Eugeniusz Bodo: celebryta, z którego zrobiono bohatera narodowego

opublikowano: 2016-04-26 18:28
wolna licencja
poleć artykuł:
Jeden z odcinków serialu „Bodo” wywołał oburzenie, gdyż pokazano w nim głównego bohatera biorącego narkotyki i prowadzącego rozwiązły tryb życia. W jaki sposób aktor rewiowy stał się „świętym” II RP, którego nie można pokazać w złym świetle?
REKLAMA

Przeczytaj również: Eugeniusz Bodo − nie aż taki zimny drań

Eugeniusz Bodo (1899-1943)

Dom mój pozbawiony jest telewizora, toteż nie miałem okazji śledzić nowej „superprodukcji” TVP pt. Bodo. Dzięki aferce jaką wywołały sceny z ostatniego odcinka, przyciągnął on jednak moją uwagę w tak wielkim stopniu, że postanowiłem odpalić VOD i zobaczyć owo cudo.

Słuszne oburzenie

Serial jak serial – przeminie niczym cała rzesza produkcji historycznych TVP, jak chociażby Przeprowadzki czy Miłość i wojna 1920. Niemniej oburzenie, jakie wywołał i płynące z niego wnioski są dosyć ciekawe.

Na facebookowym fanpage’u serialu zawrzało: jak to? Kokaina, dom publiczny i celebryci? Do tego oburzenie, że przedstawiono ukochanego przez całe rzesze Bodzia w scenerii nieodpowiedniej i dodatkowo szkalującej przedwojnie.

Śpieszę wyjaśnić, że kokaina była znana przedwojennym celebrytom – w Adrii co jakiś czas dochodziło do nalotów policji łapiącej handlarzy, a „czciciele koko” byli liczni w kręgach high- life'u i elity wojskowej. Kto nie wierzy niech zajrzy albo do prac historycznych Adriana Zandberga albo do broszurki Kokainizm i homoseksualizm lekarza wojskowego Jana Nelkena. Kokaina pojawia się zresztą zarówno w twórczości Gałczyńskiego jak i Józefa Mackiewicza – u tego drugiego pewien narkoman-oficer podczas wojny roku 1920 ginie nawet w domu publicznym. Czy Bodo brał narkotyki? Pewnie trudno stwierdzić, ale biorąc pod uwagę ich powszechność w środowisku w którym się obracał (i przyzwolenie tego środowiska), nie byłoby w tym nic dziwnego.

Tematu „Czy Bodo mógł do domu publicznego zajść” nawet nie będę szerzej rozwijać. Wizyta w tego typu przybytkach w II RP była czymś częstym i w kręgach artystyczno-literacko-oazowych naturalna. Wystarczy zajrzeć do Kronosa Gombrowicza czy wspomnień o Francu Fiszerze, który zwykł mówić do chustkowych dziewczyn „moje kochanie”. To samo tyczy się załatwiania pracy przez łóżko. Czy robił tak Bodo? Nie wiadomo. Czy mógł? Oczywiście, tak jak robił to jeden z bohaterów Złotej maski Tadeusza Dołęgi-Mostowicza.

Zobacz też:

A co do zepsucia oficerów sanacyjnych wystarczy wymienić tylko trzy powieści wspomnianego Dołęgi: Karierę Nikodema Dyzmy, Czeki bez pokrycia i Ostatnią brygadę. Ta ostatnia kończy się gorzkimi słowami:

REKLAMA
Nie naród, nie naród, tylko nasze pokolenie, zdemoralizowane niewolą, zdeprawowane wojną. Nasze pokolenie, pokolenie rozbitych ołtarzy, podeptanych tradycji, wyzute z dogmatów. Pokolenie, któremu – gdy zabrakło ideału walki o niepodległość – zabrakło steru i busoli. Dojutrki. Mówimy: „pierwsza brygada”, „czwarta brygada”... Całe nasze pokolenie jest tą ostatnią brygadą niewoli, ostatnią brygadą wielkiej wojny... I póki nie wymrze to pokolenie, póki nie przyjdzie pomór na ostatnią brygadę, póty nie zacznie się nowe życie.

Eugeniusz Bodo superstar

Interesujące jest jednak coś innego. Patrząc na całą sprawę z dystansu widać, że część ludzi, wcale niemała, czuje się urażona faktem, że obrażono celebrytę (nie bójmy się tego określenia). Tyle tylko, że to celebryta, który nie żyje w XXI w., ale umarł dawno temu. W dosyć magiczny sposób stał się on symbolem przedwojennej Polski.

Najpierw redukuje się II RP do kawiarnianych pisarzy i rewiowych artystów, do Adrii i Małej Ziemiańskiej, aby potem odkryć ze zgrozą, że tak przedwojenna Polska nie wyglądała. Stawia się za wzór rzeczy, które dzisiaj na to nie zasługują. Nie mówię nawet o środowisku „Skamandra” i „Wiadomości Literackich”, które nie ograniczało się do dyskusji Franca Fiszera z Adamem Ważykiem nad filiżanką kawy, ale o przedwojennych kabaretach – czyli w gruncie rzeczy pustej rozrywce.

Zastanówmy się jakim symbolem II RP był Eugeniusz Bodo: bogaty artysta, odseparowany od pewnego czasu od życia większości społeczeństwa, grający zazwyczaj w dosyć głupkowatych filmach. Człowiek niewątpliwie zdolny, ale nie wnoszący nic do polskiej kultury. Ciekawostka, niczym pozostali aktorzy rewiowi – twórcy formy, której ostatnim epigonem w prześmiewczej formie był Kabaret Olgi Lipińskiej. Jedyną ich zasługą był ich własny sukces, który osiągnęli przed II wojną światową. Inaczej niż Tuwim, Słonimski, Andrzejewski czy Jaracz nie zbudowali niczego, co mogłoby przydać się w przyszłości.

Dzisiaj właśnie ci przedwojenni celebryci stali się wizytówką II RP i w głowach dziesiątek ludzi stali się reprezentantami swoich czasów. Nie dziwię się lewicowej krytyce, która atakuje takie wyobrażenie. W artystach z rewii nie ma niczego, co warto kultywować. Łatwo za to przeciwstawić gabinet restauracyjny Zodiaka z barakami na Annopolu i pisać o brudzie i biedzie II RP. Trudniej już dokonać takiego zdarzenia, gdy weźmie się za reprezentanta II RP Ludwika Krzywickiego, Władysława Zamoyskiego, przedstawicieli szkoły lwowsko-warszawskiej czy reportażystów z „Wiadomości Literackich”, zapuszczających się w niepiękne dzielnice Warszawy i starających się tym samym walczyć z biedą.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

Korekta: Anna Smutkiewicz

Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”:

Paweł Rzewuski
„Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
109
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-6-0

Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Paweł Rzewuski
Absolwent filozofii i historii Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant na Wydziale Filozofii i Socjologii UW. Publikował w „Uważam Rze Historia”, „Newsweek Historia”, „Pamięć.pl”, „Rzeczpospolitej”, „Teologii Politycznej co Miesiąc”, „Filozofuj”, „Do Rzeczy” oraz „Plus Minus”. Tajny współpracownik kwartalnika „F. Lux” i portalu Rebelya.pl. Wielki fan twórczości Bacha oraz wielbiciel Jacka Kaczmarskiego i Iron Maiden.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone