Na obraz i podobieństwo

opublikowano: 2007-07-16, 17:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Ideologie, które w założeniach próbują forsować siłowo pewne wzorce, zasługują na określenie bandyckich. Poza aspektem wolnościowym, są niebezpieczne również z punktu widzenia systemowego; społeczeństwo monokulturowe – podobnie jak jednogatunkowy las – łatwiej jest podpalić.
reklama

Uprzedzając komentarze, wbrew pozorom pod taką klasyfikację nie podpada żadną miarą Kościół. Jest w nim miejsce i na duchowość biedaczyny z Asyżu, i na „Kościół tryumfujący”. Dla zwolenników Trydentu i Vaticanum. Na duszpasterstwo Indian i dysputy teologów w Ratyzbonie. W Kościele i innych „zacofanych ideologiach” jest miejsce dla prawie wszystkich.

Żenująco wręcz monokulturowe są za to ideologie mieniące się postępowymi i nowoczesnymi. Przerażająco monotonne są dwudziestowieczne socjalizmy i komunizmy z ich urawniłowkami. Co jakiś czas przeróżne Castra czy Chavezy z dumą ogłaszają „nowe oblicza komunizmu”, kończące się po paru latach dobrze znanym finałem. Taka też – monotonna, jednostronna i żenująco uboga ideologicznie – jest rzekomo nowoczesna ideologia feminizmu.

Nie chcę być zrozumiany źle. Wielokrotnie pisałem tu o sprawach męsko – damskich i nie jest moją intencją wyznaczanie komukolwiek jakiejkolwiek roli. Wprost przeciwnie – uważam, że dorośli ludzie sami dla siebie wiedzą najlepiej, kto w ich rodzinach ma zarabiać, kto opiekować się dzieckiem, a kto – gotować obiady czy naprawiać kran.

Tyle że właśnie w feministycznej „doktrynie” dla myślących tak, jak ja, nie ma miejsca. Żadna z ideolożek (?) równouprawnienia nie chce słyszeć, żeby podział ról pozostawić w obrębie rodziny. Ot, jak zwykle za nasze pieniądze Wyższa Szkoła Ekonomiczna w Białymstoku szykuje kampanię „Partnerska Rodzina”. Streszczenie banalne i oczywiste: Samiec twój wróg, kobieta w domu – źle, kobieta w pracy – dobrze. Nihil novi.

Feminizm nie stanowi zagrożenia dlatego, że coś „postuluje”. Mi wysuwanie roszczeń i postulatów również się zdarza, szczególnie po pijanemu, i nikt nie robi z tego wielkiego problemu. Feminizm groźny jest dlatego, że jego realizacja nie jest możliwa bez neototalizmu.

Jako zwolennik darwinizmu społecznego widzę, że feministyczne zmiany dokonują się bez czyjegokolwiek udziału. Na większości współczesnych rodzin gospodarka wymusza pracę zarobkową kobiet. Gdyby feministki myślały logicznie, zauważyłyby, że realizację jednego z ich postulatów – wolność wyboru pomiędzy domem a pracą – zagwarantowałby ich najzaciętszy wróg, czyli liberalizm, ze szczególnym uwzględnieniem niższych podatków. Bogacze lubią być jednak niezależni, więc nie jest to siostrom na rękę, stąd też pchają one kobiety na traktory w inny sposób, judząc je przeciw mężczyznom. Niespecjalnie odkrywcze, ale pokazujące jeszcze jedną cechę feminizmu – jest on ideologią negatywną. Żadna z ideologii prymitywnych nie może bowiem funkcjonować bez toposu wroga, bez jego określenia traci swoją tożsamość i zawisa w próżni. Hitleryzm miał Żyda, socjalizm – spekulanta, szamanizm – Mzimu, komunizm – kapitalistę, a feminizm ma mężczyznę. Co kraj, to obyczaj.

reklama

Jeśli w dzisiejszych społeczeństwach postulaty feministyczne okażą się pożyteczne społecznie, zatryumfują tak czy siak. Jeśli dla społeczeństwa jako całości są one szkodliwe – siłowe propagowanie feminizmu jest głupotą. Tutaj najbardziej uwidacznia się właśnie rozdźwięk między ewolucjonistami a totalistami, do których należą właśnie feministki. Pysznym przykładem jest przeczytany gdzieś opis budowy wyspy na jeziorze. Społeczny konserwatysta godzinami przechadza się po brzegu, bazgroli coś na kartce, mamrocze do siebie – a potem wbija w środek nurtu patyk i czeka, aż rzeka sama naniesie odpowiedni materiał i zrobi za niego całą robotę. Totalista – kopie rowy, melioruje, poszerza koryto, wjeżdża do rzeki ciężkim sprzętem i buduje wyspę – tylko po to, żeby za dwa miesiące całą robotę diabli wzięli, bo rzeka nie wie niczego o wielkich planach jej podboju i płynie tam, gdzie jej wygodniej, zabierając wielkie plany i wielkie wyspy ze swoim nurtem.

Jedyną „jednością w różnorodności”, na jaką udało mi się trafić po – fakt, żenująco krótkich, ale za to przezabawnych – badaniach feminizmu, jest podejście feministek do spraw seksu. Z jednej strony, na fali ideologii „samiec twój wróg!” mamy feminizm drastycznie antymaskulinistyczny, każący prawdziwym feministkom realizować się jedynie na manifach. Z drugiej zaś - pochodną teorii wyzwoleńczych, upatrujących apogeum feministycznej niezależności w chędożeniu się, z kim i gdzie popadnie. Powyższy, delikatnie mówiąc, dualizm (a niedelikatnie – uznanie za spójną doktryny łączącej w sobie dwa poglądy doskonale przeciwstawne), dostarcza oczywiście samcom pola do rechotliwej wyżywki, prawdziwym feministkom zaś – argumentu o bezzasadnym kąsaniu po kostkach szlachetnego ruchu wyzwolenia kobiet.

Wyzwolenia, jak już wspominałem, od różnorodności, pchającej nas w okowy kolejnej ideologii jedynie słusznej, gdzie kobieta tęskniąca za macho ma szansę jedynie na gogusiowatego hermafrodytę, golącego się pod pachami i pijającego bezalkoholowe popłuczyny. Społeczeństwo bez feministek rządzi się zasadą „dla każdego coś miłego”, oferując i wspomnianych metroseksualistów, i ostatnie łachudry – nieszczególnie użyteczne w małżeństwach, ale za to doskonałe na wojnę, kiedy trzeba będzie feministki obronić przed innymi seksistami.

Swego czasu dotarłem do sporów na temat ilości zetknięć potencjalnego odbiorcy z reklamą, powyżej której prawdopodobieństwo zakupu znacznie wzrasta. Praktyk po wysłuchaniu moich wątpliwości stwierdził, że próbować jednoznaczne ustalić tę liczbę to tak, jakby wymagać od wszystkich domów, żeby miały po trzy piętra. Skoro więc nawet w takim drobiazgu nie można znaleźć wspólnego języka, jak można mieć czelność, lansując feminizm jako ideologię jedynie słuszną? Konfrontację z uznaniem ogółu wytrzymuje tylko rezolucja, opracowana w starym dowcipie po ogólnoświatowym zlocie feministycznym. Po pierwsze, mężczyźni to swołocze. Po drugie, absolutnie nie mamy co na siebie włożyć.

Zobacz też:

reklama
Komentarze
o autorze
Łukasz Karcz
Autor nie nadesłał informacji na swój temat.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone