A Irvinga kto zamknął?

opublikowano: 2006-08-30, 20:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Jakkolwiek głupie czy szkodliwe byłyby działania (nie)miłościwie nam panujących, odzwierciedlają one podejście do prawdy stosowane w większości tzw. „państw cywilizowanych”. Działanie takie wynika bowiem z założenia, że prawda zadekretowana staje się prawdą bardziej umocowaną. Na krzyki oburzenia reaguję jednak tylko wzruszeniem ramion.
reklama
autor polemiki: Łukasz Karcz

Po pierwsze, stawiam każde pieniądze, że ustawa – o ile zostanie uchwalona – przetrwa najwyżej do końca kadencji. W przeciwieństwie więc do wielu innych pomysłów, których realizacja jest z konsekwencją kontynuowana niezależnie od tego, czy przy władzy jest lewica pobożna, zwana dla niepoznaki prawicą, czy lewica bezbożna, obowiązująca wersja historii to z ustawodawczego punktu widzenia jedynie czkawka, którą zaleczy się następnymi wyborami. A dowody (czy też „dowody”) na taką czy owaką proweniencję tego czy owego nie są przedmiotem zainteresowania specsłużb, nie ulegną więc zniszczeniu w ciągu parunastu miesięcy.

Po drugie, utyskiwania na dekretowanie historii w kontekście PiS-u to wylewanie krokodylich łez. Nie będę się wszak szerzej rozwodził nad jedyną i słuszną wersją historii, wkładaną nam do głowy przez parędziesiąt lat. Ale to właśnie w Polsce, a nie gdzie indziej, obowiązuje od dawna zakaz „kłamstwa oświęcimskiego”, będący w istocie cenzurowaniem poglądów pewnej części historyków. Z całą mocą oświadczam, że nie ma tu nic do rzeczy sens i prawdziwość poglądów rewizjonistów – badania historyczne to wszak dochodzenie do prawdy, a w imię ideologii dążenie to odłożono na półkę. Niezależnie od tego – dla pewności powtórzę raz jeszcze – co poglądy rewizjonistów mają wspólnego z prawdą. Z przyczyn ideologicznych zrobiono w Polsce burzę dokoła doktora Ratajczaka, który poglądy rewizjonistów tylko cytował, w imię tejże ideologii aresztowano też Davida Irvinga. Faryzejskie oburzenie, z jakim cytowane są pomysły polskich prawodawców, może wzbudzić więc tylko pobłażliwy uśmiech. Tym bardziej, że rzeczone postanowienia – o ile nawet doczekają się realizacji – nie mają najmniejszej szansy na poparcie w postaci, powiedzmy, Europejskiego Nakazu Aresztowania. A bez tego zapis pozostanie martwy.

reklama

Po trzecie wreszcie - i za to zdanie chciałbym na łamach działu historycznego przeprosić szczególnie – specjalistyczne badania historyczne nie interesują psa z kulawą nogą, a ustawa – przynajmniej w mojej ocenie – uderza w publikatorów „rewelacji” pokroju „odwrotnego Bubla”. Akademicy mogą się spierać w zaciszu katedr, ale do publiki i tak przedostanie się to, co zaserwują jej media. Można wystosować milion sprostowań, dementi i programów demitologizujących, ale nie naprawią one w dziesiątej części tej wersji historii, którą przedstawili Dan Brown czy – parę lat wcześniej – Martin Scorsese w „Ostatnim kuszeniu Chrystusa”. PiS może sobie dekretować prawdę historyczną, ale w umyśle przeciętnego Żyda czy Amerykanina już od dawna funkcjonują „Polish concentration camps”. Specjaliści mogą wylewać kubły pomyj na warsztat naukowy Grossa, a medialne wersje Jedwabnego czy pogromu kieleckiego już dawno poszły w świat.

Może więc, przewrotnie mówiąc, dekretowanie prawdy jest potrzebne? Skoro badania historyczne przekładają się na twardą walutę, skoro trwa licytacja, przedstawicieli czyjej narodowości zginęło więcej w Auschwitz, skoro Murzyni czy Indianie pełnymi garściami czerpią z tego, że za czasów Kolumba eksterminowano ich przodków, to może jest w tym sens? Skoro wszędzie – wbrew tezom mojego oponenta – w najlepsze trwa kult przegranych, może w tym szaleństwie jest metoda? Pewnie jest – ale do tego nie trzeba ustaw, z definicji obejmujących tylko Polskę. Potrzeba nam natomiast porządnej kancelarii prawniczej i paru wyszczekanych adwokatów, najlepiej za oceanem, którzy zdarliby ostatniego centa z kogoś, kto ośmieliłby się napisać coś na temat współorganizacji obozów koncentracyjnych przez Polaków czy w inny sposób próbował grać na prawdzie historycznej.

Uderzenie po kieszeni boli najbardziej i jest dużo skuteczniejsze niż hipotetyczne kary więzienia, na które lekarstwem jest prozaiczna emigracja. Zamiast ustawy, Polsce potrzebny byłby odpowiednik amerykańskiej Ligi Przeciw Zniesławieniu, ale rządząca koalicja z pochwały godnym uporem wpisuje się w nurt myślenia księżycowego, któremu współczesne realia zdają się być zupełnie obce. Ale to już temat na zupełnie inny artykuł.

reklama
Komentarze
o autorze
Łukasz Karcz
Autor nie nadesłał informacji na swój temat.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone