Każdy zasługuje na drugą szansę – recenzja i ocena filmu Ghost Rider

opublikowano: 2007-03-26 13:00
wolna licencja
poleć artykuł:
W świetle dnia zwykły człowiek, nocą piekielny posłaniec. Demon w ciele człowieka, który swoją klątwę potrafił zmienić w błogosławieństwo. To Ghost Rider, kolejny komiksowy heros, którego przygody zostały przeniesione na duży ekran.
REKLAMA

Od jakiegoś czasu na ekranach kin gości coraz więcej bohaterów komiksów. Pomimo ciągłych produkcji opierających się na rysunkowych bohaterach, ich wzlotach i upadkach, są oni na tyle popularni, by nieustannie po nich sięgać. Tym razem na ekranach kin zawitała adaptacja przygód piekielnego łowcy Ghost Ridera, postaci rodem ze stajni Marvela. Historia, na której opiera się film, opowiada o młodym kaskaderze motocyklowym imieniem Johnny Blaze, który jako młody chłopak zawiera pakt z diabłem. Oddaje swoją duszę w zamian za przywrócenie zdrowia choremu na raka ojcu (przynajmniej tak sądzi). Po kilku latach szatan powraca, by odebrać „należność”, w zamian za zwrot duszy obarcza głównego bohatera darem, a raczej przekleństwem. Za dnia jest człowiekiem, lecz w nocy w obecności zła władzę przejmuje jeździec – jako płonący szkielet obdarzony nadnaturalnymi zdolnościami, przemierza ulice w poszukiwaniu zbuntowanego demona imieniem Blackheart, który de facto jest również synem Mefistofelesa, i jego popleczników, upadłych aniołów.

Podobno wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, jak to mawiali starożytni, ta zasada odnosi się również do wszelkiej maści adaptacji przygód komiksowych superbohaterów. Każda z ekranizacji opiera się praktycznie na tych samych zasadach, przyjętych schematach i koncepcjach. Podobnie jest również z Ghost Riderem - znajdziemy tu walkę ze złem, wielką miłość, w imię której główny bohater będzie walczył, i pokutę za błędy z przeszłości. A co za tym idzie, ciąg wydarzeń przedstawiony w filmie staje się bardzo przewidywalny i, jak to bywa w tego typu przedsięwzięciach, dobro i miłość znowu triumfują. Co idealnie podkreślają słowa Caretakera: Każdy, kto sprzedał duszę w imię miłości, ma moc, by zmieniać świat. Na szczęście twórcy filmu nie pozwalają nam się nudzić: w ciągu niespełna dwóch godzin widz ma na czym zawiesić oko - ciągłe walki, pościgi i popisy kaskaderskie są na najwyższym poziomie, dzięki czemu film jest lekki i przyjemny w odbiorze.

Jednak to, dzięki czemu – przede wszystkim - Ghost Rider zyskał w moich oczach, to świetne efekty specjalne, których rozmach momentami „wgniata w fotel”. Przemieniony w piekielnego łowcę Blaze sieje na swym ognistym „rumaku” efektowną pożogę i zniszczenie. Zresztą sam motyw wjechania na dach wieżowca czy jazda po wodzie robi duże wrażenie. Swoistym elementem, który wyróżnia film od innych tego typu produkcji, jest też postać Ghost Ridera, która prezentuje się po prostu genialnie – oto płonący szkielet, w skórzanej, naszpikowanej kolcami kurtce, z ognistym łańcuchem w rękach, w towarzystwie swego nieodłącznego harleya, przypominającego szkielet. O wiele gorzej natomiast wypadają jego przeciwnicy, Blackheart i sprzymierzone z nim upadłe anioły. W porównaniu z płonącym szkieletem wyglądają jakby szli na bal przebierańców, a zakupy robili w piekielnym lumpeksie.

Ghost Rider może i nie zasługuje na miano arcydzieła, ale nie należy go od razu skreślać. Mimo że nie jest to najlepsza adaptacja komiksu, nie wróżę mu klapy finansowej. Osoby, które uwielbiają ekranizacje komiksów, szczególnie tych marvelowskich, z pewnością, tak jak ja, nie zawiodą się i wyjdą z kina z przeświadczeniem, że nie był to bynajmniej zmarnowany czas i pieniądze. Ci, którzy pójdą ze względu na efekty, również, bo będzie to dla nich miła dla oka uczta.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Jarosław Machura
Rocznik 1985. Pochodzi z Pińczyc, małej miejscowości niedaleko Częstochowy. Większość czasu spędza w Katowicach gdzie studiuje socjologię na Uniwersytecie Śląskim. Zainteresowania to przede wszystkim kultura popularna ze szczególnym zaznaczeniem literatury i kina. Od niedawna w Stowarzyszeniu Działań Nietypowych „Szatnia”. Z „Histmagiem” związany od grudnia 2006 roku.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone