J. Willink, L. Babin - „Ekstremalne przywództwo. Elitarne taktyki Navy SEALs w zarządzaniu” - recenzja i ocena

opublikowano: 2018-01-19 19:15
wolna licencja
poleć artykuł:
Przywództwo ma magnetyczną siłę, a rozwój osobisty pasjonuje wielu z nas. Ale nie każdą książkę na jego temat warto przeczytać, nawet jeśli jej autorami są żołnierze elitarnego oddziału US SEALs.
REKLAMA
Jocko Willink, Leif Babin
nasza ocena:
3/10
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Sine Qua Non
Tłumaczenie:
Bartłomiej Łopatka
Okładka:
miękka
Liczba stron:
304
Data i miejsce wydania:
pierwsze
Format:
150x215mm
ISBN:
978-83-658-3624-3

Pisanie recenzji książki o rozwoju osobistym jest niełatwe. Rzecz dotyczy wszak ograniczeń i wyzwań tkwiących we wnętrzu każdego człowieka, a to najgłębiej skrywane tajemnice każdego z nas. Niemniej, łatwiej jest się do nich przyznać i je przekraczać, gdy znajdziemy odpowiednią, właściwą dla siebie narrację.

Ta książka mówi o rozwoju osobistym językiem wojskowych. Książkę napisało dwóch dowódców oddziałów specjalnych US Navy „Sea, Air and Land”, czyli popularnie zwanych sealsów (fok). Niestety, okazuje się bublem z bardzo prozaicznego powodu – dramatycznie niskiego poziomu tłumaczenia, co wprost uniemożliwia komfortowe zapoznanie się z treścią.

„Ekstremalne przywództwo” – prawdy o liderach

Rozwój osobisty sprowadza się do kilku reguł, które każdy dorosły zasadniczo powinien znać i stosować. Ale tak nie jest i stąd właśnie mówimy o rozwoju. „Ekstremalne przywództwo” odwołuje się do tych zasad, w każdym rozdziale podpierając je przykładami militarnymi i biznesowymi. Jej struktura jest przejrzysta. Pozycja podzielona jest na 3 części. Pierwsza jest kluczowa, omawiając podstawowe zasady, w tym najważniejszą z nich, czyli całkowitą odpowiedzialność lidera za zespół, za wszystko co wpływa na jego zadania. Obok tego, uznanie że nie ma złych zespołów tylko źli liderzy, wiara lidera w misję (odcięcie się od bieżących zadań i spojrzenie z poziomu strategicznego) oraz umiejętność trzymania w ryzach ego i kultywowanie pokory.

Część druga, „prawa walki”, opisuje zasady, jakimi kierują się sealsi w boju i jak mogą one zostać zastosowane w biznesie. Są nimi: 1) osłaniaj i przemieszczaj się; 2) prostota; 3) priorytytetyzuj i wykonuj; 4) zdecentralizowane dowodzenie. Część trzecia dotyczy wyzwań, które stoją przed liderami oraz sposobów radzenia sobie z nimi. Są to 1) plan (cel, zasoby, misja etc); 2) wychodzenie z inicjatywą i komunikacją do przełożonych zwane przez autorów dowodzeniem w górę łańcucha dowodzenia; 3) podejmowanie decyzji, nawet kiedy brakuje pełnych danych oraz 4) samodyscyplina.

REKLAMA

W ostatnim rozdziale poświęconym dyscyplinie jest arcyciekawy fragment o tzw. dychotomii przywództwa, czyli balansowaniu na cienkiej linii pomiędzy różnymi aspektami. Cechy lidera pokrywają się więc do dużego stopnia z człowiekiem świadomym siebie. Zdaniem autorów „dobry lider musi być: pewny siebie, ale nie pyszałkowaty; odważny, ale nie lekkomyślny (…); pokorny, ale nie pasywny; agresywny, ale nie nadgorliwy (...)” (s. 286). Ciężko zatem nie zgodzić się z ich konkluzją, że „przywództwo jest proste, ale nie łatwe” (s. 294).

„Ekstremalne przywództwo” – słabość tłumaczenia

Niestety, najsłabszym punktem jest tłumaczenie, które praktycznie odbiera jakąkolwiek przyjemność z czytania. Książka została wydrukowana przy pomocy słownictwa języka polskiego, ale z językiem polskim ma mało wspólnego. Ciężko uwierzyć, że pracował nad nią ktoś jeszcze poza tłumaczem – chociaż w informacjach znajdziemy informację o rzekomym wkładzie korektora i edytora. Poziom języka przypomina bowiem nieledwie ten stosowany w gimnazjach, tak jakby treść została wypuszczona z Google Translator, z niewielkimi jedynie zmianami. Kolejne akapity mojej recenzji są poświęcone uzasadnieniu tak surowej oceny. Posłużę się przykładami, występującym na praktycznie każdej stronie książki.

Rzecz przedwstępna – tłumaczenie tytułu, który po angielsku brzmi „extreme ownership”. Co prawda na okładce znajdujemy „ekstremalne przywództwo”, które chociaż nie dosłowne, to dość dobrze oddaje naturę książki. Tymczasem w treści o wiele częściej pojawia się absurdalne tłumaczenie - „ekstremalne zawłaszczanie” – w odniesieniu do wcześniej wspomnianej całkowitej odpowiedzialności lidera. Zawłaszczanie? Czego? Czy to słowo jest w języku polskim stosowane do opisywania relacji międzyludzkich? I kiedy ostatni raz, drogi czytelniku recenzji, słyszałeś to słowo?

Rzecz pierwsza – tłumaczenie rzeczowników. Książka pełna jest tak egzotycznych zwrotów, jak „taktyczne unikanie bratobójstwa” (s. 45) czy „likwidowanie redundancji” (w firmie-MH, s. 48). Jak się dowiadujemy, odprawy przygotowywali „geniusze taktyczni” (s. 224) a jeden z żołnierzy „dowodził z dyskretną siłą” (s. 110). Teren też był bardzo specyficzny bowiem miasto Ar-Ramadi, gdzie odbywały się opisywane operacje, było pełne „przepalonych kup metalu” (s. 104) a jeden z budynków, w których operowali autorzy „był zdezelowany” (s. 241). Przez strony także nonstop przewijają się „kluczowi liderzy”, zarówno oddziałów wojskowych, jak i omawianych firm. Tyle tylko, że w języku polskim kluczowy lider jest jeden, a nie wielu. Takie nietrafione i częste tłumaczenia przerywały mi tok przyswajania książki.

REKLAMA

Rzecz druga – struktury językowe. Przyjrzyjmy się zdaniu „wystrzeliliśmy tysiące nabojów z naszego szerokiego arsenału, aż osiągnęliśmy wysoki poziom celności w działaniu pod presją” (s. 82). Słowa owszem, polskie, ale czy język? Szeroki arsenał – ale czego? Działanie pod presją – ale czego?

Niestety, cała książka jest pełna podobnych fraz, jakby żywcem skopiowanych z narzędzia firmy Google. Teoretycznie poprawnych, ale jednak wywołujących poczucie niemal niestrawnej „sztuczności języka”. Autorzy piszą, że w pojedynkach snajperskich „preferowaliśmy mniej sprawiedliwy spektakl” (s. 188) i na własne oczy widzieli „przemoc na polu bitwy i niesamowity heroizm żołnierzy i marines” (s. 107). Kolejny przykład? Jedno z posunięć, jakie planowała CEO jednej z firm, którym doradzali autorzy „może zmniejszyć naszą kadrę sprzedażową, ale na dłuższą metę zwiększy naszą pojemność” (s. 98). Przekładanie struktur językowych jeden do jednego z angielskiego na polski powodowały, że nad znaczeniem każdego zdania musiałem się zastanawiać. Jak dowiadujemy się z książki „Przywódcy muszą znać swoje ograniczenia i wiedzieć, w jakim tempie działać, żeby utrzymać solidną jakość wykonania przez cały czas” (s. 284). Tempo pracy nad tą pozycją było jak widać zbyt szybkie by zapewnić wysoką właśnie – nie solidną – jakość.

REKLAMA

Rzecz trzecia – tłumaczenie słownictwa fachowego. Z jednej strony tłumacz przekłada stopnie stosowane w jednostce SEAL na polskie czy gdzieniegdzie wstawia wyjaśniające przypisy. Z drugiej strony, w treści jest wiele zaskakujących tłumaczeń. Na przykład dowiadujemy się o oddziałach niszczenia podwodnego (s. 59) – co brzmi trochę bez sensu, prawda? Owszem, gdyż tłumacz bezpośrednio przełożył nazwę „Underwater Demolition Team”, prekursorów SEAL. Inny przykład? Autor książki składał przysięgi, że w czasie walk stosował się do zasad zawiązywania walki (s. 250). Czy ktoś słyszał o takich zasadach? Zapewne nie. Tymczasem jest to kolejne pozbawione kontekstu tłumaczenie, tym razem pojęcia „rules of engagement” czyli zasad użycia siły w trakcie interwencji sił na obcym terenie. Może jeszcze jeden? „Działo Bradleya kalibru 25 mm” (s. 192). Zestawmy to jeszcze raz - „działo” i „25 mm”. Bez komentarza. I na koniec ciekawostka – otóż w Iraku sealsi korzystali z „broni taśmowych” (s. 108). Czym one są, pozostaje dla mnie nieodgadnioną tajemnicą.

Rzecz czwarta – stylistyka. Bez wątpienia amerykańscy autorzy nadali jej styl popularny. Trudno jednak określić jak bardzo i do jakiego stopnia został on przez polski zespół odwzorowany. Oto cytat: „Ostra jazda! – krzyknął podekscytowany [jeden z sealsów-MH] – W tym budynku chowa się kilku mujów i dają niezły pokaz”. (…) Było jasne, że uważał tych mujów za hardkorów” (s. 36). W innej sytuacji autorzy uśmiechnęli się, kiedy wzięli udział w solidnej ulicznej strzelaninie i spuścili łomot wrogowi – dzięki temu czuli się w gazie (s. 133). Całości dopełnia wręcz symboliczne „skomplikowane gówno” (s. 223). Cały czas zastanawiam się: dla kogo jest przeznaczona ta książka?

*

Nieco pompatyczny język amerykańskich autorów (sformułowania typu „nasi bracia, którzy dzielnie przelewali krew”), dramatyczne tłumaczenie nieuwzględniające kontekstu języka polskiego i niezdecydowanie co do stylu – tworzą trudną do przełknięcia mieszankę. Jej lektura przypomina konsumpcję niedogotowanych ziemniaków. W teorii można się najeść, ale w praktyce: ani to pożywne, ani przyjemne.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Maciej Hacaga
Absolwent Wydziału Historii Gospodarczej London School of Economics, Wydziału Historii Uniwersytetu Wiedeńskiego oraz Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Jego zainteresowania koncentrują się wokół znaczenia czynników gospodarczych i surowcowych dla potęgi państw, zagadnień bezpieczeństwa międzynarodowego, energetycznego i ekonomicznego, oraz historii gospodarczej z perspektywy globalnej (global history).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone