Radek Kotarski: historia daje nam gotowe scenariusze

opublikowano: 2015-11-30 09:21
wolna licencja
poleć artykuł:
„Stawiam na humor i napięcie” – mówi Radek Kotarski, popularyzator nauki i fascynat historii, twórca Polimatów, od października prowadzący w TVP2 program popularnonaukowy „Podróże z historią”. Zapytaliśmy go o to, jak skutecznie godzić naukę i jej popularyzację.
REKLAMA
Radosław Kotarski – popularyzator nauki, od 2012 roku twórca i redaktor naczelny Polimatów – popularnonaukowego kanału video w serwisie Youtube. Współzałożyciel sieci partnerskiej LifeTube. Twórca programów telewizyjnych „Tajemnice historii” (FokusTV) oraz emitowanych od 4 października w Dwójce „Podróży z historią” . Ostatnio wydał książkę pt. Nic bardziej mylnego! , w której rozprawia się z popularnymi mitami dotyczącymi nauki (fot. Michał Wilczek).

Tomasz Leszkowicz: W programie „Podróże z historią” założyłeś już husarską zbroję i sprawdziłeś czym się różnią dawne latarnie morskie od współczesnych. No dobrze, ale co z tego wynika?

Radek Kotarski: Udowodniłem sobie i widzom programu, że historia to nie tylko daty, związki przyczynowo-skutkowe czy wielkie wydarzenia, ale przede wszystkim coś namacalnego. Inaczej działa informacja, że husarz nosił na sobie kilkanaście kilogramów zbroi, gdy mówi się o tym obok eksponatu w muzeum, a inaczej, gdy próbuję wcisnąć żelastwo na swoje barki. Miałem zupełnie inne wyobrażenie o życiu husarza zanim w pełnym ekwipunku nie wpakowano mnie na konia i nie kazano celnie machać szablą lub przytrzymać kopię pod właściwym kątem. To jest coś co nazywam „żywą historią”.

T.L.: Pytam „Co z tego wynika”, bo wśród osób zajmujących się badaniem historii (zawodowo lub nie) można zauważyć dwa podejścia – jedno szczególarskie, nastawione na drobne sprawy i podstawowe fakty, a drugie „generalne”, patrzące na historię z lotu ptaka, poprzez „wielkie narracje”. Raz jest to dużo pojedynczych drzew, raz las. Które podejście jest Ci bliższe?

R.K.: Staram się nie zamykać w jednej szufladce. Dla mnie najważniejsze jest życie konkretnego człowieka lub jakiejś grupy. Dlatego oprowadzając widzów po świecie polskich Tatarów nie przekazałem chronologicznie ustawionej historii ekspansji ludów ze Wschodu. Bardziej interesowało mnie to co lubili wtedy zjeść, co tworzyło ich więzi. W odcinku o kopalniach także nie usłyszeliśmy opowieści o wpływie wydobycia węgla na dawną gospodarkę, ale raczej o tym jak wyglądało sprowadzenie konia do pracy na dole lub ile kurzu powstaje podczas pracy górnika. Okazało się, że naprawdę sporo!

T.L.: Czym jest dla Ciebie historia?

R.K.: Przede wszystkim to wdzięczny materiał do badań, w który zagłębiałbym nawet bez Polimatów lub „Podróży z historią”, dla własnej przyjemności. Niesamowite jest w niej to, że samoistnie dostarcza wątków wartych rozwinięcia. Dostajemy gotowe scenariusze. Trzeba po nie sięgać. Sukces seriali o rodzinie Borgiów, wikingach lub oskarowej „Operacji Argo” są tego najlepszym dowodem. Treści prezentowanych w „Podróżach z historią” nie musimy więc pisać, a raczej je odkrywać.

REKLAMA

T.L.: W różnych miejscach deklarujesz, że jesteś zwolennikiem szkoły Annales i jej sposobu badania historii. Musimy więc zapytać: bardziej Braudel czy Le Goff? I w ogóle jakich historyków cenisz najbardziej i mógłbyś polecić ich prace?

R.K.: Faktycznie szkoła Annales jest mi najbliższa przez skupienie na życiu ludzi, a nie tylko na wielkich bitwach, generałach, politykach. Nie ma oczywiście nic złego w pasjonowaniu się tego typu rzeczami, ale mnie po prostu interesuje perspektywa zwykłego człowieka w dawnych czasach oraz badanie wielu aspektów – gospodarki, geografii lub religii. Zwłaszcza gdy możemy do tego zaprzęgnąć nauki społeczne. Nie idę przy tym wyraźnie ani w kierunku Braudela ani Le Goffa, choć analizując dotychczasowe odcinki „Podróży z historią” widzę chyba więcej podobieństw do tego pierwszego. To nie zmienia faktu, że prace Le Goffa zajmują sporo miejsca w mojej biblioteczce, jest on jednym z moich ulubionych historyków. Nigdy jednak nie kierowałem się konkretnymi dogmatami.

(fot. Michał Wilczek).

Szczęśliwie mogę pozwolić sobie na większą elastyczność jako popularyzator nauki, a nie naukowiec. Co do innych ulubionych historyków, nie da się pominąć Bogusława Wołoszańskiego, którego prace chłonę już od dziecka. Jego styl przedstawiania wiedzy wywarł na mnie ogromne wrażenie, ale... to chyba żadna nowina. W końcu pierwsze odcinki Polimatów to wręcz nieustanne komentarze: „młody Wołoszański” lub „syn Wołoszańskiego”. Mój tata – ten prawdziwy, tata Kotarski – nie był zbyt zadowolony z tych porównań! (śmiech)

T.L.: Jak układają się Twoje relacje z naukowcami, tzw. „zawodowymi historykami” – to bardziej „hejt” czy pomoc?

R.K.: Z moich doświadczeń spotkałem się zdecydowanie z pomocą, która jest dla mnie zrozumiała. Gdybym poświęcił życie zawodowe badaniu konkretnej kwestii, pewnie chciałbym, aby dowiedziało się o niej jak najwięcej osób. Dlatego w kwestii husarii pomagały mi konsultacje z dr Radosławem Sikorą, który jest przewodnikiem numer 1 po świecie naszej elitarnej jazdy. Z drugiej strony rozumiem perspektywę osób, którym może nie podobać się moje podejście. Nie stosuję typowo naukowej metodologii. Streszczenie dorobku badacza, który np. o średniowieczu napisał kilku tomów u Kotarskiego może zająć dosłownie parę minut. Niektórych może to irytować i tu nie mam prawa się złościć. Dokonałem świadomego wyboru, w którym stawiam na popularyzację nauki, a nie jej tworzenie. Mam wielki szacunek do osób, które poszerzają nasz stan wiedzy, bo dzięki nim istnieją Polimaty czy „Podróże z historią”. To bardzo miłe, gdy widzowie przysyłają mi zdjęcia z klas, gdzie nauczyciele puszczają odcinki w ramach swoich zajęć. Dla mnie to najlepszy dowód, że możemy uzupełniać i żyć w harmonii.

REKLAMA

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

T.L.: Jak widzisz miejsce popularyzatorów historii (czy w ogóle nauki) w całym systemie „zdobywania i przekazywania wiedzy”?

R.K.: Gdybym nie widział miejsca dla takich osób, musiałbym pakować graty i udać się prosto w kierunku najbliższego urzędu pracy! Język nauki rządzi się swoimi prawami. Profesorowie historii zapewne nie marzą o zanudzaniu swoich odbiorców, ale często dzieje się tak, bo ich przekaz musi być ekstremalnie precyzyjny. I nie ma w tym ich winy. Użycie choćby synonimu lub dodanie zbędnego ozdobnika może wypaczyć przekaz. Ja mogę sobie pozwolić na pewne skróty myślowe lub pomijanie niektórych kwestii, bo moim zadaniem nie jest tworzenie nauki, a rozpropagowywanie jej osiągnięć. Niewiele osób czyta do poduszki grube historyczne tomiszcza lub na piątkowy seans wybiera film dokumentalny o niemieckiej okupacji. Tu przychodzi ktoś taki jak ja, który zbierze najciekawsze wątki historii i przedstawi je w taki sposób, że będzie to miłe w odbiorze i sensowne w treści. Zawsze jednak pilnuję, aby odbyło się to w zgodzie z faktami.

(fot. Michał Wilczek).

T.L.: Czy popularyzatorzy skazani są na sprowadzanie historii do ciekawostek historycznych, tworzonych według zasady „seks i przemoc”?

REKLAMA

R.K.: Może w Polimatach faktycznie jest za mało kobiecych piersi i strzelanin, ale przynajmniej czasami pojawi się kotek (śmiech). Chociaż jeden fundament popularności w Internecie zachowany. Daleko mi od krytyki osób, które stawiają na mocniejsze treści i stawianiu historii na ostrzu noża. Każdy dociera do widza jak uznaje za słuszne. Mój odcinek o żołnierzach wyklętych jest najpopularniejszy ze wszystkich historycznych, choć nie ma tam krwawych walk z komunistami, ani scen łóżkowych rodem z „Wroga u bram”. Moim zdaniem trzeba uczyć historii w oparciu o emocje, ale ja stawiam raczej na napięcie lub humor.

T.L.: Gdybyś mógł, do jakiej epoki historycznej byś się przeniósł?

R.K.: Nie mam takich marzeń, dobrze mi tu i teraz. Oglądałem niedawno film, w którym motywem przewodnim była odwieczna tęsknota ludzi za tym, co już przeminęło. Mnie do tego nie ciągnie. Historia płynie swoim rytmem, a ja zanurzam się w rejony, w które aktualnie mnie poniesie. Nie istnieje dla mnie jedyna ulubiona epoka, bo w każdej znajduję coś dla siebie. Spójrzcie tylko na rozrzut tematów w pierwszym sezonie „Podróży z historią” – od życia Słowian przed polską państwowością do czasów PRL.

T.L.: Co doradziłbyś osobom, które chcą zacząć popularyzować historię właśnie na YouTube?

R.K.: Warto zająć się tym, co fascynuje nas samych. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie jesteśmy osamotnieni w tych zainteresowaniach. Tak było w moim przypadku! Tak też najłatwiej wykrztusić z siebie pokłady entuzjazmu. Ja nie robiłem chłodnej kalkulacji, z której wyszło, że trzeba robić program popularnonaukowy. Nagrałem coś, co mnie sprawia frajdę, poddałem to ocenie innych i wyciągałem wnioski. Cały czas tak to wygląda, Polimaty ciągle się zmieniają. Warto myśleć też nie tylko o samym temacie, ale też o formie realizacji, technikach filmowania i montażu, ale… Zawiodę wszystkich, bo recepty na pewny sukces nie znam. Sam muszę się jeszcze wiele nauczyć.

(fot. Michał Wilczek).

T.L.: Jaka reakcja widzów, ich pozytywny komentarz zapisał Ci się najmocniej w pamięci?

R.K.: Najbardziej niezwykły był mail od widza, który po odcinku o udarze mózgu potrafił zdiagnozować u siebie jego objawy. Szczęśliwie zdążył zgłosić się po pomoc. Kilka miesięcy później napisał, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a po tej fatalnej dolegliwości zostały tylko drobne trudności i złe wspomnienia. Tylko dla tej jednej sytuacji warto było ruszyć z Polimatami. W kontekście historii cieszą mnie komentarze zachęcające do tłumaczeń odcinków na angielski i popularyzowania wiedzy o Polsce za granicą. A o to również walczę!

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone