Kukliński w Wietnamie

opublikowano: 2014-11-16 14:48
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Jednym z ważniejszych wydarzeń w życiu płk Kuklińskiego była jego służba w Wietnamie. Co w Hanoi robił przyszły "pierwszy polski oficer w NATO"?
REKLAMA
Byłem świadkiem okrucieństwa tej wojny, widziałem dzieci z obciętymi głowami, pomordowane całe rodziny: ojciec, matka, siedmioro rodzeństwa, leżący rzędem pośrodku wsi. Widziałem też straszne sceny, kiedy Wietkong wtargnął do Sajgonu. Było mi wstyd, że jestem nie po tej stronie, po której chciałbym być. Ale nic nie mogłem zrobić. Podczas ofensywy Têt, kiedy regularna dywizja północno-wietnamska zaatakowała Sajgon i mieliśmy dowody, że w okrutny sposób mordowana jest ludność cywilna, nie miałem prawa pojechać na inspekcję. Bo gdybym pojechał i napisał w raporcie prawdę, następnego dnia odesłano by mnie do domu, a ja wtedy nie byłem jeszcze gotowy na rozpoczęcie własnej wojny z systemem.

Tak zwierzał się Ryszard Kukliński Marii Nurowskiej już pod koniec życia, tłumacząc, jak wielką traumę przeżył w Sajgonie w czasie ofensywy Têt (jeden z najważniejszych epizodów wojny wietnamskiej). Od momentu podjęcia współpracy wywiadowczej z Amerykanami i po ucieczce na Zachód zawsze już żył z wyraźnym kompleksem swojej postawy wobec Têt i w ogóle wojny wietnamskiej.

Płk Ryszard Kukliński (fot. nieznany, udostępniono na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Poland)

Do Hanoi ppłk Ryszard Kukliński wyjechał 2 listopada 1967 r. Był zmiennikiem ppłk. Henryka Kota z komórki rozpoznania wojskowego Zarządu II (wywiadu wojskowego), a jednocześnie tajnego współpracownika WSW o pseudonimie „Morski”2. Decyzją Sztabu Generalnego WP, choć wciąż nie sposób ustalić, kto za nią konkretnie stał, Kukliński objął wówczas stanowisko kierownika grupy Kontrolnej w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie (MKNiK). Przed wyjazdem przeszedł odpowiednie badania lekarskie i przeszkolenie. Skierowanie do Wietnamu au-tomatycznie wiązało się z przejściem na etat w jednostce wywiadu wojskowego nr 2000 (Zarządzie II Sztabu Generalnego), która obsługiwała żołnierzy wysyłanych na misje pokojowe i placówki dyplomatyczne. Zresztą większość (jeśli nie wszystkich) żołnierzy i cywilów delegowanych do komisji stanowili kadrowi oficerowie wywiadu i kontrwywiadu (wojskowego i cywilnego) lub współpracownicy Zarządu II, WSW i SB. Kukliński znalazł się więc pod kuratelą tajnych służb. Nie dość, że od 1962 r. współpracował z WSW, to w 1967 r. został etatowym pracownikiem jednostki będącej częścią Zarządu II. Stąd też przeszkolenie, dwumiesięczny kurs nauki języka angielskiego (zdany na ocenę bardzo dobrą mimo notorycznego opuszczania zajęć), stworzenie tzw. legendy (przygotowanie oficjalnego życiorysu) oraz nakreślenie przed Kuklińskim zadań należało do kierownictwa wywiadu.

REKLAMA

Wysyłając Kuklińskiego do Wietnamu, Sztab Generalny rzucał go na głęboką wodę. Ten nieobyty z dyplomacją i realną wojną 37-letni oficer jechał bowiem do Hanoi i Sajgonu w jednym z najbardziej dramatycznych i przełomowych momentów wojny – w przededniu komunistycznej ofensywy Têt (w końcu stycznia 1968r.) pomiędzy bolszewikami z Demokratycznej Republiki Wietnamu (armią i partyzanckim Wietkongiem) a armiami wolnego Wietnamu Południowego i Stanów Zjednoczonych. Poza tym Wietnam w tym czasie był teatrem wielkiej wojny wywiadów pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim – każda ze stron „łowiła” setki agentów i szpiegów, by wykorzystać ich zarówno doraźnie w wojnie, jak i perspektywicznie. Kukliński znalazł się więc w samym centrum niewidzialnego świata tajnych służb. Natomiast jako reprezentant Sił Zbrojnych PRL z definicji stał się sojusznikiem GRU i KGB w walce z Amerykanami, Zachodem i Wietnamem Południowym.

7 października 1967r. ppłk Kukliński odebrał w Zarządzie II Sztabu Generalnego Rozkaz delegacyjny, który w szczegółach regulował jego zadania i pracę w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie. Od tej pory we wszystkim podlegał kadrowe-mu pracownikowi wywiadu, czyli starszemu doradcy wojskowemu szefa Polskiej Delegacji do MKNiK, który na bieżąco ustalał zadania służbowe, zakres obowiązków i miejsce ich pełnienia. W okresie wietnamskiej delegacji Kuklińskiego (listopad 1967r. – maj 1968r.) stanowisko starszego doradcy wojskowego, a więc jego przełożonego i kontrolera, pełniło kolejno dwóch oficerów operacyjnych Zarządu II: ppłk Ryszard Iwańciow i płk Marian Popiołek.

6 listopada 1967r. Kukliński przyjechał najpierw do Hanoi, stolicy Demokratycznej Republiki Wietnamu, a po jedenastu dniach oczekiwania na wizę wjazdową do Republiki Wietnamu (Południowego) udał się do Sajgonu. Tam właśnie mieściła się siedziba Grupy Kontrolnej MKNiK. W Hanoi głównie relaksował się po trudach podróży, skorzystał jednak z okazji, by obejrzeć również przedmieścia. Wtedy to po raz pierwszy ujrzał efekty nalotów amerykańskich, które – wyraźnie poruszony – nazwał później w sprawozdaniu dla centrali wywiadu „piractwem powietrznym USA”.

17 listopada Kukliński był już w antykomunistycznym Sajgonie, gdzie dołączył do reszty towarzyszy przybyłych z Polski. Miał wyjątkowe szczęście, bo w dniu jego wyjazdu z Hanoi na miasto to spadł grad bomb, które trafiły nawet w budynki dyplomatyczne, w tym w siedzibę radcy handlowego ambasady PRL. Zamieszkał z większością Polaków na piątym piętrze hotelu Catinat, przydzielonego MKNiK. Po tygodniowym szkoleniu i aklimatyzacji na początku Grudnia Kukliński włączył się w prace MKNiK jako kierownik Grupy Kontrolnej pracującej w Sajgonie. Zresztą z tego miasta nie wyjeżdżał już do końca misji, jeśli nie liczyć krótkiego urlopu w Kambodży na zakończenie misji i wypadu z międzynarodową inspekcją na lotnisko cywilne w Dalat w południowym Wietnamie w okresie świąt Bożego Narodzenia. Tam zresztą w stosunku do Kuklińskiego i towarzyszącego mu tłumacza, a zarazem radcy prawnego Polskiej Delegacji do MKNiK, zastosowano prawdopodobnie nie do końca zrozumiałą prowokację wywiadowczą. Otóż, jedynie im z całej inspekcji zaoferowano ekskluzywny nocleg w willi należącej do rzekomej krewnej ostatniego cesarza Wietnamu Bao Đai. Na dodatek owa kobieta zorganizowała wyłącznie dla nich potajemną wycieczkę w rejon podmiejski Dalat, aby pokazać Polakom „ośrodek atomowy reżimu Południowego Wietnamu”. O tej sytuacji Kukliński raportował później przełożonym z Zarządu II.

REKLAMA

Powyższy fragment pochodzi z:

Sławomir Cenckiewicz
„Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów”
Wydawca:
Zysk i S-ka Wydawnictwo
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
592

Funkcjonowanie w tym czasie Grupy Kontrolnej na terytorium Wietnamu Południowego dawało komunistom i ich sojusznikom sporą przewagę propagandową i operacyjną. Przebywający w Sajgonie inspektorzy z Zachodu nie byli bowiem w stanie wykazać masowego szmuglowania broni z Chin i ZSRS dla Demokratycznej Republiki Wietnamu. Z kolei Sowieci i ich satelici w Grupie Kontrolnej (w tym z LWP) mogli śledzić i rozpoznawać siły zbrojne Południa (w tym amerykańskie), przekazując później informacje komunistom z Hanoi. Potwierdzają to zresztą dokumenty związane z pracą ppłk. Kuklińskiego w Sajgonie. W sporządzonym kilka miesięcy później sprawozdaniu wspomniał on o pierwszych dniach pobytu w tym mieście i próbach rozpoznania zaplecza wojsk antykomunistycznego Wietnamu Południowego: praca w Grupie ograniczała się raczej do formalnej kontroli lotniska Ten Son Nhut oraz portu handlowego Sajgonu. Przejazdy przez miasto oraz czynności kontrolne na lotnisku i w porcie umożliwiły mi poczynienie obserwacji w zakresie bazowania, dyslokacji oraz ruchu wojsk interwencyjnych i reżimowych.

Podczas radośnie obchodzonego przez Wietnamczyków Nowego Roku Księżycowego, w czasie noworocznego zawieszenia broni, komuniści z Armii Wietnamu Północnego i Wietkongu zaatakowali siły wietnamsko-amerykańskie broniące Sajgonu i Huê.

Legitymacja wojskowa płk Ryszarda Kuklińskiego

I choć wojska Demokratycznej Republiki Wietnamu ostatecznie przegrały, to wspólnie z Wietkongiem zadały poważny cios siłom wietnamsko-amerykańskim. Dopuściły się wówczas potwornych zbrodni na ludności cywilnej. W ciągu zaledwie jednej doby, między 31 stycznia a 1 lutego, bolszewicy wymordowali w Huê blisko 6000 cywilów, głównie urzędników, duchownych katolickich, nauczycieli, obywateli państw Zachodu. To o nich po latach Kukliński opowiadał Marii Nurowskiej, a widok pomordowanych cywilów miał go prześladować przez resztę życia. Komuniści zaprzeczali później udziałowi liniowych jednostek Armii Wietnamu Północnego w tych zbrodniach i pomniejszali ich skalę. Nieprzypadkowo zatem w sprawozdaniu z misji wietnamskiej Kukliński sugerował później, że otrzymał od swoich przełożonych zadanie „przykrycia” na forum MKNiK kontrowersji związanych z ofensywą Têt, w tym zapewne popełnionych zbrodni.

REKLAMA

Było to o tyle trudne, iż członkowie Grupy Kontrolnej, w tym sam Kukliński, nie opuścili Sajgonu w czasie ofensywy wojsk bolszewickich. Nie ulegało zatem wątpliwości, że stał się jej bezpośrednim świadkiem. Konfrontując się z oficerami zachodnich armii w Grupie Kontrolnej przy MKNiK, musiał więc zaprzeczać faktom. Jest też pewne, iż linia postępowania delegatów z PRL była na bieżąco konsultowana z aktywnymi w Sajgonie Sowietami z KGB i GRU, tym bardziej że Kukliński odpowiadał w Grupie Kontrolnej za śledztwo w sprawie ofensywy Têt:

Sprawę tę przeprowadziłem zgodnie ze stanowiskiem naszej delegacji. Partnerzy nie byli w stanie sprawy tej przekazać na komitet operacyjny i pozostała bez biegu13.

Jego zachowanie w związku z oceną Têt miało nawet wywołać spore zamieszanie w Grupie Kontrolnej przy MKNiK. Kukliński akcentował później w sprawozdaniach, że za zgodą przełożonych prowadził rozmowy i niejako pozyskał na swoją stronę mjr. Sovaniego z Indyjskich Sił Zbrojnych, dzięki któremu poznał taktykę i „słabe punkty” pozostałych członków Grupy Kontrolnej prowadzących śledztwo w sprawie Têt. W „obróbce” Sovaniego pomagali mu zresztą płk Feliks Zwiercan z Zarządu II oraz mjr Alfons Larek (Zarząd II, również członek Grupy Kontrolnej), który w czasie ofensywy Têt przebywał w Huê. Zdawał więc sobie sprawę, jak ważne jest ukrycie komunistycznych zbrodni. Pewnie dlatego w Grupie Kontrolnej i na Kuklińskiego, i na Sovaniego wywierano presję i próbowano zastraszyć (również obecnością żołnierzy Południa), zaś przedstawiciel Kanady miał nawet oskarżyć Kuklińskiego o manipulowanie pracami komisji. Ppłk. Kuklińskim zachwycali się rezydenci wywiadu wojskowego: starszy doradca wojskowy Polskiej Delegacji płk Marian Popiołek i jego pomocnik płk Tadeusz Korniak. W wystawianych mu opiniach służbowych wskazywali na jego „dzielność” w czasie walk w Sajgonie i „umiejętne rozgrywanie spornych prob-lemów” w Grupie Kontrolnej oraz wartość pracy informacyjnej dla Zarządu II. Postawa Kuklińskiego, ale i jego kompana z Zarządu II mjr. Larka, podczas ofensywy Têt została doceniona przez samego szefa Zarządu II gen. Włodzimierza Oliwę, który obu oficerom udzielił specjalnych pochwał „za właściwą postawę w okresie ofensywy FWN [Narodowego Frontu Wyzwolenia Wietnamu Południowego] (styczeń–luty 1968r.) oraz osiągnięCIAw pracy”.

REKLAMA

Najwięcej czasu ppłk Kukliński poświęcał jednak zagadnieniom operacyjno-militarnym wojny wietnamskiej. Opracowywał w Sajgonie materiały informacyjne oraz mapy

obrazujące sytuację polityczno-militarną, analizował możliwości operacyjne Wietkongu w prowadzonej wojnie partyzanckiej oraz udział jednostek liniowych Armii Wietnamu Północnego w ofensywie Têt. Wynosił też i kopiował dokumenty, z którymi zapoznawał się w agendach MKNiK. Prowadził nawet rozpoznanie dotyczące oficerów i lokalizacji amerykańskich jednostek specjalnych w dwóch dzielnicach Sajgonu18. Zadania te wykonywał pod „bezpośrednim kierunkiem” płk. Feliksa Zwiercana z Zarządu II, który ponadto tłumaczył zdobyte przez Kuklińskiego dokumenty i materiały na język polski. Musiała to być współpraca zgodna i harmonijna, gdyż nawet po ucieczce Kuklińskiego z kraju w listopadzie 1981r. płk Zwiercan zeznał, że w okresie wietnamskim ppłk Ryszard Kukliński wykazywał wyjątkową inteligencję, był dobrym taktykiem i specjalistą wojskowym, rozumował logicznie i syntetycznie, z drobiazgowych informacji – wyciągał właściwe wnioski, był doskonałym sztabowcem.

Krąg najbliższych przyjaciół i kolegów Kuklińskiego w Sajgonie tworzyli wyłącznie ludzie tajnych służb i ich agenci: płk Tadeusz Korniak (Zarząd II, wcześniej i później dowódca jednostki nr 2000), kmdr Ryszard Drążkiewicz, płk Feliks Zwiercan (Zarząd II), ppłk Bronisław Wawrzyniak (WSW), ppłk Jan Krawczyk (Wojska Obrony Powietrznej Kraju) i mjr Alfons Larek (Zarząd II) 21. Kukliński musiał być postrzegany w tym gronie jako „swój”. O szczególnym zaufaniu, jakim się cieszył wśród oficerów, najlepiej świadczy fakt, że już na początku 1968r. powierzono mu prowadzenie spraw finansowych Polskiej Delegacji do MKNiK. Absorbowało go to i odciągało od głównych obowiązków.

REKLAMA

Z zaledwie dwóch dostępnych dokumentów potwierdzających współpracę Kuklińskiego z WSW od 1962r. wynika, że również w okresie wietnamskim był on cenionym źródłem informacji kontrwywiadu. We wspomnianej już wcześniej Karcie operacyjnej WSW napisano, że Kukliński:

w okresie 1967/1968 był wykorzystywany przez nas w MKNiK w Indochinach.

Z kolei w jego kontrwywiadowczej charakterystyce z roku 1978 czytamy:

w czasie pobytu w Wietnamie udzielał nam pomocy.

Powyższy fragment pochodzi z:

Sławomir Cenckiewicz
„Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów”
Wydawca:
Zysk i S-ka Wydawnictwo
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
592

Analiza dostępnych materiałów dotyczących osłony kontrwywiadowczej Polskiej Delegacji przy MKNiK w Wietnamie podpowiada, że oficerami z Szefostwa WSW, którzy na miejscu „łącznikowali” ppłk.Kuklińskiego, byli: płkPiotr Błaszczykiewicz (do rotacji w grudniu 1967r.) i płk Stefan Starzemski (od 27 grudnia 1967r.). Obaj byli doświadczonymi „czekistami”. Starzemski nawet w sensie dosłownym. Podczas wojny służył w Armii Czerwonej, ukończył kursy wywiadowczy i spadochronowy, zaś w roku 1944 został zrzucony przez Sowietów w okolicach Sandomierza, gdzie prowadził działania wywiadowczo-rozpoznawcze. Później z kolei, jak sam napisał, „brał udział w likwidacji silnej bandy Konspiracyjnego Wojska Polskiego dowodzonej przez samozwańczego generała „Warszyca”.

W tak naszpikowanym wysokimi rangą oficerami tajnych służb środowisku trudno było o niesubordynację i nielojalność, niezauważone przez towarzyszy broni z LWP i bratnich służb specjalnych.

Płaskorzeźba przedstawiająca płk Kuklińskiego (fot. Artur Andrzej , domena publiczna)

Oczywiście Wietnam w tym czasie stał się miejscem wywiadowczych zapasów pomiędzy Sowietami i Amerykanami. Werbunki agenturalne były też naturalnym elementem wojennej codzienności. Jednak powtarzane nieustannie sugestie środowiska komunistycznych pułkowników i generałów, że ppłk Ryszard Kukliński już wówczas został zwerbowany do współpracy przez CIA ze względu na kompromitujące go materiały (intymne związki z kobietami), nie mają jakichkolwiek podstaw źródłowych. Szczególnie oryginalny w tych dociekaniach jest gen. Franciszek Puchała, który tradycyjnie idzie dalej niż jego koledzy, sugerując, że do kontaktu Kuklińskiego z Amerykanami mogło dojść w latach 1964–1967 jeszcze w kraju, zaś pobyt w Wietnamie to jedynie kolejny etap jego „wiązania” z CIA. Jakby tego było mało, Puchała dodatkowo obciąża Kuklińskiego współpracą z wywiadem wojskowym ZSRS (czasem mówi też o KGB). Według niego GRU miało potwierdzić zwerbowanie Kuklińskiego przez CIA, a później w drodze szantażu dodatkowo pozyskać go do współpracy, przez co miał się stać od tej pory podwójnym agentem – amerykańskim i sowieckim. Ale „ustalenia” i na pozór naukowe poszukiwania Puchały są jedynie rozwinięciem „twórczej” myśli lansowanej od wielu lat przez Sowietów. Autorem wersji o werbunku przez GRU w Wietnamie jest były attaché wojskowy w PRL płk Jurij S. Ryliow i niemogące darować Kuklińskiemu „zdrady” środowisko postkomunistyczne w Polsce – generałów: Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka i Władysława Pożogi, a ostatnio także Tomasza Turowskiego (sic!). Wszyscy oni z przekonaniem mówili o zwerbowaniu Kuklińskiego przez CIA w Wietnamie już w latach dziewięćdziesiątych i snuli związane z tym hipotezy.

REKLAMA

Warto podkreślić, że podobne opinie i sądy formułowane są w oderwaniu od jakichkolwiek dowodów (choćby poszlakowych). Z dość obszernych materiałów, jakie na temat pobytu Kuklińskiego w Sajgonie na bieżąco zbierała WSW, z których można i dziś skorzystać, nic takiego nie wynika. Warto też pamiętać, że po zdobyciu tego miasta przez komunistów północnowietnamskie służby specjalne razem z doradcami sowieckimi przejęły dużą część dokumentacji tamtejszego przedstawicielstwa CIAi zidentyfikowano kilku szpiegów pracujących dla Amerykanów. Jako przedstawiciel służb PRL w sprawę został włączony kpt. Zbigniew Twerd z Departamentu I MSW, wcześniej tłumacz Delegacji Polskiej w MKNiK. Żadna z przywiezionych przez niego informacji od „towarzyszy wietnamskich” nie prowadziła do Kuklińskiego. Wprawdzie David Warner Forden z CIAwspomniał kiedyś, że w Wietnamie Kukliński nawiązał kontakt z amerykańskimi wywiadowcami i doszło do „dwóch czy trzech spotkań”, ale nie miały one charakteru stricte werbunkowego, a jedynie tzw. kapturowy, i zapewne wiązały się z jego pracą w Grupie Kontrolnej. W każdym razie Kukliński został wówczas po raz pierwszy zidentyfikowany przez Amerykanów i zarejestrowany w ich kartotece w centrali CIAw Langley. Nawet wszczęte w 1981r. i kontrolowane przez kontrwywiad wojskowy śledztwo w sprawie „zdrady” i „dezercji” Kuklińskiego, które miało uzasadnić hipotezę śledczych dotyczącą potencjalnego werbunku przez CIAw Wietnamie, nie wykazało niczego szczególnie niepokojącego w zachowaniu podpułkownika. Zresztą analizowane wówczas materiały operacyjno-kontrolne WSW pokazały, że większość delegowanych w latach 1954–1975 do Indochin oficerów wchodziła w różnorakie relacje z przedstawicielami zachodnich tajnych służb. Co ciekawe, w tym „rankingu zagrożeń” związanych z potencjalnym werbunkiem oficerów LWP przez zachodnie służby Kukliński wypadał nadzwyczaj dobrze. Wręcz wzorowo. Infiltrowanie Polskiej Delegacji przy MKNiK przez CIA było niejako naturalne i kontrwywiad LWP i MSW doskonale zdawał sobie z tego sprawę. W opracowaniu MSW na temat CIA z 1980r. czytamy:

REKLAMA

Do prowadzenia szczegółowego rozpoznania członków polskiej delegacji w MKNiK wywiad amerykański wykorzystywał agenturę rekrutującą się spośród miejscowych obywateli, a także funkcjonariuszy służb specjalnych reżimu sajgońskiego. Wyrazem tak aktywnego działania było wiele ustalonych przez Służbę Bezpieczeństwa MSW okoliczności wskazujących na opracowanie naszych obywateli w celach werbunkowych oraz stwierdzających próby werbunku. Pracownicy wywiadu usiłowali w sprzyjających warunkach zdobywać także informacje od członków polskiej delegacji, stosując między innymi rozmowy kapturowe lub indagacyjne.

Zabezpieczający Kuklińskiego kontrwywiadowczo w Wietnamie płk Błaszczykiewicz zeznał w marcu 1982r., że nic mu nie wiadomo „na temat jakichkolwiek kontaktów Kuklińskiego z pracownikami służb specjalnych państw obcych”. Dodał też, że hotel, w którym mieszkali Polacy, stwarzał dobre warunki do kontaktowania się pracowników służb specjalnych Zachodu „z członkami naszej delegacji”.

Podobnie zeznał mjr Larek, zaprzeczając, jakoby Kukliński wszedł w jakiś nieformalny kontakt z Amerykanami. Przyznał za to, że i on był zagadywany przez pracowników CIA, czym zapewne wprowadził śledczych oczekujących haków na Kuklińskiego w osłupienie. Interesujące pod tym względem jest również świadectwo starszego doradcy wojskowego Polskiej Delegacji płk. Popiołka z grudnia 1981r.:

[Kukliński] był oficerem spokojnym, cichym i nie wyróżniał się niczym. Do pracy w Komisji był przygotowany dobrze, szczególnie pod kątem ogólnowojskowym. […]

Osobiście nie znam wypadku, aby płk Kukliński utrzymywał kontakty z obywatelami USA. Oczywiście mam na uwadze kontakty, których nie zgłaszał lub też inne osoby tego nie ujawniły.

Powyższy fragment pochodzi z:

Sławomir Cenckiewicz
„Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów”
Wydawca:
Zysk i S-ka Wydawnictwo
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
592

Pragnąc uzasadnić swoje twierdzenia na temat werbunku Kuklińskiego przez CIA w Wietnamie, jego przeciwnicy często powołują się na wyjątkowe i rzekomo nieformalne relacje z Bronisławą Lewandowsky, pracownicą ambasady Stanów Zjednoczonych w Sajgonie, kontaktującą się z amerykańskimi członkami MKNiK. Jednak i ten związek – jak ustalili kontrwywiadowcy – okazał się czysto formalny, kontrolowany i dobrze znany przełożonym. Oni także zresztą spotykali się z atrakcyjną Amerykanką polskiego pochodzenia, prawdopodobnie służącą w CIA. W ten sposób wyjaśniał tę sprawę płk Popiołek:

REKLAMA
Wiadomym natomiast mi jest, że wspólnie z innymi oficerami naszej delegacji [Kukliński] kontaktował się z pracownicą ambasady USA w Sajgonie – panną Bronisławą Lewandowsky. Jak sobie przypominam, to wymieniona została pierwszy raz zaproszona do naszej delegacji przez szefa naszej placówki ambasadora Lewandowskiego. […] Kobieta ta doskonale mówiła po polsku, znała język wietnamski i twierdziła, że pracuje w Ambasadzie USA. Bywała na oficjalnych przyjęciach w naszej delegacji, przy czym również osobiście zapraszała Polaków do swego mieszkania, bardzo dobrze urządzonego. Kukliński razem z innymi oficerami był przez wymienioną Lewandowską zapraszany. Dwa razy byłem w mieszkaniu prywatnym wymienionej razem z innymi oficerami.
Walki w Hue (domena publiczna)

Podobne zeznania na temat Bronisławy Lewandowsky i jej kontaktów z ppłk. Kuklińskim złożył jego opiekun z Zarządu II płk Zwiercan i kilku innych oficerów przebywających w tym czasie w Wietnamie.

Cała kwestia rzekomych „komprmateriałów” związanych z relacjami ppłk.Kuklińskiego z kobietami, jako podstawy do ewentualnego szantażu i werbunku przez Amerykanów w Sajgonie, wydaje się mało poważna. Kukliński nie tylko nie ukrywał w Wietnamie (później również) swojej słabości do kobiet. Przeciwnie, nawet się z nią obnosił, co w przyszłości stanie się zresztą ważnym elementem jego szpiegowskiego rzemiosła. W tym jednak przypadku chodzi zarówno o jego związki z Wietnamkami, które zapraszał do swojego pokoju w hotelach Catinat i Oskar, jak i o późniejszy bliższy związek z zamężną Krystyną Garbowicz, pracującą w ambasadzie PRL w Sajgonie (jej personalia ujawnił wcześniej w swojej książce gen. Puchała). Warto w tym miejscu zauważyć, że korzystanie z usług prostytuujących się wietnamskich kobiet było wśród polskiej delegacji powszechne. Przyznał to nawet szczególnie niechętny Kuklińskiemu gen. Czesław Kiszczak, twierdzący, że podczas misji w Wietnamie „każdy miał tam miejscową dziewczynę, którą zwykle przejmował po poprzedniku”. Dodawał też asekuracyjnie, iż były one „podsunięte zazwyczaj przez kontrwywiad południowowietnamski na zlecenie obcych wywiadów, głównie amerykańskiego”.

Z kolei związek Kuklińskiego z Krystyną Garbowicz był na tyle znany przebywającym na miejscu Polakom, że z czasem przez swoją oficjalność, wspólne mieszkanie, a nawet wyjazd na urlop do Kambodży (w którym uczestniczyli także czterej oficerowie służb specjalnych LWP), stał się w pewnym sensie legalny. W żadnym zatem wypadku nie mógł się stać powodem szantażu i próby werbunku, skoro nie budził większych kontrowersji towarzyskich, nie mówiąc już o kontrolerach z WSW, dla których Kukliński był w tym czasie „Osobą Zaufaną”. Dopiero znacznie później, po jego ucieczce z kraju w 1981r., próbowano zinterpretować związek Kuklińskiego z Garbowicz jako „pretekst do izolowania się od życia towarzyskiego w grupie polskiej” po to, by móc kontaktować się w tym czasie z Amerykanami. Ze względu na brak dowodów w tej sprawie taka wersja pozostała wszakże wyłącznie jedną z hipotez śledczych.

REKLAMA

W każdym razie to, że Kukliński i Garbowicz byli w Sajgonie parą, było dla wszystkich jego znajomych oczywiste. Nieprzypadkowo również sprawy tej nie poruszano w jakimkolwiek – dobrym czy złym – kontekście w opiniach służbowych i charakterystykach Kuklińskiego przesyłanych do Zarządu II i Szefostwa WSW. Najwy-raźniej uznawano ją za mało ważną. Ponadto Kukliński sugerował w rozmowach swoje niezadowolenie z małżeństwa, co wyjaśniało jego zainteresowanie innymi kobietami. Potwierdzali to również koledzy i znajomi Kuklińskiego, zeznający później w jego sprawie w WSW. I tak płk Feliks Zwiercan mówił:

Kukliński utrzymywał kontakty z kobietami – Wietnamkami, które przychodziły do hotelu. W późniejszym czasie, gdzieś od stycznia 1968r., Kukliński pozostawał w bardzo bliskich, osobistych kontaktach z pracownicą naszej delegacji.

Pułkownik Marian Popiołek:

Kukliński, od chwili mego przybycia do Sajgonu, związał się bardzo blisko z naszą pracownicą Krystyną Garbowicz. Uważam, że łączyły ich sprawy czysto osobiste.

Major Alfons Larek:

Wiem, że Kukliński utrzymywał kontakty z Wietnamkami i to na terenie hotelu. Czy poza hotelem utrzymywał kontakty z Wietnamkami – tego nie mogę stwierdzić. Stwierdzam, że te kontakty z tak zwanymi Mrówkami płk. Kuklińskiego miały miejsce w pierwszym okresie jego pobytu w Sajgonie. Później nawiązał on kontakt osobisty z naszą pracownicą Krystyną Garbowicz. Od tego czasu kontakty z Wietnamkami raczej nie miały miejsca. Krystyna Garbowicz, po wyjeździe Hanny Górskiej, objęła jej stanowisko – sekretarki ambasadora. Stosunki płk. Kuklińskiego z Krystyną Garbowicz były przedmiotem dość głośnej dyskusji między członkami naszej delegacji. Nazywano ich małżeństwem delegacyjnym. Garbowicz przygotowywała obiady dla Kuklińskiego i przez jakiś okres także dla mnie. […] Kukliński zajmował jeden pokój z panią Garbowicz i oni razem chodzili do miasta.

Pułkownik Henryk Radomski:

Od początku zauważyłem, że Kukliński ma wyjątkowe inklinacje do nawiązywania kontaktu z kobietami. Powszechnie mówiło się, że Kukliński „ma wszystko za darmo i nie musi płacić”. Chodziło tu o osobiste kontakty z naszą pracownicą, która pracowała w charakterze maszynistki.

Powyższy fragment pochodzi z:

Sławomir Cenckiewicz
„Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów”
Wydawca:
Zysk i S-ka Wydawnictwo
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
592

I wreszcie ważne zeznanie Marianny Modrzejewskiej z MSW, która była koleżanką Krystyny Garbowicz i również pracowała w ambasadzie PRL w Sajgonie:

Krystyna Garbowicz przyjaźniła się z Kuklińskim […]. Kukliński uchodził za człowieka bardzo skromnego, grzeczny, spokojny, wyjątkowo rozważny, dość dobrze posługiwał się językiem angielskim. Odniosłam wrażenie, że chodzi zamyślony, że go coś gnębi. Tłumaczył swoje przygnębienie złymi wiadomościami z domu, mało mówił na temat żony i można było odnieść wrażenie, że między nim a jego żoną mają miejsce jakieś nieporozumienia. Muszę jednak dodać, że Kukliński w sposób wyraźny tego nie precyzował i dopiero w czasie rozmowy można było takie wrażenie odnieść.

Krytycy i tropiciele zdrady Ryszarda Kuklińskiego już w okresie wietnamskim popadają często w sprzeczność. Stoją bowiem na stanowisku, że kontrwywiad wojskowy (WSW) był w pełni profesjonalną służbą, która szczególnie znana była z „przesadnej wrażliwości” w stosunku do kadry oficerskiej LWP. W jej szeregach miała tropić na wyrost szpiegów obcych tajnych służb. Z drugiej strony – bez analizy materiałów źródłowych w tej sprawie – nie chcą przyjąć do wiadomości, że tak wielu oficerów kontrwywiadu i wywiadu wojskowego nie znalazło w zachowaniu ppłk. Kuklińskiego w Wietnamie niczego niepokojącego. Co więcej, nawet po jego ucieczce z kraju nie potrafili tego w żaden sposób potwierdzić ani uzasadnić.

Z tak optymistyczną opinią na temat profesjonalizmu WSW, jaką propagują między innymi gen. Czesław Kiszczak, płk Stanisław Kwiatkowski i gen. Franciszek Puchała, nie sposób się jednak zgodzić. W ciągu kilkudziesięciu lat funkcjonowania kontrwywiad wojskowy wyspecjalizował się przede wszystkim w łamaniu charakterów oficerów LWP poprzez ich werbowanie i zmuszanie do donosicielstwa. Zwalczanie szpiegostwa i prowadzenie profesjonalnej osłony kontrwywiadowczej LWP przebiegało natomiast na tyle nieudolnie, że już od lat sześćdziesiątych była to w istocie armia zdekonspirowana i przejrzysta dla służb zachodnich.

Pogrzeb ofiar masakry w Hue (domena publiczna)

Niezależnie jednak od tej opinii, ze wszystkich dostępnych źródeł historycznych na temat Kuklińskiego z tego czasu wyłania się dość klarowny obraz bardzo lojalnego, gorliwego i oddanego sprawie komunizmu oficera LWP. W dodatku współpracującego z WSW jako OZ i na bieżąco kontrolowanego przez ludzi tajnych służb. Kukliński tłumaczył to po latach mało wiarygodnie: że stracił zaufanie do systemu i jego sojuszy właśnie w Wietnamie, lecz nie chciał się narażać na zarzut zdrady, kontaktując się z Amerykanami. Wydaje się, że wyglądało to jednak inaczej. Jego obecność w Wietnamie i gorliwość, z jaką wykonywał tam swoje obowiązki, świadczą raczej o jego niezachwianej jeszcze wówczas wierze w zwycięstwo komunizmu i ZSRS nad Zachodem i Ameryką. Pierwsze fermenty i wątpliwości pojawią się później i będą związane z inwazją wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację oraz masakrą Grudnia’70, a jeszcze później z dostępem do ekskluzywnej wiedzy na temat doktryny wojennej ZSRS.

Ale warto spojrzeć na okres wietnamski w życiu Ryszarda Kuklińskiego jeszcze inaczej. Niewątpliwie pobyt w Wietnamie był dla niego prawdziwą szkołą szpiegostwa. Tocząca się wokół niego realna wojna, w tym wojna wywiadów, stale obecni Sowieci „zadaniujący” towarzyszy z „bratnich armii” Układu Warszawskiego, cała polska delegacja powiązana z WSW, Zarządem II i bezpieką, gra pozycyjna w Grupie Kontrolnej i próby rozpoznania potencjału zbrojnego Wietnamu Południowego, a z drugiej strony Amerykanie i ich sojusznicy ze swoim potencjałem służb specjalnych – to wszystko dawało Kuklińskiemu spory zasób wiedzy na temat poruszania się w tym niewidzialnym świecie służb. Z perspektywy jego późniejszych wyborów było to na pewno doświadczenie nie do przecenienia. Jakże proroczo w tym kontekście brzmią słowa Kuklińskiego zawarte w sprawozdaniu z 10 czerwca 1968r.: „poczynione obserwacje i doświadczenia z wojny wietnamskiej stanowić będą dla mnie cenną pomoc w pracy służbowej”.

Podpułkownik Ryszard Kukliński powrócił do kraju 2 czerwca 1968r. Jak na PRL-owskie warunki sporo zarobił. Przez pół roku pobytu w Wietnamie uzbierał łącznie około 2500 dolarów, ale za 1900 dolarów kupił w Sajgonie u dealera samochód marki Opel Record. Chcąc nieco zaoszczędzić, zrezygnował podczas lotu powrotnego z pierwszej klasy w samolocie, zamieniając ją na klasę ekonomiczną (turystyczną), co dało mu dodatkowe 300 lub nawet 400 dolarów. Odebrał je w banku w Rzymie, przez który wracała polska delegacja. Zasłynął też wówczas z największego bagażu (ponad 40kg), gdyż zarówno w Sajgonie, jak i później, podczas przesiadek w Rzymie i Wiedniu, kupował sporo prezentów, oddalając się na dłuższy czas od Grupy.

W Polsce czekały na niego pochwały i kolejny awans. Już w kwietniu 1968r. szef Sztabu Generalnego i wiceminister obrony narodowej gen. Bolesław Chocha podpisał wniosek o wyróżnienie i przeniesienie ppłk. Kuklińskiego na wyższe stanowisko służbowe. Został więc awansowany na stanowisko starszego pomocnika szefa Oddziału Szkolenia Operacyjnego ds. planowania i analizy ekonomicznej procesu szkolenia Sztabu Generalnego z zaszeregowaniem od 25 maja 1968r. Był to etat przypisany do stopnia pułkownika, więc i ten awans był już jedynie kwestią czasu.

Powyższy fragment pochodzi z:

Sławomir Cenckiewicz
„Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów”
Wydawca:
Zysk i S-ka Wydawnictwo
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
592
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sławomir Cenckiewicz
Historyk czasów najnowszych, doktor habilitowany, były pracownik Instytutu Pamięci Narodowej, publicysta. W ramach pracy naukowej zajmuje się polską emigracją polityczną, Polonią amerykańską i historią opozycji antykomunistycznej w okresie Polski ludowej. Profesor uczelniany Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone