Tomasz Leszkowicz: Ludowe Wojsko Polskie w chwili „narodzin” Polski Ludowej stało się jednym z fundamentów tworzącego się systemu władzy

opublikowano: 2023-02-10 07:36
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Historia wojska w Polsce Ludowej stanowiła do tej pory słabo opracowany temat. Tomasz Leszkowicz w książce „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej” zdecydował przyjrzeć się ponad 45 latom funkcjonowania sił zbrojnych podporządkowanych komunistom. Jak wyglądała kwestia stalinizacji wojska? Jak armia traktowała historię i jakimi środkami kształtowała światopogląd Polaków? Na te pytania autor opowiada w rozmowie z Histmagiem.
REKLAMA
Dr Tomasz Leszkowicz, historyk, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.  Specjalizuje się w historii XX wieku, interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Jest autorem wielu artykułów naukowych i popularnonaukowych oraz książek jak m.in.  „Oblicza propagandy PRL”, e-booka  „Ludowe Wojsko Polskie w cieniu zimnej wojny” i współautor publikacji „Z historią na szlaku. Zabytki w Polsce, które warto zobaczyć”. 

Magdalena Mikrut-Majeranek: Monumentalna, bo licząca ponad 800 stron, publikacja „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej” obejmuje 45 lat funkcjonowania sił zbrojnych podporządkowanych komunistom. Jakie trudności napotkałeś podczas prowadzenia badań nad Ludowym Wojskiem Polskim?

Tomasz Leszkowicz: Podstawowym problemem badania historii wojska w PRL jest wciąż dość słabe zainteresowanie nim historyków, zwłaszcza w porównaniu do aparatu bezpieczeństwa. Ma to dwojakie skutki. Po pierwsze, obszary, dla których trzeba zrobić badania podstawowe, są wciąż bardzo szerokie – o ile sprawy takie jak represje, udział armii w tzw. „polskich miesiącach”, służby specjalne czy członkostwo w Układzie Warszawskim są już w mniejszym lub większym stopniu zbadane, to na przykład interesujący mnie aparat polityczny w zasadzie nie zajmował historyków, gdyż problem ten uznano po prostu za propagandę i mowę-trawę. Badania są rozbite, część profesury zajmuje się tym, bądź zajmowało z doskoku, brakuje ujęć syntetycznych. No i dodatkowo wielu badaczy traktuje ten temat w sposób bardzo polityczny – do niedawna raczej „broniono” dobrego imienia armii, dziś przeważa wyrazisty antykomunizm.

To oczywiście nie służy rzetelnej nauce. Mimo zapowiedzi pewnych badaczy i środowisk ostatnie lata pod względem naukowym nie przyniosły istotnego przełomu. Po drugie zaś, badanie historii LWP to mierzenie się z ogromnym zasobem słabo rozpoznanych źródeł. Gdy zaczynałem kwerendę w materiałach Głównego Zarządu Politycznego WP ponad osiem lat temu, przez dwa miesiące prawie codziennie jeździłem do Archiwum Ministerstwa Obrony Narodowej w twierdzy modlińskiej, kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy i korzystałem z dość ogólnie opisanych teczek. Dzisiaj sytuacja się poprawiła, ale wciąż jest to zasób, mówiąc eufemistycznie, wymagający. A dodatkowo mój temat badań prowadził mnie ciągle do nowych źródeł – prasy wojskowej, dokumentów życia społecznego, książek, filmów, archiwaliów cywilnych. Był to jeden z czynników wpływających na objętość monografii.

Konstanty Rokossowski w mundurze polskim (fot. Roman Burzyński)

Historia wojska w Polsce Ludowej stanowiła do tej pory słabo opracowany temat. Przybliżmy czytelnikom genezę jego powstania i najważniejsze etapy formowania.

Siły Zbrojne PRL, które świadomie nazywam Ludowym Wojskiem Polskim – dla podkreślenia jego polityczności i odróżnienia od innych polskich formacji wojskowych – wywodzą się z Armii Polskiej utworzonej w 1943 roku w Związku Radzieckim i walczącej na froncie wschodnim II wojny światowej. Wojsko to było wówczas podporządkowane Stalinowi i polskim komunistom, w chwili „narodzin” Polski Ludowej stało się zaś jednym z fundamentów tworzącego się systemu władzy. Polscy żołnierze walczyli o Warszawę, Pomorze i w szturmie Berlina. Jednocześnie armii używano do walki z przeciwnikami politycznymi, zwłaszcza podziemiem czy Polskim Stronnictwem Ludowym w dobie referendum i wyborów do Sejmu Ustawodawczego.

REKLAMA

Tę funkcję „obrońcy systemu” LWP zachowało przez kolejne dziesięciolecia. Warto pamiętać chociażby o udziale armii w tłumieniu protestów robotniczych w Poznaniu w 1956 roku i na Wybrzeżu w 1970 roku czy w zniszczeniu „Solidarności” w grudniu 1981 roku. Jednocześnie było to zwyczajne wojsko, które przechodziło kolejne etapy swojego rozwoju – demobilizację lat 40., intensywną rozbudowę w pierwszej połowie lat 50. czy unowocześnienie lat 60. i 70.

Szczególna była historia wojska w latach 80. – w związku z objęciem władzy w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego rola armii wzrosła, czego symbolem był stan wojenny. Warto przy tym podkreślić jeszcze jedną kwestię: LWP było strategicznie podporządkowane Związkowi Radzieckiemu, w okresie stalinowskim przede wszystkim przez osobę ministra obrony, radzieckiego marszałka Konstantego Rokossowskiego (z pochodzenia Polaka), od 1955 roku poprzez Układ Warszawski, czyli odpowiedź bloku wschodniego na NATO. W wypadku wybuchu III wojny światowej polskie wojsko wzięłoby udział w wojnie z Zachodem, realizując przede wszystkim interes Sowietów. Jak pokazał Jarosław Pałka w wydanej pół roku temu książce o Układzie Warszawskim, radzieccy marszałkowie mieli decydujące słowo w większości podstawowych spraw wojska.

Defilada 1 Armii Wojska Polskiego na ulicy Marszałkowskiej w Warszawie, 19 stycznia 1945 roku.

LWP tworzyło cały podsystem, mikroświat z własnymi uczelniami, placówkami naukowymi, instytucjami kultury, służbą zdrowia czy sieciami handlowymi i budownictwem mieszkaniowym. Zatrudniało nie tylko wojskowych, ale i cywilów. Jak system ten działał w praktyce?

To jest jedno z istotnych pytań badawczych przy opracowaniu historii Sił Zbrojnych PRL. Dziś wiemy o tym jeszcze niewiele, warto jednak zwrócić uwagę na kilka kwestii. Po pierwsze, wojsko jest samowystarczalne, ponieważ w założeniu szykuje się do ewentualnej wojny, musi więc dysponować szerokimi możliwościami działania. Jednakże w związku z tym stara się też oddziaływać na wiele elementów życia społecznego – badając politykę pamięci historycznej, wiele razy stykałem się z uzasadnieniami typu „Wychowujemy przyszłych obrońców Ojczyzny, więc nie jest nam obojętne…”.

Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
REKLAMA

Wojsko w założeniu dba o swoich – żołnierz zawodowy (oficer lub podoficer) miał zapewnioną nie najgorszą pensję, świadczenia socjalne, mieszkanie służbowe i wiele udogodnień w miejscu stacjonowania (kasyno, klub). Wiąże to ludzi z instytucją, zwłaszcza że w tzw. zielonym garnizonie, gdzie oprócz koszar nie ma specjalnie innego życia, kadra żyje głównie ze sobą. Armia daje – również awans społeczny, umiejętności, prestiż – ale też wymaga dyspozycyjności. I co najważniejsze: to wszystko jest mniej lub bardziej tajne. Mowa tu oczywiście o procedurach zachowania tajemnicy służbowej, ale także pewnym odizolowaniu społecznym, wynikającym z funkcjonowania tego mikroświata. Społeczeństwo wie o wojsku głównie to, co samo przeżyło (mężczyźni odbywający służbę zawodową) albo to, co wojskowi chcą mu pokazać. Na tym m.in. polegało zaufanie do LWP w 1981 roku – uważano je za coś lepszego niż partia, administracja czy aparat bezpieczeństwa.

Ludowe Wojsko Polskie w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu, 17 stycznia 1945 roku.

Czy LWP było instytucją totalną?

Jako całość – oczywiście nie. W swojej książce odwołuję się jednak do socjologicznej teorii Ervinga Goffmana, który opisywał specyficzne instytucje życia społecznego, które kontrolują pełnię życia uczestników, izolują ich od reszty społeczeństwa, bardzo głęboko na nich wpływając.

Najczęściej w kontekście instytucji totalnych mówi się o więzieniach czy szpitalach psychiatrycznych, ale klasycznym przykładem mogą być właśnie wojskowe koszary. Zamknięci w nich żołnierze służby zasadniczej byli w PRL poddawani bardzo silnemu naciskowi wychowawczo-ideologicznemu. Ja zajmowałem się nim pod kątem przekazywania pewnej wizji historii. Typowy żołnierz raz w tygodniu miał obowiązkowe szkolenie polityczne, dodatkowo zaś inne zajęcia o charakterze kulturalno-oświatowym. Jeździł na wycieczki do miejsc walk LWP oraz partyzantki komunistycznej w czasie wojny. Odwiedzał salę tradycji jednostki, która pokazywała spreparowaną narrację o przeszłości. Otaczała go propaganda wizualna – plakaty, hasła, pomniki.

Te okoliczności sprzyjały głębszej, czasem nieuświadomionej indoktrynacji. Ale oczywiście, nie była to totalność pełna. Przeszkadzało zarówno samo niedbalstwo kadry, background wyniesiony z domu rodzinnego czy relacje wewnątrz żołnierskiej wspólnoty.

REKLAMA
Wyrzutnie rakiet BM-21 „Grad” na samochodach Ural 375D. Warszawa 22 lipca 1966 podczas Parady 1000-lecia państwa Polskiego i 22-Lecia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

Tytuł pracy nawiązuje do wydarzenia z 22 lipca 1966 roku, kiedy na placu Defilad w Warszawie zaprezentowano, w ramach obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego, w pigułce zaprezentowano w przefiltrowanej wersji dzieje kraju, ukazując ją przez pryzmat historii wojskowości. Jak zatem armia w PRL traktowała historię?

Tak zwana Defilada Tysiąclecia pokazuje, jak ważna dla LWP była historia, ale też jak ważna dla rządzących PRL była sama armia. Mówiąc w skrócie, można stwierdzić, że wojsko w Polsce Ludowej od początku traktowało historię w sposób bardzo użytkowy. Do przeszłości odwoływano się po to, by zdobyć poparcie społeczne i pokazać, że jest to wojsko polskie, które nawiązuje do kanonu narodowych dziejów orężnych, nie zaś „pachołkowie Sowietów”. Ale przy pomocy historii starano się uzasadnić, dlaczego to lewica komunistyczna ma prawo rządzić Polską – stąd z jednej strony szukanie „postępowych tradycji” i ludowości, a więc kosynierów kościuszkowskich czy piechoty wybranieckiej, a z drugiej stawianie na pierwszym miejscu w walce z Niemcami w czasie II wojny światowej samego LWP oraz podziemia komunistycznego, przy przemilczaniu bądź pomniejszaniu wysiłku Armii Krajowej czy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

Przeszłość była dla wojska w PRL rodzajem lamusa, z którego w razie potrzeby politycznej można była wyciągnąć jakąś postać, wydarzenie czy opowieść i użyć jej w propagandzie. Przy czym warto zaznaczyć, że LWP nie było tu wyjątkowe – tak zawsze działa polityka pamięci historycznej.

Wskazujesz, że Ludowe Wojsko Polskie stało się instytucją polityki pamięci historycznej. Jak i jakimi środkami zatem kształtowało światopogląd Polaków żyjących w epoce słusznie minionej, prowadzając też militaryzację życia społecznego?

Wachlarz tych środków jest ogromny. Zacznijmy od tego, że wojsko w PRL to jest przez większość czasu grubo ponad 300 tys. żołnierzy, z których większość to żołnierze służby zasadniczej. Znaczna część mężczyzn dojrzewających w PRL zetknęło się z armią, nie tylko przez dwuletni pobyt w koszarach, ale też chociażby studium wojskowe na uczelniach.

Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
REKLAMA

Tak jak wspomniałem wcześniej, armia miała ogromne możliwości przekazywania swojej narracji do służących w niej ludzi. Ale korzystano również z innych nośników. Bardzo ważnym narzędziem były obchody rocznic i świąt – zwłaszcza corocznego Święta Wojska Polskiego, obchodzonego 12 października, a więc w rocznicę bitwy pod Lenino w 1943 roku. Co pięć lat celebrowano wtedy „okrągłe” jubileusze LWP. Podobnie było z przypadającym 9 maja Dniem Zwycięstwa, a więc rocznicą zakończenia wojny – wydarzenie to prezentowano w bardzo propagandowy sposób. Rocznice to nie tylko akademia czy capstrzyk. To wiele inicjatyw poprzedzających święto, akcji społecznych, odsłaniania pomników, wydawania książek, odwiedzin w szkołach i zakładach pracy i tym podobnych. I tu przechodzimy do innych środków, a więc wpływania na życie społeczne i instytucje.

Wojsko starało się wspierać budowę pomników upamiętniających walki 1 i 2 Armii WP w czasie wojny, choć ważnym narzędziem propagandy były także nazwy ulic – można podejrzewać, że w każdym polskim mieście była kiedyś ulica Karola Świerczewskiego. Ciekawe są też zjawiska powiązane z kulturą. Wojsko dążyło do tego by mieć zaprzyjaźnionych literatów oraz by wspierać filmy i seriale telewizyjne o własnym wysiłku wojennym – najbardziej znany to oczywiście Czterej pancerni i pies. No i dysponowało też ważną instytucją, co roku odwiedzaną przez setki tysięcy widzów – mam na myśli warszawskie Muzeum Wojska Polskiego, do niedawna działające w samym centrum Warszawy, w Alejach Jerozolimskich.

Czy Ludowe Wojsko Polskie świadomie kreowało i promowało pewną wizję historii? Samodzielnie kształtowało politykę pamięci historycznej, czy też było może realizatorem poleceń krystalizujących się wewnątrz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej?

Ogólna linia polityki pamięci historycznej w PRL była kształtowana przez aparat PZPR, a pewne fundamenty narracji o przeszłości były wspólne dla większości instytucji działających na tym polu. LWP miało tu jednak istotną autonomię, jak zresztą w wielu innych obszarach. Warto podkreślić, że było ono monopolistą w mówieniu o swojej historii, gdyż posiadając własne wydawnictwo, naukowców i prasę mogło blokować alternatywne głosy.

Wspomniany już przykład Defilady Tysiąclecia pokazuje zresztą, że partia deleguje część zadań na wojsko, które jest jej podporządkowane – chociażby dlatego, że pewne narracje w „ustach” wojska mogły być o wiele bardziej akceptowalne społecznie. A żeby jeszcze bardziej skomplikować ten obraz, to w latach 80. sytuacja się odwraca, gdyż partia jako taka słabnie, a wojsko rośnie w siłę.

REKLAMA
Ludowe Wojsko Polskie w drodze na Berlin, 1945 rok.

Które instytucje współpracowały z wojskiem, wspierając jego działalność na polu tworzenia polityki pamięci historycznej?

Zwróciłbym uwagę na dwie z nich, tradycyjnie zresztą bardzo aktywne na polu realizacji polityki pamięci historycznej: szkołę oraz organizację kombatancką, przede wszystkim Związek Bojowników o Wolność i Demokrację (choć nie tylko). Edukacja szkolna to jeden z głównych kanałów promowania pewnej wizji przeszłości – wszystkie dzieci mają lekcje historii, ale także języka polskiego, nie mówiąc już o akademiach, wycieczkach czy innych dodatkowych zajęciach.

LWP zależało na wpływie na młodzież, bo była ona swego rodzaju „niezapisaną tablicą”, bez własnej pamięci o przeszłości. Wzajemne relacje wyznaczała specyficzna wymiana. Gdy wojsko pomogło w budowie szkoły, placówka często przyjmowała imię jednego z jego wojennych bohaterów. Bliskie relacje zawiązywano też w małych garnizonach albo w przypadku szkół, do których chodziło wiele dzieci kadry (bo znajdowały się w okolicy dużego osiedla z mieszkaniami służbowymi). Stąd już była krótka droga do wzajemnych wizyt – żołnierzy w szkole, a dzieci w jednostce – czy kontaktów z nauczycielami, które na poziomie centralnym realizowano poprzez bliską współpracę resortów oświaty i obrony. Tymi kanałami zachęcano szkołę do promowania wizji historii zbieżnej z oczekiwaniami wojska.

Podobnie było z kombatantami, którzy poprzez swój życiorys byli „żywą historią”. Wojsku zależało na tym, by odwiedzali oni swoje dawne jednostki, spotykali się z żołnierzami służby zasadniczej, uświetniali obchody rocznic, dzieląc się w ten sposób prestiżem z LWP. Z drugiej strony, armia dawała weteranom dwie cenne z ich perspektywy rzeczy: uznanie – medal, awans, status honorowego gościa w jednostce, uświetnianie kombatanckich uroczystości, poczucie przynależności – oraz wsparcie materialne, z upływem czasu przede wszystkim dotyczące zdrowia (tu przydawała się wojskowa służba zdrowia).

Czym charakteryzowały się poszczególne fazy kształtowania i wprowadzania polityki pamięci historycznej?

Dynamikę opisywanego przeze mnie zjawiska można w skrócie podzielić na trzy główne fazy: wstępną, intensywnego kreowania polityki pamięci historycznej oraz kulminację ze schyłkiem.

Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
REKLAMA

W pierwszym wypadku mówimy o bardzo długim okresie (trzynaście lat), w którym znajdują się takie zjawiska jak propaganda wojenna, kształtowana od samego utworzenia wojska wiosną 1943 roku, eksperymenty pierwszych lat po wojnie, gdy nie mieliśmy jeszcze do czynienia z tak upolitycznioną narracją, a także okres stalinowski, w którym doszło do totalnej ideologizacji, ale także zawężenia opowieści do kilku wiodących schematów.

Zasadnicza faza miała miejsce po 1956 roku, a rolę szczególną odgrywał tu gen. Wojciech Jaruzelski, na początku lat 60. szef Głównego Zarządu Politycznego WP, czyli człowiek odpowiedzialny za polityczno-propagandową sferę działania armii. W latach 60. i 70. LWP wykuwało swoje narracje o przeszłości oraz metody działania, rozszerza stan posiadania, wpływa na inne instytucje, kreuje podstawowe przekazy i mity.

Moim zdaniem okres najbardziej intensywnego funkcjonowania tej polityki pamięci historycznej to II połowa lat 60., zwłaszcza czas wokół 25-lecia LWP w 1968 roku. Wtedy te działania sprawiają wręcz wrażenie totalnych, dzieje się bardzo dużo i jest to ze sobą powiązane (potwierdzają to też badania społeczne). Epoka gierkowska, choć kojarzymy ją jako łagodniejszą, nie jest tu dużą zmianą – mieliśmy raczej do czynienia z korektami, a nie zmianą kursu. I w końcu lata 80., i wspomniany wzrost roli armii w państwie, stan wojenny i przywództwo gen. Jaruzelskiego.

W ostatniej dekadzie PRL wojskowa opowieść o przeszłości mogła wybrzmieć jeszcze głośniej, chociaż istnienie „Solidarności”, a potem podziemnej opozycji tworzyło wobec niej ważny kontrapunkt. Od połowy dekad widać więc schyłek tej opowieści i próbę dopasowania jej do nowych, transformacyjnych realiów.

Czołgi T-55 ludowego Wojska Polskiego w czasie stanu wojennego 1981-1983 w Zbąszyniu.

W publikacji zaznaczasz, że okres objęty badaniami to lata 1943-1989, jednakże szczególne istotne są dla Ciebie dwie daty: 1956 i 1981 rok. Dlaczego?

Są to fundamentalne daty dla badania historii PRL, mają one zresztą znaczenie także dla sfery pamięci o przeszłości jak i dziejów wojska. Rok 1956, zwłaszcza tzw. Październik, to koniec stalinizmu w Polsce, a więc ogromna liberalizacja, która dotyka też mówienie o historii – przypomniano sobie wówczas o wielu wątkach z przeszłości, m.in. częściowo o Armii Krajowej, powstaniu warszawskim, Polskich Siłach Zbrojnych czy Wrześniu 1939 roku. W wojsku to natomiast czas odejścia marszałka Rokossowskiego i polonizacji dowództwa, a co za tym idzie zmiany ideologii wojska. Lata 1980-1981 to czas tzw. karnawału „Solidarności”, a więc najgłębszego kryzysu w dziejach Polski Ludowej. W sferze pamięci – to znowu liberalizacji, a także moment pojawienia się głosu alternatywnego wobec tego, co głoszą komuniści. Natomiast w wojsku nie ma liberalizacji, jest za to wspomniany wzrost jego roli, o czym świadczy powierzenie funkcji I sekretarza KC PZPR gen. Jaruzelskiemu, a potem wprowadzenie stanu wojennego.

REKLAMA

Zespolenia narracji historycznej z LWP widać także w sferze nazewnictwa. Jakich patronów najchętniej przydzielano polskim jednostkom?

Tu warto zacząć od tego, po co w ogóle jednostka wojskowa ma patrona – z czysto militarnego punktu widzenia nie jest to przecież konieczne. Z perspektywy całego wojska nazywanie jednostek imionami postaci historycznych jest okazją do kreowania kanonu historycznego, pokazywania kto jest naszym bohaterem, do jakiej tradycji się odwołujemy.

Natomiast z punktu widzenia samego oddziału wojskowego taki patron ma być wzorem wychowawczym, przekazywać pewne wartości, służyć kształtowaniu postaw i tożsamości wszystkich żołnierzy pułku czy brygady. Najchętniej, co nie dziwi, przydzielano patronów związanych wprost z komunistami albo z szeroko rozumianą tradycją lewicowo-rewolucyjną. Patronami „komunistycznymi” mogli być zarówno wysocy stopniem dowódcy LWP czy partyzantki, na czele oczywiście z gen. Karolem Świerczewskim, ale też niżsi stopniem oficerowie czy podoficerowie obydwu formacji – takich patronów nadawano zresztą najchętniej, bo uznawano, że „zwykły żołnierz” będzie lepiej oddziaływać wychowawczo. Idąc dalej, byli też oczywiście politycy komunistyczni oraz przedstawiciele „bratnich armii”, na czele z żołnierzami czy partyzantami radzieckimi (dywizja pancerna w Opolu nosiła nawet imię „Bohaterów Armii Radzieckiej”).

Ciekawi są jednak patroni niekomunistyczni – można znaleźć wśród nich bohaterów mocno obecnych w polskiej świadomości historycznej, których da się „podczepić” pod tradycje ludowo-rewolucyjne (Kościuszko, Kiliński, Jasiński, Traugutt, Stefan Czarniecki). Od lat 70. powoli pojawiają się też żołnierze reprezentujący tradycje Września 1939 roku, a potem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, nie są to jednak postacie pierwszoplanowe – dopiero w 1989 roku brygadę powietrznodesantową w Krakowie nazwano imieniem gen. Sosabowskiego.

Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
REKLAMA
Florian Siwicki wręcza banderę wojenną dowódcy okrętu ORP Iskra kpt. mar. Lechowi Soroce, 11 sierpnia 1982.

Jak wygląda sprawa stalinizacji wojska? Jaka była skala obecności sowieckich dowódców w strukturach LWP i poziom zależności od dowództwa sił zbrojnych ZSRR?

Rzeczywiście, okres stalinowski to czas największego – bo personalnego – podporządkowania LWP Sowietom. Pamiętać przy tym należy, że dowódcy z Armii Czerwonej byli w tej armii od samego jej początku. Kiedy wiosną 1943 roku w Sielcach nad Oką tworzono 1 Dywizję Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, to jej największym problemem był brak kadr oficerskich – w ZSRR pozostało niewielu oficerów przedwojennego wojska, nowych dowódców dało się wyszkolić, ale mogli zajmować tylko najniższe stanowiska. Stąd skierowanie do polskiej armii czerwonoarmistów.

Początkowo zresztą kierowano żołnierzy pochodzenia polskiego (bardzo szeroko rozumianego, część urodziła się na ziemiach polskich, ale np. w rodzinach białoruskich czy ukraińskich), potem już w miarę potrzeb etnicznych Rosjan i przedstawicieli innych narodów ZSRR. Część z nich wyjechała po 1945 roku, część zaś została, w tym czołowi dowódcy okresu tuż powojennego, jak generałowie Popławski, Korczyc, Bordziłowski, Kieniewicz, Strażewski czy Półturzycki. Natomiast gdy w 1949 roku ministrem obrony został marszałek Rokossowski, w LWP pojawiła się nowa fala dowódców radzieckich – i to już raczej nie Polaków. Obsadzili oni większość stanowisk dowódczych i fachowych (pamiętajmy, w tym samym czasie wielu oficerów przedwojennych trafia do więzień lub jest zwalnianych).

W założeniu mieli oni służyć w Polsce do czasu wykształcenia „własnych” wyższych kadr wojskowych. Z racji swojego życiorysu byli oni przede wszystkim posłuszni ZSRR i Rokossowskiemu, w ten sposób byli więc narzędziem podporządkowania LWP Sowietom. Warto przy tym jednak dodać, że w interesującym mnie obszarze, czyli aparacie politycznym, prawie nie było Rosjan, co najwyżej Polacy z Armii Czerwonej (m.in. szef GZP WP w II poł. lat 60., gen. Józef Urbanowicz). Stanowiska kierownicze obsadzali komuniści (zarówno żydowskiego, jak i etnicznie polskiego pochodzenia), którzy jednak równie żarliwie realizowali program sowietyzacji polskiej armii.

REKLAMA

Po 1956 roku jednym z postulatów odwilży był wyjazd radzieckich generałów i doradców (na czele z Rokossowskim), co w większości się dokonało – chociaż warto pamiętać, że ostatni wysoki stopniem oficer z Armii Czerwonej, gen. Jerzy Bordziłowski, odszedł z polskiego wojska dopiero w 1968 roku. Z perspektywy, która mnie interesuje – mówienia o historii i propagowania pewnej jej wizji – najciekawsze jest to, jak mocno w sferze symbolicznej manifestowano tę podległość Sowietom. W polskim wojsku świętowano Dzień Armii Radzieckiej (23 lutego), stałym elementem obchodów było składanie wieńców pod pomnikami żołnierzy radzieckich, historię tzw. Wielkiej Wojny Ojczyźnianej propagowano niewiele mniej intensywnie niż własny szlak bojowy. Wszystko to, by podkreślić tzw. braterstwo broni, a więc uzasadnić sojusz, a faktycznie zależność od dowództwa radzieckiego.

Żołnierze 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki na modlitwie w kościele obozowym w Sielcach nad Oką.

Po zakończeniu II wojny światowej stopniowo wprowadzano mundury na wzór sowiecki, ale np. już w 1982 roku w kompanii reprezentacyjnej pojawiły się na powrót rogatywki. Jak wyglądała zmieniająca się „moda wojskowa” w kontekście polityki pamięci?

Gdy w 1943 roku w Sielcach tworzono Dywizję Kościuszkowską, jej polityczni zwierzchnicy celowo dążyli do tego, by żołnierze nosili mundury przypominające krojem te przedwojenne. Elementem rozpoznawczym była rogatywka, zwłaszcza tak zwana polowa (miękka), wprowadzona w Wojsku Polskim na krótko przed wojną.

Tradycyjna rogata czapka wojskowa utrzymała się do początku lat 50., kiedy na fali sowietyzacji zrezygnowano ze sztywnej rogatywki garnizonowej, w zamian wprowadzając czapkę okrągłą (co ważne, w użyciu pozostała tzw. rogatywka polowa, do lat 80. produkowana w kamuflażu, tzw. deszczyku lub moro). Gdy w 1956 roku mocniej wybrzmiały głosy podkreślające narodową specyfikę i niezależność od ZSRR, w wojsku pojawił się postulat przywrócenia sztywnej rogatywki. Wydawało się, że do tego dojdzie, ostatnie jednak nie zrobiono tego, tłumacząc to przede wszystkim wygodą i nowoczesnością.

Warto dodać, że w 1957 roku w jednostce podhalańskiej (5 Brygadzie Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, później Wojsk Obrony Wewnętrznej) wprowadzono tradycyjny mundur z kapeluszem góralskim i peleryną. Po ogłoszeniu stanu wojennego, na fali propagandy podkreślającej rolę wojska w dziejach Polski i jego przywiązanie do tradycji, decyzją gen. Jaruzelskiego sztywna rogatywka wróciła do LWP, chociaż tylko do Kompanii Reprezentacyjnej WP. Jej „debiut” miał miejsce 17 stycznia 1982 roku, przy okazji rocznicy wyzwolenia Warszawy. Wydarzeniu temu towarzyszyła bardzo intensywna propaganda. Można zresztą powiedzieć, że zerwanie z dziedzictwem LWP i dekomunizacja Wojska Polskiego też miała swój wymiar „modowy” – w latach 90. rogatywki polowe zastąpiono beretami, pojawił się też nowy kamuflaż, czyli najpierw tzw. „Puma”, a potem dobrze nam dziś znana „Pantera”. Symbolem stała się zmiana obuwia polowego: brązowe opinacze z epoki PRL zastąpiono czarnymi trzewikami, zwanymi „desantami”, „janami” czy „józefami”. Do dziś, gdy w wojsku mówi się o kimś, że „chodził w brązowych butach”, oznacza to, że służbę zaczynał jeszcze w wojsku ludowym.

Dziękuję serdecznie za rozmowę!

Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Instytem Pamięci Narodowej.

Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Magdalena Mikrut-Majeranek
Doktor nauk humanistycznych, kulturoznawca, historyk i dziennikarz. Autorka książki "Henryk Konwiński. Historia tańcem pisana" (2022), monografii "Historia Rozbarku i parafii św. Jacka w Bytomiu" (2015) oraz współautorka książek "Miasto jako wielowymiarowy przedmiot badań" oraz "Polityka senioralna w jednostkach samorządu terytorialnego", a także licznych artykułów naukowych. Miłośniczka teatru tańca współczesnego i dobrej literatury. Zastępca redaktora naczelnego portalu Histmag.org.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone