Robert K. Massie – „Stalowe fortece, t. IV” – recenzja i ocena

opublikowano: 2016-03-19 17:30
wolna licencja
poleć artykuł:
Większość autorów książek, które dotyczyły historii działań wojennych na morzu przedstawia kolejne operacje, bitwy, plany i założenia według planów sztabów. Autor książki „Stalowe fortece” potrafi pójść o krok dalej, potrafi wejść głębiej w swej narracji.
REKLAMA
Robert K. Massie
Stalowe fortece. Tom 4
cena:
Wydawca:
Oficyna Wydawnicza FINNA
Tłumaczenie:
Opracowanie zbiorowe
Liczba stron:
284
Format:
216 x 155mm
ISBN:
978-83-6520-1591

Książka „Stalowe fortece” to już czwarty tom cyklu Massiego. Ma to swoje odbicie w konstrukcji pracy, która zaczyna się od rozdziału 31 a kończy się na 38. Tom ten poświęcony jest głównie bitwie jutlandzkiej, która rozegrała się 31 maja i 1 czerwca 1916 r. na Morzu Północnym pomiędzy flotą brytyjską a niemiecką. To główna, bardzo zresztą interesująca cześć książki. Jeszcze bardziej wartościowy jest jednak rozdział o następstwach bitwy oraz o faktycznej klęsce niemieckich prób rzucenia Wielkiej Brytanii na kolana.

Największą zaletą pisarstwa Massiego jest lekkie pióro. Ale dodajmy od razu, że tym lekkim piórem autor potrafi przekazać ważne sprawy. Ma ogromną zdolność przedstawiania istotnych zagadnień taktycznych, strategicznych i technicznych apektów działań na morzu w sposób bardzo jasny i przejrzysty. Sam wprost nie mogłem się oderwać od lektury. W książce spotkamy nie tylko postaci wielkich polityków i admirałów. To również historia kapitanów, poruczników i zwykłych marynarzy. Śmiem twierdzić, że o jeden z głównych powodów dla których „Stalowe fortece” stają się ważną pracą z dziedziny historii wojny na morzu w czasie I wojny światowej.

Massie przedstawia szerokie tło całej operacji, która zakończyła się bitwą jutlandzką w 1916 r., sam przebieg tej batalii wraz z najdrobniejszymi szczegółami oraz jej konsekwencje – te natychmiastowe oraz te dalekosiężne. W narracji przewijają się opisy z posiedzeń sztabów, dowództw, najwyższych władz, informacje pochodzące z prasy, od historyków piszących w okresie dwudziestolecia międzywojennego czy od samych uczestników bitwy. Autor czerpie również informacje z dzienników bojowych poszczególnych okrętów i dzienników oficerów i marynarzy. Widać to na każdym kroku. Niestety, polski czytelnik nie będzie miał możliwości jakiejkolwiek weryfikacji tych treści. Nie miałem w ręku oryginalnego angielskiego wydania, ale czyżby nie byłoby tam nawet szczątkowej bibliografii?

Czytelnik otrzymuje do ręki opis bitwy godzina po godzinie, a miejscami nawet minuta po minucie. Ta szczegółowość jest mocną stroną książki, ale największe wrażenie robi opis zachowania ludzi, członków załóg „stalowych fortec”. Fortec, które w zależności od tego czy miały konstrukcję nowoczesną lub nie, czy na znajdujących się na ich uzbrojeniu działa miały odpowiedni kaliber i szybkostrzelność, mogły swe załogi ochronić lub pogrzebać. Kolejne salwy z dział, rozkazy wędrujące miedzy okrętami a głównymi dowódcami obu sił morskich są przemieszane ze spostrzeżeniami ludzi, którzy tą bitwę toczyli. Czuć w nich niezwykłe emocje. Studiując kolejne stronice książki Czytelnik zdaje sobie sprawę, że to głównie ci ludzie toczą ta bitwę, ze sobą nawzajem za pomocą stali i ognia. Śmierć na morzu niejedno ma imię. Potrafi być zarówno szybka, jak powolna, ale przede wszystkim – może dosięgnąć każdego.

REKLAMA

Przy tym wszystkim dostajemy do ręki kawał dobrej analizy historycznej działań floty brytyjskiej i niemieckiej w czasie Wielkiej Wojny. Nie tylko w czasie bitwy jutlandzkiej, ale również w czasie od jej zakończenia do końca wojny. Polecam szczególnie charakterystykę działań U-bootów przeciwko Wielkiej Brytanii i sposobów ich zwalczania. Może nie jest kompleksowa i wyczerpująca, ale na pewno jest precyzyjna i dobrze napisana. Rozdział o następstwie bitwy zawiera cenne opis losów powojennych najważniejszych postaci, które brały udział w opisanych wydarzeniach, jak również charakterystyką pisarstwa na temat wydarzeń z przełomu maja i czerwca 1916 r. po zakończeniu konfliktu oraz w epokach późniejszych.

A teraz parę słów o tym, czego mi w książce zabrakło. Otóż dojmujący jest brak indeksu nazwisk. To jednak ważna bitwa i występują w niej tak ważne postacie jak wiceadmirałowie Hipper i Scheer, wielki admirał Tirpitz oraz admirał Jellicoe czy Beatty. Druga sprawa – naprawdę przydałoby się zestawienie dwóch flot, które starły się zarówno przed, jak i po bitwie. Drobnych błędów, jest niewiele. Za to prawdziwie drażniące (czy jest to wina tłumacza?) jest pisanie o lotniskowcach. Otóż ten typ okrętu pojawił się pod koniec konfliktu, a był nim od początku do końca zaprojektowany do tego celu HMS „Hermes” (stępki położono 15 stycznia 1918). Do tej pory przez cały konflikt walczące marynarki używały okrętów lotniczych, które powstawały na podstawie kadłubów statków handlowych, krążowników lub pancerników. Dobrym pomysłem byłoby szersze wyjaśnienie tego w przypisie.

Książka na pewno jest godna polecenia. To coś nie tylko dla fanów wojen morskich, ale także dla koneserów dobrej książki.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Leszek Molendowski
Doktorant, absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Poza historią wojskowości zajmuje się również historią Niemiec XIX i XX wieku oraz historią Pomorza Gdańskiego. W 2008 roku obronił pracę magisterską pt: „Dzieje Gimnazjum i Liceum Ojców Jezuitów w Gdyni”, teraz przygotowuje rozprawę doktorską na temat „Dzieje zakonów męskich na Pomorzu Gdańskim w XX wieku”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone