Ajodhja 1992: świątynia historii, ruiny pokoju
W szesnastym wieku, w mieście Ajodhja, w obecnym stanie Uttar Pradeś, zbudowano meczet określany teraz mianem Babri Masdźid (meczet Babura), bowiem jego fundatorem mógł być sam cesarz Babur, który zapoczątkował władzę dynastii mogolskiej w Indiach. Tymczasem zgodnie z indyjską tradycją miasto o nazwie Ajodhja miało być stolicą boga Ramy, którego dzieje opisane są w sanskryckim eposie „Ramajana”. Rama, wcielenie Wisznu, to obecnie jedno z najważniejszych bóstw hinduizmu, zaś funkcjonująca w różnych wersjach Ramajana jest jedną z najpopularniejszych opowieści epickich w Indiach. Wielu hinduistów wyrażało i wyraża pogląd, iż meczet Babura stoi dokładnie w miejscu, gdzie bóg Rama narodził się na ziemi i gdzie stała świątynia upamiętniająca to wydarzenie. Innymi słowy, twierdzi się, iż aby zbudować ten meczet, muzułmanie zburzyli najważniejszą świątynię jednego z najpopularniejszych hinduistycznych bogów.
W latach 80. XX wieku zaczął nabierać rozpędu ruch hinduskich radykałów na rzecz zlikwidowania meczetu i odbudowy domniemanej świątyni. Pierwszą część planu zrealizowali 6 grudnia 1992 roku. Tłum fanatyków wdarł się na teren meczetu i zniszczył go, a zdjęcia i nagrania z tego wydarzenia obiegły cały kraj. Dokonali tego członkowie dwóch organizacji hinduskich nacjonalistów: Rashtriya Swayamsevak Sangh (wym. [Rasztrija Słajamsewak Sangh] – Narodowy Związek Ochotników) i Shv Sena (wym. [Śiw Sena] – Armia [króla] Śiwy). Dewastacja meczetu Babura wywołała falę krwawych zamieszek w północnych i środkowych Indiach, a także stała się powodem krwawych zamachów bombowych dokonanych przez muzułmanów w Bombaju 12 marca 1993 roku.
Im bardziej pożar przemocy rozpalał Indie, tym spokojniej było w ruinach samego meczetu. Cały teren zabezpieczyły siły bezpieczeństwa, a o jego przyszłości miał zdecydować sąd. Odkąd jednak obszar niegdysiejszego meczetu został zamknięty, jego temat stał się bardziej otwarty niż kiedykolwiek wcześniej.
O wydarzeniach w Ajodhji z grudnia 1992 roku napisano już niezliczone publikacje i niniejszy artykuł nie jest próbą przedstawienia tego zagadnienia w sposób wyczerpujący. Skupiam się tylko na jednym aspekcie tematu: jak wykorzystano w całym sporze nauki historyczne.
Czy świątynia naprawdę istniała?
Nie da się ukryć, iż niejeden muzułmański monarcha w Indiach niszczył hinduskie świątynie. Choć motywy takiego działania były w zależności od przypadku różne, od ideologicznych po polityczne i czysto materialne, dla obojętnych na tego typu niuanse hinduskich radykałów liczy się tylko pierwszy z tych powodów. Islam jest dla nich agresywnym i obcym wirusem w hinduskim z natury ciele Indii. W gruncie rzeczy ich ofiarą może zatem paść teoretycznie każdy meczet w Indiach, szczególnie zaś taki, który stanął na miejscu świątyni.
Wybór padł jednak właśnie na meczet Babura, niewątpliwie ze względu na jego wyjątkowy ideologiczny potencjał, jako miejsca, gdzie narodzić się miał hinduistyczny bóg. Za jednym zamachem poczyniono tu cały szereg historycznych założeń. Po pierwsze, że bóg Rama w ogóle był historyczną postacią. Po drugie, że opisane w eposie „Ramajana” miasto Ajodhja, miejsce narodzin Ramy i stolica jego dynastii, jest tożsama ze współczesną miejscowością Ajodhja. Po trzecie, iż na miejscu narodzin boga stała poświęcona mu świątynia. Po czwarte, iż świątynia została zburzona w celu budowy meczetu.
Zawodowi historycy i archeolodzy podają w wątpliwość w zasadzie każdą z tych czterech tez. O bogu Ramie nie wspominają teksty o charakterze innym niż religijne i epickie, zatem samo twierdzenie o jego historyczności nie zostało dotąd potwierdzone. We współczesnej Ajodhji nie znaleziono dotąd żadnych zabytków z okresu wcześniejszego niż VII wiek naszej ery („Ramajana” powstała dużo wcześniej). Ponadto stolica państwa, Kośala, którą miał według „Ramajany” władać Rama, według źródeł mieściła się nad rzeką Ganges, nie zaś nad rzeką Sarju, gdzie znajduje się współczesne miasto Ajodhja. Nie można wykluczyć, iż mamy tu do czynienia z dwiema różnymi Ajodhjami i ze zjawiskiem zmiany w sakralnej geografii. Mogło się tak stać za sprawą nowej, rosnącej w siłę dynastii, wprowadzającej w państwie nazwy zaczerpnięte z mitologii, aby legitymizować w ten sposób swoją monarchię. Wiadomo, że wyznawcy hinduizmu przenosili ze sobą nazwę Ajodhja, od niej bowiem pochodzi miano dawnej stolicy współczesnej Tajlandii, Ayutthayi, jest ona także zawarta w nazwie jawajskiego miasta Yogyakarta. Podobnie mogło być również na terenie Indii.
Nie znaleziono żadnych archeologicznych dowodów, by na miejscu meczetu stała wcześniej świątynia boga Ramy, choć istnieją przesłanki, iż faktycznie znajdowała się tam jakaś niemuzułmańska budowla.
Po pierwsze, sam Babri Masdźid posiadał czternaście kolumn, ewidentnie stanowiących wcześniej część budynków architektury nieislamskiej. Nie jest to jedyny tego typu przypadek. Umiejscowiony współcześnie w Delhi, a zbudowany w XII wieku przez dynastię Ghurydów, meczet Kuwwat-ul-Islam (Potęga Islamu) powstał z użyciem elementów 27 świątyń dźinijskich. Oba meczety wzniesiono wkrótce po wkroczeniu fundujących je dynastii do Indii. Ponieważ tuż po przybyciu najeźdźcy niekoniecznie dysponowali odpowiednią wiedzą, rzemieślnikami i środkami niezbędnymi do konstruowania większych budowli, łatwiej było zburzyć okoliczne świątynie hinduistyczne czy dźinijskie i wynieść z nich gotowe elementy.
Nie inaczej mogło być w przypadku meczetu Babura. Na znajdujących się w nim kolumnach brakowało jednak jakichkolwiek postaci, które pomogłyby określić z jakiego obiektu kultowego pochodziły te filary. Zdobiły je motywy roślinne (na przykład lotos) wspólne dla różnych religii Indii (hinduizmu, buddyzmu, dźinizmu). Kolumny nie potwierdzają zatem ostatecznie istnienia świątyni narodzin boga Ramy, ale są jednak ważnym argumentem uprawdopodobniającym taką możliwość. Ostatecznie, skoro budowniczowie meczetu użyli elementów innej konstrukcji, to musiała być ona albo względnie nieodległa, albo znajdować się na tym samym miejscu, na którym stanął Babri Masdźid. Dalsze spekulacje na temat kolumn runęły jednakże wraz z samym meczetem w grudniu 1992 roku, a zatem, jak na ironię, hinduscy radykałowie pozbawili się potencjalnego dowodu na istnienie świątyni.
Po drugie, w roku 2003 państwowa instytucja naukowa, Archeological Survey of India, przeprowadziła wykopaliska, w wyniku których zostały odnalezione fragmenty cegieł u podstaw kolumn meczetu. Niespodziewanie ASI zakończył swój raport konkluzją, iż w miejscu Babri Masdźid stała właśnie świątynia, aczkolwiek pytanie brzmi: w jaki sposób kawałki cegieł pozwoliły im to stwierdzić. Wnioski z raportu niezależni od tej instytucji archeologowie i historycy przyjęli co najmniej z nieufnością.
Po trzecie, obok meczetu stoi niewielki budynek, nazywany Sita ki Rasoi (kuchnia Sity, to jest żony boga Ramy). Jedynym religijnym elementem tej konstrukcji jest figurka postaci dzierżącej w dłoni trójząb, co faktycznie sugeruje hinduski obiekt kultu, ale raczej związany z śiwaizmem, czyli nurtem hinduizmu czczącym boga Śiwę (którego atrybutem jest trójząb), niż z wisznuizmem, którego elementem jest kult Ramy. Otwartymi pozostają w takim razie pytania: dlaczego budynek nosi nazwę „kuchnia Sity”, jak stara jest ta nazwa i do czego on faktycznie służył?
Okoliczności budowy meczetu nie zostały opisane w żadnym dostępnym źródle, nigdzie nie odnajdujemy stwierdzenia, iż dla budowy Babri Masdźid zniszczono jakąkolwiek świątynię. Niezrażeni hinduscy nacjonaliści sięgają tu po teksty tak wątpliwe i tak teoretycznie im nienawistne, jak relacja z podróży po Indiach jezuity J. Tiffenthallera. Misjonarz, odwiedziwszy w drugiej połowie XVIII wieku Ajodhję, napisał, iż mogolski cesarz Aurangzeb zniszczył tam „Twierdzę Ramy”, a w jej miejscu postawił meczet o trzech kopułach (a właśnie tyle miał ich Babri Masdźid.). Aurangzeb (1618–1707) żył w sto lat po Baburze (1483–1530), był jego prapraprawnukiem i w przeciwieństwie do niego faktycznie znany był z dewastacji świątyń i zastępowania ich meczetami (aczkolwiek nic skądinąd nie wiadomo, by miał zburzyć akurat ten obiekt). Pytanie brzmi, czemu to Aurangzeb pojawia się w wersji Tiffenthalera, skoro tabliczka na meczecie wyraźnie mówiła o rozkazie Babura i winna być tam już w czasie, gdy jezuita odwiedził miasto (przy czym napisana była po persku, a zatem jezuita był zapewne skazany na przekazy ustne). Można przyjąć na przykład, iż w jego relacji historia o cesarzu Aurangzebie, znanym niszczycielu świątyń, zlała się z opowieścią o ufundowaniu meczetu w Ajodhji przez innego cesarza z tej samej dynastii, Babura.
W istocie znane nam źródła nie wzmiankują nie tylko zburzenia świątyni narodzin boga Ramy, ale w ogóle jej istnienia. Hinduscy radykałowie mają tu do dyspozycji „Skanda Puranę”, mitologiczny tekst, którego jeden fragment opisuje zalety pielgrzymki do miejsca narodzin Ramy w Ajodhji. Jednakże dowodzi to tylko tego, iż w okresie powstania tego dzieła Ajodhja była miejscem kultu Ramy (wzmiankują o tym, równie lakonicznie, niektóre inne teksty, których jednak hinduscy nacjonaliści nie przywołują). Nie rozstrzyga to jeszcze o istnieniu jakiejkolwiek świątyni ani o jej zburzeniu.
Skoro dowodzi się istnienia, a nie nieistnienia, czegoś, to przy obecnym stanie wiedzy należy zatem uznać, iż historyczny spór przegrali hinduscy nacjonaliści, bowiem nie zdołali oni dowieść istnienia świątyni w miejscu meczetu. Istotnym jest jednak nie tylko to, kto ma w debacie silniejsze argumenty, ale też w jaki sposób się ona toczyła. Batalia ta rozgrywała się na oczach wszystkich, to jest w indyjskich mediach, w tym tych najbardziej popularnych. I to jest z punktu widzenia historyka jeden z ciekawszych aspektów sporu o meczet w Ajodhji.
Klio na sztandarach
Jak wspomniano na początku, hinduscy radykałowie zaczęli wzywać do (od)budowy świątyni w latach 80. Właśnie wtedy, w publikowanych przez nich na ten temat tekstach coraz częściej zaczęły pojawiać się słowa „historia”, „fakt”, „źródło”. Jednym z najważniejszych elementów działania ruchu stała się próba naukowego (przynajmniej w rozumieniu członków ruchu) dowiedzenia, iż meczet stanął na gruzach świątyni.
Dlaczego tak się stało? Po pierwsze, hinduski nacjonalizm potrzebuje historii równie mocno jak każdy inny. Ideologia ta zakłada istnienie narodu hinduskiego, o przynależności do którego decyduje wyznawanie hinduizmu. Taki naród w rzeczywistości nigdy wcześniej nie istniał, oczywistym jest więc, że ideolodzy hinduskiego nacjonalizmu dowodzą, iż było inaczej. I tu podstawowym narzędziem stała się właśnie historia. Hinduscy nacjonaliści poświęcają bardzo dużo czasu, energii i tuszu, by udowodnić odwieczne istnienie i jedność hinduskiego narodu. Jednym z najważniejszych bohaterów tej nacji uczynili Ramę, w ich mniemaniu będącego nie tylko bogiem, ale historycznym królem, który ongiś panował nad wszystkimi ziemiami hinduskimi. Świątynia Ramy stała się zatem symbolem narodu hinduskiego, choć istnienie jednego i drugiego jest równie trudno udowodnić.
Po drugie, ideologia hinduskiego nacjonalizmu ma swoje korzenie w XIX wieku i powstała pod przemożnym wpływem europejskiego sposobu postrzegania świata. Jej wyznawcy oczywiście temu zaprzeczają, twierdząc, iż ich idee wywodzą się jedynie z myśli indyjskiej, a jednocześnie na każdym kroku zdradzają obsesję na punkcie dowodzenia opartego na dorobku współczesnej nauki zachodniej. I tak na przykład u początków hinduskiego nacjonalizmu twierdzono, iż jeden z pradawnych obrzędów, polegający na składaniu ofiar w ogniu, jest racjonalny, bo oczyszcza powietrze naokoło – opierano się, czy raczej próbowano oprzeć, na fizyce i biologii, zamiast pozostać przy tradycyjnym uzasadnieniu religijnym („ofiara jest ważna, bo składamy ją bogom i dzięki temu uzyskujemy ich łaskę”).
Czy rzeczywiście hinduscy nacjonaliści potrzebowali „dowodu historycznego” na istnienie świątyni, by zmobilizować swoich członków do dzieła? Czy nie mogli po prostu odwołać się do uczuć religijnych i ogłosić, iż Rama cudownie objawił się nad meczetem i zażądał jego zburzenia? Taka historia miała miejsce w 1949 roku, kiedy to, jak głosi legenda, Rama jako dziecko pojawił się w Ajodhji, prosząc o umieszczenie jego posągu w meczecie. Co ciekawe, to objawienie nie jest bynajmniej jednym z najważniejszych argumentów hinduskich nacjonalistów, a raczej poboczną, mało znaną opowieścią (aczkolwiek odtwarzaną na jednym z propagandowych filmów). Ostatecznym uzasadnieniem zburzenia meczetu był zatem w pewnym sensie nie kult boga Ramy, ale muzy Klio.
W drugiej połowie lat 80. spór wokół Ajodhji urósł do rangi pierwszorzędnego politycznego problemu. W roku 1986 otwarto bramy dotąd nieużywanego meczetu, zezwalając hinduistom na odprawianie w nim swoich rytuałów, jednakże w 1989 roku pierwsza próba zburzenia meczetu została krwawo powstrzymana przez policję. Debata wokół budowli zaczęła wtedy zataczać coraz szersze kręgi, a nowym jej elementem była wzmożona publiczna aktywność profesjonalnych historyków, którzy teraz w pełni dostrzegli, jak ważna stała się ich dziedzina dla toczących się w kraju sporów. Zaczęli oni publikować w tej sprawie nie tylko artykuły naukowe i publicystyczne, ale także publiczne odezwy pod tytułami takimi jak „Polityczne nadużycia historii” czy „Raport historyków dla narodu”. Historia i archeologia nagle znalazły się w centrum zainteresowania kraju.
Nie sugeruję tu bynajmniej, iż naukowcy, jako niezależna siła, sami wdarli się na pole publicznej debaty w Indiach. Wręcz przeciwnie: oni zostali tam zaciągnięci i wykorzystani, tak jak została w tym sporze wykorzystana religia. Klio nie prowadziła hinduskich nacjonalistów na barykady – to oni nieśli ją jak bezwolny sztandar. Profesorowie wyszli na ulice, bo wrzawa wokół meczetu dotarła pod wrota ich uczelni. Wszystkie ich argumenty zdały się zresztą na nic, skoro w 1992 roku Babri Masdźid został zniszczony.
Spór (nie)rozstrzygnięty
Wydarzenia z 1992 roku były szalenie ważne dla współczesnych losów Indii. Wcześniej częste były przypadki konfliktów lub wręcz ulicznych starć hindusko-muzułmańskich (nie wspominając o wyodrębnieniu się Pakistanu w 1947 roku i towarzyszącym mu straszliwym rozlewie krwi), tym niemniej żadne wydarzenie w powojennych dziejach Indii nie spowodowało tak wielkiej konfrontacji dwóch religii. Odtąd muzułmanie żyją w cieniu Ajodhji, a całe Indie obawiają się, iż zamieszki, które podówczas wybuchły, mogą się w każdej chwili powtórzyć. Sprawa jest bowiem daleka od zakończenia: wszak hinduscy nacjonaliści zlikwidowali meczet, ale nie zbudowali świątyni i to pozostaje ich stałym celem i żądaniem. Zburzenie jednego meczetu otworzyło drogę do szerszego rewizjonizmu: radykałowie mają ponoć przygotowaną listę tysięcy muzułmańskich budowli stojących w miejscu świątyń. Zamieszki mogą więc w każdej chwili wybuchnąć na nowo, zaczynając się tak od próby postawienia świątyni w Ajodhji, jak i zburzenia meczetu w innym miejscu. Stąd też niektóre z takich newralgicznych miejsc są teraz pod stałą ochroną wojska, o czym mogą przekonać się turyści odwiedzający choćby Benares czy Mathurę.
Nowej fali przemocy obawia się również rząd indyjski. Dotychczas jego strategią było wyciszanie konfliktu przez długoletnie przeczekiwanie go bez nadmiernego prowokowania żadnej ze stron. Nie pozwolono zatem na budowę świątyni, ale też na rekonstrukcję meczetu. Potępiono jego zniszczenie, ale nie ukarano winnych, choć jest tajemnicą poliszynela, że wśród nich są politycy jednej z dwóch największych indyjskich partii, Bharatiya Janta Party (wym. Bhartija Dźanta Parti – „Partia Ludu Indyjskiego”). Spór przeciągał się, a odwoływanie się do historii odegrało w nim teraz odwrotną rolę: przed zburzeniem meczetu posłużyło do mobilizacji radykałów, teraz debaty wokół faktów, dowodów i źródeł przeciągały się, powodując ostudzenie gorących głów.
Fakt przyjęcia takiej strategii może potwierdzać to, jak długo sprawa meczetu czekała na werdykt. Ogłoszono go we wrześniu 2010 roku, a zatem w osiemnaście lat po samych zajściach, choć sprawa trafiła do sądu już w latach 80. Pośród różnych kwestii, które miały zostać rozstrzygnięte na sali sądowej przed ogłoszeniem wyroku, była odpowiedź na pytanie czy meczet „powstał na miejscu rzekomej świątyni po jej zniszczeniu?” oraz „czy hindusi czcili to sporne miejsce jako miejsce narodzin Ramy?”. Sędziowie mieli orzekać o kwestiach historycznych i archeologicznych, w gruncie rzeczy jednak nie powinno to już dziwić, skoro wcześniej w ciągu całego sporu czynili to już działacze radykalnych organizacji, dziennikarze czy politycy. Zresztą jest rzeczą naturalną, iż przy sądowym rozstrzyganiu wielu sporów trzeba zagłębić się w historię.
Trzyosobowy skład sędziowski nie ważył się oczywiście na samodzielne orzekanie w kwestiach historycznych. W 2002 roku zwrócił się on do Archeological Survey of India, ta instytucja zaś przeprowadziła wykopaliska, których kontrowersyjne konkluzje opisano wcześniej. Mimo wspomnianych wcześniej wątpliwości, sędziowie zawierzyli raportowi ASI. W typowo indyjskiej próbie znalezienia kompromisu, postanowili podzielić ziemię meczetu na trzy części, przyznając jedną stronie muzułmańskiej, pozostałe zaś rozdzielając między dwie organizacje hinduskie. W uzasadnieniu sędziowie zgodzili się co do tego, że w miejscu meczetu znajdowała się inna konstrukcja, przy czym dwaj z nich (hindusi) powtórzyli za ASI konstatację, iż musiała to być hinduska świątynia, natomiast trzeci sędzia (muzułmanin) uznał taki wniosek za bezpodstawny. Jak łatwo odgadnąć, taki werdykt, a tym bardziej takie uzasadnienie, zmartwiły muzułmanów, a ucieszyły hinduskich nacjonalistów, którzy potraktowali je jako przyzwolenie na z dawna oczekiwaną budowę świątyni.
Spór o Ajodhję to przykład debaty historycznej, która sama przeszła do historii. Werdykt wygłosił sąd w Allahabadzie, a zatem najwyższy sąd stanu Uttar Pradeś (Allahabad High Court). W Indiach istnieje jeszcze sąd wyższej instancji, to jest najwyższy sąd całego kraju (Supreme Court). Nie ma wątpliwości, iż teraz strona muzułmańska będzie składać apelację. Takie rozwiązanie odpowiadać będzie wszystkim tym, którzy nie chcą rozlewu krwi (czyli większości obywateli), bowiem sprawa znowu na długie lata utknie w prawniczo-historycznych rozważaniach. Tym niemniej jest bardzo prawdopodobne, iż za naszego życia będziemy świadkami fizycznej próby budowy świątyni w Ajodhji lub też zburzenia innego meczetu gdzie indziej. To drugie zapoczątkuje oczywiście nową debatę historyczną w Indiach, a Klio po raz kolejny wróci na pierwsze strony tamtejszych gazet.
Redakcja: Roman Sidorski
Korekta: Mateusz Witkowski