Czym jest polityka historyczna i do czego służy?

opublikowano: 2015-07-09 18:18
wolna licencja
poleć artykuł:
„Polityka historyczna” to pojęcie, które często pojawia się w mediach i dyskusjach internetowych. Jedni mówią o niej z nabożną czcią, inni z obrzydzeniem. Warto zacząć o niej rozmawiać chłodno i systematycznie.
REKLAMA

Zobacz wszystkie głosy opublikowane w dyskusji nt. polskiej polityki historycznej

Kilka dni temu moi redakcyjni koledzy, Sebastian Adamkiewicz i Przemysław Mrówka, w związku z tym, że do zaprzysiężenia nowego Prezydenta RP Andrzeja Dudy pozostał już tylko miesiąc, zaprezentowali swoje wizje tego, jak powinna wyglądać polska polityka historyczna. Po komentarzach i reakcjach naszych czytelników widać, że temat wywołuje spore emocje i jest istotny. Taka dyskusja jest nam bardzo potrzebna. By była owocna, warto jednak doprecyzować kilka pojęć.

Zobacz też:

Polityka historyczna? Polityka pamięci?

Czym takim jest więc „polityka historyczna”? Najprostsza definicja mówi, że jest to całość działań, które prowadzą podmioty polityczne (przede wszystkim państwowe), które odnoszą się do promowania pewnej wizji historii. Warto tutaj zresztą dodać, że wizja ta jest z oczywistych względów wybiórcza, wartościowana i poddawana silnej narratywizacji, tzn. łączeniu różnych faktów w jedną wielką opowieść, posiadającą pewien sens. To „promowanie pewnej wizji historii” w wypadku polityki historycznej realizowanej przez państwa ma dwa wymiary – zewnętrzny, skierowany na środowisko międzynarodowe, i wewnętrzny, nakierowany na kształtowanie myślenia o przeszłości obywateli danego kraju.

Pamięć zbiorowa jest ważnym składnikiem tożsamości grupowej – spaja wspólnotę, pomaga tworzyć punkty odniesienia, nadaje przeszłości i rzeczywistości sens. Na zdjęciu: uroczysta polowa msza św. przy pomniku powstania warszawskiego na Placu Krasińskich, 2010 r. (fot. B. Międzybrodzki).

To „myślenie o przeszłości” nazywane jest przez socjologów „pamięcią zbiorową”. Różni się ono zasadniczo od pamięci indywidualnej – o ile ta ostatnia z natury rzeczy dotyczy konkretnej osoby, o tyle „pamięć zbiorowa” dotyczy wyższego szczebla: danej grupy społecznej czy też wspólnoty. Można więc mówić w tym wypadku o różnych pamięciach zbiorowych, np. pamięci mieszkańców danego miasta lub regionu, pamięci duchownych katolickich czy też, szerzej, o pamięci członków danego narodu czy też obywateli państwa. Pamięć zbiorowa nie jest prosta sumą pamięci indywidualnych – jest mieszanką doświadczeń osobistych i grupowych, pamięci rodzinnej, kultury, pewnych schematów w myśleniu, wreszcie bardzo zależy od wspólnoty której dotyczy. Jej cechą również jest wybiórczość, narratywizacja i silne wartościowanie, a także powiązanie z tożsamością grupową – to „kim jesteśmy” często opiera się przecież na tym jaka była nasza przeszłość.

Ta krótka dygresja służy lepszemu wytłumaczeniu innego pojęcia – „polityka pamięci”. Łącząc obydwie wcześniejsze definicje, takim działaniem moglibyśmy nazwać starania mające na celu promowanie pewnej wizji historii i wpływanie tym samym na pamięć zbiorową, w tym wypadku społeczeństwa polskiego. Jak widać, tak rozumiana „polityka pamięci” stanowi pewien mniejszy zbiór w ramach „polityki historycznej” – kształtować pamięć zbiorową da się raczej w wymiarze wewnętrznym. Trudno jest zresztą mówić o jasno wyodrębnionej wspólnocie „mieszkańców świata”, którzy mają swoją pamięć zbiorową (można zastanawiać się, czy istnieje „pamięć europejska”, choć to temat na inny artykuł), na którą np. państwo polskie może wpływać. Celem „dyplomacji historycznej” jest więc raczej trafianie z własną wizją historii do innych podmiotów politycznych na świecie oraz do międzynarodowej opinii publicznej.

REKLAMA

Warto wspomnieć jeszcze o jednym – w związku z tym, że polityka historyczna w ograniczonym zakresie dotyka nauki (o czym dalej), wydaje się, że przymiotnik „historyczna” w interesującym nas zagadnieniu nie dotyczy „historii” rozumianej jako nauka. Warto zresztą przypomnieć, że w języku polskim używamy tego rzeczownika również w innych znaczeniach – jako synonim przeszłości („To już historia!”), ale również opowieści („Opowiem Ci taką historię”). Obydwa sensy (szczególnie ten pierwszy) dobrze pasują do przypadku polityki historycznej – dotyczy ona nie tyle wpływu na naukę historyczną, co stosunku do przeszłości i sposobu jej postrzegania i mówienia o niej. Warto więc myśleć o tym zjawisku jako o swego rodzaju „polityce wobec przeszłości”.

Historia to nie tylko nauka, a historycy nie mają monopolu na mówienie o przeszłości. Na zdjęciu: Lektorium Instytutu Historycznego UW. (fot. Auj, opublikowano na licencji Creative Commons CC0 1.0 Uniwersalna Licencja Domeny Publicznej).

Czy politykę historyczną prowadzi się zawsze?

No właśnie – czy wobec przeszłości można mieć jakąś politykę? Choć to drugie słowo na „pe” przez wielu jest dziś odrzucane, da się wskazać wiele przykładów tego, że polityka, politycy i państwa w znaczący sposób odnoszą się do historii. Każdy ruch polityczny czy nurt ideowy odwołuje się do jakiejś tradycji historycznej – dla polskich narodowców punktem odniesienia będzie w naturalny sposób Roman Dmowski, monarchiści zawsze z szacunkiem myśleć będą o dawnych władcach, zaś klasyczni liberałowie i komuniści od XIX wieku pozytywnie odnosili się do czasów Oświecenia i rewolucji francuskiej (choć w różny sposób). Co więcej, również państwa w wyraźny sposób zaczepiają się w przeszłości. Państwo narodowe przywołuje dawne organizmy państwowe jako dowód na własną historyczność, zaś przywiązanie i szacunek do tradycji (np. prawa, ustroju, dokonań) jest powszechnie uznawane za pozytywny przykład postawy obywatelskiej.

Trzeba powiedzieć to jasno – polityka historyczna jest naturalnym atrybutem polityki państwowej, tak jak polityka kulturalna, społeczna czy zdrowotna. Instytucje państwowe przyznają ordery, wpływają na kształt programów szkolnych, wybierają patronów różnych instytucji, dotują dzieła kultury i publikacje naukowe etc. Państwo zawsze prowadzi jakąś politykę historyczną. Nawet hasło tak bardzo „anty” względem polityki historycznej, czyli „Wybierzmy przyszłość” używane przez Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich w 1995 r. zawierało w sobie przekaz dotyczący historii: „zrezygnujmy ze sporu postkomunistycznego”. I choć lata 1995-2005 nie kojarzą się z czasem aktywnej prezydenckiej polityki historycznej, to można by zapewne wskazać działania ówczesnego gospodarza Pałacu Prezydenckiego, mające na celu realizację wspomnianego hasła (i nie tylko).

REKLAMA

Akcja: „Jaka powinna być polska polityka historyczna?”

6 sierpnia zostanie zaprzysiężony nowy Prezydent RP – Andrzej Duda. W związku z tym, że to Prezydent jest jednym z głównych prowadzących polską politykę historyczną, otwieramy dyskusję nad tym, jak powinna ona wyglądać. Jakie metody stosować? Jakie wątki i postacie podkreślać? Będziemy o to pytać ekspertów, zaś naszych Czytelników zapraszamy do nadsyłania własnych opinii i głosów na adres [email protected] (temat maila: „Polska polityka historyczna”).Polecamy lekturę tekstów opublikowanych w ramach dyskusji .
Prezydentura Lecha Kaczyńskiego zmieniła polską politykę historyczną – wzrosła świadomość jej roli, ale także spór wokół niej. Na zdjęciu: Prezydent Kaczyński wmurowuje kamień węgielny pod gmach Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie (fot. Archiwum Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, opublikowano na licencji GNU Free Documentation License 1.2).

W 2005 r. urząd Prezydenta RP objął Lech Kaczyński. Polityka historyczna trafiła wówczas na sztandary – aktywne działanie względem przeszłości miało być elementem programu budowy IV Rzeczpospolitej. To właśnie z tego okresu pochodzi wiele esejów i prób definiowania polityki historycznej przez prawicowych intelektualistów, pochodzących głównie z kręgu tzw. „muzealników”. Jednocześnie zaś okres rządów Prawa i Sprawiedliwości to aktywny czas działań wobec przeszłości: inicjatyw muzealnych, dowartościowania IPN, głośnych deklaracji politycznych. To właśnie wtedy powstał trwający do dziś konflikt wokół polityki historycznej. Dla zwolenników prawicy stała się ona synonimem czegoś powiązanego tylko z ich środowiskiem – tylko bracia Kaczyńscy prowadzili prawdziwą politykę historyczną i dbali o promowanie historii Polski. Jednocześnie zaś przeciwnicy PiS stworzyli wizję polityki historycznej jako jednego z głównych elementów negatywnej legendy IV RP – połączenia martyrologii z lustracją, nachalnego promowania pewnych wątków i zawłaszczania historii Polski przez prawicę. Obydwu wizjom niestety bliżej do argumentów retorycznych służących dyskwalifikacji przeciwnika niż do opisu rzeczywistości.

Tendencje do prowadzenia aktywnej polityki wobec przeszłości zachował również Bronisław Komorowski, który w swojej autoprezentacji zawsze chętnie odwoływał się do historii. Polityka historyczna prezydenta była spójna z tą prowadzoną przez rząd Platformy Obywatelskiej (stąd np. wspieranie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, chyba najważniejszej inicjatywy „historycznej” rządu Donalda Tuska). Prezydent Bronisław Komorowski podtrzymywał model wypracowany przez swojego tragicznie zmarłego poprzednika, patronując aktywnie wątkom związanym np. z promowaniem historii II wojny światowej i dziejów powojennych. Wśród obszarów, które szczególnie interesowały ustępującego prezydenta, była próba tworzenia tradycji patriotyczno-obywatelskiej (kokardy narodowe), liczne odwołania do II RP (zwłaszcza do wątków związanych z Józefem Piłsudskim) oraz aktywne promowanie polskiego przełomu 1989 r., na czele z zeszłorocznymi obchodami rocznicy wyborów czerwcowych. W tym ostatnim przypadku motyw ten Bronisław Komorowski wykorzystywał nawet w ostatniej kampanii prezydenckiej, prezentując się jako „Prezydent naszej Wolności”.

Politykę historyczną Bronisława Komorowskiego można oceniać w różny sposób. Na pewno jednak był jej aktywnym współtwórcą, i to wbrew poglądów jego krytyków z prawicy (którzy uważają, że PO porzuciło aktywność w tym obszarze), jak i pozytywnie ustosunkowujących się do niego środowisk „salonowych” (dla których polityka historyczna w stylu Lecha Kaczyńskiego to zło). Pokazuje to jedno: polityka historyczna nie jest przypisana jednemu środowisku. Prowadzi ją każda władza i każde państwo. Pytanie brzmi jednak: w jaki sposób?

REKLAMA

Historycy do polityki historycznej czy do badań?

Moi redakcyjni koledzy w swoich propozycjach dla Andrzeja Dudy kilkukrotnie odwoływali się do kwestii prezydenckiego wsparcia dla naukowych badań historycznych. Gorąco popieram ich w tych postulatach, bo rzeczywiście banalne „załatwienie kasy” czy też wsparcie dla tworzenia nowych programów badawczych przy instytucjach zajmujących się przeszłości mogłoby pomóc historykom i polskiej nauce historycznej. Niestety, muszę Was Panowie zmartwić – z punktu widzenia polityki historycznej kwestia badań naukowych i zawodowych historyków jest sprawą co najmniej drugo-, jeśli nie trzeciorzędną.

Alegoria historii na obrazie Nikolaosa Gyzisa z 1892 r. Czy historycy mogą brać udział w polityce historycznej?

Polityka wobec przeszłości obraca się w sferze spraw publicznych, dotycząc takich obszarów jak symbole, dyskurs medialny, międzynarodowy PR czy też kultura popularna. Jest w związku z tym wyrazista, operuje wartościowanie i uproszczeniem w postaci narratywizacji. Historycy z ich szczegółowym przyglądaniem się różnym problemom, umiejscawianiu ich w kontekście, zrozumieniem przyczyn, procesu i skutków, które są różnorodne, słabo nadają się do tego typu działań. A jeśli już to np. jako muzealnicy albo popularyzatorzy, którzy naukową narracje muszą dostosować do formy, która się posługują. A więc uprościć.

W polityce historycznej dobrze radzą sobie historycy, którzy czują świat polityki, mediów i współczesnej komunikacji. Czasem nazywa się ich „telewizyjnymi historykami”, choć wolałbym w tym wypadku użyć określenia „historycy publiczni”. Warto też zaznaczyć, że to nie są tylko „eksperci od wszystkiego” – to również intelektualiści, profesorowie, doświadczeni badacze, którzy odnaleźli w sobie pasje do mówienia o historii w sposób szerszy, niż tylko w murach Akademii. To oni piszą artykuły do prasy (potrafią pisać na kilkanaście tysięcy znaków, a nie kilkadziesiąt stron), udzielają wywiadów, publikują książki o charakterze bardziej eseistycznym niż naukowym. Biorą udział w debatach, które przetaczają się przez media. Często też wypowiadają się politycznie lub światopoglądowo i są kojarzeni z różnymi środowiskami. Co pozostaje innym „naukowym” historykom? Próba przedarcia się ze swoim głosem do obiegu publicznego, ewentualnie udział w projektach naukowych, które tworzone są na potrzeby instytucji polityki historycznej, takich jak muzea czy inne ośrodki popularyzatorskie. Choć głównym celem jest w tym wypadku zdobycie materiału faktograficznego do tworzenia właściwej narracji, to „przy okazji” mogą przynieść one pożytek nauce.

REKLAMA

Akcja: „Jaka powinna być polska polityka historyczna?”

6 sierpnia zostanie zaprzysiężony nowy Prezydent RP – Andrzej Duda. W związku z tym, że to Prezydent jest jednym z głównych prowadzących polską politykę historyczną, otwieramy dyskusję nad tym, jak powinna ona wyglądać. Jakie metody stosować? Jakie wątki i postacie podkreślać? Będziemy o to pytać ekspertów, zaś naszych Czytelników zapraszamy do nadsyłania własnych opinii i głosów na adres [email protected] (temat maila: „Polska polityka historyczna”).Polecamy lekturę tekstów opublikowanych w ramach dyskusji .

Wielkie pytania

Powyżej zapytałem „w jaki sposób prowadzić politykę historyczną?” Ponieważ nie chcę udzielać rad i pouczeń, spróbuję zarysować pewne problemy, przed którymi osoby odpowiedzialne za polską politykę historyczną powinny stanąć. I które mogą być dobrą podstawą do dalszej dyskusji.

Czy w polityce historycznej jest miejsce na winę i skruchę? Na zdjęciu: fragment pomnika ofiar pomordowanych w Jedwabnem w 1941 r. Wydarzenie to jest symbolem ciemnych kart w polskiej historii (fot. Fczarnowski , na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

Po pierwsze więc: duma czy skrucha? Czy Polacy powinni promować tylko pozytywy ze swojej historii, czy skupiać się na swoich mniej chwalebnych uczynkach? Choć polska polityka historyczna raczej nie realizuje żadnego z tych skrajnych modelów (znajdzie się tu miejsce i dla Sprawiedliwych wśród Narodów Świata czy lotników z Dywizjonu 303, jak i dla pogromu w Jedwabnem), to w dyskusjach na jej temat problem ten wraca. Czy mamy wysuwać na czoło tylko nasze sukcesy i wzorem np. Amerykanów czy Francuzów pokazywać siebie jako dzielnych, zdolnych i szlachetnych, czasem mniej lub bardziej naginając fakty historyczne? Wiele narodów i państw działa właśnie w taki sposób i jest kojarzona zgodnie z oczekiwaniami twórców takiego przekazu. Jednocześnie zaś, co pokazała w swojej książce pt. „Wina narodów. Przebaczanie jako strategia prowadzenia polityki” Karolina Wigura, okazywanie skruchy za grzechy przeszłości może być narzędziem przełamującym konflikty i dającym nowe możliwości polityczne, czego przykładem choćby działania Niemiec po drugiej wojnie światowej (zwłaszcza w czasach Willy'ego Brandta) czy list biskupów polskich do niemieckich znany jako „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.

Czy należy tworzyć nowe instytucje, czy też wykorzystywać już istniejące? Każda władza w Polsce chce tworzyć nowe muzeum, które ma pokazać jakąś określoną wizję historii. To z jednej strony pozytywne, bo każde muzeum to nowa droga zbliżania się do przeszłości, z drugiej strony zaś istnieje przecież wiele podmiotów, które mają swoje doświadczenia, kontakty i zespoły ludzi. Czy nowe (i przy okazji: z naszymi ludźmi) jest zawsze lepsze niż starsze?

W jaki sposób państwo powinno wpływać na kwestię kultury popularnej – czy powinno być patronem czy też jawnym mecenasem? Dyskusja o polskim filmie historycznym, choć uproszczona, stawia ten problem wyraźnie. Czy należy dotować produkcje, które są zgodne z polską polityką historyczną, czy też pozwolić, by Polski Instytut Sztuki Filmowej, instytucja chwalona przez krytyków filmowych i środowiska twórcze, zachował autonomię działania. I pytanie pomocnicze: jak zrobić, by filmy „słuszne” były też... dobre?

W jaki sposób tworzyć kulturę świętowania polskich świąt narodowych? Czy jesteśmy skazani tylko na smutne i łzawe akademie, kiczowate rekonstrukcje historyczne, czekoladowego orła i zadymy z okazji 11 listopada? Czy możliwe jest stworzenie prostych symboli i rytuałów, które jakoś połączą Polaków o różnych światopoglądach przy okazji Święta Narodowego 3 Maja czy też Święta Niepodległości?

REKLAMA

Jak promować polską historię za granicą? Jak tworzyć kompromis wokół polskiej „dyplomacji historycznej”? Jakie działania podejmować i co zrobić, by wykorzystywać dobre doświadczenia zdobyte dotychczas i wykluczać błędy. Nie łudźmy się – problemy z postrzeganiem polskiej historii na Zachodzie nie znikną od jednej spektakularnej akcji czy jednego muzeum. To praca na lata, która jest różnymi sposobami prowadzona. Co zrobić, by była skuteczniejsza i odporna na konflikty krajowe? Jak działać, by nasza historia była zrozumiana w świecie? Posiadamy swoją specyfikę, łamiemy wielkie narracje do których przyzwyczaili się mieszkańcy Zachodu. Jak uniknąć losu samotnej wyspy szczęśliwej – dumnej ze swojej historii, której jednak nie da się opowiedzieć. To tyczy się także naszych sąsiadów: czy historia może stać się czymś, co łączy? A może nie warto próbować?

Teledysk do piosenki „Uprising” szwedzkiego zespołu Sabaton, opowiadającej o powstaniu warszawskim. Piosenki tego power metalowego zespołu odwołujące się do historii Polski zdobyły dużą popularność.

Promowanie różnych wizji historii może prowadzić do tego, że pewne wizje historii stają się dominujące – czy to „pedagogika wstydu” („Polacy, jesteście źli i nietolerancyjni!”), „pedagogika klęski” („Zawsze w historii nas pokonywano, okupowano i zdradzano”) czy „pedagogika sukcesu” („Osiągnęliśmy wielkie zwycięstwo i nie krytykujmy go”). Co zrobić, by nie niszczyć polskiej polityki wobec przeszłości jednostronnością i sprowadzaniem jej do uproszczonych narracji?

I wreszcie sprawa polskiego kanonu historycznego – jakie wątki, postacie i wydarzenia powinniśmy szczególnie promować? Czy mamy odwoływać się do wielkich mitów, utrwalonych przez stulecia w polskiej świadomości, czy też próbować opowiedzieć coś na nowo, odnajdując coś oryginalnego? Czy naszymi bohaterami powinni być politycy, dowódcy, żołnierze i partyzanci, czy też naukowcy, wynalazcy, ludzie kultury, pozytywiści i wszyscy ci, którzy kształtują społeczny wymiar dziejów? Czy powinniśmy chwalić się tym, że zatrzymaliśmy bolszewików w 1920 r., czy też tym, że stworzyliśmy ciekawy i przez dłuższy czas skuteczny mechanizm demokracji szlacheckiej? Czy stać nas na pluralizm historyczny i pokazywanie całej bogatej historii naszego państwa?

Pałac Prezydencki w Warszawie. Czy jego nowy gospodarz wsłucha się w społeczne głosy na temat polskiej polityki historycznej? (fot. Ferdziu, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Poland).

Pytań i tematów do dyskusji jest wiele. W społeczeństwie demokratycznym właśnie deliberowanie i przedstawianie różnych poglądów jest podstawą obywatelskości, podobnie jak wspomniane wcześniej przywiązanie do państwowych tradycji. Zaletą obecnych czasów jest to, że swoją historię możemy opowiadać sami, oraz że nie jesteśmy skazani na jednolitość narzuconą przez władzę polityczną – każdy punkt widzenia może być skontrowany przez inny i prowadzić tym samym do dialogu. Dzięki temu polityka historyczna nie staje się inną formą propagandy.

W imieniu portalu Histmag.org zachęcam do dyskusji nad polską polityką historyczną. Okazją jest zbliżająca się inauguracja prezydentury Andrzeja Dudy. Nowe otwarcie daje nowe możliwości wypracowywania pewnych wizji, pomysłów i rozpoznania społecznego zapotrzebowania. Chcemy brać aktywny udział w takiej dyskusji. Bo politykę historyczną warto prowadzić – byleby mądrze i w sposób spójny.

Akcja: „Jaka powinna być polska polityka historyczna?”

6 sierpnia zostanie zaprzysiężony nowy Prezydent RP – Andrzej Duda. W związku z tym, że to Prezydent jest jednym z głównych prowadzących polską politykę historyczną, otwieramy dyskusję nad tym, jak powinna ona wyglądać. Jakie metody stosować? Jakie wątki i postacie podkreślać? Będziemy o to pytać ekspertów, zaś naszych Czytelników zapraszamy do nadsyłania własnych opinii i głosów na adres [email protected] (temat maila: „Polska polityka historyczna”).Polecamy lekturę tekstów opublikowanych w ramach dyskusji .
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone