Szara historia Estończyków służących w Waffen-SS

opublikowano: 2016-02-07 18:52
wolna licencja
poleć artykuł:
Gdy poruszamy temat Waffen-SS, nie możemy zapomnieć, że w tej formacji służyli żołnierze z wielu europejskich państw. Należeli do nich między innymi Estończycy, których niezwykłą historię opowiada Jacek Cielecki, autor książki „Nadzieja wdeptana w błoto”.
REKLAMA

Zobacz też: Goralenvolk: podhalańscy wasale III Rzeszy

Kamil Kartasiński: Dlaczego tak wielu Europejczyków wstępowało w szeregi Waffen SS?

Jacek Cielecki – ur. 1991 roku w Opolu. Od dziecka pasjonat II wojny światowej i militariów. Sercem związany ze Śląskiem Opolskim, Estonią i rekonstrukcją historyczną. Historyk pasjonat z nutką detektywistyczną oraz autor książki „Nadzieja wdeptanej w błoto”, opisującej losy 20. Dywizji Grenadierów SS. Członek GRH „Festung Breslau” zajmującej się propagowaniem historii i odtwarzaniem oddziałów walczących na terenie Dolnego Śląska i Śląska Opolskiego w 1945 roku. Członek Stowarzyszenia „Pomost” zajmującego się poszukiwaniem zapomnianych grobów żołnierzy niemieckich na terenie zachodniej Polski (fot. udostępniona przez rozmówcę).

Jacek Cielecki: Możemy rozróżnić dwie przyczyny wstępowania Europejczyków do Waffen SS: ideologiczną i geopolityczną. Podejście ideologiczne charakteryzowało ochotników z Europy Zachodniej: Belgów, Duńczyków, Holendrów itd. Przeważnie byli to działacze prawicowych, narodowych lub faszystowskich organizacji działających w danym kraju lub ludzie nastawieni osobiście antykomunistycznie i antysemicko. Niekiedy ci młodzi Europejczycy chcieli przeżyć przygodę, którą będą wspominać przez całe życie. Świetnie widać takie podejście w książce Leona Degrelle pt. „Front Wschodni 1941-45”. Natomiast dla ochotników z Europy Wschodniej główna motywacja wynikała z poznania na własnej skórze w latach 1939-1941, czym jest Związek Sowiecki. Wielu z nich miało krewnych zamordowanych przez NKWD lub zesłanych na Syberię. W jakiś sposób chcieli pomścić swoje rodziny. Pod sztandarem III Rzeszy widzieli szansę na przywrócenie niepodległości swoim krajom, co jak wiemy z historii, nigdy nie nastąpiło. Spory procent z nich miało motywację do walki podobną do ochotników z Zachodu.

K.K.: Jakie motywy kierowały Estończykami, którzy decydowali się na służbę w Waffen SS?

J.C.: Estończycy w III Rzeszy widzieli możliwość odzyskania niepodległości swojego kraju. Chcieli się zemścić na Rosjanach za to, co zrobili w Estonii w 1940 roku. W czasie walk w 1941 roku, Estończycy masowo tworzyli oddziały partyzanckie walczące z wycofującymi się oddziałami Armii Czerwonej i pomagając przy tym oddziałom Wehrmachtu. Później Estończycy masowo zgłaszali się do jednostek Wehrmachtu i policji. W późniejszym okresie Niemcy utworzyli estońskie bataliony policyjne oraz 658. i 659. Batalion Wschodni. Estończykami kierowały również pobudki ideologiczne. Nienawidzili komunizmu, ale też nie sympatyzowali z nazizmem. Na ogłoszony w 1943 roku zaciąg do Estońskiego Legionu w ramach Waffen SS Estończycy nie odpowiedzieli entuzjastycznie, co nie zadowoliło Niemców. Sytuacja zmieniła się wtedy, kiedy front zbliżał się do granic Estonii w 1944 roku. Estończycy z pobudek patriotycznych zgłaszali się do niemieckiej armii. Należy podkreślić, że robili to wyłącznie po to aby bronić swojej ziemi. Wielu z nich podczas odwrotu Niemców z Estonii we wrześniu 1944 roku zdezerterowało do lasów, aby kontynuować walkę z rosyjskim okupantem. Co ciekawe, wielu Estończyków służących w Wehrmachcie i innych jednostkach w 1944 roku nie chciało przejść do Waffen SS, aby zasilić szeregi 20. Dywizji Grenadierów SS. Dopiero w październiku 1944 roku w Świętoszowie wspomniana jednostka stała się praktycznie homogeniczna pod względem narodowości. Było to spowodowane tym, że wraz z wycofaniem się wojsk niemieckich, ewakuowano również pełno cywili i jednostek estońskich.

REKLAMA

K.K.: Skąd u Pana zainteresowanie tematyką Estończyków służących w szeregach Waffen-SS?

J.C.: 20. Dywizja Grenadierów SS (estońska nr 1) oraz 18. Ochotnicza Dywizja Grenadierów Pancernych SS „Horst Wessel” były mało znanymi i dość egzotycznymi jednostkami, które walczyły na terenie Śląska Opolskiego. Mieszkańcy tego regionu wiedzieli, że były takie jednostki, ale nikt nie był w stanie określić co one dokładnie robiły na tych terenach. Istniały jedynie ogólne informacje dotyczące tych oddziałów. Moje zainteresowanie spotęgował fakt pojawienia się na polskim rynku książki Rolfa Michaelisa „Estończycy w Waffen SS” dzięki której, miałem podstawy do przyszłych badań. Poza tym, Estończycy przez siedem tygodni bronili wioski Skarbiszów, do której w 1945 roku przyjechała rodzina ze strony mojej mamy. Dodatkowo jeszcze trafiły do mnie wspomnienia Elmara Silmy, weterana 1. Ochotniczego Estońskiego Batalionu Grenadierów Pancernych SS „Narva”, który bardzo szczegółowo zawarł w swoich opisach atmosferę tamtych dni i pobyt w Skarbiszowie.

Waffen-Unterscharfuhrer Harald Nugiseks (w środku) wraz z Waffen-Obersturmbannfuhrerem Haraldem Riipalu (z prawej strony) i Waffen-Obersturmbannfuhrerem Alfonsem Rebane. Riipalu dowodził 45. Pułkiem Grenadierów SS ,,Estland", a Rebane 46. Pułkiem Grenadierów SS (fot. udostępniona przez rozmówcę).

K.K.: Czy natrafił Pan w źródłach na opis relacji pomiędzy Polakami a Estończykami w czasie II wojny światowej?

REKLAMA

J.C.: Sprawa wzajemnych stosunków pomiędzy obydwoma narodami jest mało wyjaśniona. Przed wojną Polska i Estonia miała bardzo dobre stosunki dyplomatyczne i militarne. Podczas II wojny światowej Estończycy służący w armii niemieckiej mieli okazję spotkać się na dłużej z Polakami jedynie w 1943 roku podczas szkolenia w obozie „Heidelager” pod Dębicą. Na Śląsku Opolskim Estończycy mieli raczej mało okazji do porozmawiania z mieszkańcami tego rejonu, ponieważ zostali oni ewakuowani z linii frontu. Udało mi się jednak dotrzeć do relacji Polaka, który ich dobrze pamięta. Pan Stanisław Owczarek znalazł się na Śląsku Opolskim wraz ze swoją rodziną jako robotnik przymusowy. Wszyscy zostali zakwaterowani w jednym z gospodarstw w Ciepielowicach. Gdy rozpoczęła się ewakuacja postanowili zostać na miejscu. W czasie walk, przez siedem tygodni mieszkali wraz z estońskimi żołnierzami. Pan Stanisław wspomniał, że pomimo bariery językowej ich wzajemne relacje przebiegały bardziej poprawnie niż z żołnierzami niemieckimi. Jego mama gotowała Estończykom, a ci odwdzięczali się tym, że dzielili się swoimi racjami żywnościowymi i znalezionym jedzeniem. Posiadam również wspomnienia Ślązaków ze Śląska Opolskiego, z marca 1945 roku, którzy pamiętają karne, idące w szyku oddziały, których mowy nie rozumieli. Mimo tego, że byli zarośnięci, brudni i zmęczeni, w przeciwieństwie do Niemców zachowali dyscyplinę i kulturę osobistą. Gdy tylko mogli pomagali spotkanym cywilom.

K.K.: Czy miał Pan możliwość rozmowy z estońskimi weteranami Waffen-SS?

J.C.: Jeżeli o nich chodzi, są bardzo powściągliwi w swoich wspomnieniach. Znajomość z nimi traktuję bardziej jako ciekawostkę oraz dodatek do mojej pracy nad monografią dywizji, ponieważ ludzka pamięć po 70 latach potrafi nieźle namieszać we wspomnieniach.

Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”

Łukasz Męczykowski
„Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
123
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-9-1
Szczątki estońskiego grenadiera odnalezionego podczas ekshumacji masowego grobu w Ciepielowicach latem 2012 roku (fot. udostępniona przez rozmówcę).

K.K.: Zajmował się Pan ekshumacją poległych Estończyków na terenie Śląska Opolskiego. Czy może Pan opowiedzieć o swoich doświadczeniach?

J.C.: Ekshumacje były i są nadal jednym z głównych pionów moich badań. Pierwszy grób w Ciepielowicach (37 żołnierzy) zlokalizowałem w maju 2012 roku, na podstawie danych znalezionych na estońskich forach internetowych dotyczących militariów. Z racji tego, że owi żołnierze wciąż tam spoczywali, nie pozostałem bierny na to, aby ci ludzie znani z imienia i nazwiska leżeli w dawnym parku pałacowym Solms-Baruthów, który zamieniał się coraz bardziej w wysypisko śmieci. Podjąłem decyzje, aby za pomocą odpowiednich organów przenieść ich szczątki na Cmentarz Żołnierzy Niemieckich w Nadolicach Wielkich pod Wrocławiem. Miałem wtedy możliwość poznać po raz pierwszy stowarzyszenie „Pomost” z którym współpracuje do dziś. Następna ekshumacja miała miejsce w Nowej Jamce. Zabraliśmy stamtąd ciała 9 Estończyków. W tym czasie, na cmentarzu spotkałem przedstawicieli Estońskiego Ministerstwa Obrony Narodowej oraz The Estonian War Museum. Okazało się, że byli oni w trakcie delegacji mającej na celu sprawdzenie rozmieszczenia mogił estońskich na terenie Śląska Opolskiego. Po wymianie zdań rozpoczęła się nasza współpraca. Zostało mi udostępnione ponad 300 akt zgonu estońskich żołnierzy, którzy polegli na Śląsku wraz z miejscem ich pochówku – w większości przypadków jest dokładna lokalizacja wraz z mapą, lecz zdarzają się również ogólne informacje, które mało mówią o miejscu pochówku. Warto dodać, że dokumenty były bardzo dokładne – oprócz podstawowych danych, zawierały również takie informacje jak numer poczty polowej czy przyczynę zgonu. W czasie ekshumacji okazywało się jednak, że dokumenty nie zawsze oddają stan faktyczny. Zdarzały się sytuacje, że w grobach estońskich żołnierzy znajdowały się również szczątki Niemców.

REKLAMA

K.K.: Jakie warunki trzeba spełnić, aby otrzymać zgodę na ekshumacje poległych w Polsce?

J.C.: Pierwszym krokiem jest przeprowadzenie wizji lokalnej w miejscu, gdzie jest domniemana mogiła. Należy się upewnić się czy ona wciąż istnieje. Służą do tego archiwalne dokumenty, relacje świadków itd. Czasem ciężko jest cokolwiek zlokalizować, ale w większości przypadków się to udaje. Podczas wizji należy uwzględniać każdą informacje, wykonać dokumentacje historyczną i fotograficzną. Jednym słowem – im więcej źródeł tym lepiej. Następnie człowiek odpowiedzialny za wizje terenowe przesyła dokumenty oraz zgodę właściciela gruntu do centrali stowarzyszenia. W tym wypadku, było to Stowarzyszenie „Pomost”, które zebrane dane przesyłało do Fundacji „Pamięć”, która następnie wystąpiła z oficjalnym wnioskiem do Urzędu Wojewódzkiego. Informowany jest również Sanepid i Czerwony Krzyż oraz Konserwator Zabytków. Po otrzymaniu zgód od wspomnianych instytucji można przystąpić do prac. Po wykonaniu prac, należy przesłać do odpowiednich urzędów protokół z ekshumacji.

REKLAMA
Krzyż kombatancki nadawany estońskim weteranom, którzy walczyli na Śląsku (fot. udostępniona przez rozmówcę).

K.K.: Jak przebiegały Pana prace nad książką „Nadzieja wdeptana w błoto”?

J.C.: Muszę powiedzieć, że do napisania książki nakłoniły mnie dwie osoby: moja mama i Świętej Pamięci Eryk Murlowski. Pan Murlowski był lokalnym historykiem i człowiekiem-instytucją. Podtrzymywał mój zapał oraz wskazywał ścieżki, którymi mam podążać w swoich badaniach nad lokalną historią. Uczył mnie zrozumienia ludzi i ich historii. Eryk wskazał mi jak ważne jest odkrywanie lokalnej historii i zachowywanie jej dla następnych pokoleń, a chcąc nie chcąc historia Estończyków z 20. SS na Śląsku jest spleciona z historią mieszkańców mojego regionu. Bardzo mu za to dziękuję! Moje prace zaczęły się od poszukiwania źródeł historycznych. Musiałem nauczyć się języka estońskiego, który stopniem trudności jest zbliżony do języka polskiego. Nie będzie niczym odkrywczym, jeśli powiem, że prace zaczynałem od poszukiwania odpowiednich źródeł. Prace nad książką nabrały szczególnego tempa, kiedy rozpocząłem współpracę z The Estonian War Museum. Muzeum udostępniło mi (w postaci elektronicznej) swoje zbiory. W pewnym momencie zebrałem tak dużą ilość materiałów, że mogłem się zabrać do pisania. Wiele wsparcia oraz motywacji otrzymywałem od moich kolegów z GRH „Wiking” oraz „Festung Breslau”.

K.K.: Jak wygląda wydanie w Polsce książki przez młodego badacza?

REKLAMA

J.C.: Początkowo myślałem, że nie będę miał problemów ze znalezieniem wydawcy, ze względu na poruszaną tematykę. Okazuje się jednak, że tak nie jest. Wysyłałem do rożnych wydawnictw fragmenty moich maszynopisów i spotykałem się z odmową. Powodem odrzucenia był zazwyczaj zbyt „wąski” temat. Z pomocą wydania książki przyszło mi stowarzyszenie „Pomost” i to dzięki nim zawdzięczam opublikowanie mojej pracy. Nie ma się co oszukiwać. Wydanie książki w dużej mierze zależy od szczęścia oraz dobrych kontaktów. Na pewno jest też łatwiej wydać książkę, gdy ma się choć jedną na swoim koncie. Tak też jest w moim przypadku, ponieważ moja praca jest obecnie tłumaczona na język angielski i estoński. Podsumowując, najgorzej jest zacząć – potem jest już łatwiej.

K.K.: Wspominając swoje doświadczenia, czego należy najbardziej unikać przy pisaniu książki historycznej?

J.C.: Chcąc nie chcąc, zbierając źródła oraz je analizując, byłem nim coraz bardziej zafascynowany. Opracowując temat, który człowieka szczególnie interesuje, jest bardzo łatwo zapomnieć o obiektywizmie. Kilkakrotnie łapałem się na tym, że pisząc o danych wydarzeniach, przedstawiałem je zbyt subiektywnie. Można powiedzieć, ze żyłem sprawami dywizji (śmiech). Dlatego tak ważne jest, aby jak najczęściej korzystać z materiałów źródłowych również drugiej strony. W moim przypadku były to opracowania dotyczące Armii Czerwonej.

Różne warianty obszyć stosowane przez żołnierzy 20. Dywizji Grenadierów SS (fot. udostępniona przez rozmówcę).

K.K.: Czy zastanawiał się Pan nad tym, że poruszana przez Pana tematyka może wzbudzić kontrowersje? Waffen SS jest dosyć jednoznacznie kojarzone w Polsce.

J.C.: Jeśli robi się to umiejętnie i nazywa rzeczy po imieniu to nie ma z tym problemu w polskich warunkach. Fakt, SS jest organizacją zbrodniczą, ale od kilku lat zauważam, że świadomość w tym temacie się zmienia. Ludzie mają coraz większą wiedzę na temat tego, że w szeregach Waffen SS służyli nie tylko Niemcy, ale i ochotnicy z zachodniej i wschodniej Europy. Ochotnicy ci walczyli z różnych pobudek. Fakt faktem, czasem zdarza mi się spotkać osobę zarówno z lewej jak i prawej strony poglądów politycznych, która przedstawia mi swoje racje głównie podparte jakimiś mitami, niedopowiedzeniami itd. Mam w zwyczaju rozmawiać z takimi ludźmi i im tłumaczyć, że to nie tak jak myślą. Czasem udaje mi się ich wyprowadzić z błędu, że historia nie jest czarno-biała, ale ma odcień szary.

Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”

Łukasz Męczykowski
„Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
123
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-9-1
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Kartasiński
https://kkartasinski.pl Doktorant Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Autor publikacji "Chłopak z Wehrmachtu. Żołnierz Andersa" oraz "Odszukaj dziadka w ..."

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone