Wolna licencja na historię

opublikowano: 2014-05-03 13:25
wolna licencja
poleć artykuł:
W Internecie pojawia się coraz więcej treści, swoboda ich używania i rozpowszechniania bywa jednak ograniczona. Wolne licencje są przedstawiane jako rozwiązanie tego problemu. Jak sprawdzają się one w wypadku inicjatyw historycznych?
REKLAMA

Dyskusje o prawach autorskich w sieci są wielowątkowe i skomplikowane, zwłaszcza gdy dotyczą konfliktu praw majątkowych ze swoistą „kulturą Internetu”, która dąży do dużo większej otwartości, czego przykładem był opór wobec ACTA.

Problemy historii i dziedzictwa wydają się w obliczu tak dużych dyskusji mniej istotne. One jednak również tworzą sytuacje potencjalnego naruszenia praw autorskich – wystarczy wyobrazić sobie jakikolwiek internetowy amatorski projekt historyczny (np. regionalistyczny czy edukacyjny), którego autor chciałby wzbogacić go poprzez wykorzystanie interesującej treści znalezionej w sieci. O ile w wypadku tekstu możliwe jest jeszcze zacytowanie bądź parafraza z podaniem źródła, o tyle w przypadku innych treści (w myśl prawa autorskiego mających charakter utworów), takich jak fotografie, ilustracje, mapy, schematy czy tabele, nie mówiąc już o filmach czy muzyce, wykorzystanie ich nastręcza więcej trudności. Po za „wzięciem sobie” takiego elementu (czyli plagiatem) pewną możliwością jest uzyskanie zgody od osoby, która umieściła ją w sieci. W najlepszym wypadku taką zgodę się uzyska, w najgorszym – otrzyma się sumę w złotówkach, którą należy zapłacić za użycie tego utworu (zgodnie z prawem autorskim). W środku tego spectrum znajdzie się niemożliwość skontaktowania się, brak uprawnień do udostępnienia zdjęcia lub danych (dysponowanie nimi tylko na zasadach licencji) czy też... nieświadomość problemu, a co za tym idzie pierwotne wykorzystanie utworu na zasadzie plagiatu (ile zdjęć krążyło i nadal krąży po sieci poprzez zwyczajne kopiowanie z różnych witryn?). Problem ten przełożyć można zresztą na inne obszary działania: popularyzację pozainternetową, edukację szkolną (choć tu istnieją ustawowe wyjątki) czy prezentowanie badań naukowych (zastanawialiście się kiedyś, jak zilustrować prezentację na konferencji naukowej lub studiach?).

Piracki pisarz - rysunek satyryczny z 1886 r. komentujący ówczesną sytuację prawną, umożliwiającą plagiatowanie treści z jednego kraju w innym (domena publiczna).

Wspólnie i kreatywnie?

Wyjściem staje się doprowadzenie do tego, by dostęp do materiałów historycznych, jako ważnej części dziedzictwa, był bardziej swobodny. Problem „czy mogę to wykorzystać” jest prosty do rozwiązania w wypadku utworów znajdujących się w domenie publicznej, to znaczy takich, do których autorskie prawa majątkowe wygasły – w Polsce zwykle dzieje się to 70 lat po śmierci autora bądź w podobnym okresie od rozpowszechnienia lub powstania utworu. Dzięki temu w Internecie swobodnie pojawiają się skany średniowiecznych dokumentów i dziewiętnastowiecznych książek, reprodukcje klasycznych obrazów czy też przedwojennych zdjęć (jak znajdujące się w zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego fotografie przedwojennego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”).

Co jednak zrobić z treściami o krótszym rodowodzie czy też zupełnie współczesnymi opracowaniami informacji (tabele, wykresy, bazy danych, ale również artykuły popularnonaukowe), które chcielibyśmy udostępnić w sieci w możliwie jak największym zakresie? Wyjściem jest zastosowanie tzw. wolnych licencji, czyli zmodyfikowanej wersji narzędzia przewidzianego w klasycznym systemie prawnoautorskim. O ile jednak normalne licencje stanowią rodzaj dwustronnej umowy na korzystanie z utworu (wyłączne bądź nie), o tyle wolne licencje są raczej rodzajem deklaracji: bierzcie, używajcie tego i udostępniajcie to dalej.

REKLAMA

Jedną z najpopularniejszych wolnych licencji jest obecnie ta stworzona przez Creative Commons – amerykańską organizację non-profit. Jej filozofię najlepiej oddaje opis, dostępny na stronie internetowej jej polskiego oddziału :

We współczesnym świecie wszyscy jesteśmy twórcami. Komputery, cyfrowe aparaty fotograficzne, telefony komórkowe, kamery wideo i internet pozwalają nam tworzyć i dzielić się efektami naszej pracy z innymi. Staje się to tak proste jak naciśnięcie migawki aparatu. Jednak prawo autorskie nie nadąża za rozwojem technologicznym i ekspansją kreatywności. Tradycyjna reguła „wszystkie prawa zastrzeżone”, leżąca u podstaw obowiązującego systemu praw autorskich – i obowiązująca automatycznie – kłóci się z zasadami cyfrowego świata. Licencje Creative Commons to zestaw gotowych narzędzi prawnych skierowanych zarówno do twórców, jak i do odbiorców. W myśl zasady „pewne prawa zastrzeżone” twórca sam określa warunki, na których udostępnia swoje utwory – ograniczenia i swobody, które nakłada na odbiorców stworzonych przez siebie treści. Jest to alternatywa wobec reguły prawa autorskiego „wszystkie prawa zastrzeżone”, która ogranicza – często niepotrzebnie – możliwość twórczego korzystania z dóbr kultury.

Jakie są warunki stawiane przez licencję Creative Commons? Mówiąc w dużym skrócie, podstawowym jest uznanie autorstwa – wyraźne oznaczenie kto jest autorem wykorzystywanego utworu i gdzie został on pierwotnie opublikowany. Kolejne to (w zależności od wybranej licencji): ewentualne zakazanie komercyjnego użytku, zakaz tworzenia utworów zależnych (czyli tworzenia nowego utworu na podstawie pierwotnego) oraz zastrzeżenie, że utwór do którego wykorzystano materiał na wolnej licencji powinien też zostać na niej opublikowany.

W efekcie „uwolniony” i odpowiednio oznaczony utwór, z chronionymi wciąż osobistymi prawami autorskimi (z podstawowym, czyli oznaczeniem autorstwa), może być kopiowany i wykorzystywany przez innych internautów, którzy zastosują się do prostych warunków. Dodatkowa wygoda polega na tym, że aby móc skorzystać z licencji, nie trzeba każdorazowo prosić twórcę utworu o to, by udzielił na to zgody – jak już wspomniano, wolna licencja jest sama w sobie deklaracją gotowości udostępnienia materiałów. I co najważniejsze: nie ma tu mowy o plagiacie.

REKLAMA

Artykuł dla wszystkich

Jednym z najbardziej znanych przykładów szerokiego zastosowania licencji Creative Commons w popularyzowaniu historii jest oczywiście Wikipedia. „Uwolnienie” skutkuje tu tym, że łatwiej jest budować zasób wiedzy w sytuacji, kiedy o wiele swobodniej można rozwijać i wykorzystywać wcześniejsze treści do wzbogacenia kolejnych wersji haseł. Po drugie, co łatwo zauważyć przy korzystaniu z wyszukiwarek, hasła Wikipedii są wykorzystywane w pochodnych projektach o charakterze edukacyjnym czy tematycznym. Warto dodać, że sam silnik Wiki został również „uwolniony”, stąd jego duża popularność w projektach mniej lub bardziej niszowych.

Zobacz też:

Sama Wikipedia jest oczywiście gigantem Internetu, jej przypadek można więc potraktować jako specyficzny. Skutki zastosowania wolnych licencji dobrze pokazuje też jednak casus portalu Histmag.org. Jesienią 2012 r. jego redakcja przeszła na publikowanie swoich treści na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska. Od tej pory nowe treści ukazują się tylko na wolnej licencji, „uwolniono” też ponad połowę artykułów archiwalnych (kilka tysięcy różnego rodzaju materiałów). Efekt? Materiały przygotowane przez redakcję Histmag.org zaczęły być licznie przedrukowywane w innych serwisach i na blogach zajmujących się historią i innymi dziedzinami wiedzy, jak również w portalach informacyjnych (w tym polonijnych) oraz publicystycznych. Wbrew obiegowym opiniom, że w sieci gorszy merytorycznie produkt wypiera lepszy, umożliwienie internautom swobodnego przedruku merytorycznych treści (artykuły popularnonaukowe z bibliografią, pisane zgodnie z warsztatem historyka) zachęciło ich do wykorzystywania tej możliwości.

Jak to robią za granicą...

Jak już wspomniano, przypadek treści tekstowych jest o tyle inny, że istnieje możliwość skorzystania z niego bez konieczności publikacji in extenso – tą drogą jest cytat lub parafraza, oczywiście z podaniem źródła. Wolne licencje znajdują jednak również (a może nawet przede wszystkim) zastosowanie w wypadku materiałów ikonograficznych oraz audiowizualnych.

Kolegiata w Tumie - zdjęcie wyróżnione w konkursie Wiki Lubi Zabytki 2013 (fot. Sławomir Milejski, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska).

Ogromną bazą fotografii udostępnionych na licencji Creative Commons jest projekt Wikipedii – Wikimedia Commons. Znaleźć można tu prawie 21 milionów plików (nie tylko graficznych) udostępnionych na wolnych licencjach bądź też znajdujących się w domenie publicznej. W fotografiach „uwolnionych” miłośnicy historii najczęściej znajdą współczesne zdjęcia obiektów z przeszłości, zrobione przez samych internautów. Często są to typowe „zdjęcia z wakacji” lub fotografie gablot muzealnych, coraz więcej jest jednak zdjęć profesjonalnych, a nawet... ładnych. Sprzyja temu chociażby akcja i powiązany z nią konkurs Wiki Lubi Zabytki, który zachęca do udostępnienia na wolnych licencjach dobrej jakości fotografii obiektów zabytkowych.

REKLAMA

Z projektem Wikipedii współpracują jednak również instytucje, które w swoich zbiorach posiadają materiały historyczne. Większość z nich publikuje materiały z domeny publicznej – w Polsce przykładem jest Archiwum Główne Akt Dawnych, dzięki któremu możemy łatwo zobaczyć, jak wyglądają znajdującego się w nim dokumenty.

Wzorem dla Polaków mogłaby być inicjatywa Niemieckich Archiwów Federalnych (Deutsches Bundesarchiv), która udostępniła Wikimedia Commons swoje zasoby fotograficzne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 w wersji niemieckiej. Zbiór ten zawiera głównie fotografie z okresu drugiej wojny światowej (szczególnie ciekawe dla historyków) oraz czasów powojennych. Warunkiem użycia pliku jest podanie jako źródła właśnie „Bundesarchiv” oraz sygnatury zdjęcia. Minusem zbioru może być trudność w przeszukiwaniu go, wszystko nadrabia jednak bardzo dobre przyporządkowanie konkretnych zdjęć pod hasła w Wikipedii dotyczące danej postaci lub wydarzenia.

W otwartość weszli też Rosjanie, udostępniając na licencji CC wybrane fotografie ze zbiorów zlikwidowanej w zeszłym roku agencji prasowej RIA Novosti. Zbiór pogrupowany jest w kolekcje tematyczne zawierające zwykle od kilkunastu do kilkudziesięciu zdjęć zarówno z epoki ZSRR, rządów Borysa Jelcyna oraz czasów współczesnych. Ma on bez wątpienia swój wymiar propagandowy, oferuje jednak naprawdę bogaty wybór wysokiej jakości fotografii z drugiej wojny światowej, oficjalnego życia w Związku Radzieckim czy też upadku Imperium.

Żołnierze radzieccy wycofują się z Czechosłowacji, 1990 r. (fot. RIA Novosti/V. Kiselev, image #832918, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).

Oczywiście, przykłady zastosowania wolnych licencji w udostępnianiu materiałów historycznych można mnożyć. Na przykład British Council udostępnił w sieci filmy dokumentalno-propagandowe z okresu drugiej wojny światowej ilustrujące codzienność oraz wysiłek zbrojny Brytyjczyków w tym okresie. Co istotne, filmy można swobodnie pobrać na własny dysk (licencja Creative Commons w tym wypadku ogranicza tylko komercyjne użycie filmu).

…i nad Wisłą

Upowszechnianie idei wolnych licencji sprawiło, że również wśród polskich instytucji i inicjatyw zajmujących się historią pojawiły się projekty oparte właśnie na udostępnianiu treści z wykorzystaniem mechanizmu Creative Commons. Z każdym rokiem pomysłów przybywa.

REKLAMA
Wykład prof. dr hab. Andrzeja Paczkowskiego „Czy Polska Rzeczpospolita Ludowa była państwem totalitarnym czy autorytarnym?”, Collegium Civitas, 19 stycznia 2011, nagrany i udostępniony przez portal Wszechnica.org.pl (opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.).

Wśród inicjatyw popularyzatorskich warto przytoczyć portal Wszechnica.org.pl – inicjatywę Fundacji Wspomagania Wsi oraz Collegium Civitas działającą od 2009 r. Główną ideą serwisu jest nagrywanie i udostępnianie w sieci (za pomocą serwisu You Tube) wykładów i dyskusji z udziałem naukowców i ekspertów z różnych dziedzin wiedzy, organizowanych przy okazji konferencji naukowych, festiwali nauki, otwartych lekcji czy projektów muzealnych. Rozrzut tematów poruszanych w nagraniach jest duży, historia jest jednak obficie reprezentowana, co pozwala posłuchać w zaciszu domowym prelekcji wielu wybitnych badaczy z Warszawy i innych liczących się ośrodków naukowych. Materiały te publikowane są na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

Podobne rozwiązanie wybrało Interdyscyplinarne Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego, tworzące serwis „Otwórz Książkę”, w którym naukowcy mogą udostępniać swoje dawniej wydane monografie naukowe m.in. w formie pobieralnego PDF. Znaczna część tych publikacji została udostępniona na różnych wersjach licencji Creative Commons, w większości z zastrzeżeniem o zakazie użycia komercyjnego. W zbiorze znajduje się wiele książek historyków i badaczy dotykających historii (w większości związanych z ośrodkami warszawskimi).

Fragment wystawy Czterdzieści i cztery Pawła Uklańskiego prezentowanej w Zachęcie od grudnia 2012 r. do lutego 2013 r. Instalacja Polska Über Alles , w którą wpleciono poprzednią pracę artysty pt. Naziści (opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska).

Jak na tym tle prezentują się polskie instytucje kultury i dziedzictwa? Przykładem skromnych, chociaż udanych początków „uwalniania” treści przechowywanej w szacownych murach i na półkach archiwalnych jest projekt „Otwarta Zachęta”, zainaugurowany w 2011 r. Chcemy, żeby wszystko co produkujemy i zamawiamy było dostępne na maksymalnie otwartych licencjach CC. Korzystają na tym nie tylko widzowie. Wolne licencje chronią prawa twórców, a jednocześnie pomagają im dotrzeć do szerszej publiczności – informują pomysłodawcy projektu w animacji opowiadającej o projekcie. Instytucja specjalizująca się w sztuce współczesnej otworzyła swoje zasoby bardzo szeroko: w sieci znaleźć można nie tylko wybrane obiekty (obrazy, instalacje, rzeźby, rysunki, fotografie, nagrania video), ale również dokumentację fotograficzną wystaw, materiały edukacyjne, audiodeskrypcje czy teksty, opracowania i publikacje przygotowane przez Narodową Galerię Sztuki.

REKLAMA

W ostatnim czasie przejście na wolne licencje zapowiedziało też Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku. Dlaczego powstająca instytucja zajmująca się historią i współczesnością zdecydowała się na „uwolnienie” swoich materiałów? Zgadzamy się z wartościami przyświecającymi Koalicji Wolnej Edukacji. Naszym zamiarem jest udostępnianie w sposób otwarty, gwarantujący wolność poznawania dzieła i stosowania zawartych w nim informacji oraz wykorzystywania, odtwarzania i redystrybucji. Uważamy, że zwłaszcza publiczne instytucje kultury mają na tym polu szczególną misję. To część kulturotwórczej roli państwa. Jesteśmy otwarci na pomysł, aby w przyszłości przekazywać do domeny publicznej nie tylko prace naukowe, ale i elementy z zasobów archiwalnych, czy projekty edukacyjne – odpowiada Artur Rogoś, który koordynuje projekt z ramienia Centrum. Niebawem w sieci na licencjach Creative Commons znajdą się publikacje z serii „Raport ECS” oraz pierwsze książki poświęcone historii „Solidarności” (w tym nagrodzone w konkursie na najlepszą pracę naukową).

Europejskie Centrum Solidarność jest na razie w fazie budowy, równolegle do prac technicznych trwają jednak też prace nad „uwolnieniem” jego zasobów (fot. Andrzej Otrębski, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).

Po co to wszystko?

Filozofia wolnych licencji jest pochodną sposobu myślenia charakterystycznego dla Internetu – łatwej dostępności i otwartości na kopiowanie, remiksowanie i powszechne rozpowszechnianie. Jak jednak przełożyć pewne idee na język konkretu, zwłaszcza w wypadku inicjatyw historycznych? Autorzy publikacji Wolne licencje w nauce. Instrukcja wskazują kilkanaście zalet takiego modelu publikacji prac naukowych. Część z nich ma zastosowanie ściśle powiązane ze światem naukowym, kilka z nich da się jednak przełożyć na szersze zjawiska. Publikowanie na wolnych licencjach ułatwia dotarcie do szerszej grupy czytelników, szczególnie młodych ludzi, dla których pierwszym miejscem poszukiwań jest wyszukiwarka internetowa: studentów i pasjonatów. Umieszczając swoją publikację w Internecie, przyczyniasz się do budowania kapitału kulturowego i dostępnej dla wszystkich wiedzy – piszą twórcy poradnika, przygotowanego pod auspicjami Centrum Cyfrowego przy współpracy m.in. Muzeum Historii Polski. Wszyscy uczestnicy ruchu wolnych licencji podkreślają, że ten model publikowania pozwala zwiększyć popularność materiałów, a tym samym pomaga ich twórcom, jednocześnie chroniąc ich osobiste prawa autorskie.

Przeczytaj również:

Co zaś zyskują odbiorcy? Warto zwrócić uwagę na fakt, że wolne licencje nie ograniczają się tylko do swobodnego udostępniania treści. Zawierają one w sobie też komponent wykorzystywania jej do tworzenia nowych utworów. Jakich? Najbardziej oczywistym przykładem są tu... tłumaczenia na inne języki, na wykonanie których, jako utworów zależnych, należy w myśl standardowych przepisów prawa uzyskiwać każdorazową zgodę autora. Podobnie jest zresztą z innymi przetwarzaniami tego typu, choćby dostosowaniem utworu do użytku przez osoby niepełnosprawne. Zjawiskiem, które bardzo powoli się rozwija, jest też remiksowanie różnych treści i tworzenie w ten sposób swego rodzaju kompendiów, wykorzystywanych na przykład na lekcjach historii bądź też w działalności popularyzatorskiej. Wolne licencje znacząco skracają drogę pełną skomplikowanych przepisów prawa autorskiego, zwłaszcza kwestii cytatu oraz dozwolonego użytku.

I właśnie tę ostatnią perspektywę warto podkreślić na zakończenie: „uwalnianie” pozwala swobodnie rozprzestrzeniać się treściom historycznym przy ich jednoczesnej ochronie prawnoautorskiej i bez ryzyka naruszenia prawa. Tym sposobem Internet nie traci swojego rysu charakterystycznego, jednocześnie stając się w 100% legalnym. A to wszystko dla lepszego mówienia o historii.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone