to możliwe, do głosu dopuszczono świadków i ekspertów, jednak nawet w części dotyczącej śledztwa po katastrofie i późniejszych ustaleń, autor przytacza jedynie fakty. I jakkolwiek miejscami wydaje się coś sugerować, robi to niezwykle subtelnie, zostawiając czytelnikom szerokie pole do swobodnej interpretacji.

Co ciekawe, autor za celowe uznał włączenie do narracji epizodów z życia prezydenta Woodrowa Wilsona, dodajmy bardzo osobistych, nie wyłączając prywatnej korespondencji. Wydaje się to uzasadnione, gdyż wiele z jego ówczesnych decyzji, (czy może raczej braków decyzji), związanych z niemiecką agresją na morzach, miało swoje źródło w życiu prywatnym. Sporą część miejsca poświecono również sprawcy tragedii, kapitanowi Schwiegerowi i jego Unterseeboot 20 oraz tajnemu ośrodkowi dekryptażu brytyjskiej admiralicji – Pokojowi 40, który był odpowiedzialny m. in. za rozszyfrowywanie korespondencji radiowej przechwytywanej z niemieckich okrętów podwodnych. Przedstawienie tragedii Lusitanii w tak szerokiej perspektywie, pozwala właściwie umiejscowić owo zdarzenie w historii i nadać mu odpowiedni kontekst polityczny.

Chciałem gorąco zarekomendować książkę absolutnie wszystkim miłośnikom dobrej literatury. Jakkolwiek jest to pozycja bardziej o charakterze reportażowym niż stricte historycznym, to nie ulega kwestii, że przede wszystkim jest dziełem literackim, które śmiało może stawać w szranki z każdą powieścią z listy bestsellerów. Bardzo wysoka ocena, których z zasady staram się unikać, podyktowana jest właśnie tą przyczyną – genialną, wartką narracją oraz barwnym odwzorowaniem tamtego świata i żyjących w nim ludzi.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Szymon Koziatek
Student Mechaniki i Budowy Maszyn na Politechnice Śląskiej, a wcześniej - archeologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się historią powstania i działalności wojskowych oraz policyjnych sił specjalnych, a także okresem walki Polaków o niepodległość w XX wieku. Miłośnik zabytkowych samochodów i powieści Johna le Carré.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone