Dzieci szczęścia – historia urodzonych w piekle Holocaustu

opublikowano: 2015-09-01 17:40
wolna licencja
poleć artykuł:
W maju 1945 roku Amerykanie weszli do Mauthausen, gdzie oprócz makabrycznych śladów działalności nazistów ujrzeli także coś, czego z pewnością nie spodziewali się zobaczyć w takim miejscu – w obozie znaleźli trzy wycieńczone matki z ich nowo narodzonymi dziećmi. Jak to możliwe, że zdołały one przeżyć w takich warunkach? Rozmawiamy o tym z autorką książki „Urodzeni, by żyć” – Wendy Holden, która opisała ich historię.
REKLAMA

Zobacz też: Amerykanie w Mauthausen

„Urodzeni, by żyć” opowiada historię trzech niezwykłych kobiet – Priski, Racheli i Anki, które, ze względu na swoje żydowskie pochodzenie, w czasie II wojny światowej przeszły przez piekło nazistowskiego planu eksterminacji. Najpierw trafiły do gett, by następnie znaleźć się w obozach koncentracyjnych – otarły się o śmierć w Auschwitz, we Freibergu i w Mauthausen. Ich losy są wyjątkowe szczególnie dlatego, że w tych nieludzkich warunkach zdołały utrzymać ciąże i urodzić zdrowe dzieci, które razem z nimi doczekały wyzwolenia spod nazistowskiego jarzma.

Agnieszka Woch: W swojej książce pisze Pani, że na tę niezwykłą historię natrafiła Pani przypadkiem. W jakich okolicznościach się pani na nią natknęła?

Wendy Holden – brytyjska pisarka, dziennikarka i autorka scenariuszy filmowych urodzona w 1961 roku. Napisała ponad 30 książek, kilka z nich stało się bestsellerami. W jej dorobku znajdują się m.in. wspomnienia żony Franka Sinatry – Barbary ([ Jesteś moją muzyką. Życie z Frankiem Sinatrą ]) i historia jedynej kobiety służącej w Legii Cudzoziemskiej na stopniu oficerskim ([ Legionistka. Od śniegów Północy po piaski Sahary ]). W 2015 r. w Polsce ukazała się jej książka pt. Urodzeni, by żyć (wyd. Sonia Draga).

Wendy Holden: To był czysty przypadek i łut szczęścia. Czytałam wieczorem nekrolog kobiety, która umarła w Auschwitz i tam zabito jej dziecko. To sprawiło, że zaczęłam myśleć, co stało się z innymi dziećmi urodzonymi w obozie – przecież tysiące kobiet musiało przybyć tam już w błogosławionym stanie. Mimo, że byłam zainteresowana II wojną światową i Holocaustem, nigdy nie przeczytałam żadnej książki na ten temat, postanowiłam więc to sprawdzić i okazało się, że nie ma takiej publikacji. Nie mogłam uwierzyć, że przez 70 lat nikt nie napisał o dzieciach urodzonych w obozie, aż w internecie natrafiłam na imię i nazwisko Evy Clarke (córki Anki, jednej z bohaterek książki – przyp. red.), która jest Brytyjką i opowiada o tym, co spotkało ją i jej matkę w szkołach w Wielkiej Brytanii. I znowu łut szczęścia – mieszkała godzinę ode mnie. Spędziłyśmy razem cały dzień, płakałyśmy, rozmawiałyśmy, aż w końcu zapytałam ją, czy udzieli mi tego zaszczytu, by opowiedzieć mi swoją historię, na co odrzekła, że czekała na ten moment 70 lat. Powiedziałam jej, że to niezwykła i wyjątkowa historia, nie znalazłam bowiem nikogo o podobnym losie. Eva stwierdziła, że myślała tak przez 65 lat swojego życia, pięć lat wcześniej odkryła jednak, że nie jest sama – żyją jeszcze dwie osoby, które urodziły się w obozie. Spotkała się z nimi przypadkiem w czasie 65. rocznicy wyzwolenia obozu w Mauthausen. Każde z tych dzieci było jedynakiem, ich matki nie miały więcej potomstwa, więc poczuli się wtedy, jakby znaleźli rodzeństwo, nazwali się nawet „rodzeństwem serca”. Kiedy zapoznałam się z ich historią, wiedziałam, że muszę opisać losy każdego z nich, inaczej ta książka nie byłaby kompletna.

REKLAMA

A.W.: Czy są oni jedynymi urodzonymi w obozach dziećmi, które zdołały przeżyć zagładę?

W.H.: Od kiedy książka została wydana, a wydano ją w 19 krajach i przetłumaczono na 15 języków, w trakcie podróży związanych z jej promocją nie spotkaliśmy żadnego innego przypadku. Ktoś w Stanach Zjednoczonych powiedział mi, że było jeszcze jedno dziecko urodzone w Auschwitz, ale nie miałam czasu, żeby zbadać tę historię. Większość dzieci musiało zostać urodzonych wskutek współpracy z nazistami albo gwałtów w obozach koncentracyjnych, natomiast opisywane przeze mnie przypadki to kobiety wcześniej zamożne, prowadzące dostojne życie, które nagle musiały wszystko zmienić. Ale jeżeli jest jeszcze gdzieś jakieś dziecko, chciałabym się o nim dowiedzieć, ponieważ jest to historia pełna optymizmu.

A.W.: Jak wyglądała praca nad książką?

W.H.: Poświęciłam jej 18 miesięcy intensywnej pracy, 7 dni w tygodniu. Gdybym miała taką możliwość, badałabym ten temat pewnie 5 lat, ale gdy poznałam Evę i jej historię, wiedziałam, że muszę wydać książkę przed 70. rocznicą wyzwolenia obozu i 70. urodzinami moich bohaterów. Odwiedziłam wszystkie miejsca, które opisuję w książce – Czechy, Słowację, Amerykę. W Polsce zwiedziłam obozy koncentracyjne, byłam w Pabianicach, gdzie Rachela się urodziła, w Auschwitz, w Łodzi, w której znajdowało się getto. Przeprowadziłam wywiady z ludźmi, którzy przeżyli Holocaust, a także ze świadkami opowiadanych historii, niedzielącymi się wcześniej swoimi wspomnieniami. Wiele czasu poświęciłam także na archiwa i muzea, w których zapoznawałam się z archiwalnymi dokumentami.

Żydzi w getcie łódzkim (fot. Zermin, ze zbiorów Bundesarchiv, Bild 101I-133-0703-19, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Niemcy).

A.W.: Co według pani zadecydowało o tym, że Prisce, Ance i Racheli udało się przeżyć i ocalić swoje dzieci w tych nieludzkich warunkach?

W.H.: Każda z bohaterek mówiła, że to łut szczęścia. Szczęściem był fakt, że zostały wysłane do Auschwitz dopiero pod koniec wojny. Gdyby dostały się tam pół roku albo rok wcześniej, na pewno skończyłyby w komorach gazowych. Ze względu na zbliżający się koniec wojny Niemcy przeczuwali jednak zagrożenie i możliwość przegranej, przez co zwiększyli zapotrzebowanie na broń, a tym samym na pracowników. Pomogło im również to, że dostały luźne ubrania, które nie ujawniły ich ciąży, a także buty – ludzie nieposiadający obuwia umierali w obozach z zimna. Udało im się przeżyć także dlatego, że ich system immunologiczny był na tyle odporny, że nie zaraziły się tyfusem lub innymi chorobami. Szczęściem było w końcu to, że nikt nie odkrył, że były w ciąży, oraz to, że nie musiały się borykać z problemami prenatalnymi i komplikacjami związanymi z narodzinami. Za uśmiech losu można też uznać fakt, że nie zrobiły niczego, co mogło obrazić strażników, którzy zabijali za takie przewinienia. Ocaliły je oczywiście także nadzieja i powód do życia – dziecko w środku. Zdaję sobie sprawę, że tysiące innych kobiet również miały podobną motywację, jednak to właśnie im udało się przeżyć.

REKLAMA

Polecamy książkę Wendy Holden „Urodzeni, by żyć”:

Wendy Holden
„Urodzeni, by żyć”
cena:
Tytuł oryginalny:
„BORN SURVIVORS”
Tłumaczenie:
Jerzy Rosuł, Przemysław Hejmej
Okładka:
broszura ze skrzydełkami
Liczba stron:
432
Format:
143X205 mm
ISBN:
978-83-7999-194-5
Ocaleni z Mauthausen (domena publiczna).

A.W.: Czy w swoich opowieściach bohaterki mówiły o tym, które przeżycia obozowe uważały za najtrudniejsze, najbardziej traumatyczne?

W.H.: Najgorszy był codzienny strach, to, że nie bały się o kolejny dzień, tylko o kolejną godzinę – mogły zginąć w każdym momencie swojego życia. Anka, matka Evy, mówiła, że żeby przeżyć, musiały zachowywać się jak owad – mieć opuszczoną głowę, zamknięte ramiona, nie patrzeć na nikogo, żeby nie przywoływać spojrzeń. Były tak przerażone ukrywaniem ciąży i chęcią przetrwania, że nie powiedziały nikomu o swoim stanie. Rachela nie zwierzyła się z tego nawet swoim siostrom, a z jedną z nich dzieliła łóżko. To pokazuje determinację i przerażenie tych kobiet, ich chęć przeżycia, ocalenia zarówno siebie, jak i dziecka. Tylko jedna kobieta – Edita – wiedziała o ciąży Priski, ponieważ odkryła to w transporcie do obozu. Potem pomagała jej i ją karmiła.

Kiedy człowiek przypomina sobie jakieś wydarzenia, które go przeraziły, bardzo dobrze pamięta każdy szczegół. Jak natomiast musiały czuć się kobiety, które żyły w nieustającym strachu przez cały okres ciąży? To jest nie do wyobrażenia. Nawet kiedy w 1942, 1943 roku docierały do nich informacje o tym, że alianci pomagają w walce z nazistami, to choć dodało im to trochę optymizmu, nadal pozostawały w niewoli, wiecznym strachu i opuszczeniu, nikt nie mógł im pomóc. Kwestią przeżycia stało się dla nich przetrwanie dnia za dniem, godziny za godziną. W lutym 1945 roku, kiedy zbombardowano Drezno i alianckie samoloty przelatywały nad obozem, musiały myśleć, że są uratowane, ale najgorsze miało dopiero nadejść. To musiało być straszne przeżycie.

Dzieci z Auschwitz po wyzwoleniu obozu (domena publiczna).

A.W.: Pisze pani, że bohaterki książki miały żal, że w końcowym etapie ich wędrówki, mimo możliwości udzielenia pomocy, tylko nieliczni decydowali się na ten krok. Dlaczego według pani ludzie nie próbowali wesprzeć więźniów?

REKLAMA

W.H.: Bardzo długo nad tym myślałam, ale staram się nie oceniać ludzi. Skupiłam się w książce na aktach dobroci i miłosierdzia, bo wierzę, że były rzadkie ze względu na to, że wszyscy inni byli zbyt przerażeni możliwością pomocy. Starałam się wyobrazić sobie, co bym zrobiła, gdybym była mieszkanką Mauthausen i gdybym widziała pociągi wypełnione ludźmi, które wracają puste. Nawet gdybym czuła współczucie i chciała pomóc więźniom, musiałabym pamiętać, że moim miastem zarządzali naziści. Z pewnością słyszałabym, co stało się z ludźmi, którzy wspierali pokrzywdzonych i zostali złapani, tak jak kobieta, która pomagała więźniarkom i poprzez dziurę w kieszeni sypała im fragmenty chleba, a także jej szef, który dawał im jedzenie. Byli to szanowani austriaccy katolicy, a mimo to zostali wysłani do obozu pracy w Dachau i Ravensbruck. Gdybym znała te wszystkie fakty i gdyby mówiono mi, że wszystkie te osoby to kryminaliści i prostytutki, które idą do obozów pracy i zagłady, czy bez względu na to współczucie sama zaryzykowałabym życie swoje i swojej rodziny? Nie wiadomo, chciałabym myśleć, że tak by się stało, ale nigdy się tego nie dowiem, dopóki nie zostanę postawiona w takiej sytuacji.

A.W.: Co w opisanej historii najbardziej panią poruszyło?

W.H.: Były trzy momenty, które mnie najbardziej wzruszyły, po jednym w historii każdej bohaterki. W przypadku Racheli były to narodziny jej syna – w potwornym deszczu, bez dachu nad głową i bez żadnej pomocy. Chorowała tak bardzo, że wolała umrzeć z bólu i wycieńczenia. Leżała w otoczeniu zwłok i osób, które umierały. Przed tą chwilą dziecko znajdowało się w niej, w środku, było tam bezpieczne, a teraz każdy mógł je zobaczyć i skrzywdzić. To musiał być straszny moment - świadomość tego, że zarówno ona, jak i jej dziecko zapewne umrą, musiała być przerażająca.

W historii Priski momentem, który wzruszył mnie najbardziej, była droga do Auschwitz z jej mężem Tiborem w pociągu, kiedy uściskali się i wybrali imię dla swojego dziecka – Hana dla dziewczynki, a Miška dla chłopca. Następnie otworzono drzwi i małżeństwo znalazło się w piekle.

W losie Anki najbardziej poruszył mnie moment, kiedy, jak sama mówi, była chodzącym szkieletem w ciąży. W miejscowości Horní Bříza w Czechach rolnik zlekceważył ostrzeżenia nazistów i mimo ich sprzeciwu wręczył jej szklankę mleka. Uratował życie jej i jej dziecka, bo wcześniej przez dwa tygodnie piła tylko krople wody i jadła skrawki chleba.

Załadunek Żydów do pociągów na Umschlagplatz w Warszawie (domena publiczna).

A.W.: Z jakim przyjęciem spotkała się pani książka w innych krajach?

W.H.: Jestem szczęśliwa, bo książkę przyjęto bardzo pozytywnie w każdym państwie. Trafiła na trzecie miejsce bestsellerów w Wielkiej Brytanii, w Niemczech wydano już drugi nakład, trzeci raz wydrukowano ją w Portugalii i świetnie sprzedaje się w Stanach Zjednoczonych. Uważam, że jest to ważna historia, którą warto opowiadać, i bardzo cieszę się z faktu, że stała się tak bardzo poczytna. Jest w niej coś, co dotyka każdego z nas. Mnie dotknęła bardzo silnie, nadal wzruszam się na samą myśl o niej i każdy wywiad, którego udzielam, doprowadza mnie niemal do łez. Jestem bardzo dumna z tej historii, bo powinniśmy się wzruszać.

Polecamy książkę Wendy Holden „Urodzeni, by żyć”:

Wendy Holden
„Urodzeni, by żyć”
cena:
Tytuł oryginalny:
„BORN SURVIVORS”
Tłumaczenie:
Jerzy Rosuł, Przemysław Hejmej
Okładka:
broszura ze skrzydełkami
Liczba stron:
432
Format:
143X205 mm
ISBN:
978-83-7999-194-5
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Agnieszka Woch
Studentka filologii polskiej i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, interesuję się wszelkiego rodzaju literaturą, historią XX wieku i językiem, a także filmem i teatrem. Redakcyjny mistrz boksu.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone