Tadeusz Kościuszko i Józef Poniatowski – przyjaciele czy rywale?

opublikowano: 2017-01-08 14:08
wolna licencja
poleć artykuł:
Tadeusz Kościuszko i Józef Poniatowski to dwie wybitne osobowości przełomu XVIII i XIX w., których nie trzeba przedstawiać. Przyjaźń wojskowych przypadła na trudne czasy, splatając ich losy w przedziwny sposób.
REKLAMA

Tadeusz Kościuszko i Józef Poniatowski: Beztroskie lata Sejmu Wielkiego

Różniło ich niemal wszystko: pochodzenie, status społeczny, doświadczenia a także temperament. Łączyło ich jednak przede wszystkim poczucie odpowiedzialności za Polskę i to właśnie wielkie wydarzenia polityczne na przemian to przyciągały ich do siebie, to znów odpychały.

Kościuszko i Poniatowski odbierają defiladę wojsk polskich po pobiciu Rosjan pod Zieleńcami (domena publiczna)

Po raz pierwszy spotkali się w 1789 r., drugim roku Sejmu Czteroletniego, zwanego Wielkim. Był to wyjątkowy czas, kiedy Polska po latach upokorzeń odważyła się wypowiedzieć oficjalnie posłuszeństwo Rosji i, wbrew carycy Katarzynie, unowocześnić i powiększyć armię do 100 tys. żołnierzy. Wojsko, dramatycznie zmniejszone i niereformowane od dekad, czekał prawdziwy skok ewolucyjny – w końcu miało się stać nowoczesną armią. Brak jednak było profesjonalistów, którzy wiedzieliby jak wykonać to zadanie. Poczęto więc ściągać Polaków służących dotąd w obcych armiach. Stanisław August Poniatowski zaczął od swojego bratanka, który przebywał wówczas na służbie w armii austriackiej. Kilka lat wcześniej do Polski wrócił także Tadeusz Kościuszko, weteran wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. 3 października 1789 wśród nowo mianowanych generałów-majorów znajdowali się zarówno ks. Józef Poniatowski jak i Tadeusz Kościuszko.

Młody książę, nazywany przez najbliższych pieszczotliwie „Pepi”, był w swoim żywiole. Jako ukochany bratanek króla robił na warszawskich salonach świetne wrażenie. Przystojny, szczupły, charyzmatyczny – wodził prym zarówno w tańcu, jak i konwersacji. Podobał się kobietom i dobrze o tym wiedział. Warszawa nieustannie huczała od plotek o jego licznych romansach. Jego drugą wielką namiętnością była szybka jazda. Nabył najnowocześniejszy wówczas rodzaj lekkiego, otwartego powozu, zwany w Polsce „kariolką”, którą powodziło się na modłę starożytnego rydwanu. Fryderyk Schulz, Inflantczyk podróżujący po Polsce, tak opisywał brawurową jazdę Pepiego:

Z początku zaprzęgał do niego cztery konie, niebawem osiem (…), powożąc z siedzenia stojący, co wyglądało bardzo malowniczo i widzom przywoziło na myśl starożytnych w cyrkach woźniców.

Przez swoje zamiłowanie do zawrotnej prędkości ks. Józef wzbudzał jednak niemały strach na ulicach Warszawy.

Tadeusz Kościuszko był starszy od księcia Józefa o kilkanaście lat, pochodził ze średniozamożnej rodziny szlacheckiej. Wejścia na salony nie ułatwiła mu jednak nawet sława, jaką dał mu jego ogromny wkład w wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych, skąd zresztą przywiózł dość radykalne republikańskie poglądy polityczne. Posiadał on zdecydowanie spokojniejsze usposobienie niż Pepi, nie był też najlepszym mówcą. Historia zapamiętała go jako poważnego i wyważonego męża stanu, ale należy pamiętać, że Tadeusz Kościuszko także miał poczucie humoru i dystans do siebie. Obaj panowie musieli sobie przypaść do gustu, skoro Fryderyk Schultz, opisując w swoich pamiętnikach księcia Józefa, pisze:

REKLAMA

Zazwyczaj jechało z nim dwóch jego przyjaciół, a on pośrodku nich Wielhorski, towarzysz broni, z którym razem walczył przeciwko Turkom, nie odstępował go nigdy, a często bardzo widywano przy nim Kościuszkę. Ta trójka, tak miła dla polskich oczów, wszystkich też zajmowała i pociągała.

Przyjaciele potrafili wszak jeszcze bardziej dokazywać. Pamiętnikarz Kajetan Koźmian wspomina o pewnym wydarzeniu z tego okresu, które dobrze oddaje hulaszczy tryb życia młodego księcia i jego kompanii:

Podczas sejmu konstytucyjnego [1788-1792] założył się, że na koniu całą Warszawę w dzień biały, obnażony, przejedzie i dobrawszy sobie towarzyszów: Ignacego Hryniewieckiego i podobno Sanguszkę, dokazał tego ze zgorszeniem wielu.

Tadeusz Kościuszko w czasie wojny polsko-rosyjskiej 1792 r. (domena publiczna)

Jednak według innej relacji, tym drugim pasażerem nie był wcale książę Sanguszko, tylko… generał Tadeusz Kościuszko.

Beztroskie życie salonowe trzeba było jednak łączyć z nowymi obowiązkami na prowincji. Owa trójka, która tak „cieszyła” oczy, wysłana została na Ukrainę dla formowania i wyćwiczenia nowo powstającego wojska. Wiosną 1790 r. młody książę objął dowództwo IV dywizji bracławskiej, następnie kijowskiej, z kwaterą główną w Tulczynie, siedzibie Szczęsnego Potockiego, późniejszego przywódcy targowiczan. Książę starał się musztrować i nadzorować swoje wojska, jak umiał, ale czuł, że nie dorósł jeszcze roli wodza naczelnego, o czym zresztą pisał swemu koronowanemu stryjowi.

Może doszedłem do tego, że potrafię z dobrą wolą i rozumem pułk poprowadzić w ogień, ale nie miałem czasu dojrzeć na generała komenderującego i pozyskać dość wiadomości i talentów na zapełnienie tak ważnego miejsca…

W czasie wyjazdów Pepiego do Warszawy, zastępował go więc starszy i bardziej doświadczony Kościuszko, którego chwalił przed królem:

(…) posiada wiele wiadomości i skromności i jest nadzwyczajnie kochany przez korpus, którym dowodzi.

Także i Kościuszko pisał w tym czasie do ks. Poniatowskiego, że zawsze chce służyć pod jego komendą.

W obronie Konstytucji 3 Maja

Dramatyczne zdarzenia 1792 r., czyli konfederacja targowicka i wojna polsko-rosyjska zakończyły wspaniały okres Sejmu Wielkiego. Przyszedł czas, aby największego osiągnięcia tego sejmu – Konstytucji 3 Maja – bronić przed zemstą Katarzyny Wielkiej. Poniatowski, Kościuszko i Wielhorski zajęli się obroną frontu ukraińskiego. Rosja wysłała prawie 100 tys. wojska. Armia gen. Kachowskiego, który miał zaatakować siły dowodzone przez księcia Józefa Poniatowskiego, była kilkakrotnie liczebniejsza. Wielki plan stworzenia 100- tysięcznej armii pozostał na papierze, zaś Poniatowski miał do dyspozycji nie więcej niż 14 tys. żołnierzy. Obawiając się otoczenia, książę przez dłuższy czas cofał się, unikając otwartej bitwy, ale także tym samym wciągając wroga w głąb kraju. Tutaj pojawiały się pierwsze zgrzyty między Kościuszką a Poniatowskim. Książę Poniatowski postanowił bowiem podzielić swoje wojsko, rozlokowując je na trzech potencjalnych kierunkach uderzenia wroga, co Kościuszko uważał za błąd. Przy miażdżącej przewadze liczebnej Rosjan nie powinno się rozpraszać wojska, gdyż z rosyjskich dywizji _każda tak mocna była jak polskie wojsko całe._ Nieudana kampania była początkiem końca uwielbienia pod adresem Pepiego. Złego wrażenia nie zatarło nawet zwycięstwo pod Zieleńcami (18 VI 1792), gdyż nieustanne wycofywanie się oddziałów Poniatowskiego sprawiło, że właściwie Polska oddała Ukrainę bez walki. Gdy książę odebrał z Warszawy wiadomość o haniebnej kapitulacji swojego stryja, wojsko stacjonowało między Kurowem a Puławami, czyli niebezpiecznie blisko Warszawy. Wówczas pojawiła się ostatnia szansa dla księcia, aby udowodnił po czyjej jest stronie: tchórzliwego króla, czy wojska, które chciało walczyć dalej.

REKLAMA

Polecamy e-book Sebastiana Adamkiewicza „Zrozumieć Polskę szlachecką”

Sebastian Adamkiewicz
„Zrozumieć Polskę szlachecką”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
82
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-4-6

Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!

Niemoralna propozycja

Ostatni moment, kiedy książę mógł jeszcze uratować swoją wiarygodność wobec wojska miał miejsce tuż po kapitulacji Stanisława Augusta Poniatowskiego i jego przystąpieniu do Targowicy. Książę Józef, podobnie jak reszta wojska, nie mógł pogodzić się z decyzją króla, zwłaszcza teraz, kiedy jego żołnierze po zwycięstwie pod Zieleńcami i zaciętej walce pod Dubienką, zaczęli wierzyć w swoje siły.

Kościuszko z kosynierami pod Racławicami (domena publiczna)

W pobliskich Puławach, u Izabeli Czartoryskiej, doszło więc późną nocą do spotkania osób, które postanowiły działać za wszelką cenę. Wśród nich znajdowali się także Józef Poniatowski i Tadeusz Kościuszko. Tam zrodził się plan porwania króla, ściągnięcia go siłą do obozu i kontynuowania walki pod dowództwem księcia Józefa. Pomysł ten był nie tylko niezwykle ryzykowny, ale także wątpliwy moralnie. Książę długo wahał się między miłością do stryja, a powinnością patrioty, lecz jednak ostatecznie odmówił udziału w spisku. Zamiast tego wraz z Kościuszką i wielu innymi oficerami złożył po prostu na ręce króla dymisję. Ludzie o bardziej radykalnych poglądach, jak Hugo Kołłątaj czy Józef Zajączek, nigdy mu tego nie wybaczyli. Dla nich stał się taki sam jak wszyscy Poniatowscy. Miało się to potem zemścić na księciu.

REKLAMA

Złożenie dymisji przez obu mężczyzn było końcem ich wspólnej drogi. Mimo, iż zmuszeni byli udać się na emigrację wraz z chwilą przejęcia władzy przez konfederację targowicką, to ich drogi poszły w zupełnie różnych kierunkach. Dla księcia Józefa właściwie nie było nigdzie miejsca: wydalony najpierw z Warszawy, następnie z Wiednia, stał się kłopotem zarówno dla Poniatowskiego, targowiczan, jak i patriotów. Dla nikogo do końca nie był wiarygodny, został odsunięty od wielkiej polityki i sam w końcu usunął się w cień.

Dla emigracji, na czele której stali obrońcy Konstytucji 3 Maja – Ignacy Potocki i Hugo Kołłątaj, prawdziwym bohaterem minionej kampanii i jedynym człowiekiem, który byłby w stanie poprowadzić naród do planowanego powstania stał się Tadeusz Kościuszko. Mimo, iż nie wygrał on bitwy pod Dubienką, to jednak, nim wycofał swoje wojska, zdążył zadać wojskom rosyjskim tak duże i dotkliwe straty, że Dubienkę poczęto postrzegać jako dowód geniuszu taktycznego Kościuszki. To jego imię zaczęto teraz powtarzać z nadzieją, a wkrótce jego popularność zaczęła przeradzać się w legendę. Wszyscy, którym leżało na sercu odzyskanie suwerenności kraju poczęli prosić Kościuszkę, aby zechciał stanąć na czele planowanego w sekrecie powstania. O Józefie Poniatowskim wolano zapomnieć.

Zamiana ról

Kiedy Kościuszko i Poniatowski spotkali się następnym razem, okoliczności były zupełnie inne. Insurekcja kościuszkowska miała już na koncie pierwsze sukcesy, oswobodzono Kraków, Warszawę i Wilno, a Polska odzyskiwała godność i wiarę w zwycięstwo. Tylko, że była to już inna Polska. Radykalne środowiska jakobińskie zachowywały się tak, jakby wojna już została wygrana i próbowały przeistoczyć walkę o niepodległość w drugą rewolucję francuską, czego tak bardzo obawiała się arystokracja, a szczególnie król, który bardzo nie chciał podzielić losu Ludwika XVI. Dlatego właśnie wezwał on swego bratanka z emigracji i prosił, aby przyłączył się do powstania.

Dla Józefa wieść o powstaniu, do którego nikt go nawet nie zaprosił, musiała być ciosem. Oczywiście jego gorący patriotyzm sprawił, że natychmiast ruszył do obozu Kościuszki, ale jego duma musiała wówczas bardzo cierpieć. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo podczas jego nieobecności w Polsce jego renoma zmalała. Pamięć o jego całkowitym oddaniu w 1792 r. zblakła, zaś liczne domysły, plotki i oskarżenia sprawiły, że, gdy w końcu stanął w swoim płaszczu podróżnym w obozie powstańców pod Jędrzejowem, czekało go tam chłodne powitanie pełne rezerwy, ukradkowych spojrzeń oraz szeptów. W tym czasie to Kościuszko stał się ulubieńcem narodu i wojska. Już sama jego obecność dodawała powstańcom odwagi. Dbał on o morale swoich żołnierzy, przede wszystkim kosynierów, pozwalając im wierzyć, że kule się go po prostu nie imają.

REKLAMA

Trójka przyjaciół, którą niegdyś zachwycała się cała Warszawa, znów się spotkała, jako że Wielhorski towarzyszył księciu Józefowi w podróży do Polski. W spotkaniu pośredniczył młody książę Eustachy Sanguszko, który darzył przyjaźnią i szacunkiem zarówno Poniatowskiego, jak i Kościuszkę, ale może właśnie dlatego wiedział, jak nikt inny, jak wiele zdążyło podzielić tych dwóch. Sanguszko wspomina w swoim pamiętniku:

Gdy książę jechał z Wiednia chcąc służyć w powstaniu 1794 r., zajechał Naczelnika w opactwie jędrzejowskim. Przybył z księciem Wielhorski i Bronikowski. (…) Spotkanie było suche ze stron obydwóch.

Pułkownik Koenigfels uczy ks. Józefa Poniatowskiego jazdy konnej, obraz Bernarda Bellotta (domena publiczna)

Poniatowski ubrany był po cywilnemu, w elegancki czarny frak, Kościuszko zaś odziany był w chłopską sukmanę. Zmieniło się tak wiele, że nie powinno dziwić, iż nie wpadli sobie w ramiona. Można sobie tylko wyobrażać, jak napięta musiała być atmosfera, kiedy się ujrzeli. Kościuszko nie wiedział, jakie tak naprawdę były relacje między księciem i jego stryjem. Józef zaś, gdy ujrzał Kościuszkę w chłopskiej sukmanie, nie wiedział do jakiego stopnia powstanie przypominać będzie krwawą rewolucję francuską.

Na szczęście szlachetna i honorowa natura obu wzięła górę i z czasem obaj przekonali się, że łagodnemu Kościuszce daleko do Robespierre’a, a Józefowi prędzej można było zarzucić brawurę niż tchórzostwo, właściwe dla jego stryja. Kościuszko chciał powierzyć księciu Józefowi dowództwo na Litwie, ale ten odmówił. Zamiast tego decydował się służyć jako prosty ochotnik. Uniósł się dumą czy chciał udowodnić, że nic nie zawdzięcza swojemu nazwisku? Na pewno dowiódł tym samym, że ma dobre intencje i pragnie przyłączyć się do walki raz jeszcze. Tym razem to książę Józef miał służyć pod komendą Kościuszki.

Polecamy e-book Marcina Sałańskiego pt. „Wielcy polskiego średniowiecza”:

Marcin Sałański
„Wielcy polskiego średniowiecza”
cena:
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
71
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-09-9

Książę zaczyna od zera

Ostatnia szarża Józefa Poniatowskiego pod Lipskiem (domena publiczna)

Kłopotliwość prośby księcia Józefa tłumaczy w swoim pamiętniku Józef Wybicki:

REKLAMA

Długo nad tym rozmyślano, żeby opinii publicznej nie obrazić, aż Naczelnik za radą roztropnych pozwolił mu znajdować się przy dywizji gen. Mokronowskiego. 26 czerwca przybył więc do nas pod Błonie i lubo jako wolontariusz odbierał szacunek, jaki się jego talentom, szlachetności i randze dawnej należał, której w niczym nie skaził.

Książę E. Sanguszko także zauważył ogromny rozłam między byłymi przyjaciółmi, tłumacząc to tak:

Plotki osób otaczających księcia i Naczelnika, stały się nieporozumienia między nimi zawiązkiem. Nie były one napojone jadem zawiści, lecz skutkiem niechęci z zejścia się i wymówienia sobie prawdy.

Książę Józef zdawał sobie sprawę ze swojego położenia, postanowił jednak schować dumę do kieszeni i służyć jako zwykły ochotnik służący u boku gen. Mokronowskiego pod Warszawą. Z początkiem lipca także Kościuszko wraz wojskiem powstańczym przybył do Warszawy przygotowując miasto do obrony przed atakiem ze strony wojsk rosyjskich i pruskich. Przybywa, mimo klęski pod Szczekocinami jako wyczekiwany zbawca i bohater. W tym czasie sytuacja księcia Józefa wyglądała zupełnie inaczej, o czym wspomina ks. E. Sanguszko:

Zastawszy księcia w Warszawie, gdyśmy stanęli do jej obrony, przy pierwszej mojej bytności u niego (byłem najmocniej do niego przywiązany), znieść nie mogłem, iż znalazłem go zupełnie opuszczonego.

Wielu współczesnych, którzy odwiedzili Kościuszkę w jego obozie na Mokotowie, wspomina jego niezwykle ciężką pracę: próbował być wszędzie, mało spał, mało jadł, starał się wszystkiego dopilnować osobiście, kierując dzielnie obroną Warszawy.

Zobacz także:

Sfrustrowany książę Józef cierpliwie czekał jednak na swoją szansę, gdzie znów mógłby udowodnić swoją wartość bojową. Nie było to proste, gdyż równolegle do nazwiska Poniatowskich łatka „zdrajców” przylegała coraz bardziej. W sierpniu Warszawą bowiem wstrząsnęły pogłoski o samobójczej śmierci drugiego stryja księcia Józefa – prymasa Michała Poniatowskiego, którego tajna korespondencja z wojskami pruskimi nacierającymi na Warszawę od strony Woli, miała zostać przechwycona przez powstańców. Nagła śmierć prymasa została uznana za samobójczą i tym samym uznano to za przyznanie się prymasa do winy. Warszawa zawrzała z oburzenia. Co gorsza, niektórzy podejrzewali, że książę Józef mógł ostrzec stryja przed zemstą powstańców w ten sposób dając szansę na uniknięcie stryczka i zażycie trucizny. Dziś wiadomo już, że książę tego nie zrobił, ponieważ prymas w rzeczywistości umarł śmiercią naturalną. Wówczas jednak pogłoski o jego samobójstwie wydawały się bardzo wiarygodne i stawiały księcia Józefa w jeszcze trudniejszym położeniu.

REKLAMA

Kościuszko nadal jednak ufał Poniatowskiemu i, gdy oddelegował gen. Mokronowskiego, aby objął dowództwo na Litwie, miejsce generała miał zająć Pepi, który komendę nad dywizją stojącą pod Marymontem odebrał. Niestety tak długo wyczekiwana przez księcia Józefa szansa okazała się być jego wielką klęską. Jak pisał książę Sanguszko:

26 sierpnia był świętem Ludwika księcia pruskiego. (…) Dowiedział się naczelnik, że Prusacy pragną wiązanie sprawić z zdobytej Warszawy swemu solenizantowi i silny szturm nocą przypuścić.

W związku z tym Kościuszko przybył na pozycję księcia z kilkoma towarzyszami, lecz, jak zauważył świadek tego spotkania, Sanguszko, książę był w humorze kwaśnym, obojętny na wszystko. Kościuszko chciał wzmocnić odcinek księcia ([ofiarował przysłać mu naczelnik prawie cały swój korpus]), lecz książę do żadnego środka nie przystępował, utrzymując, że atak jest bajką, że swoimi opędzi potrzebę. Jednym słowem na propozycję pomocy ze strony Kościuszki odpowiedział dumnym: Nie, dziękuję.

Kościuszko jednak miał rację. 26 sierpnia w środku nocy Prusacy zaatakowali pozycję księcia Józefa. Walka była zaciekła. Nad ranem wszak wyszło na jaw, że był to tylko ich sprytny fortel, bo prawdziwym celem była bateria armat ulokowana w Górach Szwedzkich. Józef Wybicki wspominał:

Na pierwszy w tamtej stronie wystrzał pobiegł książę Poniatowski, ale nim do tych gór dojechaliśmy, już z nich spędzone były poczty nasze.

Swój błąd starał się książę naprawić brawurową i zaciekłą walką, lecz nie zmieniło to już rezultatu. Ta porażka kosztowała księcia więcej niż owe baterie, gdyż nie tylko nie odzyskał dawnej sławy, ale niektórzy podejrzewali go już jawnie o zdradę. Kościuszko musiał działać szybko, bo wróg nie zasypywał gruszek w popiele, więc od razu na miejsce rannego księcia, którego przeniesiono do Pałacu pod Blachą, umieścił Henryka Dąbrowskiego, który z zadania wywiązał się świetnie, co Józefa wpędziło tylko w jeszcze większą rozpacz, gdyż swoją porażkę bardzo przeżył. Mimo szczerych chęci, nie udało mu się już wykazać do końca powstania kościuszkowskiego. Jego czas po prostu jeszcze nie nadszedł.

REKLAMA

Zmierzch sławy Kościuszki nastał wraz z klęską pod Maciejowicami. Jędrzej Kitowicz wspomina nastrój, jaki zapanował w stolicy na wieść o wzięciu Kościuszki do niewoli rosyjskiej – rozpacz, strach i w końcu rezygnację. Pokazuje to, jak wielką do niego przywiązywano wagę. Sama jego obecność napawała ludzi nadzieją i pewnością. Gdy go zabrakło – wiara zniknęła.

Order Virtuti Militari Józefa Poniatowskiego (fot. User:Mathiasrex Maciej Szczepańczyk, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

Ponowna zamiana ról

Po tamtych wydarzeniach Książę Józef i Tadeusz Kościuszko nigdy się już nie spotkali. Kościuszko, wypuszczony w końcu z niewoli rosyjskiej udał się do Stanów Zjednoczonych, książę Józef zaś z okien swojego Pałacu pod Blachą widział, jak na jego oczach rozpada się ostatecznie państwo polskie, a żołnierze rosyjscy opuszczają Warszawę, tylko po to, by ustąpić żołnierzom pruskim. Kościuszko do Polski nigdy już nie powrócił, a pałeczkę tym razem znów przejąć miał książę Poniatowski. Tak, jak Kościuszko stał się nadzieją dla Polaków w 1794 r., tak Poniatowski przywrócił im wiarę w zwycięstwo u boku Napoleona i stał się symbolem Księstwa Warszawskiego.

Dla Pepiego był to nowy początek i najchwalebniejsza karta w jego biografii. Poniatowski zdecydował się zaufać Napoleonowi. Kościuszko – przeciwnie. Dość szybko stracił do Bonapartego zaufanie, a z czasem przerodziło się to w otwartą wrogość. Mimo, iż książę Józef wybrał inną drogę, to w piśmie do Napoleona w 1807 lojalnie tłumaczył odmowę współpracy Kościuszki z cesarzem francuskim. Kościuszko już dawno usunął się w cień, podczas gdy Pepi był u szczytu swoich sił. Walczył dzielnie, nie odstępując Napoleona do końca, ginąc w Bitwie Narodów pod Lipskiem (19 października 1813 r.), podczas gdy były Naczelnik dożył starości jako zapomniany generał w małej szwajcarskiej wiosce.

Ich życie potoczyło się całkowicie odmiennie, a ich gwiazdy nigdy nie świeciły w tym samym momencie jednakowo jasno. Mimo iż los naprzemiennie wynosił ich na szczyty, to znów odbierał im wszystko – obaj pozostali wierni ideałom, Polsce – a także sobie nawzajem.

Bibliogrfaia:

  • Askenazy Szymon, Książę Józef Poniatowski 1763-1813, wyd. Kurpisz, Poznań 2006
  • Polska stanisławowska w oczach cudzoziemców, zebrał i wydał Wacław Zawadzki, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1963
  • Sanguszko Eustachy, Księcia Eustachego Sanguszki Pamiętnik: 1786-1815,wyd. NapoleonV, Oświęcim 2009
  • Storozyński Alex, Kościuszko: książę chłopów, wyd. W.A.B., Warszawa 2011
  • Wybicki Józef, Życie moje oraz Wspomnienie o Andrzeju i Konstancji Zamoyskich, red. Adam M. Skałkowski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2005

Redakcja: Antoni Olbrychski

Polecamy e-book Michała Beczka – „Wikingowie na Rusi”

Michał Beczek
„Wikingowie na Rusi”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
135
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-37-2
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Aleksandra Niedźwiedź
Magister historii sztuki. Studia ukończyła na Uniwersytecie Warszawskim. Z zawodu licencjonowany przewodnik miejski po Warszawie. Lubi łączyć nieprzystające do siebie rzeczy, takie jak zainteresowanie historią średniowiecza oraz epoką stanisławowską, czy zamiłowanie do muzyki klasycznej i punk rocka.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone