Joseph McCarthy i widmo nad USA

opublikowano: 2015-02-11 13:02
wolna licencja
poleć artykuł:
W historii USA mało która postać cieszy się tak złą sławą, jak senator Joseph McCarthy. Skąd wzięło się to odium? I czy na pewno jest ono zasłużone?
REKLAMA
Senator Joseph McCarthy (domena publiczna).

9 lutego 1950 roku, niewielkie miasteczko Wheeling w Zachodniej Wirginii. Jak co roku w wielu amerykańskich miastach trwają obchody Dnia Lincolna: organizowanego przez republikanów święta, które z Abrahamem Lincolnem prócz nazwy nie ma nic wspólnego. Jest ono republikańskim odpowiednikiem obchodzonego przez demokratów Dnia Jeffersona-Jacksona, również nie mającego z oboma panami nic wspólnego, i służy za pretekst do organizacji zbiórek funduszy, spotkań, odczytów, konferencji czy uroczystych obiadów. Nas interesuje spotkanie organizowane przez Republikański Klub Kobiet w Wheeling, podczas którego na mównicę wyszedł czterdziestodwuletni senator z Wisconsin. Joseph McCarthy, takie nosił bowiem nazwisko, w trakcie swego przemówienia pokazała audytorium pewną listę, mówiąc prawdopodobnie: „Departament Stanu jest zainfekowany przez komunistów. Tutaj, w moim ręku, trzymam listę 205 nazwisk – listę przekazaną do wiadomości Sekretarza Stanu, na której znajdują się nazwiska członków Partii Komunistycznej, a którzy mimo to dalej piastują swoje stanowiska i kształtują politykę Departamentu Stanu”.

Mowa ta nie została nagrana ani nie zachował się jej stenogram. Nie wiadomo więc, jak dokładnie brzmiały słowa McCarthy’ego, jaką liczbę nazwisk podał ani o jaką partię komunistyczną mu chodziło. Wiadomo natomiast, że od 9 lutego 1950 roku zaczął się w Stanach McCarthyism, co na polski jest tłumaczone, dość niezręcznie, jako makkartyzm.

Dla wielu osób słowa „McCarthy” i „makkartyzm” brzmią podobnie jak „hiszpańska inkwizycja”, „radni miasteczka Salem”, „Torquemada”, „pożar Rzymu” i „Holocaust”. W powszechnej świadomości senator i jego działania kojarzą się najgorzej, jak tylko można. Przyjrzyjmy się więc bliżej zarówno temu, skąd wzięły się te skojarzenia, jak i ich przedmiotom. Zaczynając od samego senatora.

Joseph McCarthy – zobacz też:

Inkwizytor generalny Stanów Zjednoczonych

Urodził się w 1908 roku jako piąte z siedmiorga dzieci w irlandzkiej rodzinie osiadłej w Grand Chute w stanie Wisconsin. W okresie młodzieńczym imał się różnych zawodów, aż ukończył studia prawnicze i został sędzią. W środowisku nie był zbyt lubiany, choć uznaje się, że był dobrym sędzią, braki doświadczenia nadrabiającym skrupulatnością, bezstronnością i dokładnością. Wyraźną rysą jest tu fakt nagany, jaką otrzymał za dopuszczenie do zniszczenia akt procesowych w jednej ze spraw, a w późniejszym okresie także zarzutów o naruszenie etyki poprzez piastowanie stanowisk nie związanych z sądownictwem.

Joseph McCarthy w czasie wojennej służby w marines (domena publiczna).

Rychło po włączeni się USA do wojny McCarthy zgłosił się do wojska. Z racji wykształcenia otrzymał automatycznie stopień oficerski i trafił do wywiadu Korpusu Piechoty Morskiej jako porucznik. Stacjonował na wyspach Salomona i Bougainville, gdzie zajmował się odprawami dla załóg bombowców nurkujących. Odsłużył pełną turę i został zdemobilizowany w kwietniu 1945 roku w stopniu kapitana. Rok później wystartował w wyborach do Senatu z ramienia Partii Republikańskiej i wygrał z kontrkandydatem republikanów, Robertem „Fighting Bobem” la Folettem, paradoksalnie dzięki poparciu United Electrical, Radio and Machine Workers of America, mocno komunizującego związku zawodowego niechętnego antykomunistycznemu la Folletowi.

REKLAMA

Pierwszy okres kadencji McCarthy’ego upłynął bez rewelacji. Poza wąską grupą przyjaciół nie był zbyt lubiany przez senatorów, poza pracą jednak miał opinię niemal duszy towarzystwa. Chętnie zapraszano go na różne przyjęcia czy koktajle z powodu jego umiejętności oratorskich: był dobrym mówcą z łatwością wypowiadającym się na wiele tematów. Jego antykomunizm szybko przestał być tajemnicą, tym niemniej nie miał opinii zbytniego radykała, nie uznawano go również, mimo pewnej popularności, za dobrego senatora. Dopiero mowa z Wheeling przyspieszyła jego karierę w iście rakietowy sposób, jego samego zaś postawiła w świetle reflektorów całej Ameryki.

Pole bitwy

Antykomunistyczny plakat amerykański z 1947 r. (domena publiczna).

Stany Zjednoczone na początku 1950 roku znajdowały się w dość nietypowej sytuacji. Cztery i pół roku wcześniej zakończyła się II wojna światowa, cztery lata wcześniej George Kennan wysłał swój „długi telegram”, po raz pierwszy postulując zmianę polityki wobec ZSRS, a trzy lata wcześniej faktycznie zmieniono politykę wobec Związku Sowieckiego. Wytworzyło to w USA silny dysonans: raptem sojusznik w walce z samym Diabłem w osobie Hitlera, państwo, które przez okres wojny wychwalano pod niebiosa, stało się również wrogiem. Trudno to było ze sobą pogodzić. Przez lata ludziom, nie tylko w Stanach, wbijane do głowy, że Związek Sowiecki to niemal przedsionek raju na ziemi. Intelektualiści (choćby George Bernard Shaw, Jean-Paul Sartre czy Simone de Beauvoir) pisali o ZSRS peany. U podstaw komunistycznego państwa miały leżeć szlachetne idee walki z ubóstwem i niewolą, a podczas wojny miało ono przelał hektolitry krwi w walce z „Hunami” (pomijając, na ile niefrasobliwie tą krwią szafowano). Teraz raptem okazało się, że temu ideałowi wyrastają rogi.

Na początku lutego 1950 roku osoby, które dostrzegały w komunizmie zagrożenie dla świata, nie sypiały dobrze. W Europie Wschodniej kolejne kraje stawały się komunistyczne, Moskwa w ekspresowym tempie zdobyła broń jądrową, w Chinach Kuomintang, sprzymierzeniec USA w wojnie z Japonią, właśnie ewakuował się na Tajwan, oddając Państwo Środka komunistom Mao Tse-Tunga, a coraz więcej naukowców okazywało się rosyjskimi szpiegami. Sam Związek Sowiecki zresztą nie próbował za bardzo ocieplać swego wizerunku, myślano tam bowiem raczej o wznowieniu działań wojennych niż o pokojowym współistnieniu. Zadanie to zostawiono więc w rękach osób, które dotychczas dbały o renomę komunizmu: intelektualistów, ludzi kultury i naukowców. W związku z tym zaś, że jak świat światem ludzkość przejawiała tendencję do wierzenia raczej w opinie niż fakty, mieli oni dość ułatwione zadanie, wciąż bowiem chciano wierzyć w dobry komunizm i równie dobrego Stalina.

REKLAMA

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

Oczywiście McCarthy nie był ani jedyną, ani pierwszą osobą, która zinstytucjonalizowała działalność antykomunistyczną. W okresie makkartyzmu działały także dwa inne organy: Komisja Izby Reprezentantów ds. badania działalności antyamerykańskiej (House Un-American Activities Committee) oraz Podkomisja Senatu ds. Bezpieczeństwa Wewnętrznego (Senate Internal Security Subcommittee). Trzecim i najważniejszym było jednak Federalne Biuro Śledcze, które dzięki działalności swego szefa, J. Edgara Hoovera, stało się prawdopodobnie najpotężniejszą antykomunistyczną machiną działającą w owym czasie. Z tego tytułu McCarthy i Hoover będą przez pewien czas współpracować. Z tego samego tytułu współpraca ta w pewnym momencie zostanie definitywnie zerwana.

J. Edgar Hoover, szef FBI i pierwszy sojusznik McCarthy'ego (domena publiczna).

O ile jednak wśród administracji i organów rządowych zaczęto z niepokojem patrzeć na Moskwę, o tyle wśród środowisk opiniotwórczych dalej nie chciano przyjąć tego do wiadomości. I to te właśnie środowiska staną się celem McCarthy’ego, który w tej chwili w błyskawicznym tempie staje się najbardziej znanym senatorem w Stanach, o co dbają zarówno jego zwolennicy, jak i przeciwnicy.

McCarthy wkracza na scenę

Można domniemywać, że w początkowym okresie McCarthy stał się ofiarą własnego języka. Jego wygłoszone w Wheeling słowa wzbudziły wysokie fale. Senat zażądał okazania listy, o której republikanin mówił w Wirginii. Przedstawił ją na posiedzeniu mającym miejsce 20 lutego. W pięciogodzinnym przemówieniu przedstawił wtedy, przypadek po przypadku, osoby co do których miał pewność, że działają na rzecz Związku Sowieckiego. Pojawiły się jednak dwa problemy: po pierwsze, lista skurczyła się do 81 nazwisk, a po drugie… nie było na niej żadnych rewelacji.

Fakt skrócenia listy McCarthy tłumaczył przekręceniem jego słów z Wheeling. Nawet jednak by przedstawić tak okrojony dokument, potrzebował faktycznych nazwisk i znalazł je na tzw. „liście Lee”. Została ona przygotowana trzy lata wcześniej przez Roberta E. Lee dla Komisji Finansów Izby Deputowanych (United States House Committee on Appropriations). Ten były agent FBI prowadził śledztwo, w którym zajmował się osobami, co do których lojalności miano wątpliwości. Powstała wtedy lista 108 osób, wobec których faktycznie nabrano podejrzeń, a do której teraz sięgnął McCarthy. Mimo to Senat potraktował sprawę poważnie i przekazał listę do zbadania specjalnie utworzonej „komisji Tydingsa”, czyli Podkomisji ds. badania lojalności pracowników Departamentu Stanu, której przewodził Demokrata, senator Millard Tydings. Komisja ta, po zbadaniu postawionych przez McCarthy’ego zarzutów stwierdziła, że lista ta jest „oszustwem i mistyfikacją” ([fraud and a hoax]). Nim jednak Senat przyjął wnioski komisji, republikańskiemu senatorowi w sukurs przyszli… sami komuniści.

REKLAMA

Wojna zamorska, wojna domowa

25 czerwca 1950 roku siły Korei Północnej przekroczyły 38 równoleżnik, odpychając wojska Korei Południowej i w niedługim czasie zdobyły Seul. Na domiar złego, 20 lipca w bitwie pod Daejeonem rozbita została amerykańska 24 Dywizja Piechoty, zaś jej dowódca, gen. William Dean, trafił do koreańskiej niewoli. Wieść o tym poraziła Amerykę: pięć lat po zakończeniu II wojny światowej komuniści rozpętują kolejną wojnę, a do tego na samym jej początku amerykańska jednostka zostaje doszczętnie zniszczona. Komunistów zaczęto bać się o wiele bardziej, niż dotychczas, nie był to więc dobry moment na atakowanie człowieka, który polował na „czerwonych”. Republikanie odpowiedzieli ustami senatora z Indiany, Williama E. Jennera, który oskarżył Tydingsa o „najbezczelniejsze wybielanie zdradzieckiego spisku w naszej historii” ([most brazen whitewash of treasonable conspiracy in our history]).

Przeczytaj również:

Wsparcie, jakie otrzymał McCarthy, nie było do końca planowe. Podyktowała je konieczność. Patrzący na komunistyczne zagrożenie republikanie kierowali się systemem zero-jedynkowym: jeśli ktoś zwalczał antykomunistę, to był komunistą. I nie było to do końca niesłuszne. Oczywiście, dziś posługujemy się raczej odcieniami szarości, niż czernią i bielą, w związku z czym takie postawienie sprawy potraktowalibyśmy jako prostackie i pozbawione wyczucia, dla Amerykanów była to jednak logika czasu wojny, dopuszczalna, bo przecież prowadzili wojnę. Wprawdzie po drugiej stronie Pacyfiku, tym niemniej, ponieważ były to czasy przed narodzinami ruchów pacyfistycznych czy doktryny malaise, wojnę tę Amerykanie uważali za swoją.

Julius i Ethel Rosenbergowie w czasie procesu. Zostali oni oskarżeni o przekazywanie Związkowi Sowieckiemu informacji na temat broni jądrowej i skazani na śmierć (domena publiczna).

Dodatkowym bodźcem była sprawa Rosenbergów. Głośny proces szpiegującego na rzecz Związku Sowieckiego małżeństwa był tematem bardzo dla Amerykanów żywym. Gdy sprawa sądowa zbliżała się ku końcowi i gdy Jean-Paul Sartre oskarżał USA o składanie „ofiar z ludzi” wraz z resztą protestującej społeczności międzynarodowej, w Stanach mało kto brał ich w obronę. Dla Amerykanów szpiedzy byli, jak to ujął sędzia Irving Kaufman, winnymi włożenia bomby atomowej w ręce Stalina, a tym samym za 50 000 ofiar śmiertelnych wojny koreańskiej i miliony ofiar przyszłych konfliktów. Trudno było wyobrazić sobie coś, co mocniej podważałoby zasadność atakowania antykomunizmu, niż naoczne dowody na działalność szpiegów. Mało też rzeczy mogłoby mocniej utwierdzić McCarthy'ego w słuszności jego postępowania.

REKLAMA
POLECAMY

Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!

Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!

Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/

Kolejne trzy lata to okres coraz szerszej i coraz energiczniejszej działalności senatora. Wraz ze swym głównym śledczym, Donem Surine, byłym pracownikiem FBI, przekopywali się oni przez sterty materiałów Federalnego Biura Śledczego w poszukiwaniu śladów antyamerykańskich spisków. I nierzadko znajdowali bardzo konkretne dowody, bowiem, choć ich działalność była bardzo chaotyczna, często zdarzało mu się znaleźć osoby stanowiące faktyczne zagrożenie dla bezpieczeństwa USA. Nie było to jednak zasługą ani ślepego trafu, ani statystyki. Materiały FBI były tylko jednym z jego źródeł informacji. Dopóki trzymał się tego, co podsuwał mu J. Edgar Hoover, wysuwane przez McCarthy’ego oskarżenia zazwyczaj miały podstawy. Gdy jednak sięgał do innych źródeł, jak dokumenty swoich własnych śledztw, materiały Departamentu Stanu czy inne, bywało już o wiele gorzej.

Jednak zazwyczaj kojarzona z „makkartyzmem” nagonka i atmosfera zaszczuwania nie była dziełem samego senatora. Więcej zła wyrządził tutaj „Program Odpowiedzialność” (Responsibilities Program), stworzony i koordynowany przez FBI. W jego ramach dopuszczano do przecieków z akt Biura. W ten sposób szerzono pogłoski wobec osób, których szkodliwości wobec USA nie można było udowodnić. Kilka umiejętnie rzuconych poszlak potrafiło, w warunkach strachu przed szpiegami, jaki dominował w USA, doprowadzić do złamania osób, które padały ich ofiarą. Był to całkowity gwałt na praworządności i stosowanie plotek wobec osób, którym nie udowodniono winy. J. Edgar Hoover działał tutaj zgodnie z zasadą zwalczanego przez siebie Związku Sowieckiego, zgodnie z którą lepiej było uwięzić 10 niewinnych, niż wypuścić 1 winnego. Odium szkód wyrządzonych przez „program Odpowiedzialność” spadł na McCarthy’ego.

Rozbrajanie senatora

Dwight Eisenhower, 34. prezydent USA (domena publiczna).

1952 rok przyniósł pierwsze od 20 lat zwycięstwo republikanina w wyborach prezydenckich. Nowym rezydentem Białego Domu został gen. Dwight David Eisenhower. Ten były Naczelny Dowódca Alianckich Ekspedycyjnych Sił Zbrojnych jeszcze przed wyborami zaczął zastanawiać się nad odsunięciem McCarthy’ego na boczny tor. Wprawdzie antykomunizm, doświadczenie wojenne i świadomość zagrożenia były jednymi z ważniejszych jego cech, jakie przekonały wyborców do oddania na „Ike’a” głosu, nie przekładały się one jednak na sympatię dla senatora z Wisconsin. Już podczas kampanii prezydenckiej republikański kandydat planował powiedzieć, że choć zgadza się z jego celami, to jednak sprzeciwia się jego metodom, co jednak wybił mu z głowy sztab wyborczy, obawiając się utraty głosów stanu Wisconsin.

Mimo to zarówno Eisenhower jak i jego sztab byli zdecydowani zrobić coś z McCarthy’m. W 1953 roku w końcu przesunięto go na stanowisko przewodniczącego podkomisji śledczej senackiej komisji ds. kontroli działalności rządu (Permanent Subcommittee on Investigations). Robert Taft powiedział wtedy, że w końcu udało im się umieścić McCarthy’ego w miejscu, gdzie „nie może zrobić żadnych szkód”.

REKLAMA

Jak można się domyślić – srodze się przeliczył.

Polecamy także:

Szaleństwo senatora McCarthy’ego

Pierwszym celem, jaki obrał senator, był Departament Stanu. Ponieważ nie udało mu się znaleźć tam żadnych nieprawidłowości, skupił się więc na rozgłośni Głosu Ameryki. I tu spotkało go jednak fiasko, wrócił więc do swej maniery celowania wysoko i zaatakował CIA. Na posiedzeniach swej komisji rzucał kolejnymi nazwiskami, zagonił też swoich ludzi do roboty. Latem 1953 roku Lou Nichols, łącznik między FBI a Kongresem alarmował, że McCarthy ma już trzydziestu jeden świadków, gotowych doprowadzić swymi zeznaniami do oskarżenia pięćdziesięciu dziewięciu oficerów i urzędników CIA. Allen Dulles, szef Agencji, był wstrząśnięty.

Allen Dulles, szef CIA (domena publiczna).

Coraz bardziej zaniepokojony był także dotychczasowy sprzymierzeniec McCarthy’ego, J. Edgar Hoover. Informacje, na których bazował senator, pochodziły z wewnętrznych, niepotwierdzonych raportów roboczych FBI. W obawie przed ujawnieniem akt Biura i celem uspokojenia coraz bardziej szalejącego senatora, Hoover wysłał mu wiadomość, by ten się hamował. Przewodniczący nie tylko zignorował prośbę szefa FBI, ale wręcz załadował działa jeszcze większego kalibru.

12 października 1953 roku rozpoczęło się przesłuchanie podejrzanych o szpiegostwo na rzecz Związku Sowieckiego osób zatrudnionych w centrum Korpusu Łączności Wojsk Lądowych w Fort Monmouth, dawnym miejscu zatrudnienia Juliusa Rosenberga. McCarthy dysponował listem Hoovera do Alexandra R. Bollinga, szefa wywiadu wojskowego, w którym wymieniono nazwiska 35 pracowników Fort Monmouth. W toku śledztwa przeprowadzonego przez wojsko dwóch z nich zostało zwolnionych, resztę zaś zawieszono w obowiązkach na okres trwania śledztwa. Szpiegów jednak nie znaleziono. McCarthy był rozsierdzony tym, co uznał za nieudolność wywiadu i zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce. 4 maja 1954 roku podczas transmitowanego na żywo przez telewizję posiedzenia pokazał list od Hoovera, w którym znajdowały się nazwiska podejrzanych, upubliczniając w ten sposób całą sprawę.

Jego atak na armię okazał się kroplą, która przepełniła czarę. Z dwóch stron ruszyła wymierzona w niego kontrofensywa. Po pierwsze, zareagowała opinia publiczna. Wśród nastawionej antykomunistycznie części obywateli amerykańskich nie wszyscy dawali się porwać „polowaniu na szpiegów”, wszyscy jednak wiedzieli, że to właśnie US Army przez trzy lata broniła Korei Południowej przed komunizmem. W okolicach 38 równoleżnika „amerykańscy chłopcy” walczyli z komunistycznymi Chinami, Koreą Północną, Związkiem Sowieckim i nikt nie miał co do tego wątpliwości. Kiedy więc McCarthy oskarżył ich o działalność komunistyczną, spotkało się to z gniewną reakcją opinii publicznej i samej armii. Co gorsza jednak dla samego zainteresowanego, wyczerpała się cierpliwość rządu USA, między innymi w osobie prezydenta. Rozpoczęła się śmiertelna wymiana ciosów.

REKLAMA

Dziękujemy, że z nami jesteś! Chcesz, aby Histmag rozwijał się, wyglądał lepiej i dostarczał więcej ciekawych treści? Możesz nam w tym pomóc! Kliknij tu i dowiedz się, jak to zrobić!

McCarthy walczy do końca

Zarówno Eisenhower jak i Hoover nie mieli już od pewnego czasu wątpliwości, że McCarthy zaczął bardziej szkodzić antykomunizmowi, niż komunizmowi, ten jednak był kimś w rodzaju trybuna ludowego i nie można było go zaatakować bez narażenia się na posądzenia o sympatie komunistyczne. Dopiero po przesłuchaniu „McCarthy – US Army” można było zacząć działania mające na celu zdjęcie senatora i schowanie do pudełka.

Senator McCarthy ze swoim prawnikiem Roy'em Cohnem w 1954 r. (domena publiczna).

Na żądanie Eisenhowera prokurator generalny Herbert Brownell wydał orzeczenie, w którym uznał posiadanie listu Hoovera przez McCarthy’ego za nieautoryzowane wykorzystanie tajnych informacji, a więc przestępstwo federalne. Dla senatora był to bolesny cios. Raptem stracił poczucie oparcia w administracji, co mocno pogorszyło jego i tak złą kondycję nerwową. Wciąż jednak uważał, że ma do spełnienia misję i że ciąży na nim obowiązek wobec amerykańskich obywateli… Na orzeczenie Brownella odpowiedział wezwaniem skierowanym do dwumilionowej rzeszy pracowników państwowych, których poprosił o informowanie go o wszelkich znanych im przypadkach korupcji, komunizmu i zdrady, a więc de facto o donoszenie mu na kolegów czy przełożonych. Eisenhowera trafił szlag. W dekrecie prezydenckim zakazał komukolwiek zatrudnionemu w organach władzy wykonawczej odpowiadać na wezwanie do zeznawania przed Kongresem. Nigdy w historii prezydentury amerykańskiej nikt nie postawił tak śmiało sformułowanych żądań. Cios, mimo swej siły, nie był zabójczy. McCarthy podbił stawkę, ogłaszając 2 czerwca 1954 roku, że z CIA nie skończył i na powrót skupi na niej swoją uwagę.

Choć Allen Dulles i Hoover nie znosili się serdecznie, w tej sytuacji zmuszeni byli w końcu połączyć siły, by pozbyć się zagrożenia. Kiedy na rozkaz Hoovera FBI zerwało wszelką współpracę z senatorem, CIA rozpoczęła działania mające na celu zdyskredytowanie swego prześladowcy.

Upadek

Kres McCarthy’ego nadszedł 9 czerwca 1954 roku, podczas transmitowanego na żywo przesłuchania z poszukiwania szpiegów w Fort Monmouth. Pracujący dla senatora prawnik Roy Cohn został wtedy „rozdarty na strzępy” przez reprezentującego armię Joego Welcha. Wypalony nerwowo McCarthy przyszedł w sukurs swojemu człowiekowi, wysuwając oskarżenie wobec jednego z pracowników Welcha, Freda Fishera, członka Krajowego Stowarzyszenia Prawników, nazywając go „prawniczą podporą partii komunistycznej”.

REKLAMA
Joseph McCarthy (po prawej) i Joseph Welch (po lewem) w czasie przesłuchania 9 czerwca 1954 r. (domena publiczna).

Złamał tym samym zawarte z Welchem gentelmen’s agreement, na mocy którego McCarthy miał nie wysuwać kwestii przynależności Fishera do tej komunizującej i sympatyzującej z Komunistyczną Partią USA organizacji, Welch zaś nie poruszy unikania przez Cohna służby wojskowej podczas II wojny światowej. Zaskoczony tym złamaniem słowa prawnik armii przyjął atak i wyprowadził śmiertelny cios. Jego odpowiedź odbiła się głośnym echem w całym kraju: „Nie męczmy dłużej tego młodzieńca, senatorze. Czy jest pan zupełnie pozbawiony poczucia przyzwoitości, panie senatorze? Czy nie zostało go panu choć trochę?”

Epitafium dla antykomunisty

Trzy lata po porażce z Welchem i potępieniu go przez Senat Stanów Zjednoczonych McCarthy zapił się na śmierć. Większość swej kariery żył poddany ciągłemu stresowi. Sypiał jedynie po trzy-cztery godziny dziennie, w alkoholu szukał wytchnienia dla ciągle napiętych nerwów. Głęboko wierzył w swą misję dania odporu zagrożeniu, jakim dla USA był komunizm. Nie ma też dowodów na to, by swoje stanowiska wykorzystywał dla jakichkolwiek osobistych korzyści. Jak potwierdziły odtajnione akta projektu Venona, McCarthy prawidłowo rozpoznał zagrożenie, bowiem skala infiltracji komunistycznej w Ameryce była wprost zatrważająca. Jednak podjęte przez niego środki były zbyt chaotyczne, nielegalne i po prostu złe, by skutecznie je zwalczyć. W efekcie ofiarami jego śledztw padały często osoby niewinne.

Mitem jest natomiast, jakoby McCarthy obrócił swoją nienawiść wobec ludzi kultury i sztuki, naukowców i intelektualistów. Po prostu ci o sobie pisali, podczas gdy pracownicy Departamentu Stanu nie mieli w zwyczaju spisywać pamiętników. Oczywiście, wiele osób spośród poprzednich grup ucierpiało z powodu szykan i śledztw. Nazwiska takie jak Orson Welles, Alebert Einstein, Luis Buñuel Portolés, Bertold Brecht, Robert Oppenheimer czy Tomasz Mann znajdowały się na jego czarnych listach i były ofiarami prześladowań. Jednak od początku główny ciężar wymierzanych przez McCarthy’ego oskarżeń wymierzony był w urzędników państwowych. Jego idée fixe było oczyszczenie amerykańskiego aparatu władzy ze wszystkich osób, które mogłyby się okazać zagrożeniem dla Ameryki. O tych ofiarach „makkartyzmu” nie było jednak mówione zbyt wiele, nie były one bowiem sławne.

Grób senatora Josepha McCarthy'ego w Appleton w Wisconsin (fot. Dual Freq, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution 3.0 Unported).

Czy działania Josepha Raymonda McCarthy’ego przyniosły ze sobą coś dobrego? Niestety: niewiele. Choć udało mu się znaleźć i aresztować sporo osób prowadzących działalność antyamerykańską, uczynił to jednak niemożliwym do zaakceptowania kosztem. Większą zasługą było raczej to, że po jego działalności regulaminy i procedury amerykańskich instytucji parlamentarnych zostały tak dopracowane, by w przyszłości nie mogło dojść do podobnych nadużyć, trudno to jednak uznać za pozytywny wkład McCarthy’ego. Ważną nauką było również to, co Walter Winchell, twórca „dziennikarstwa plotkarskiego”, określił słowami „najprostszym sposób, by stać się sławnym, to rzucić cegłą w kogoś sławnego”. Im ważniejsze postacie atakował McCarthy, tym sławniejszy się stawał. Niestety, z tej akurat nauki nie wyciągnięto żadnych wniosków, co widać po dzisiejszych karierach wielu celebrytów.

POLECAMY

Chcesz zawsze wiedzieć: co, gdzie, kiedy, jak i dlaczego w historii? Polecamy nasz newsletter – raz w tygodniu otrzymasz na swoją skrzynkę mailową podsumowanie artykułów, newsów i materiałów o książkach historycznych. Zapisz się za darmo!

Bibliografia:

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone