Wielka Legia: Jak budowano sukces drużyny w końcu lat sześćdziesiątych?

opublikowano: 2018-01-20 18:44
wolna licencja
poleć artykuł:
Wielka Legia - wielka sława. W kręgu kibiców przyjęło się potoczne stwierdzenie, iż za potęgą piłkarskiej Legii Warszawa w PRL-u stało „okradanie” z wybitnych zawodników czołowych klubów w Polsce. O tym, że nie jest to do końca prawda, świadczy proces budowy wielkiej drużyny „wojskowych” w drugiej połowie lat 60. XX wieku.
REKLAMA
Kolejne wersje herbu Legii (w wersji kolarskiej), od lewej herb przedwojenny, z 1957 i 1950 roku (fot. Grzegorz Podobas, domena publiczna).

Wielka Legia: Historia

Po raz pierwszy Legia (wówczas pod szyldem Centralnego Wojskowego Klubu Sportowego Warszawa) zdominowała rozgrywki ligowe w Polsce w połowie lat pięćdziesiątych. Jednakże po zmianach w strukturach LWP będących konsekwencją wydarzeń października 1956 roku w ciągu kolejnych dziesięciu lat „wojskowi” mieli drużynę przeciętną, która od czasu do czasu ocierała się o najwyższe laury w Polsce. Jedyną gwiazdą europejskiego formatu nieustannie występującą na Łazienkowskiej był Lucjan Brychczy, znany pod pseudonimem „Kici”. Klubem, który stał się hegemonem ligi polskiej przez dekadę (1957-67), był zabrzański Górnik, który skorzystał z rozpadu mistrzowskiego CWKS-u, sprowadzając do siebie czołowych piłkarzy tamtej ekipy: Ernesta Pohla i Edmunda Kowala. Ślązacy planowali również skaperować do swojej drużyny „Kiciego”, ale w wyniku starań wielu osób (m. in. pułkownika Edwarda Potorejki) plan ten nie został zrealizowany.

Aby podnosić poziom i osiągać coraz lepsze rezultaty w rozgrywkach międzynarodowych zabrzanie zatrudniali coraz częściej trenerów zagranicznych (z krajów bloku wschodniego), takich jak Ferenc Farsang, Geza Kalocsay czy Janos Steiner, który w 1955 roku zdobył pierwsze w historii „wojskowych” najważniejsze krajowe trofea – Puchar Polski, a następnie mistrzostwo. W Warszawie zdecydowano się na podobne rozwiązania, jednak Stjepan Bobek i Virgil Popescu nie spełnili pokładanych w nich nadziei. Pierwszy z nich miał zresztą utrudnione warunki pracy w wyniku intryg służb specjalnych i przedwcześnie zakończył swoją pracę z legionistami.

W 1966 roku, przy okazji obchodów 50-lecia Legii, szukano nowego kandydata do prowadzenia drużyny piłkarskiej. Zdaniem Stefana Szczepłka, w wyniku szczęśliwego przypadku i pomocy generała Bohumíra Lomsky’ego (czechosłowackiego ministra obrony) na Łazienkowską trafił bezrobotny wówczas Jaroslav Vejvoda, mający za sobą sukcesy w Dukli Praga, sportowym klubie Czechosłowackiej Armii Ludowej. Czeski trener posiadał także patent na górników z Zabrza, dwukrotnie bowiem wyeliminował ich z Pucharu Europy. Pracę w Warszawie szkoleniowiec ten rozpoczął od dwukrotnego ogrania Górnika: odniósł pierwszą historyczną wygraną na jego stadionie w rozgrywkach ligowych (4:1), a następnie triumfował w finale Pucharu Polski w Poznaniu (2:1 po dogrywce).

REKLAMA
Lucjan Brychczy, ps. „Kici”, legendarny piłkarz Legii i wieloletni trener zespołu, pułkownik Wojska Polskiego (fot. Grzegorz Gołębiowski, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0).

Zwycięstwa te nie przełożyły się na natychmiastową zmianę układu sił w lidze – „wojskowi” grali w większości spotkań fatalnie, natomiast Ślązacy pewnie zmierzali po kolejne mistrzostwo kraju. Zawodnicy, zwłaszcza starsi, nie byli przygotowani na ostry reżim treningowy, jaki zaserwował im Vejvoda. Stąd w drużynie konieczne były zmiany. Zasłużeni piłkarze, którzy pamiętali jeszcze wielkość CWKS-u, tacy jak Henryk Grzybowski, Jerzy Woźniak czy Horst Mahseli stopniowo byli odsuwani od gry w pierwszej drużynie i zastępowani młodymi graczami. W przypadku etatowego reprezentanta Jacka Gmocha zadecydował wypadek losowy w postaci ciężkiej kontuzji, która wyeliminowała go z czynnego uprawiania sportu. Jedynie w „Kicim” Vejvoda dostrzegał niewykorzystany dotąd potencjał – w wyniku umiejętnie przeprowadzonej gry psychologicznej namówił Brychczego do ostrych treningów, czyniąc go przewodnikiem drużyny i czołową postacią środka pola.

Z zawodników, którzy byli już w kadrze pierwszego zespołu i zaliczyli występy w rozgrywkach ligowych oraz pucharowych, czeski szkoleniowiec postawił na młodych, utalentowanych graczy z Mazowsza, takich jak bramkarz Władysław Grotyński, lewy obrońca Antoni Trzaskowski, stoper Feliks Niedziółka (wychowankowie Mazura Karczew), prawoskrzydłowy Janusz Żmijewski (OKS Otwock), obrońca Andrzej Zygmunt (Bzura Chodaków) oraz na sprowadzonego wcześniej z Odry Opole pomocnika Bernarda Blauta. Ponadto często grał wówczas wychowanek „wojskowych”, srebrny medalista mistrzostw Polski juniorów w 1962 roku, pomocnik Wiesław Korzeniowski. Zespół, który osiągnął swoją potęgę pod koniec lat sześćdziesiątych, składał się w dużym stopniu z ludzi wychowanych i wyszkolonych na Mazowszu. Jedynie kilku z nich przybyło do Warszawy z dalszych regionów kraju – udało się ich wkomponować do machiny, która skutecznie rywalizowała z europejskimi potęgami.

REKLAMA

Vejvoda potrzebował zatem jeszcze kilku nowych, zdolnych piłkarzy, którzy mieli podnieść poziom Legii na newralgicznych pozycjach. Jednym ze sposobów pozyskiwania zawodników w klubach wojskowych był pobór rekrutów do armii. W taki sposób trafił na Łazienkowską Kazimierz Deyna, który udanie zadebiutował w lidze w Łódzkim Klubie Sportowym. Jako że ukrywał się wcześniej przed wojskiem, prezes WKS Legia, generał Zygmunt Huszcza w wyniku interwencji na najwyższym szczeblu partyjnym ściągnął go do Warszawy. Oprócz tego możliwe były ruchy kadrowe pomiędzy poszczególnymi garnizonami. Z takiego rozwiązania skorzystano ściągając do Warszawy z Wawelu Kraków lewoskrzydłowego Roberta Gadochę i napastnika Jana Pieszkę z Zawiszy Bydgoszcz. Pierwszy z nich był utalentowanym reprezentantem Polski juniorów, ale dopiero Vejvoda oszlifował jego talent, drugi zaś zaprezentował swoje walory, grając gościnnie w towarzyskich spotkaniach z praską Duklą (strzelił gola dającego remis) i londyńskim Tottenhamem.

Stary stadion Legii, zdjęcie z 2005 roku (fot. Lukas skywalker, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).

Polityka kadrowa klubu z Łazienkowskiej była specyficzna i możliwa do prowadzenia wyłącznie w realiach organizmu wojskowego. Stąd nie można mówić o transferach w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Podstawową metodą pozyskiwania było branie w wieku poborowym mało jeszcze znanych zawodników z niższych klas rozgrywkowych lub wyróżniających się w słabszych zespołach pierwszoligowych. Co istotne, piłkarz odbywający służbę zasadniczą w wojsku nie miał przymusu występowania w warszawskim, bądź jakimkolwiek innym resortowym klubie – mógł odsłużyć ją w normalnym trybie. Sportowcom jednak bardziej opłacało się systematycznie trenować i podnosić swoje umiejętności, dlatego też podpisywali akces do reprezentowania barw stołecznej drużyny. Nie wszyscy rekruci byli w stanie przebić się do pierwszego zespołu, dlatego zdarzało się, iż byli przydzielani do innych klubów wojskowych lub musieli grać w rezerwach, jak na przykład Henryk Kasperczak.

Polecamy e-booka Łukasza Jabłońskiego pt. „Sportowa Warszawa przed I wojną światową”:

Łukasz Jabłoński
„Sportowa Warszawa przed I wojną światową”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
98
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-15-0

Po zakończeniu zasadniczej służby zawodnik miał możliwość wyboru: pozostać w Warszawie, wrócić do macierzystego klubu bądź też iść do zupełnie innego. W przypadku przedłużenia pobytu przy Łazienkowskiej dostawał etat w wojsku na zasadzie służby nadterminowej, a w wypadku bardzo dobrej gry zdobywał szlify oficerskie. Sportowcy, którzy byli reprezentantami kraju, bądź przez dłuższy czas występowali na Łazienkowskiej i prezentowali wysoki poziom, systematycznie dorabiali się coraz wyższych stopni w LWP. Dzięki temu po zakończeniu służby mogli być pewni solidnej emerytury. Pewnym problemem był formalny wymóg kształcenia się kadry oficerskiej, przez co musieli skończyć zaocznie szkołę średnią lub technikum, a następnie byli kierowani na kursy trenerskie. Oprócz sportowców-żołnierzy zatrudniano też cywili i szkolono własnych młodzieżowców. To właśnie tu leży zasadnicza zmiana w stosunku do funkcjonowania w latach 50. CWKS-u, który był nastawiony zasadniczo na powoływanie rekrutów. WKS Legia za czasów Vejvody opierała się zarówno na żołnierzach (służby zasadniczej, nadterminowej oraz oficerach), jak i cywilach, a także miała zaplecze w postaci swoich wytrenowanych graczy.

REKLAMA
Kazimierz Deyna (fot. ze zbiorów Nationaal Archief Fotocollectie Anefo, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Holandia).

O tym, jak błędna jest przedstawiona we wstępie teza świadczy to, iż na Łazienkowską nie trafiali wówczas poborowi ze wszystkich klubów. Do Warszawy nie przyszli tacy zawodnicy jak np. Włodzimierz Lubański. Było to związane z bardziej ograniczonymi możliwościami Legii w stosunku do czasów CWKS-u. Śląskie zespoły, takie jak zabrzański Górnik, miały swoich partyjnych protektorów, którzy całkowicie uniemożliwili powoływanie do służby zasadniczej swoich kluczowych piłkarzy. Według Lubańskiego istniały ustalenia pomiędzy resortami wojskowym a górniczym, wedle których miały one swoje strefy wpływów i nie wchodziły sobie wzajemnie w drogę. Warszawianom czasami udawało się ściągnąć sportowców z niżej notowanych śląskich klubów, np. Jana Małkiewicza z Odry Opole. Żaden zawodnik w tamtym okresie nie trafił za to z drużyny będącej pod opieką resortu spraw wewnętrznych.

Vejvoda, mając do dyspozycji utalentowanych piłkarzy, a także posiadając komfort pracy (w przeciwieństwie do niego, jego poprzednik Longin Janeczek dwukrotnie przedwcześnie kończył pracę na stanowisku pierwszego trenera), systematycznie podnosił wyszkolenie i poziom gry drużyny „wojskowych”. W pierwszym sezonie (1966/1967), po nieudanym początku rozgrywek ligowych, udało mu się podnieść zespół z nizin tabeli i wskoczyć na czwarte miejsce. Starty w Pucharze Zdobywców Pucharów (porażka w dwumeczu w pierwszej rundzie z NRD-owskim Chemie Lipsk) i Pucharze Polski (odpadnięcie w 1/8 finału z Wisłą w Krakowie) były rozczarowujące. Mimo to działacze zauważyli postęp w grze zespołu i nie zwolnili pochopnie czeskiego szkoleniowca. Udanymi posunięciami „Jardy” były m. in. przesunięcie Kazimierza Deyny z napadu do rozgrywania w środku pola, a także Władysława Stachurskiego z ataku na prawą obronę. Bardzo istotne było właściwe psychologiczne podejście do swoich podopiecznych. Vejvoda był trenerem wymagającym i stawiającym na dyscyplinę, ale potrafił też we właściwym momencie przebaczyć pewne rozprężenia w zespole, choćby korzystanie z nocnych uciech poborowego Deyny.

REKLAMA

Dzięki temu w drugim sezonie coraz lepiej rozumiejąca się drużyna przez długi czas liczyła się w walce o mistrzostwo Polski, mając za rywali Ruch Chorzów i Górnika Zabrze. Na półmetku Legia nawet liderowała, jednakże na wiosnę straciła zbyt dużo punktów w meczach z teoretycznie słabszymi ekipami. Kluczowym momentem okazało się spotkanie na trzy kolejki przed końcem ligi, gdy na Stadionie Wojska Polskiego warszawianie zaledwie bezbramkowo zremisowali z mającym niewielkie już szanse na obronę tytułu Górnikiem, a Deyna nie wykorzystał rzutu karnego. W efekcie Ruch zachował bezpieczną przewagę nad „wojskowymi”, a w ostatniej kolejce podejmował zabrzan, z którymi walczył kilka dni później w finale Pucharu Polski. Jak przyznał po latach Stanisław Oślizło, doszło do układu pomiędzy zainteresowanymi stronami, w efekcie czego „niebiescy” zdobyli mistrzostwo Polski, a górnicy puchar kraju.

REKLAMA

Drugie miejsce nie zaspokoiło oczekiwań działaczy i kibiców warszawskiego klubu, ale złożyły się na nie słaba skuteczność w niektórych meczach, zbyt słabi zmiennicy kontuzjowanych graczy podstawowych oraz terminarz ostatniej kolejki w połączeniu ze składem finału Pucharu Polski. Po raz kolejny zbyt szybko legioniści zakończyli start w Pucharze Polski, tym razem odpadając po rzutach karnych z GKS-em Katowice.

Przełom nastąpił w trzecim sezonie pracy Vejvody. Legioniści z marszu przystąpili do rozgrywek międzynarodowych. W Pucharze Intertoto zajęli pierwsze miejsce w grupie (wówczas nie rozgrywano dalej fazy pucharowej), mając za przeciwników Frem Kopenhaga (Dania), Hannover 96 (RFN) i AC Bellinzona (Szwajcaria). W lidze ponownie włączyli się do walki o najwyższy stopień podium, a do tego wystąpili jako pierwsza polska drużyna w Pucharze Miast Targowych (protoplaście Pucharu UEFA). Dzięki temu mogli konfrontować się z silnymi drużynami i nabywać niezbędne doświadczenie. W PMT wyeliminowali TSV 1860 Monachium, z którym sromotnie przegrali kilka lat wcześniej w Pucharze Zdobywców Pucharów, a następnie belgijskie Waregem. Niestety, w nieszczęśliwych okolicznościach odpadli w 1/8 finału z Újpestem Budapeszt.

Lucjan Brychczy i Edmund Zientara przed półfinałowym meczem Pucharu Europy z Feyenoordem Rotterdam w 1970 roku (fot. Joost Evers, ze zbiorów Nationaal Archief Fotocollectie Anefo, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Holandia).

Sytuacja ta wpłynęła na skonsolidowanie ekipy „wojskowych”, którym mimo porażek z Górnikiem w lidze i w finale Pucharu Polski udało się osiągnąć zamierzony cel. Zabrzanie wskutek wpadek ze słabszymi przeciwnikami na wiosnę stracili pozycję lidera, a po zwycięstwie w ostatniej kolejce 6:2 nad Ruchem Legia zdobyła trzecie w historii mistrzostwo Polski. Vejvoda wykonał cel postawiony przez działaczy, a po zakończeniu sezonu zrezygnował z pracy w Warszawie i przekazał drużynę swojemu asystentowi Edmundowi Zientarze. Przez wielu Czech jest uważany za najwybitniejszego trenera „wojskowych”, któremu udało się zbudować swoisty gwiazdozbiór, który w kolejnym sezonie już pod wodzą nowego trenera powtórzyli sukces zdobywając Mistrzostwo Polski i dochodząc do półfinału Pucharu Europy. Vejvoda doprowadził też do przewrotu w układzie sił w polskiej lidze, przerywając hegemonię śląskich klubów, zwłaszcza Górnika, który wtedy miał bardzo silną drużynę, złożoną z reprezentantów Polski.

Bibliografia:

  • „Nasza Legia” 1997-2008.
  • CWKS „Legia” 1967-1996. Kronika, red. Wojciech Piekarski, Antoni Witkowski, Vipart, Warszawa 1996.
  • Legia 1916-1966. Historia wspomnienia fakty, red. Edward Potorejko, Wydawnictwo MON, Warszawa 1966.
  • Legia to potęga. Prawie 90 lat prawdziwej historii, GiA, Katowice 2004.
  • Legia Warszawa. 80 lat „zielonych” – księga jubileuszowa, GiA, Katowice 1995.
  • O tytuł mistrza Polski 1920-2000, GiA, Katowice 2000.
  • Szczepłek Stefan, Deyna, Dom Wydawniczy Grażyna Kosmala, Ruda Śląska 1996.
  • Szczepłek Stefan, Moja historia futbolu. Polska, t. II, Wydawnictwo Sine Qua Non, Kraków 2016.

Polecamy e-booka Łukasza Jabłońskiego pt. „Sportowa Warszawa przed I wojną światową”:

Łukasz Jabłoński
„Sportowa Warszawa przed I wojną światową”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
98
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-15-0
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Łukasz Jabłoński
Historyk i publicysta. Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Pasjonat i nauczyciel historii. Interesuje się przeszłością lokalną oraz dziejami XX wieku, a także sportem, filmem, muzyką i podróżami.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone