Christopher Duffy - „Wojna oblężnicza 1660-1789. Twierdze w epoce Vaubana i Fryderyka Wielkiego” - recenzja i ocena
Wydawnictwo Napoleon V stanęło na wysokości zadania, wydając książkę Duffy’ego na polskim rynku. Choć praca ma już ponad 30 lat, nie ukrywam, że czyta się ją bardzo dobrze i co najważniejsze – wciąż można się bardzo wiele nauczyć, Zwłaszcza, że Duffy niczym inżynier przed twierdzą do zdobycia, przygotował się do „oblężenia” tematu.
„Wojna oblężnicza 1660-1789. Twierdze w epoce Vaubana i Fryderyka Wielkiego” - pozycja klasyczna
Recenzowana pozycja skupia się na okresie, który można uznać za „złoty okres” twierdz i oblężeń. Za czasów Ludwika XIV we Francji rodzi się nowoczesna, naukowa inżynieria wojskowa. Z luźnego zlepku zatrudnianych od przypadku do przypadku specjalistów, tworzy się nowoczesny korpus oblężniczy, wyszkolony tylko w jednym celu – zdobywać i bronić dla króla.
140 lat kampanii wojennych w Europie w połączeniu z kroczącym postępem technicznym i technologicznym wymusiło zmiany w sztuce wojennej. Duffy nie podszedł do tej kwestii chronologicznie, lecz raczej problemowo. Za punkt wyjścia wybrał oczywiście kampanie Ludwika XIV, które z roku na rok stawały się modelowym przykładem wojny pozycyjnej ery nowożytnej.
Dzięki Sebastianowi le Pestre de Vauban narodziła się nowoczesna wojskowa, systematyczna inżynieria. Ten proces Duffy ukazuje na wybranych epizodach licznych wojen w Europie Zachodniej w drugiej połowie XVII wieku i początku XVIII wieku. Autor poświęca wiele miejsca szczegółowej działalności Vaubana, jednocześnie szukając słabych punktów w jego koncepcji. Pojawia się pytanie: czy jest coś takiego jak dziedzictwo Vaubana? Zdaniem Duffy’ego jest, dodatkowo pieczołowicie przechowywane i kultywowane przez stworzony przez niego korpus inżynieryjny. Jest ono również przekleństwem korpusu – przez wiecznie żywe idee swego twórcy przodujący francuscy inżynierowie stopniowo popadają w konserwatyzm.
Duffy zwraca uwagę na inne wielkie nazwiska inżynierów, które nikną w cieniu wielkiego Francuza – m.in. niejakiego Menno van Coehoorna. Historycy wojskowości kojarzą o głównie (jeśli w ogóle) z typem lekkiego moździerza okopowego. W rzeczywistości był to prawdziwy geniusz inżynierii wojskowej, wyprzedzający swoją epokę, a z racji charakteru – człowiek, który nie mógł zdobyć swojego miejsca na podium saperskim.
„Wojna oblężnicza 1660-1789. Twierdze w epoce Vaubana i Fryderyka Wielkiego” - teoria i praktyka
Choć zakończenie wielkich wojen Ludwika XIV kończy chronologicznie pewien etap, Duffy w tym momencie odchodzi od kalendarzowego postrzegania historii na rzecz klucza geograficznego. Kolejne rozdziały są podróżą po kolejnych fragmentach Europy, gdzie autor przedstawia nie tylko teoretyczne aspekty wojen oblężniczych, lecz także praktyczne – oczywiście na wybranych przykładach. Odnoszę jednak wrażenie, że skupia się mimo wszystko na Europie Zachodniej – bo jak inaczej ocenić fragmentarycznie wzmianki na temat oblężenia lądowo-morskiego Gdańska w 1734 r. (135 dni to jednak niezły rezultat w XVIII wieku!) czy jedynie kilka słów poświęconych orlej skale Rzeczpospolitej, czyli Kamieńcowi Podolskiemu.
Na kartach swojej książki Duffy przedstawia proces zamiany inżynierów wojskowych z pomocników dowódców w odrębny rodzaj wojsk wymagający specjalistycznego sprzętu, wyszkolonych żołnierzy (stąd saperzy od sap -= przykopów) i - przede wszystkim - żołnierzy. Nic dziwnego, że posiadająca duże środki finansowe absolutystyczna Francja zapoczątkowała ten trend. Po prostu było ją na to stać. Duffy słusznie udowadnia, że rozwój techniki i koncepcji wymusił w końcu na pogodzenie się przez dowódców polowych z faktem, że na oblężenia mają coraz mniejszy wpływ, a także że technika wymaga stałej ewolucji koncepcji. W końcu sztuka wojenna to konflikt pomiędzy atakiem i obroną – a ten pojedynek nigdy się nie skończy póki ludzkość będzie trwać.
Książka warto przeczytać. Zresztą, pozycje klasyczne bronią się same. Polecam!