Jedność w różnorodności. Spacer po wileńskiej starówce

opublikowano: 2010-08-06 21:58
wolna licencja
poleć artykuł:
Ruchliwa – jak na średniej wielkości miasto po południu – ulica, na jej końcu lekko różowa, potężna barokowa bryła za pomarańczowym murem. Kolory – to właśnie rzuca się w Wilnie w oczy najbardziej. W zależności od natężenia słońca i pory dnia, Stare Miasto mieni się ciepłymi barwami, od żółtego i pomarańczowego do różowego i czerwonego. Czerwony i odcienie różu wypierają czerń i złoto w wileńskim baroku, wystrój większości kościołów, utrzymany w miarę w jednym stylu, to gra białych ścian i rzeźb z czerwonawymi marmurami. I oczywiście jasne bryły, które na tle bezchmurnego nieba dominują nad miastem.
REKLAMA

Idę na północ, mając już całe Stare Miasto za plecami. Na końcu małej górki (ulicy T. Kościuszki) stoi kolejny kościół ufundowany przez możnych Rzeczypospolitej Obojga Narodów w okresie jej świetności. Jest współczesna tablica dla turystów, w języku litewskim i angielskim, na niej ochłapy historii budynku, m. in. nazwisko fundatora: The founder of the church, Grand Hetman M. K. Pacas... Dwa kroki dalej, wmurowana pod monumentalnym portalem, właściwa tablica w niespornym w stolicy Wielkiego Księstwa języku:

Hanc Ecclesiam Fund. 1668 Anno

29 Junii

Hic Iacet Peccator

PAC

Mort. 4 April

1682 Anno.

Tablica nad portalem kościoła św. Piotra i Pawła.„Co starożytność dokonała [nieczytelne] wzniósł duch wdzięczny i oddany.[Oto] pomnik ponad miarę pamiątek śmiertelnych [poświęcony] najznakomitszemu i najwspanialszemu symbolowi, Michałowi Pacowi, Wojewodzie (Palatinus) wileńskiemu, hetmanowi wielkiemu litewskiemu, [bowiem znajdował się] niegdyś w świętych murach tego kościoła inny, postawiony z równą wspaniałością, zniszczały jednak częściowo z powodu starości, jak i ze względu na zużycie i upływ czasu. Jednakże nic z pamięci o dobroczyńcach nie powinno zostać zniszczone przez zapomnienie: 135 lat po jego śmierci tę nową tablicę najpobożniejszemu i najprawowierniejszemu opiekunowi wiary, najgorliwszemu obrońcy państwa, swemu najszczodrzejszemu fundatorowi, aby pamięć jego pozostała w chwale i błogosławieństwie, wystawili roku pańskiego 1808, dnia 1 miesiąca sierpnia, kanonicy regularni laterańscy.”

Wystrój świątyni godzien hetmana wielkiego litewskiego, twórcy potęgi Paców. Nad wejściem herb rodowy, tablica. Środek imponujący, nawet jak na miasto słynące z barokowych kościołów. Liczne rzeźby przedstawiające poszczególnych świętych, widać też, że fundatorowi nieobce było rzemiosło wojenne – w prawej nawie znajdujemy Capellam SS. Martyrum Militum (kaplicę świętych męczenników żołnierzy), wiele figur świętych trzyma broń bądź jest podpisanych jako „miles” (żołnierz). Ambona w kształcie łodzi, stylizowany żagiel opiera się o ścianę i tworzy zwieńczenie, płynnie przechodząc w dach, na którym leżą aniołki. Na końcu prezbiterium, pod ołtarzem, czterech ewangelistów. Gdyby trzymane przez nich papirusy i księgi zastąpić zwojami, niewiele różniliby się od rzymskich senatorów - rzeźby i wykończenia łączą subtelnie wątki chrześcijańskie i estetykę antyczną, co widać szczególnie patrząc spod prezbiterium w kierunku organów, umiejscowionych między dwoma rzędami płaskorzeźb i fryzów, wieńczących nawę główną. Najwyraźniej sarmacki wódz doceniał ten element grecko-rzymskiego ducha, który szczególną chwałą otaczał siłę i zwycięstwo – rzecz jasna w pierwszej kolejności boskie, lecz i żołnierzowi te przymioty w odpowiednio mniejszej skali obce nie były. O umiejętnym mieszaniu wątków – religijnego i osobisto-politycznego – świadczy także napis nad wejściem, swoiste motto: REGINA PACIS, FUNDA NOS IN PACE . W jednej z naw dwa pyzate aniołki trzymają tarczę z napisem: O ADORANDA TRINITAS, O VENERANDA UNITAS! .

Kościół pw. Piotra i Pawła, kaplica św. męczenników żołnierzy.
Tamże, figura św. Katarzyny.

Choć kościół poświęcony jest apostołom Piotrowi i Pawłowi, odniesienie do Trójcy Świętej czytelne. Równie czytelny wątek polityczny. Dziś, gdy po Rzeczypospolitej Obojga Narodów nie ma już na politycznej mapie śladu, trafia do serca szczególnie druga część wezwania – o dostojna jedności! Spacer po Wilnie u progu XXI wieku nie pozostawia złudzeń – Wilno jest miastem na wskroś litewskim, z litewskimi nazwami ulic i nazwiskami postaci historycznych. Strażnikiem wspólnej historii pozostały nie muzea i zamki, gdzie miałyby tkwić sztandary pod którymi razem walczyliśmy z wrogiem lub bogactwa, o które spieraliśmy się między sobą, a kościoły. Kościoły pełne łacińskich (jak i, choć mniej licznych, polskich) napisów. Te tablice są pamiątką wspólnej historii, często nieco już zatarte, nie znajdują miejsca w przewodniku czy angielskich informacjach dla zwiedzających. Nie sposób opisać tu choć sporej części tego, co w mieście dało się zwiedzić – zobaczmy więc, co – nie trzymając się kurczowo przewodnika i opisów turystycznych – da się na murach starego Wilna zobaczyć czy przeczytać.

REKLAMA

Od strony dworca kolejowego prosta droga do starej części miasta wiedzie przez jedną z bram miejskich, jedyną zachowaną, pochodzącą z XVI-wiecznych umocnień Wilna, które służyły mu aż do wojny z Moskwą w połowie wieku XVII. Nieco na wschód od niej można znaleźć rekonstruowane fragmenty murów – nie wiedzieć czemu obficie raczone betonem – oraz dobudowanego w siedemnastym wieku bastionu artyleryjskiego. Na renesansowym zwieńczeniu bramy, którą wchodzimy od dworca, herb miasta: dwa gryfy trzymające tarczę z Pogonią, który po małej przeróbce trafił do herbu państwa. W samej bramie znajduje się kaplica ze słynnym obrazem NMP, zwanej „Ostrobramską”. Okna kaplicy od strony miasta są w ciągu dnia otwarte, więc idąc na południe obraz można obejrzeć z ulicy.

Herb Wilna na Ostrej Bramie.

Przechodząc pod bramą mija się zaraz obok kościół świętej Teresy. Niestety, ujawnia się tutaj jeden z wrednych lokalnych zwyczajów – świątynie, często czynne, zabytkowe i odnowione, a nie jedynie te niszczejące ze względu na brak środków na remont, są pozamykane na cztery spusty. Nie trafiwszy na porę odprawiania Mszy Świętej, można co najwyżej pocałować klamkę – jak o mały włos zdarzyłoby mi się w opisanym wyżej przypadku kościoła fundacji hetmana Paca. Nawet zostając po liturgii można po kilku minutach usłyszeć chrząknięcia dozorcy oraz pobrzękiwania kluczy. Niestety, kościół świętej Teresy musimy pozostawić samemu sobie, tak jak i postawiony po sąsiedzku, zarośnięty drzewami i otoczony wysokimi murami prawosławny klasztor. Jak informuje tabliczka – jest to jedyna taka instytucja działająca jeszcze na Litwie. Mnichom można wybaczyć niechęć do zwiedzających, błyskających fleszami i hałasujących, najchętniej w porze nieszporów czy adoracji, ale zamykanie zwykłych kościołów to barbarzyństwo. Podobnie jak ich powolne doprowadzanie do ruiny.

Kościół św. Teresy.

Ruina niestety grozi jedynemu na Starym Mieście kościołowi grekokatolików (pod wezwaniem Trójcy Przenajświętszej), do którego można się dostać skręcając w lewo od klasztoru i wychodząc na małą górkę, zabudowaną kamienicami. Niestety, w tym miejscu niewiele można poczytać. Ściany są szare, spękane i zaniedbane, odnowione – jedynie kilka filarów. Ze względu na rozmiary bryły koszty renowacji są zapewne bardzo wysokie, widać, że trwają walki o samo utrzymanie konstrukcji. Miejsce jest urokliwe, choć blisko centrum i obu dworców (kolejowego oraz autobusowego), ciche oraz zielone. Po lewej stronie od wejścia widać polichromię, mocno zatartą – trzy postaci, błogosławione przez Chrystusa, pod spodem tablica zapisana cyrylicą. Wokół – wyższe partie kamienic z sąsiednich ulic, zadbana i równo przystrzyżona trawa – jak w całym Wilnie. Obok kościoła dawne carskie więzienie i tablica poświęcona odsiadującym tu Filomatom; nowa, jeszcze niedawno była o nią walka między środowiskami litewskimi i polskimi. Zresztą – na drugim końcu Starego Miasta jest plac poświęcony pamięci prof. Joachima Lelewela, który jako rektor Uniwersytetu krnąbrnych politycznie studentów próbował przed kajdanami uchronić.

REKLAMA
Kościół greckokatolicki Trójcy Świętej.
Malowidło po lewej stronie od wejścia.
Zniszczona bryła.

Schodząc z górki i kierując się dalej na południe, w stronę rynku, można zboczyć nieco na prawo, w kierunku kościoła Towarzystwa Jezusowego pw. św. Kazimierza. Bryła podobna jak w przypadku kościoła Piotra i Pawła, nieco ciemniejszy róż, mniej okazały portal, ale także z daleka rzuca się w oczy. Kopuła zwieńczona jest krzyżem, umocowanym w wieży w kształcie książęcej mitry, symbolem patrona: syna króla i wielkiego księcia, również Kazimierza. Wystrój jednak w zupełnie innej tonacji: mniej bieli, więcej pomarańczowego, ściany puste. Częsty to zresztą zwyczaj zakonów kaznodziejskich (szczególnie dominikanów i właśnie jezuitów), by kościoły wystrajać mniej bogato – nie dekoncentrując w ten sposób wiernych i ułatwiając im słuchanie kazań. Przykładem choćby dominikańskie kościoły pw. św. Jakuba w Sandomierzu czy św. Jacka Odrowąża w Warszawie. W Wilnie akurat podominikańska świątynia bogato wystrojona, lecz o niej za chwilę. W ołtarzu jezuickiego kościoła postać św. Kazimierza Jagiellończyka: są lilie, atrybut świętego, i książęce insygnia, dla mniej zorientowanych (albo dla podkreślenia patronatu Kazimierza nad Litwą) w róg obrazu upchnięta tarcza z Pogonią, nieco psująca symetrię. W krypcie pod prezbiterium freski z fragmentami psalmów oraz relikwie św. Andrzeja Boboli. A także kolejna tablica, już z XXI wieku, po łacinie informująca o pochowaniu w podziemiach jezuitów i ich dobroczyńców. Jak na jezuitów przystało, wejście do krypty płatne (ofiara w wysokości 1 lita – mniej więcej 1,2 zł – na renowację i utrzymanie takiego kościoła mogę zapłacić i dziesięć razy tyle!).

Kościół św. Kazimierza o. jezuitów.

Wróciwszy ulicą św. Kazimierza do głównego traktu ([Ausros Vartu gatve] – ul. Ostrobramskiej) można dojść do rynku. Można też, zamiast wracać, przejść na około, ulicą Augustianów by trafić na szarzejący, smutny i obracający się w ruinę kościół pw. NMP Pocieszycielki, stojący przy dawnym klasztorze augustianów i sam domagający się teraz pocieszenia. Niestety, tu brak nawet klamki, z którą można by się mocować, drzwi zaryglowane, nie widać śladów prac restauracyjnych. Obszerny i ładnie wydany przewodnik, który można za darmo dostać w punkcie obsługi turystów na dworcu kolejowym, dyskretnie na temat tego kościoła milczy. Szkoda, sama bryła jest ciekawa: nie ma masywnego czworoboku, wyższego niż szerszego, zwieńczonego dwiema wieżyczkami z przodu oraz kopułą, które charakteryzują barokowe świątynie wzorowane na bazylice Il Jesu w Rzymie (jak np. kościół pw. św. Piotra i Pawła w Krakowie czy obie opisywane już wcześniej świątynie wileńskie). Zamiast tego wysoka wieża, wyrastająca z płaskiego i szerokiego budynku. Składa się ona z malejących wraz z wysokością pierścieni, około 3-metrowych, które powtarzają kształt portalu, bez kolumn znajdujących się przy wejściu, a na jej końcu – krzyż i dzwonnica.

REKLAMA
Kościół NMP Pocieszycielki o. augustianów.

Mijając klasycystyczny ratusz można skręcić w lewo, w kierunku wąskich i urokliwych uliczek lub pójść prosto, żeby obejrzeć cerkiew pw. św. Mikołaja (jedyną, którą na Starym Mieście można zobaczyć od wewnątrz), przebudowaną również w stylu barokowym. Wędrowca, który zbłądzi w pierwszym z kierunków po wytrwałej wędrówce czeka nagroda w postaci kościoła ojców franciszkanów, również pieczołowicie restaurowanego. Bryłą zbliżony do poprzedników, wewnątrz zupełnie jeszcze zniszczony. Prowizoryczna podłoga, na końcu prezbiterium na linach zwieszony Krzyż, do tego stół ofiarny i kilka ławek w nawie głównej. Na ścianach – zerwany tynk, gdzieniegdzie gołe cegły, widać fragmenty zabytkowej polichromii. Jeden z nielicznych zachowanych (lub dopiero mozolnie odnawianych) obrazów przedstawia, na ile można się domyślać biorąc pod uwagę stan zabytku, wskrzeszenie syna kobiety z Naim [Łk, 7.11-17]. Pośrodku Chrystus, wyciągający rękę do młodzieńca wstającego z marów, dookoła tłum, próbujący cokolwiek z tej sceny zrozumieć. Dodatkowo wrażenie „rozlewania” się tego tłumu w nieskończoność potęguje fakt, że malowidło szybko się urywa, pozostawiając postawienie jego granicy jedynie wyobraźni.

Cerkiew św. Mikołaja.
Kościół o. franciszkanów.
Fresk przedstawiający wskrzeszenie młodzieńca z Naim.

Z ulicy Franciszkańskiej warto skręcić na wschód, w ulicę nieodłącznych przyjaciół braci mniejszych: dominikanów, drugiego koła rydwanu kościoła – jak w odniesieniu do franciszkanów pisze o braciach kaznodziejach Dante w Boskiej Komedii. Podominikański kościół pw. Ducha Świętego dzisiaj służy jako świątynia środowisk polskich (choć odzyskany przez Zakon w latach 90.-tych), tutaj też można uczestniczyć w liturgii w języku polskim. Niestety, i ten kościół również zazdrośnie strzeże swych podwojów poza godzinami sprawowania Eucharystii. Kształt kościoła jest trudny do uchwycenia z zewnątrz, zasłaniają go budynki klasztoru oraz zabudowania ulic Dominikańskiej oraz św. Ignacego, na rogu których się znajduje. Wnętrze również utrzymane w tonacji różowo-białej, tym razem z elementami błękitu i szarości. Nad ołtarzem witraż z częstym motywem w kościołach braci kaznodziejów: NMP wręczająca świętemu Dominikowi różaniec. Kościół bogato zdobiony, choć zdecydowanie nie tworzy wrażenia przesytu. Na szczególną uwagę zasługują marmurowa, różowo-biała ambona oraz boczne ołtarze.

Podominikański kościół Ducha Świętego.
Witraż przedstawiający NMP wręczającą św. Dominikowi różaniec.
Ambona, w tle jeden z ołtarzy bocznych.
Ołtarz boczny.

Idąc dalej na wschód ulicą Dominikańską można dojść do ulicy Uniwersyteckiej i św. Jana (gdzie znajduje się polska ambasada). Poszedłszy prosto trafimy na napisaną po polsku i litewsku tablicę upamiętniającą dom drukarski Józefa Zawadzkiego (alias Jouzapas Zavadzkis – jak jego nazwisko przedstawia się w wersji litewskiej; niestety nasi sąsiedzi z uporem godnym lepszej sprawy przekładają wszystkie nazwiska, poza bodaj jednym cesarzem Japonii w opisie pod zdjęciem w muzeum narodowym – i to nie wiem, czy przez przeoczenie czy ze względu na problemy konceptualne), który wydał m.in. pierwszą edycję Ballad i romansów Mickiewicza. Sam poeta ma swoją tablicę – jedynie w litewskiej wersji swego nazwiska – na Uniwersytecie oraz pomnik nad brzegiem Wilni, obok kościołów św. Anny oraz św. Franciszka i Bernarda.

REKLAMA

Z ulicy Uniwersyteckiej, wyłożonej ciepłym, czerwono-różowym brukiem, można zobaczyć litewski pałac prezydencki, a także dostać się na teren zabytkowego campusu Alma Mater Vilensis. Campus zajmuje cały kwartał i obejmuje kilka zabudowanych dziedzińców, kościół pw. św. Jana Chrzciciela oraz Jana Ewangelisty i dzwonnicę, górującą nad zabudowaniami uczelni. Uniwersytet Wileński został podniesiony do tej rangi przez króla Stefana Batorego (stąd w czasach II Rzeczypospolitej nosił jego nazwę) w 1579 roku. Pod arkadami na głównym dziedzińcu znajdziemy w związku z tym jedyną nielitewską, a łacińską tablicę, poświęconą królowi. Wdzięczna społeczność akademicka, ustami Marcina Kromera, zafundowała godnemu monarsze godną pamiątkę:

STEPHANUS BATOREUS

1533 IX 28 – 1586 XII 12

REX POLONIAE

MAGNUS DUX LITHUANIAE

DUX TRANSILVANIAE

CONDITOR UNIVERSITATIS VILENSIS

In templo plus quam Sacerdos

In Republica plus quam Rex

In acie plus quam Miles

In publica libertate tuenda plus quam Civis

In amicitia colenda plus quam Amicus

(Martinus Cromerus) .

Dziedziniec Uniwersytetu.

W 1570 roku powstało w tym miejscu jezuickie collegium oraz biblioteka, które później Batory przekształca w uniwersytet. W jednej z kaplic kościoła znajdują się wystawione dokumenty oraz literatura, jaką tutaj w XVII i XVIII stuleciu wydawano i z której się uczono. Przynajmniej na Uniwersytecie znaleźć można obszerny opis w języku angielskim (bolączka większości wystaw i muzeów: gros opisów tylko po litewsku, bądź także po angielsku, rosyjsku, niemiecku i polsku, ale za to bardzo lapidarnie). Uczelnia od początku kładła duży nacisk na teologię, zarówno dogmatyczną jak i praktyczną (ze szczególnym akcentem na homilezę). Było to związane z chrystianizacją Litwy, która w XVI i XVII wieku ciągle nie była zakończona. Na Uniwersytecie panował do końca I Rzeczypospolitej duch tomizmu, niemniej brak informacji o przełomowych pracach w tej dziedzinie. Na wielkie nazwiska na uniwersytecie wileńskim i lwowskim przyszło czekać do początków XX wieku, niemniej było warto. O swojej kadrze profesorskiej z Wilna bardzo ciepło wspomina historyk Lech Beynar (piszący pod pseudonimem Paweł Jasienica), wykładał tu H. Elzenberg (wcześniej w Krakowie, a po wojnie profesor filozofii w Toruniu), wśród wileńskich studentów powstała przedwojenna grupa poetycka „Żagary”. Niemniej, po „Żagarach” nie ma śladu, po Elzenbergu również, Jasienica studiując w latach 30-tych na zajętym siłą na Litwinach Wilnie na ciepłą tablicę również nie ma co liczyć, mimo swojej szczerej sympatii dla idei Rzeczypospolitej Obojga – czy wręcz Trojga - Narodów. Nad wejściem do kaplicy-muzeum jest za to portret x. Adama Czartoryskiego, postaci kojarzącej się z ciężkimi czasami po równo dla obu narodów. Obok wyraźnie polski akcent: portret Jana Śniadeckiego, chemika, wykładowcy Uniwersytetu. Po drugiej stronie, w prawej nawie, w kąciku tablica po polsku, poświęcona Władysławowi, hr. Umiastowskiemu, twórcy fundacji naukowej przy Uniwersytecie.

REKLAMA
Kościół uniwersytecki św. Jana Chrzciciela i św. Jana Apostoła, wnętrze.
Kaplica, gdzie wystawione są dokumenty i starodruki.
Tablica pamięci hr. Umiastowskiego.

Oprócz kościoła warto zobaczyć dziedziniec obserwatorium. Ten ostatni jest najbardziej zadbaną częścią campusu, znów przy słonecznej pogodzie dają się podziwiać pastelowe kolory, z lekką dominacją pomarańczowego. Kolejne dziedzińce, im dalej od tego głównego, tym mniej są zadbane i dawniej malowane. Widać turyści ograniczają się do miejsc najbardziej eksponowanych i nie lubią wchodzić w głąb, tym różniąc się od naukowców.

Dziedziniec obserwatorium, campus uniwersytecki.

Po powrocie na ul. Uniwersytecką i przejściu nią na północ widać zarys klasycystycznej katedry, położonej na dużym placu. Na jego końcu, naprzeciw nowego pałacu wielkoksiążęcego, znajduje się pomnik Giedymina. Niestety, podobnie jak pomnik Mendoga przez muzeum narodowym, znajdujący się dokładnie po drugiej stronie wzgórza zamkowego, zdradza dość toporną estetykę. Sześcienna bryła, na jej czubku postać rycerza prowadzącego konia. Surowe rysy twarzy i dość toporne krawędzie nasuwają skojarzenia z międzywojenną sanacją: wrażenie wielkości budowane przede wszystkim za pomocą rozmiaru oraz wrażenia zagrożenia przygnieceniem widza, niż subtelnością i majestatem. Warto więc pożegnać bohatera litewskiej historii i skręcić w lewo, w kierunku wielkoksiążęcego pałacu, pochodzącego z XV wieku i zwieńczonego piękną renesansową attyką.

Pałac wielkoksiążęcy z dolnego zamku, XV w.

Katedrze należy się osobny rozdział, jeśli nie cały szkic. Nie chcąc ślizgać się jedynie po wierzchu tematu, skupię się na tablicach. Na filarach łacińskie tablice poświęcone Jagielle oraz księciu Witoldowi Aleksandrowi, jako bohaterom narodowym, a jednocześnie dobroczyńcom katedry. Dalej – pamiątka nadania tytułu bazyliki mniejszej w czterechsetną rocznicę kanonizacji św. Kazimierza (2002 r.) oraz tablica poświęcona Kazimierzowi jako patronowi Litwy. Ponadto upamiętnienie wizyty papieża Jana Pawła II, tablice ku czci odzyskania niepodległości oraz rocznicy chrztu Litwy (po litewsku i łacinie).

REKLAMA
Katedra św. Władysława i św. Stanisława.
Dzwonnica.

Można wychodząc z katedry okrążyć wzgórze zamkowe, gdzie w dawnych budynkach arsenału znajduje się muzeum narodowe, i skręcić w ulicę Kościuszki, by dotrzeć do wspomnianego kościoła św. Piotra i Pawła, ufundowanego przez hetmana Paca. Można też od razu wspiąć się na ruiny zamku. Do wojny polsko-moskiewskiej i jego zniszczenia w 1655 roku zamek składał się z dwu części: górnego (wspomnianego po raz pierwszy w połowie XIV wieku), który tworzyły mury, trzy baszty (z których jedna stoi dziś zrekonstruowana jako „baszta Giedymina”) i pałac wielkich książąt (fundamenty są dziś odsłonięte) oraz dolnego: katedry, pałacu biskupiego, nowego pałacu książęcego, arsenału (dobudowanego wraz z przeróbką katedry w XVI wieku) oraz drugiego pierścienia wież i murów, pokrywającego się z dzisiejszym zarysem placu katedralnego i leżącego obok parku. Porządną rekonstrukcją zamku po wojnie zajęto się dopiero w XX wieku. Biorąc pod uwagę położenie okolicznych wzgórz, mniej stromych, choć wyższych, nie trudno się domyśleć, dlaczego w dobie artylerii zamek stracił na znaczeniu. Zresztą już wcześniej warowną siedzibą wielkiego księcia stały się położone 30 km na zachód Troki (Trakai). Znajdowały się tam dwa zamki, z XIV i XVI wieku, podczas walk z Krzyżakami chronił się tam Witold.

Makieta bitwy pod Grunwaldem z muzeum narodowego. Na pierwszym planie triumfalnie powracający Litwini...

Troki, zarówno z punktu widzenia strategicznego jak i krajobrazowego, położone są doskonale. Miasteczko (dzisiaj około 7 tys. mieszkańców, z liczną mniejszością karaimską zamieszkałą tu od XIV stulecia) znajduje się na półwyspie oblanym wodami jeziora. Czytając opisy studenckich wypraw w Pamiętnikach Jasienicy i porównując z rzeczywistym krajobrazem nie trudno się dziwić historykowi, że wolne weekendy często spędzał z kolegami w kajakach lub z plecakami, zapewne często pojawiając się w okolicach Troków. Stary zamek, zniszczony razem z nowym oraz samym Wilnem w 1655 roku, znajduje się mniej więcej w połowie półwyspu, na odchodzącym odeń kolejnym półwyspie i stromym wzniesieniu jednocześnie. Dzisiaj jest intensywnie rekonstruowany, do końca XX wieku leżał w ruinie, służąc tubylcom za źródło cegieł. Od niedawna prowadzone są tam prace restauracyjne. Nowy zamek znajduje się na wyspie, na końcu półwyspu, na którym leży miasteczko. Z lądem łączy go jedynie drewniany pomost, wysoki zamek oddzielony jest dodatkowo od niskiego fosą. Również przez długi czas, do końca XIX w., nie był odbudowywany, ostatecznie udało się zakończyć remont w drugiej połowie XX wieku. Dziś znajduje się tam muzeum, które warto odwiedzić. Niekoniecznie ze względu na ekspozycję, która ułożona jest niezwykle chaotycznie (i takoż opisana, dominują lapidarne komentarze typu: miecz, XV w. albo bełty do kusz): samo wnętrze zamku, choć nie jest kunsztownie zrobione, jest dobrze odnowione, będąc dobrym przykładem architektury militarnej.

REKLAMA
Nowy zamek w Trokach.
Górna część nowego zamku.

Czy to wszystko, co warto w Wilnie zobaczyć? Zdecydowanie nie, szczególnie wiele satysfakcji może dać spacer wzdłuż rzeki Wilni, opływającej Stare Miasto od wschodu. Cennymi zabytkami są szczególnie kościoły św. Anny oraz bernardyński św. Franciszka i św. Bernarda, a także cerkiew pw. NMP, oczywiście zamknięta na cztery spusty. Urokliwe jest Zarzecze, z kościółkiem św. Bartłomieja – również niedostępnym do zwiedzania – które pełniło w nowożytności podobną rolę, jak krakowski Kazimierz. Warto zajrzeć do Muzeum Narodowego, spadkobiercy dawnego Muzeum Starożytności, posiadającego równie chaotyczną, choć o wiele ciekawszą ekspozycję. Zgodnie z tradycją zamknięta, pełniąca obecnie funkcje użytkowe (sala koncertowa) jest świątynia pw. św. Katarzyny, leżąca na zachodnim skraju Starego Miasta. Nieco na północ znajdują się szczątki (zachowane jedno skrzydło) pałacu Radziwiłłów mieszczące obecnie muzeum sztuki współczesnej, dalej kościół i klasztor dominikanów pw. św. Jakuba... Wymieniać można długo, opisać niestety – nie ryzykując nadmiernego przeciągania szkicu ni ślizgania się po wierzchu – jedynie niewiele.

Kościół św. Anny (po lewej) i oo. bernardynów.
Cerkiew NMP.
Kościół św. Katarzyny.

Wileńskie Stare Miasto najlepiej prezentuje się w pełnym słońcu, w szerokiej gamie pastelowych kolorów. Pomarańczowe, ciepłe dachy, ściany kamienic i bryły kościołów łączą w sobie pozostałe kolory miasta: biel, odcienie szarości, czerwień, zieleń drzew i parków. Miasto jest bardzo różnorodne, w tle – od strony północnej – widać zalążki nowoczesnego centrum z szklanymi biurowcami, w samej starej części łączy się wiele stylów: renesans, klasycyzm i – przede wszystkim barok. Tak jak przez wiele lat historii miasta zbiegały się w nim losy Litwinów, Rusinów i Polaków; tak jak portrety Polaków wiszą na Uniwersytecie, a litewscy i ruscy możni zdobywali tu urzędy i fundowali kolejne świątynie. Nawiązując do hasła wyrzeźbionego w kościele św. Piotra i Pawła – Wilnu udaje się, tak jak wielu jego kościołom choć trochę uchwycić Tajemnicę jedności Trójcy Świętej, uwiecznić jedność wielu narodów, tworzących jedną Rzeczpospolitą, nie gubiąc cennej i bogatej w szczegółach jednorodności. O, illa veneranda unitas!

Garść praktycznych informacji:

Do Wilna najłatwiej dostać się z Polski pociągiem; jest kurs z Warszawy do Sestokai, skąd pasażerów do Wilna, m.in. przez Kowno, zabiera pociąg litewski (czas jazdy około 11h). Koszt z Warszawy - 120 zł i 50 Lt w obie strony. Walutą na Litwie jest lit, o wartości mniej więcej 1,2 zł. Do zadowalającej komunikacji wystarcza znajomość języka polskiego oraz angielskiego i/lub rosyjskiego. Czas na Litwie jest przesunięty o godzinę w stosunku do polskiego (+1). Centrum informacji turystycznej znajduje się na dworcu kolejowym, obok hali głównej. Posługując się międzynarodową kartą studencką można uzyskać wiele zniżek, czasem udaje się wynegocjować respektowanie polskiej legitymacji studenckiej.

Zobacz też inne fotoreportaże:

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Bartłomiej Czajka
Absolwent filozofii (licencjat w ramach MISH UJ, magisterium na Uniwersytecie w Barcelonie), naukowo zajmuje się logiką i filozofią języka. Interesuje się historią starożytną i średniowieczną, szczególnie światem greckim w okresie klasycznym i hellenistycznym oraz językami klasycznymi. Z Histmagiem współpracuje od 2003 r. Członek Stowarzyszenia Naukowego Collegium Invisibile. W wolnych chwilach chętnie grywa w szachy i brydża.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone