Dariusz Kołodziejczyk: Wiedeń to starcie imperiów, a nie cywilizacji

opublikowano: 2012-10-29 17:23
wolna licencja
poleć artykuł:
Film „Bitwa pod Wiedniem” na nowo rozbudził zainteresowanie konfliktami polsko-tureckimi i historią Imperium Osmańskiego. Na ile dzieło Renzo Martinellego pokazuje pełen obraz wojny z 1683 r.? O opinię zapytaliśmy prof. Dariusza Kołodziejczyka, badacza dziejów Turcji z Uniwersytetu Warszawskiego.
REKLAMA

Zobacz też: Bliski Wschód - miejsce starcia cywilizacji? [historia, artykuły, publicystyka]

Tomasz Leszkowicz: Panie Profesorze, czy „Bitwę pod Wiedniem” można uznać za późne dzieło nurtu literatury antytureckiej z XVI/XVII wieku?

Dariusz Kołodziejczyk (ur. 1962) – historyk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, Dyrektor Instytutu Historycznego UW. Doktorat 1990 r., habilitacja 2001 r., profesor nadzwyczajny od 2003 r. Wiceprezydent Comite International des Etudes Pre-ottomanes et Ottomanes, visiting professor University of Notre Dame (2004), Hokkaido University (2009) i College de France (2010). Autor m.in. Podole pod panowaniem tureckim. Ejalet Kamieniecki 1672-1699 (Warszawa 1994), Ottoman-Polish Diplomatic Relations (15th-18th century). An Annotated Edition of 'Ahdnames and Other Documents (Leiden 2000), Defter-i Mufassal-i Eyalet-i Kamanice: The Ottoman Survey Register of Podolia (ca. 1681) (Cambridge 2004), The Crimean Khanate and Poland-Lithuania. International Diplomacy on the European Periphery (15th-18th Century). A Study of Peace Treaties Followed by Annotated Documents (Leiden 2011).

Dariusz Kołodziejczyk: Tak, chociaż ja widzę tam bardzo dużo elementów typowo włoskich i współczesnych. Najbardziej wredną w tym filmie postacią jest muzułmanin mieszkający we Włoszech, uratowany przez Marka d’Aviano (głównego bohatera filmu) z pogromu. Widz po obejrzeniu całości mógłby właściwie dojść do wniosku, że drania należało zabić. Widać tu bardzo silne uzewnętrznienie pewnych współczesnych problemów i kompleksów. W filmie wyczuwa się strach przed muzułmanami. Jeżdżę trochę do Włoch i wiem, że w niektórych miastach włoskich są już niekiedy całe dzielnice zamieszkałe przez Somalijczyków, Erytrejczyków czy Libijczyków. Ten strach jest czymś nowym – we Włoszech w XVII w. bano się Turków zupełnie inaczej.

Największym moim zarzutem wobec tego filmu jest to, że Stambuł w ogóle nie przypomina Stambułu, armia turecka wygląda jak hordy Czyngis-chana, a meczety i cały świat islamu są pokazane niczym z arabskich „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. To nie imperium osmańskie, które tak dobrze znamy.

T.L.: Czy w takim razie w okresie nowożytnym można w ogóle mówić o wojnie cywilizacji chrześcijańskiej z muzułmańską, czy może była to wojna imperiów, konflikt czysto polityczny?

D.K.: Na to pytanie każde pokolenie będzie odpowiadało na nowo. Nie mogę powiedzieć, że Samuel Huntington był idiotą – był przecież profesorem Harvardu. Ale nie zgadzam się z jego wizją, ja widzę tu jednak konfrontację imperiów.

Islam odgrywał pewną rolę, bo nie można przecież mówić, że ówcześni ludzi nie byli związani z religią. Ale warto pamiętać, dlaczego Turcy pojawili się pod Wiedniem – na Węgry zaprosił ich Emeryk Thököly, przywódca powstańców węgierskich (protestantów, ale i katolików), walczący z Habsburgami. Ludwik XIV, którego imię jako arcywroga Habsburgów wielokrotnie pada w tym filmie, był bardzo zadowolony, że Turcy poszli na Wiedeń. Jeżeli traktowalibyśmy tamte wydarzenia w kategoriach walki cywilizacji, to raczej trudno zakwalifikować Francję i Węgry do świata islamu.

Ale oczywiście nie można tego zupełnie ignorować. Nie możemy odbierać tamtym ludziom ich wiary, traktować ich jako pragmatycznych i agnostycznych, nie przejmujących się w ogóle religią. Nawet Sobieski, który przez lata był zwolennikiem Francji, miał dobre stosunki z Turkami i Tatarami (mimo, że z nimi walczył) i nie był typem ślepego bojownika za wiarę, gdy modlił się o zwycięstwo do Matki Boskiej Częstochowskiej, robił to raczej szczerze i nie mam prawa mu tego odmówić.

REKLAMA

T.L.: Czy w ekspansji tureckiej czynnik religijny odgrywał ważną rolę?

D.K.: To jest pytanie na wykład i wcale nie byłby on zamknięty. W latach 30. Paul Wittek, austriacki turkolog, który uciekając przed Hitlerem trafił do Londynu, gdzie założył katedrę osmanistyki w School of Oriental and African Studies, napisał krótką książeczkę pt. The rise of the Ottoman Empire. Twierdził, że Turkom udało się zbudować imperium, bo pod sztandary Osmana garnęli się entuzjaści religijni z całego świata islamu, a ich państwo miało dogodne położenie – mogli poszerzać terytorium walcząc z Bizancjum, podczas gdy inne księstewka tureckie w Azji Mniejszej w pewnym momencie trafiały na przeszkodę w postaci morza i – żeby rozszerzyć swoje terytorium – musiały uderzać na braci muzułmanów, a ci wspólnie przywracali agresorów do pionu.

Osmanowie mogli więc uderzać na Bizancjum i nie dość, że nie narażali się muzułmanom, to jeszcze młodzi i ambitni wojownicy z innych księstewek garnęli się pod ich skrzydła. Termin ghazi, oznaczający bojownika za wiarę, zrobił ogromną karierę – do dziś w wielu podręcznikach tak właśnie wyjaśnia się sukces państwa Osmanów, walczącego z Bizancjum.

Tezy Witteka zostały bardzo mocno zakwestionowane jakieś 10 lat temu przez Heatha Lowry’ego, profesora Uniwersytetu w Princeton. Pokazał on, że obraz Osmana – bojownika za wiarę pochodzi z kronik z końca XV wieku, kiedy państwo osmańskie było już ustabilizowanym państwem muzułmańskim, z medresami, warstwą ulemów i przede wszystkim kronikarzami. Pisali oni o Osmanie, żyjącym 200 lat wcześniej, właśnie jako o bojowniku za wiarę. Lowry zwrócił uwagę na kłopotliwy fakt, że jednym z towarzyszy broni Osmana był niejaki Ghazi Mihal. Jego imię świadczy o tym, że nie przyjął islamu i był Grekiem bizantyńskim. Jednocześnie zaś nosił przydomek ghazi, co sugeruje, że był to wojownik, zwycięzca, ale niekoniecznie bojownik za wiarę. Lowry przypomniał też to, o czym wiedzieć będzie nawet przeciętny polski czytelnik – określenie islamskiej wojny religijnej to nie ghaza, ale dżihad. Dlaczego więc nie używano określenia mudżahedin (dosł. „uczestniczący w dżihadzie”) tylko ghazi ? Wydaje się, że główne pole semantyczne wokół średniowiecznego terminu ghaza dotyczyło raczej walki, której celem było zdobywanie łupów, niż walki za wiarę. W konkluzji książki Lowry’ego wydanej w 2003 r. znajduje się propozycja, by państwo Osmana nazwać nie „imperium ghazich” jak chciał Wittek, a raczej „konfederacją drapieżników” („predatory confederation”). Tym samym autor zmarginalizował czynnik religijny jako możliwą przyczynę sukcesu Osmanów.

REKLAMA

Polecamy e-book Marcina Sałańskiego „Wyprawy krzyżowe. Zderzenie dwóch światów”:

Marcin Sałański
„Wyprawy krzyżowe. Zderzenie dwóch światów”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
76
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-5-3

Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!

Kilka lat później Lowry wydał kolejną książkę, w której nieco zrewidował swoje poglądy. Stwierdził, że trochę przesadził niwelując znaczenie czynnika religijnego. Pozostałości okazałych budowli religijnych, finansowanych już w XIV w. przez osmańskich władców i arystokrację, wydają się wskazywać, że ich fundatorzy musieli jednak myśleć o zbawieniu duszy. W XVII wieku duże wpływy w Imperium Osmańskim miał zresztą dość fanatyczny ruch odnowy religijnej, zwany ruchem kadizadelich. Swoistym odpowiednikiem Marka d’Aviano, kaznodziei cesarza Leopolda, kapłana, który udzielał komunii Sobieskiemu i swoimi przemowami zagrzewał chrześcijan do walki za wiarę, był po stronie muzułmańskiej Mehmed Vani, duchowny na dworze sułtana Mehmeda IV, który zachęcał Turków do wojny i brał udział w wyprawie kamienieckiej (jeden z meczetów w Kamieńcu był później nazywany jego imieniem), a później namawiał Osmanów, żeby poszli na Wiedeń.

T.L.: Jaką rolę w wydarzeniach z 1683 r. odegrało wspomniane już przez Pana powstanie antyhabsburskie na Węgrzech?

Wielki Wezyr Kara Mustafa (1634/35–1683).

D.K.: Zaproszono mnie kiedyś do Merzifonu – miasta, w którym urodził się Kara Mustafa. Zawsze miałem o nim złe zdanie, ale wiedziałem, że nie wypada jechać tam i obrażać gospodarzy, gdyż jest on dla nich bohaterem, ma swój pomnik, jest patronem szkół. Nerwowo zacząłem więc szukać jakichś pozytywnych elementów w jego życiorysie, no i znalazłem. Zauważyłem wtedy, że nieźle orientował się on w problemach wewnętrznych państw, które atakował, i potrafił wyciągnąć z nich korzyści. Turcy, walcząc z Wenecjanami na Krecie, zdobyli poparcie prawosławnych greckich chłopów, wykorzystując tym samym ruch antyfeudalny i konflikt prawosławnych z katolikami. Przed uderzeniem na Polskę to właśnie Kara Mustafa negocjował w 1669 r. pod nieobecność wielkiego wezyra z posłami kozackimi, którzy przywieźli zaproszenie od Piotra Doroszenki. Tu również Osmanowie popierali prawosławnych ruskich chłopów i Kozaków przeciwko katolickiej polskiej szlachcie. Z kolei atakując Habsburgów Kara Mustafa postawił na węgierskich protestantów zbuntowanych wobec rządów katolickiej Austrii. Wielki wezyr dobrze się przygotował do kampanii węgierskiej – uderzenie poprzedziła korespondencja z powstańcami węgierskimi, którzy prosili sułtana o pomoc. Emeryk Thököly chciał odbudować Królestwo Węgierskie z pomocą sułtana, tak jak kiedyś Jan Zapolya, a później Gabor Bethlen. Turcy nie szli na Węgry po raz pierwszy, dobrze znali teren i wyprawa miała szanse powodzenia, jednak ambicja Kara Mustafy przeważyła – tym razem chciał iść aż na Wiedeń po sławę i skarby habsburskie.

REKLAMA

T.L.: Druga połowa XVII w. to okres nowej ekspansji imperium osmańskiego. Czy był to czas ponownego rozkwitu, czy raczej tylko próba reanimacji?

D.K.: Zajmuję się Imperium Osmańskim od kilkudziesięciu lat, a jednak nie jest mi łatwo odpowiedzieć na te pytania. Te dyskusje ciągle odżywają. Jesteśmy przyzwyczajeni do klasycznej podręcznikowej wizji „wzrostu i upadku” Imperium Osmańskiego – wzrost mniej więcej do epoki sułtana Sulejmana, później zaś już tylko upadek. Jednak XVII wiek jest dziś postrzegany jako bardzo dynamiczny okres, w którym imperium próbowało dostosować się do nowych wyzwań, na przykład do zmian klimatycznych. Dzisiaj nie mamy już wątpliwości co do roli wielkiego oziębienia klimatu w połowie wieku, zauważalnego od Chin po Anglię, i związanych z tym problemów. Kolejna rzecz to koszty wojny – rosła cena muszkietów i artylerii, a nowe formacje rozwijały się, więc państwa nerwowo szukały pieniędzy i zwiększały podatki, co niekiedy źle się dla nich kończyło. Osmanowie też nie byli wolni od tych problemów. Czasy sułtana Sulejmana były w XVII wieku rzeczywiście postrzegane jako złoty okres. Kiedy wielki wezyr Mehmed Köprülü doszedł do władzy w 1656 r., nawiązał do nich i próbował uderzać tam, gdzie nie powiodło się wielkiemu władcy. Dla Kara Mustafy – przybranego syna i zięcia starego Köprülü – pamięć nieudanego pochodu Sulejmana pod Wiedeń w 1529 r. musiała działać na wyobraźnię; wierzył, że on odniesie tam sukces. Można więc znaleźć element restytucji, co widać nawet po kształcie i języku XVII-wiecznych dokumentów osmańskich, świadomie nawiązujących do formularza z czasów Sulejmana. Można się zresztą często spotkać w historiografii z określeniem „renesans Köprülich”.

Ten termin jest jednak nieco fałszywy, ponieważ sugeruje, że imperium osmańskie w ogóle się nie zmieniało, a jedynie próbowało zawrócić z drogi upadku do sprawdzonych wzorców sprzed ponad stu lat. Tymczasem w rzeczywistości państwo i społeczeństwo przechodziły dynamiczne przeobrażenia. Warto na przykład zwrócić uwagę na fundamentalne zmiany w strukturze władzy: o ile powszechna jest wiedza, że wodzem tureckim pod Wiedniem był Kara Mustafa, znacznie mniej osób wie, kto był wówczas sułtanem. To nie jest przypadkowe: do XVI w. imperium rządzili sułtanowie, natomiast w następnym stuleciu władze przejmą potężne rody, wśród których szczególną pozycję zdobyć miał ród Köprülich, do którego jako klient zaliczał się Kara Mustafa.

REKLAMA

Turecki historyk Baki Tezcan, pracujący w Stanach Zjednoczonych, postawił niedawno odważną choć kontrowersyjną tezę, że w XVII w. można mówić o osmańskim konstytucjonalizmie. Próba budowy absolutyzmu miała zostać uniemożliwiona przez społeczeństwo. To znamienne, że gdy w 1648 r. w Anglii obalono króla Karola Stuarta, historycy traktują to jako wydarzenie pozytywne, skutkujące zwiększeniem udziału społeczeństwa w sprawowaniu władzy, natomiast gdy w tym samym roku w Turcji obalono i stracono sułtana Ibrahima, jest to powszechnie kojarzone z anarchią albo „despotyzmem wschodnim”. 40 lat później, w 1687 r. w Turcji następuje podobna detronizacja sułtana i jest znów traktowana jako symbol upadku, natomiast rok później mamy sławetną rewolucję w Anglii i znowu ocenia się ją pozytywnie. Podobne wydarzenia w jednym kraju traktowane są więc jako symbol postępu, w innym zaś jako symbol upadku. Historia imperium osmańskiego w XVII w. to bardzo skomplikowana rzecz.

Polecamy e-book Marka Groszkowskiego „Batoh 1652 – Wiedeń 1683. Od kompromitacji do wiktorii”

Marek Groszkowski
„Batoh 1652 – Wiedeń 1683. Od kompromitacji do wiktorii”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
117
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-7-7

T.L.: Czy w takim razie imperium osmańskie skończyło się w 1683 r. pod Wiedniem?

D.K.: Bitwa wiedeńska była ważną bitwą, natomiast wracamy tutaj do paradygmatu the rise and the decline. Po raz pierwszy, o ile pamiętam, użył tego określenia Dimitrie Kantemir, hospodar mołdawski który uciekł na dwór Piotra I i spisał po łacinie swoją historię imperium osmańskiego. W latach 30. XVIII w. została ona przetłumaczona na język angielski, który nie był wtedy najważniejszym językiem europejskim, ale przez to książka zrobiła później niesłychaną karierę. Jej tytuł brzmiał właśnie History of the Growth and Decay of the Othman Empire. Skoro po Kantemirze kolejne pokolenia historyków postrzegały dzieje imperium poprzez paradygmat wzrostu i upadku, wystarczało tylko szukać momentu, w którym zaczął się upadek. Jedni mówili w tym kontekście o bitwie pod Lepanto z 1571 r. (jest to bardzo wczesna data), drudzy o traktacie w Zsitvatörök z 1606 r., trzecią datą byłby Wiedeń, czwartą traktat karłowicki z 1699 r., a ostatnią traktat w Küczük Kajnardży z 1774 r. To, co łączy te wszystkie interpretacje, to wiara, że mamy najpierw wzrost, a potem upadek, a historycy mogą jedynie dyskutować, która z proponowanych dat była przełomowa i ostateczna. Moim zdaniem o głębokiej zapaści świadczył dopiero traktat w Küczük Kajnardży, gdy klęska militarna w konfrontacji z Rosją nałożyła się na kryzys ekonomiczny. Ale nawet wtedy Turcja to nie był jeszcze „chory człowiek Europy” – pamiętajmy notabene, że autorem tego ostatniego określenia był car Mikołaj I, który miał swój interes w jego używaniu.

REKLAMA

T.L.: Polska toczyła stosunkowo mało wojen z Turcją, często przypomina się też szacunek, jakim władcy osmańscy darzyli Lechistan. Czy można uznać wzajemne stosunki obu państw za szczególne?

Sułtan Sulejman Wspaniały (1494–1566).

D.K.: Z jednej strony powinniśmy unikać megalomanii – Turcy mieli o wiele poważniejszych partnerów i wrogów. Dobrze pokazują to wydarzenia 1538 r. Polscy historycy pamiętają, że Turcy zagarnęli wówczas stepy oczakowskie i, współpracując z Rzecząpospolitą, wyrzucili z Mołdawii Piotra Raresza. Tylko warto pamiętać, że w tym samym roku Turcy stoczyli wielką bitwę morską pod Prevezą (największą bitwę morską na Morzu Śródziemnym przed Lepanto), wylądowali w północnych Indiach i toczyli tam walki z Portugalczykami, walczyli o rejon Basry i południowego Iraku z Safawidami oraz ścierali się z Hiszpanami w Afryce Północnej. Gdzieś między tymi wydarzeniami jest miejsce na stosunki z Polską. Z punktu widzenia osmańskiego Rzeczpospolita nie była zbyt atrakcyjnym terenem ekspansji, gdyż było tam zimno i daleko.

Z drugiej jednak strony Rzeczpospolita była dla imperium atrakcyjna ze względów politycznych i handlowych. Głównymi przeciwnikami Osmanów byli Habsburgowie i od XVI w. widzimy, że Stambuł nawiązuje bliskie stosunki z Paryżem i Krakowem przeciwko Wiedniowi. Francja i państwo polsko-litewskie były de facto sojusznikami Osmanów. Dla obydwu stron – muzułmańskiej i katolickiej – był to wprawdzie sojusz kłopotliwy, dlatego na przykład nie zachował się oficjalny dokument zawartego w 1536 r. traktatu sułtana Sulejmana z królem Francji Franciszkiem I. Niektórzy historycy uważali nawet z tego względu, że sojuszu nigdy nie zawarto. Tymczasem jestem przekonany, że był on faktem, ale ani król Francji ani sułtan nie kwapili się z wystawieniem oficjalnego dokumentu. Dowody francusko-osmańskiej współpracy militarnej są natomiast niewątpliwe, by wspomnieć wymierzone przeciw Hiszpanom wspólne działania na Korsyce czy przezimowanie floty tureckiej w Tulonie na zaproszenie króla Francji w 1543 r. Podobnie wyglądała cicha współpraca króla Zygmunta Starego i sułtana Sulejmana, którzy wspólnie popierali na Węgrzech Jana Zapolyę przeciw Habsburgom.

Drugim aspektem współpracy polsko-tureckiej, obok sojuszu antyhabsburskiego, był handel – Rzeczpospolita nie miała wprawdzie szczególnie wielu towarów atrakcyjnych dla Turków Osmańskich, ale szły przez jej tereny np. futra moskiewskie, bardzo ważne dla ceremoniału osmańskiego (płaszcze sułtana i wielkich wezyrów byłe podbite drogimi futrami). Wyprawiano się po nie przez Kijów do Moskwy, rokrocznie sułtan wysyłał do króla polskiego list z prośbą o opiekę nad kupcami wyprawiającymi się tym szlakiem. Innym ważnym surowcem były materiały strategiczne – na przykład na rok przed bitwą pod Lepanto Zygmunt August zgodził się na sprzedaż Turkom dużej ilości cyny, potrzebnej im do produkcji dział. Nie wiadomo, czy była to cyna angielska czy czeska (raczej ta pierwsza), na pewno nie polska. Sprzedaż odbyła się oczywiście z pominięciem embarga papieskiego.

REKLAMA

Polecamy e-book Marcina Sałańskiego „Wyprawy krzyżowe. Zderzenie dwóch światów”:

Marcin Sałański
„Wyprawy krzyżowe. Zderzenie dwóch światów”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
76
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-5-3

Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!

T.L.: Skąd więc wojny z lat 1620–1621 i 1672–1676?

D.K.: Jeżeli dla Turków walorem sojuszu z Rzecząpospolitą było to, że ta ostatnia jest antyhabsburska, to kiedy przestawała taka być, współpraca traciła na wartości. Do pierwszej wojny doszło w czasie panowanie Zygmunta III, który zawarł tajny traktat z Habsburgami i zgodził się na użycie lisowczyków przeciw Gaborowi Bethlenowi, czyli lennikowi osmańskiego. Drugi raz, przypomnijmy, Michał Korybut Wiśniowiecki wziął sobie za żonę Eleonorę Habsburżankę, w filmie występującą już jako księżna lotaryńska.

Drugim czynnikiem byli Kozacy. My pamiętamy, i słusznie, o ogromnym spustoszeniu południowych ziem Rzeczypospolitej przez najazdy tatarskie, ale nie mniej dotkliwe straty uczynili Kozacy tureckim miastom nad Morzem Czarnym. Dla Turków Kozacy byli poddanymi króla polskiego, chociaż my wiemy, że kontrola nad nimi była iluzoryczna. Charakterystyczna jest scena z 1615 r., kiedy sułtan miał z pałacu Topkapy obserwować podpalone przez Kozaków wioski nad Bosforem. Gdy ponoć zapytał, kto to zrobił, odpowiedziano mu: poddani króla polskiego. Kilka lat później mamy Cecorę i Chocim. Jeśli chodzi o wyprawę kamieniecką, to przypominam, że w 1667 r. w Andruszowie Rzeczpospolita i Moskwa podzieliły między siebie Ukrainę. Zdesperowani tym faktem Kozacy na czele z Piotrem Doroszenką wysłali poselstwo do Stambułu. Podobnie jak w 1682 r. Turcy poparli Thököly’ego, tak wtedy poparli Doroszenkę. Każdą z tych wojen można jakoś wytłumaczyć.

T.L.: Na koniec pytanie, które zawsze pojawia się przy tej okazji. Decyzja o odsieczy Wiednia jest oceniania krytycznie, gdyż wzmocniona została Austria, która 100 lat później dokonała rozbiorów. Czy można patrzeć na te wydarzenia z tak odległej perspektywy? A może jest to XIX-wieczna kalka? Jakie był ówczesne korzyści Rzeczypospolitej z wyprawy wiedeńskiej?

REKLAMA

D.K.: Trochę Pan już na to sam odpowiedział, gdyż rzeczywiście jest to XIX-wieczna kalka. Tutaj nie powiem od siebie wiele nowego, gdyż jestem zwolennikiem tezy, którą wygłosił już wiele lat temu Zbigniew Wójcik – Sobieski nie miał innego wyjścia. Wcześniej był on zwolennikiem opcji francuskiej, która wygasła w 1678 r., ponieważ Ludwik XIV zawarł w Nijmegen traktat z Habsburgami i nie był więcej zainteresowany sojuszem z Polską. W tej sytuacji, wobec dwóch wielkich bloków w Europie (francuskiego i habsburskiego), pozostanie w izolacji byłoby dla Rzeczypospolitej bardzo niebezpieczne. Nie ma wątpliwości (mamy zresztą na to dokumenty), że poselstwo habsburskie w Stambule robiło wszystko, żeby skierować uderzenie tureckie na Rzeczpospolitą. Jeżeli Sobieski nie zawarłby traktatu z Habsburgami, być może musiałby bronić się sam. Miał on zresztą kiedyś powiedzieć, że lepiej bronić Wiednia niż Krakowa.

Pierre Paul Sevin, Poselstwo Jana Gnińskiego do Stambułu , 1679 r. (ze zbiorów Muzeum xx. Czartoryskich)

Taka polityka była więc spowodowana brakiem zainteresowania Ludwika XIV po 1678 r. Polską i strachem przed osamotnieniem. Pewną rolę odegrał tu Kara Mustafa, który bardzo starał się nawiązywać do polityki sułtana Sulejmana, w tej jednak dziedzinie działał zupełnie inaczej. O ile wielki osmański władca stawiał na swego rodzaju sojusz z Rzecząpospolitą, Kara Mustafa wyraźnie ją lekceważył. Dysponujemy bardzo szczegółową, wydaną przez Franciszka Pułaskiego relacją z poselstwa Jana Gnińskiego, zaufanego Sobieskiego, do Stambułu z lat 1677/1678. Gniński miał negocjować pokój z Kara Mustafą, mając nadzieję, że odda on Polsce Podole z Kamieńcem, lub choćby tylko fragment tej prowincji. Tymczasem wielki wezyr nie oddał nic, widać było wyraźnie, że zlekceważył króla polskiego.

Warto tu przytoczyć zapisane przez Gnińskiego zdanie, które faktycznie wypowiedział chan krymski, obrazuje ono jednak ówczesną politykę Turcji wobec Polski: „Lubo się gniewacie, lubo się kłaniacie, nam to jedno, o przyjaźń waszą, jako i o gniew Porta nie dba”. Innymi słowy wszystko jedno, czy będziecie się do nas łasić, czy nam grozić, jesteście małym, nieliczącym się kraikiem. To był ogromny błąd Kara Mustafy, który za to słono zapłacił. Polityką sułtana Sulejmana było niedopuszczenie do sojuszu Polski z Habsburgami, a wielki wezyr do niego dopuścił. A co do efektów dla Polski, to przede wszystkim odzyskano Kamieniec, choć dopiero w roku 1699. Można się oczywiście zastanawiać, czy w późniejszych latach przedłużającej się wojny nie należało jej lepiej prowadzić, albo się z niej wycofać, sam Wiedeń był jednak sukcesem.

Zobacz też:

Redakcja: Agnieszka Kowalska

Polecamy e-book Marka Groszkowskiego „Batoh 1652 – Wiedeń 1683. Od kompromitacji do wiktorii”

Marek Groszkowski
„Batoh 1652 – Wiedeń 1683. Od kompromitacji do wiktorii”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
117
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-7-7
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone