Keith Lowe – „Dziki kontynent” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-09-13 13:28
wolna licencja
poleć artykuł:
Zakończenie drugiej wojny światowej w powszechnej świadomości tożsame jest z końcem kilkuletniego koszmaru i powrotem do normalnego życia. Za odzwierciedlenie tego może służyć będąca w masowej kulturze symbolem, wręcz ikoną zwycięstwa sił Sprzymierzonych, słynna fotografia dziewczyny całującej amerykańskiego marynarza. Sam już tytuł książki Keitha Lowe sugeruje, że rzeczywistość daleka była od tej pełnej nadziei wizji.
REKLAMA
Keith Lowe
Dziki kontynent
nasza ocena:
8/10
cena:
54,90 zł
Wydawca:
Rebis
Tłumaczenie:
Mirosław P. Jabłoński
Rok wydania:
2013
Okładka:
całopapierowa z obwolutą
Liczba stron:
544
Format:
150x225
ISBN:
978-83-7510-820-0

Przeczytaj fragment książki

Polski czytelnik z pewnością w tym miejscu pomyśli przede wszystkim o wprowadzeniu w Europie Środkowo-Wschodniej systemów komunistycznych. To zrozumiałe, w krajach, które po wojnie znalazły się pod dominacją sowiecką, sytuacja jest bowiem nieco bardziej zniuansowana – wprawdzie położenie większości ludności np. Polski zmieniło się zdecydowanie na lepsze (gdyż nie groziła już jej biologiczna eksterminacja), jednak trudno było mówić o wyzwoleniu w pełnym znaczeniu tego słowa. Jest to jednak i tak ujęcie dość łagodne w porównaniu z obrazem powojennej Europy, jaki przedstawia autor „Dzikiego kontynentu”.

Autor książki to historyk zajmujący się drugą wojną światową i pisarz – autor kliku powieści. Za „Dziki kontynent” otrzymał przyznawaną przez brytyjski PEN Club Nagrodę im. Marjorie Hensel-Tiltman oraz (co ma znaczenie może mniej wymierne materialnie, ale jest wielce znaczące) pochwały tak znamienitych badaczy historii jak słynny biograf Hitlera Ian Kershaw czy autor znakomitej monografii III Rzeszy Michael Burleigh.

Lowe dekonstruuje ustalony wizerunek historii po zakończeniu II wojny światowej, ale zwraca też uwagę na upowszechniony fałszywy wizerunek tego konfliktu. Po dziś dzień na Zachodzie wojnę przedstawia się jako epickie starcie dobra ze złem, dzielnych Aliantów wspieranych przez wujaszka Joe z diabolicznym Hitlerem, co przypomina bardziej perypetie Tolkienowskiej Drużyny Pierścienia niż rzetelną narrację historyczną. Obraz taki jest skutkiem m.in. propagandy zwycięzców. Generał de Gaulle ocalił nie tylko honor Francji podczas wojny, ale także jedność społeczeństwa po jej zakończeniu. Z politycznego punktu widzenia było to zrozumiałe i zapewne konieczne. Efektem ubocznym było jednak fałszowanie oficjalnej wersji historii, wskutek czego naród, w którym bardzo powszechna była postawa kolaborancka, zaczął uważać się za dzielnych bojowników Ruchu Oporu. Propagandowy walor prawdziwej lub rzekomej jedności czasu wojny wykorzystywany był też w innych krajach.

REKLAMA

Powojenna Europa była kontynentem nie tylko „dzikim”, ale też spustoszonym. Lowe opisuje skalę zniszczeń materialnych, strat ludzkich, skutki wysiedleń ogromnych mas ludności, problemy aprowizacyjne i – gorszy chyba nawet od nich – powszechny upadek norm prawnych i moralnych. Europa była „dzika”, gdyż struktury państwowe, choć istniały, nie funkcjonowały na tyle sprawnie, by być w stanie egzekwować swe prawa. Wielu ludziom, którzy przez kilka lat oswoili się z obserwowanymi na co dzień okrucieństwami, mówiąc kolokwialnie, „puszczały wszelkie hamulce moralne”. Na obszernych połaciach naszego kontynentu zapanował wówczas hobbesowski stan natury, w którym każdy zwracał się przeciw każdemu – pod tym względem kontynent stał się rzeczywiście „dziki”. Opisy przytaczane przez autora książki każą z uznaniem patrzeć na wysiłki UNRRA, która – mimo licznych niedociągnięć i ograniczeń – starała się nieść pomoc mieszkańcom spustoszonej Europy: przede wszystkim materialną, choć nie tylko.

Lowe opisuje odwet ofiar na swych katach. Robotnicy przymusowi czy też więźniowie obozów zagłady, mając sposobność, dokonywali licznych samosądów na oprawcach. O tym, jak wielkim szokiem musiało być zobaczenie na własne oczy, jak wyglądał ludobójczy system stworzony przez nazistowskie Niemcy, świadczyć może fakt, że alianccy żołnierze nie tylko nie zapobiegali tym aktom spontanicznej zemsty, ale je umożliwiali czy nawet sami w nich uczestniczyli. O ile takie sytuacje wydają się dość zrozumiałe, o tyle zdaniem autora znacznie bardziej złożona jest sprawa traktowania (tak przez lokalne społeczności, jak przez powojenne władze) kobiet, które podczas wojny obcowały z Niemcami – między innymi z uwagi na to, że nie było to wcale zjawisko wyjątkowe, ale w zależności od kraju (największą skalę miało w Norwegii) nieraz całkiem rozpowszechnione. Tym bardziej kontrowersyjne jest złe traktowanie, czy wręcz chęć wyrzucenia poza obręb społeczeństwa (znów przykład norweski) dzieci urodzonych ze związków z Niemcami, które przecież nie miały wpływu na swe pochodzenie.

REKLAMA

Autor poświęca uwagę również powojennym migracjom, które znacznie odmieniły strukturę ludnościową Europy. Mowa tu zarówno o udających się do Ameryki czy Palestyny przedstawicielach ludności żydowskiej, która jeszcze niedawno miała zostać całkowicie wytępiona, jak też o powojennych przesiedleniach Niemców. Lowe za dość dwuznaczne moralnie uważa represje skierowane przeciw ludności niemieckiej. Nie neguje ani nie umniejsza skali niemieckich win ani odpowiedzialności za nie. Czym innym jest jednak prześladowanie kogoś za sam fakt bycia Niemcem, a nie za osobiste winy. Autor uznaje, całkiem zasadnie, że odpowiedzialność zbiorowa nie mieści się w kanonach naszej cywilizacji. Z drugiej jednak strony spogląda także przez pryzmat psychologii ludzi, którzy wcześniej byli w nieludzki sposób przez Niemców prześladowani, a ich bliscy eksterminowani. O ile powojennych represji wobec wszystkich Niemców nie sposób usprawiedliwić, to jednocześnie nie sposób ich nie zrozumieć – zdaje się sugerować Lowe.

REKLAMA

Brytyjski historyk uważa też, że skala prześladowań działaczy prawicowych we Francji i Włoszech pod (sfabrykowanym nieraz) pretekstem współpracy z Niemcami czy wspierania faszyzmu została wyolbrzymiona i zmitologizowana przez antykomunistycznych historyków i publicystów. Nie neguje jednak faktu, że ofiarami represji padali nie tylko prawdziwi kolaboranci i faszyści, ale także Bogu ducha winni przeciwnicy polityczni radykalnej lewicy, a nieraz za wszystkim kryły się zwykłe sąsiedzkie porachunki. Lowe powątpiewa także w realną możliwość przejęcia władzy przez komunistów w wyżej wymienionych krajach, uważając, że wywołałoby ono skuteczną kontrakcję sił centrum i prawicy. Wysokie poparcie dla komunistów po wojnie tłumaczy tym, że uchodzili oni za bohaterów ruchu oporu. Tok narracji kończy autor na początkach Zimnej Wojny, koncentrując się na przejęciu władzy przez siły prawicy w Grecji i przez komunistów w Rumunii – szczegółowo opisując, z jakimi okrucieństwami i bezwzględnością były one związane. Pokrótce opisany zastaje także opór zbrojny przeciw prosowieckiej władzy w krajach Europy Wschodniej – co jest z uwagi na dużą popularność zagadnienia Żołnierzy Wyklętych tematem popularnym również w Polsce, choć Lowe koncentruje się na Ukrainie i państwach bałtyckich. Opisane zostają także kwestie interesujące i kontrowersyjne dla polskiego czytelnika – jak przesiedlenia Niemców, tzw. pogrom kielecki i przejęcia mienia pożydowskiego, walki z Ukraińcami i akcja Wisła.

„Dziki kontynent” oparty jest na nader bogatej podstawie źródłowej, na którą składają się dokumenty archiwalne, publikacje urzędowe, periodyki, materiały audiowizualne, zbiory dokumentów, liczne książki i eseje, a nade wszystko – wspomnienia, dzienniki, listy, relacje świadków. Książka napisana jest w znakomitym, wciągającym stylu. Mimo profesjonalnego oparcia na źródłach czyta się ją jak najlepszy reportaż. Autor skrupulatnie opisuje okrucieństwo i molarne zdziczenie, jakie rozlały się na kontynencie europejskim. Czasem wytłumaczy jakieś zależności czy uwarunkowania, ale na ogół powstrzymuje się od sądów wartościujących i ocen moralnych. Bliski jest dzięki temu dewizie Józefa Mackiewicza, że jedynie prawda jest ciekawa. Książkę wydano w estetyczny i elegancki sposób. Na uwagę zasługują wkładki z czarno-białymi fotografiami.

„Dziki kontynent” Keitha Lowe to pozycja ciekawa i ze wszech miar wartościowa. Polecam ją wszystkim zainteresowanym historią XX wieku i nie bojącym się zmierzenia z jej obrazem nieraz innym od powszechnie przyjmowanego.

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Gadziński
Absolwent Instytutu Historycznego oraz Instytutu Nauk Politycznych UW. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone