Indianie pod lupą

opublikowano: 2008-05-08 09:30
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Europejczycy jako żywiące się krwią i drewnem bestie. Gigantyczne bobry wycinające drzewa swoimi ostrymi zębami, a do tego John Smith w roli zbrodniarza. Nowe spojrzenie na świat Indian i europejskich kolonistów w książce Jamesa Axtella.
REKLAMA
Autor książki – James Axtell. Zdjęcie pochodzi ze strony domowej naukowca

Czy zastanawialiście się dlaczego rdzennych Amerykanów nazywa się czerwonymi, mimo że wcale specjalnie czerwoni nie są? Mnie przynajmniej zawsze ta sprawa krążyła po głowie. Parę dni temu wyczytałem, że w istocie europejscy podróżnicy nigdy nie nazywali Indian „czerwonoskórymi”. W ich ocenie byli oni oliwkowi, brązowi, miedziani, opaleni, czarni, a nawet biali... ale nigdy czerwoni. Dopiero w drugiej połowie XVIII wieku zaczęto używać tego określenia, z tym że nazwa nie dotyczyła ich naturalnego koloru skóry, lecz nakładanych na twarz barw wojennych. Zresztą wydaje się, że antagonizm na tle koloru skóry początkowo nie był aż tak bardzo zauważalny, jak się uczy w szkole. Do Ameryki dopływali marynarze, którzy mieli za sobą nawet kilka miesięcy spędzonych na morzu. Powiedzieć, że byli opaleni, to mało. Byli niemal tak ciemni jak smoła. Być może Indianie wcale nie dziwili się barwie skóry Europejczyków, ale raczej ich... owłosieniu – na klatce piersiowej, na twarzy, nawet na rękach. To była dla nich niewątpliwie nowość.

Tą i wiele innych ciekawostek wyczytałem w bardzo interesującej książce, którą udało mi się przypadkiem zdobyć parę dni temu. Chodzi o " After Columbus: Essays in the Ethnohistory of Colonial North America " Jamesa Axtella (New York 1988). Posiadam prawdopodobnie jeden z nielicznych egzemplarzy tej publikacji w Polsce, myślę więc, że warto napisać o niej parę słów. Szczególnie że autor to postać dobrze znana za oceanem.

Już sam tytuł wskazuje, że książka jest zbiorem artykułów poświęconych historii kontaktów między Indianami i kolonistami w Ameryce Północnej. Axtell swoją dziedzinę określa mianem etnohistorii, ale, jak na mój gust, to zbędne udziwnienie. Nie wystarczy stwierdzić, że uprawia się historię z domieszką etnologii?

Mniej więcej połowa artykułów ma charakter teoretyczny, ale to teoria sprzedana w opakowaniu najlepszym z możliwych.

Jakie zobowiązania moralne ma historyk wobec Indian? Czy powinien trzymać którąkolwiek stronę sporu? Jak wyglądałaby Ameryka i Europa, gdyby Indian nie było? Jak historyk powinien odnosić się do faktu, że spadkobiercy nielicznych kultur indiańskich wciąż żyją? Na wiele podobnych pytań próbował odpowiedzieć Axtell. Z większością jego wniosków się nie zgadzam, ale samo czytanie sprawia dużą przyjemność i pokazuje wiele nieznanych z naszej polskiej perspektywy punktów widzenia. Osobiście szczególnie zainteresował mnie artykuł poświęcony terminom, których nie powinno się używać przy opisywaniu Indian. Dzicy, poganie, czerwonoskórzy itd. to słowa, delikatnie mówiąc, nieodpowiadające rzeczywistości. Polecam każdemu, kto lubi semantykę. To trochę jak Reinhart Koselleck dla początkujących, wyłożony na przykładach.

Na resztę książki składają się artykuły monograficzne, np. na temat imperium Pawhatana, misji jezuitów w Maryland, prób budowania szkół dla indiańskich dzieci. Moim zdaniem zdecydowanie najciekawszy jest tekst poświęcony temu, jak Indianie postrzegali przybyszów z Europy. Wszyscy dobrze znamy europejskie przesądy na temat Indian. Ale jak to wyglądało z drugiej strony?

REKLAMA

Okazuje się, że Indianie w zdecydowanej większości wcale nie uważali białych za bogów lub boskich wysłanników. Przeciwnie, większość z nich zachowała niezwykle silne poczucie wyższości aż do końca, czyli momentu, w którym większość z indiańskich kultur wymarła. Mimo wojen, epidemii, zacofania technicznego itd. rdzenni Amerykanie uważali, że są potężniejsi, szczęśliwsi i mądrzejsi od Europejczyków.

Histmag jest darmowy. Prowadzenie go wiąże się jednak z kosztami. Pomóż nam je pokryć, ofiarowując drobne wsparcie! Każda złotówka ma dla nas znaczenie.

Większość z nich zachowała niezwykle silne poczuce wyższości... / ilustracja pochodzi z: Nordisk familjebok, źródło: Wikipedia

Nie zmienia to faktu, że prawdziwym zachwytem reagowali na wiele z przywiezionych ze Starego Świata wynalazków. Szczególnie imponowało im pismo. Jezuici bez większych problemów wmówili kanadyjskim Indianom, że księgi pozwalają im czytać w myślach i kontaktować się z Bogiem. Tubylcy zaczęli nawet wierzyć, że litery pozwalają zarówno uzdrawiać, jak i zabijać na odległość.

Z kolei przedstawiciele jednego z plemion żyjących nad Wielkimi Jeziorami zaczęli się doszukiwać magii w działaniu... siekier. Kiedy pierwszy raz zobaczyli do cna wykarczowaną polanę bez wahania stwierdzili, że to zapewne wielkie bobry z długimi ostrymi zębami wycięły drzewa, bo nie mogłoby tego uczynić żadne ludzkie narzędzie. Indianie Seneca z nie mniejszym zachwytem wypowiadali się o oraczach posługujących się pługiem, którzy ich zdaniem byli niemal tak przebiegli w swym fachu, jak sam diabeł.

Warto również wspomnieć, że przy pierwszym spotkaniu zachwyt wcale nie był powszechną reakcją. Spotkawszy Innuitów w 1633 roku, Francuzi wręczyli im beczkę biszkoptów i wino. Indianie ze wstrętem wyrzucili prezenty i odmówili jakiegokolwiek kontaktu z... dzikusami, którzy jedzą drewno i piją krew. Jak widać, z ich perspektywy to Francuzi byli prymitywami.

Także w innych artykułach kryje się sporo zaskakujących ciekawostek. Choćby w felietonie „The rise and fall of Pawhattan empire”.

Dość powszechnie przyjmuje się, że dopiero pod koniec XX wieku zaczęto zauważać szkodliwość tytoniu i z relaksującej przyjemności stał się on zabójczą trucizną. Tymczasem już angielski król Jakub I mówił na początku XVI wieku to, co dzisiejsi lekarze. W jednej z pierwszych opinii na temat palenia, następująco opisał ten zwyczaj: „wywodzący się z barbarzyńskich, zwierzęcych manier, odrażający dla oka, odstręczający dla nosa, szkodliwy dla mózgu i niebezpieczny dla płuc”. Jak dobrze wiemy, potrzeba było czterech wieków, żeby opinia jednego z najpotężniejszych monarchów Europy trafiła do mainstreamu.

Na koniec warto jeszcze wspomnieć o znanej postaci Johna Smitha. W świetle popularnej legendy, która do kultury masowej przedarła się w postaci filmu animowanego, był on mężnym i tolerancyjnym wobec Indian przywódcą. James Axtell przypomina, że w rzeczywistości Smith wprowadził na terenie kolonii bezwzględny rygor wojskowy, a wobec Indian nie wahał się stosować najbrutalniejszych metod, z torturami i mordami włącznie. Jednemu z plemion zagroził nawet całkowitą eksterminacją w przypadku, gdyby Indianie stanęli mu na drodze.

Jeśli przypadkiem traficie gdzieś na „After Columbus”, szczerze polecam wam tę książkę. Podobnie inne prace Axtella – miałem do czynienia z trzema i wszystkie okazały się pozycjami wartymi uwagi.

POLECAMY

Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Janicki
Historyk, były redaktor naczelny „Histmag.org” (lipiec 2008 – maj 2010), obecnie prowadzi biuro tłumaczeń, usług wydawniczych i internetowych. Zawodowo zajmuje się książką historyczną, a także publicystyką historyczną. Jest redaktorem i tłumaczem kilkudziesięciu książek, głównym autorem i redaktorem naukowym książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009) a także autorem około 700 artykułów – dziennikarskich, popularnonaukowych i naukowych, publikowanych zarówno w internecie, jak i drukiem (również za granicą).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone