Barbara Tuchman – „Sierpniowe salwy” – recenzja i ocena

opublikowano: 2014-09-09 20:19
wolna licencja
poleć artykuł:
Po „Wyniosłej wieży” na księgarskie półki trafiło już wznowienie kolejnego dzieła Barbary Tuchman – „Sierpniowych salw”. To książka szczególna, którą pasjonatom historii powszechnej po prostu wypada znać.
REKLAMA
Barbara Tuchman
Sierpniowe salwy
nasza ocena:
8/10
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Tłumaczenie:
Maria i Andrzej Michejdowie
Rok wydania:
2014
Okładka:
twarda
Liczba stron:
704
Format:
14,5x21 cm
ISBN:
978-83-280-0949-3

Przeczytaj też fragment tej książki

Oczywiście przekład „Sierpniowych salw” na język polski istnieje już od trzech dekad, ale bardzo dobrze się stało, że przy okazji stulecia wybuchu pierwszej wojny światowej pozycja ta została ponownie wprowadzona na rynek wydawniczy. Wydawnictwu W.A.B. zdecydowanie należą się pochwały za działania prowadzące do zapoznania kolejnego pokolenia czytelników z dorobkiem Barbary Wertheim Tuchman oraz stworzenie możliwości odświeżenia znajomości z nim pokoleniom starszym.

O autorce książki pisałem już, recenzując „Wyniosłą wieżę”, przypomnę więc jedynie, że Barbara Tuchman była wybitną dziennikarką, zasłynęła też (mimo braku formalnego wykształcenia historycznego) jako autorka cenionych książek o historii, łączących bardzo solidne oparcie na materiale źródłowym z przystępną dla czytelnika formą. Za „Sierpniowe salwy” Tuchman otrzymała w 1963 roku Nagrodę Pulitzera (swoją pierwszą, gdyż osiem lat później po raz drugi została jej laureatką). O tym, że książka była wówczas bardzo głośna, niech świadczy fakt (przytoczony przez polskiego wydawcę), że prezydent Kennedy podczas kryzysu kubańskiego nakazał członkom Rady Bezpieczeństwa Narodowego jej lekturę.

Jak zapowiada to tytuł, książka opisuje pierwszy miesiąc działań zbrojnych podczas Wielkiej Wojny (zdecydowanie skupiając uwagę na froncie zachodnim). Wcześniej jednak autorka przedstawia uwarunkowania istniejące wcześniej w Europie, kreśląc jej polityczny obraz przy okazji opisu pogrzebu Edwarda VII. Opisane zostają także doktryny wojenne przyjęte przez armie: brytyjską, niemiecką, francuską i rosyjską. Opisane, dodajmy, w sposób niezwykle barwny i wyjaśniający zarówno okoliczności prowadzące do sformułowania ich w taki właśnie sposób, jak i czasem nawet ich podstawy filozoficzne.

Początek sierpnia sprzed stu lat naznaczony był w Europie poważnym kryzysem dyplomatycznym. Mocarstwa wystosowywały pod adresem mniejszych państw – a także wobec siebie nawzajem – ultimata, które były odrzucane, co doprowadziło do rozwinięcia się konfliktu z lokalnego w ogólnoeuropejski, a następnie światowy. Warto przy tym zaznaczyć, że Tuchman prezentuje (przynajmniej w omawianej książce) moim zdanie zdecydowanie zachodni (i zachodniocentryczny) punkt widzenia. Przytacza wprawdzie słynne „profetyczne” słowa Bismarcka o jakimś przeklętym błazeństwie na Bałkanach, które miało wciągnąć Europę w kolejną wojnę, największą uwagę zdaje się jednak przywiązywać do prób naruszenia przez Niemcy suwerenności i integralności terytorialnej Belgii. Wywołało to reakcję Zjednoczonego Królestwa, które do obrony poddanych króla Alberta obligowały nie tylko sympatie i zobowiązania traktatowe, ale też (a może przede wszystkim) własne interesy (wybrzeże Belgii traktowano wręcz jako granicę brytyjską) i dążenie do zachowania równowagi europejskiej. Nie mam o to oczywiście do autorki najmniejszych pretensji – sam artykułowałem pogląd, zgodnie z którym głównym powodem I wojny światowej była rywalizacja niemiecko-brytyjska – zresztą do tego czasu konflikt nie miał jeszcze skali, która pozwalałaby wojnę nazwać „światową”. Zwracam na to uwagę, jako że w tej perspektywie wojna byłaby wojną o Belgię, a nie – jak wskazywałyby wypadki wcześniejsze – o Serbię. To, że Tuchman skłania się do tej tezy, potwierdza fakt, iż książka jest szczególnie obfita w informacje o Belgii (w tym dość szczegółowe przedstawienie tła – dziejów przedwojennych).

REKLAMA

Pisząc o „Wyniosłej wieży”, zwracałem uwagę, że jest to dzieło dziennikarki i książka ma w zasadzie charakter quasi-reportażu napisanego na podstawie źródeł historycznych. O „Sierpniowych salwach” można powiedzieć to samo, w zasadzie pasują one do tej definicji nawet bardziej. Nerwowa atmosfera wspomnianego przeze mnie kryzysu dyplomatycznego została bardzo dobrze oddana. Również opis samych działań zbrojnych określiłbym jako sprawozdawczy. Zarazem jest on bardzo barwny i zróżnicowany. Nie był to jeszcze bowiem kojarzący nam się zwykle z zachodnim frontem Wielkiej Wojny czas statycznego tkwienia w okopach. Możemy poczytać np. o zmaganiach niemiecko-brytyjskich na morzach czy też o okrucieństwach popełnianych przez najeźdźcę w Belgii (które, jakkolwiek wyolbrzymiane w propagandzie Ententy do kuriozalnych rozmiarów, były jednak faktem). Głównym tematem (wcześniej równie ważne były dyplomacja czy nawet nakreślenie pewnego rysu ogólnohistorycznego) książki stają się w pewnym momencie działania zbrojne. Czasem znajduje się miejsce na opisywanie fenomenów kulturowych, takich jak plotka o tym, jakoby Rosjanie mieli przerzucić na front zachodni masy Kozaków – wiele osób utrzymywało, że widziało ich w pociągach np. w Szkocji i że nie zdążyli oni jeszcze otrzepać śniegu z butów (w sierpniu).

Reporterski zmysł Tuchman przejawia się też w charakterystykach polityków i wojskowych, którzy są tutaj ludźmi z krwi i kości. Autorka stara się jak najlepiej zgłębić i odzwierciedlić ich sposób myślenia i działania. Doktryny wojenne poszczególnych państw przedstawione były nie tylko w celach czysto informacyjnych. W dalszym toku narracji pokazane jest, jak np. różnice w mentalności między sojusznikami prowadziły do niesnasek i nieporozumień skutkujących nieraz niepowodzeniami wojennymi.

„Sierpniowe salwy” pochwalić należy także za aparat krytyczny, na który składa się obszerna bibliografia (podzielona tematycznie), równie obfite przypisy oraz (co zasługuje na szczególne uznanie) indeks, pozwalający szybko odszukać w imponującej także pod względem objętościowym publikacji informacje o konkretnej osobie czy też wywód na interesujący nas temat.

Co należy zaznaczyć, „Sierpniowe salwy” są lekturą lekką, łatwą i przyjemną w stopniu dużo mniejszym niż „Wyniosła wieża” – przynajmniej do momentu, w którym zaczynają mnożyć się opisy działań wojennych. Autorka wywiązała się ze swego zadania nad wyraz sumiennie, co sprawia, że dla osób nieinteresujących się historią wojskowości i nieznających się na jej specyfice (pytanie, po co zatem sięgają po książkę o wojnie, uważam za absurdalne – wojny mają przecież także aspekty: polityczny, gospodarczy, społeczny, kulturalny) lektura może po pewnym czasie stać się monotonna, zanadto wymagająca i nieco nużąca. Są jednak partie (poświęcone arkanom dyplomacji czy też meandrom psychologii opisywanych postaci), które powinny przypaść do gustu każdemu czytelnikowi.

Mało jest książek historycznych, które tak dokładnie starają się odpowiedzieć na pytania „jak?” i „dlaczego”? „Sierpniowe salwy” Barbary Tuchman do takich pozycji należą.

Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Gadziński
Absolwent Instytutu Historycznego oraz Instytutu Nauk Politycznych UW. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone